Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 410
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Kącik kreatywności
»»» [Z] Chwilowo Bez Tytułu
Drukuj temat · [Z] Chwilowo Bez Tytułu
~Peepsyble F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 12-05-2009 15:32
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Uff. No to jakoś poszło.

Od razu wyjaśnię - przyznaję się, pisze w stylu i moje FF ma w sobie pewne rzeczy - bohaterów przede wszystkim, pochodzące z książek Joanny Chmielewskiej. Żeby nie było...

Zbetowane przez kochaną Shirę!

Chwilowo Bez Tytułu
Czyli poprawione po mieszance jedzeniowej, buraczkach, rumianku i posterunkowym Groshku.

Rozdział I
Już od dobrych kilku dni kłóciłam się z Diabłem. Wszystko przez te cholerne wyścigi. Co prawda to prawda, teoria Cathy twierdząca, że na wyścigach wygrywa się za pierwszym razem, a za kolejnym wręcz przeciwnie, sprawdzała się znakomicie. Aczkolwiek zdarzały się wyjątki. Rzadko, ale jednak.
Tak właśnie stało się kilka dni temu. Blakely wystawiła Clemence - swoją nową klacz, która okazała się wspaniała. Dała mi cynk (Blakely, nie Clemence), że koń ma pierwsze miejsce jak w banku, zwłaszcza przy pieniących się już na padoku ogierach. Widziałam ją na własne oczy i chamstwem byłoby na nią nie postawić.
Zagrałam porządek Clemence - Droppy* (nie mam pojęcia, jak można tak nazwać potężnego ogiera), bo ten, jako jeden z niewielu wyglądał obiecująco. Od razu mogę powiedzieć, że Clemence wygrała o dwie długości, chociaż dżokej prowadzący Clemence musiał się nieźle spocić, gdy ta prawie wyłamała się na zakręcie.
O mało szlag mnie wtedy nie trafił, bo Anthony, zwany przez nas (mnie, Cathy i resztę naszej paczki) Antosiem, czego strasznie nie cierpi, wykrzykiwał "Dawaj, Bobby!" i był tak przerażony, że nawet nasze "Zamknij się, Antoś" nie dawało rezultatów. O dziwo, tak się przejął, że przestał nam rzucać wściekłe spojrzenia. W końcu pogodził się z przegraną i nie odzywał się do końca dnia, na swoje szczęście. Cathy omal mu oczu nie wydrapała za tego Bobby'ego.
Ale wróćmy do rzeczy. Można by się spierać, kto jest bardziej wkurzony - ja, czy Diabeł. Mianowicie on jest wściekły, bo uważa, że mogłam stracić "jego" majątek grając Clemence. Natomiast ja jestem oburzona, bo miesza się w nie swoje sprawy i zatruwa mi życie. Krzyż pański z tym Diabłem, że pracuje jako adwokat. Ma bardzo dobre znajomości w milicji i nasyła na mnie swojego zaprzyjaźnionego majora.
Jak tylko wróciłam do domu, wyleciał jak z pieprzem z sypialni i z naburmuszoną miną zaczął mi zwymyślać.
- ... podobno na tych wyścigach zachowywałaś się jak jakaś wariatka. Postawiłaś na jakiegoś Cam...
- Clemence! - wrzasnęłam z drugiego pokoju. - Nazywa się Clemence i to jest klacz!
- ... wszystko jedno. Nawet nie była pewnym koniem...
- Pewnym koniem! Też mi coś. Ona była najpewniejsza na całym torze...
Diabeł prychnął pogardliwie.
- W każdym razie - zaczął po chwili, nieco już uspokojony. - Gdzie jest moja kasa?
- Twoja kasa? - warknęłam . - TWOJA?!
- Ano moja. Jesteś mi winna.
- Ja ci jestem WINNA?! Wypchaj się sianem.
- Moje oczekiwania...
- A w buty wsadź te swoje oczekiwania. Nie oddam. Wydałam. - Mocno zirytowana, powoli zaczynałam trząść się z furii.
Diabeł zaniemówił. Zbladł, a oczy prawie wyszły mu z orbit. Nagle zaczął się jąkać.
- Jak... jak to? Wydałaś... całe te pieniądze?
- Oczywiście. Na buty z krokodyla.
- ŻE CO?!
- Na buty z krokodyla. I torebkę. - Odparłam wyniośle przewracając oczami.
- Chryste Panie, zwariuję przez ciebie... - Diabeł wyglądał, jakby miał sobie zacząć rwać włosy z głowy. Wyleciał z salonu.
- Oczywiście, kochanie. - Prychnęłam pogardliwie i ruszyłam do kuchni. - Oczywiście...
Rzecz jasna, wcale nie wydałam tych pieniędzy. Wmówiłam mu, żeby się odczepił, inaczej nigdy by mi nie dał spokoju. Nie miałam zamiaru roztrwonić takiej kasy za jednym razem. Ale żebym wtedy wiedziała, ile kłopotów to sprawi...

* * *

Na wyścigach znowu musiałam starannie poinstruować Antosia, bowiem dołączył do nas dość niedawno i jeszcze nie zdążył załapać wszystkiego. Po raz kolejny doradzałam mu, który koń może wygrać.
- To fuks! - wrzasnął potężnie, gdy wybrany przez niego ogier wygrał.
- Jaki tam fuks! - skarciłam go. - Prawie cały tor go gra.
Antosiowi nieco zrzedła mina.
- Nie martw się - pocieszyłam go. - Następnym razem będzie lepiej...
Antoś pomarudził jeszcze chwilę, ale ja już przestałam go słuchać. Miałam ważną sprawę do załatwienia. Mianowicie, tego dnia przywieźli na bazarek duńskie buraki. Uwielbiałam je nieziemsko. Strasznie się cieszyłam, bo taka okazja zdarzała się tylko dwa razy do roku, a schodziły bardzo szybko. Nie miałam zamiaru odpuścić, więc zbierałam się do wyjścia, by zawczasu kupić parę kilo, zanim wszyscy się rzucą na nie jak wściekli.
Urwałam się z wyścigów i popędziłam na bazarek. Kupiłam buraczki i już miałam wrócić do samochodu, gdy ujrzałam widok straszliwy. Przez główną ulicę rynku, leciała dosyć młoda, ładna blondynka, zapewne młodsza nieco ode mnie, wywijająca czerwoną torebką. Z daleka było widać, że minę miała przerażoną. Torebka okazała się pechowa - główna ulica bazarku nie była zbyt szeroka i kobieta zaczepiła nią, torebką rzecz jasna, o stoisko z owocami.
Wszystko wydarzyło się dosłownie w kilka sekund, ale zjawisko to wyglądało niezwykle. Kilka dużych grejpfrutów spadło na ulicę i przeturlało się kilka metrów dalej. Owoce z impetem wpadły na ogromny kosz z jabłkami postawiony na niezbyt mocnych drewnianych nogach. Nogi się złamały i cały kosz się przewrócił. Wszystkie jabłka rozsypały się po całym bazarku.
Dzięki turlającym się wokoło owocom przewróciło się jeszcze kilka, choć na szczęście niewielkich koszyczków.
Chyba jako jedyna w okolicy zwróciłam uwagę na kobietę. Miałam czas, a zaciekawiła mnie, więc zatrąbiłam na nią. Popatrzyła w moją stronę i z obłędem w oczach rzuciła się do drzwiczek pasażera.
- Błagam, niech mnie pani zawiezie na Barniewicką! - wybełkotała i wpadła do środka, gwałtownie zamykając drzwiczki. - Szybko!
Proszę bardzo, czemu nie. Ruszyłam z piskiem opon, dosyć gwałtownie, bo jej nerwowy nastrój jakoś dziwnie mi się udzielił.
- Proszę pani... - zaczęła kobieta. - Przepraszam panią, za to zamieszanie... dziękuję bardzo, uratowała mi pani życie... nie wiem jak mam pani dziękować...
- Nie trzeba - odparłam dobrodusznie. - Co się pani stało? Goniło panią co?
- Można i tak... nie...! Znaczy... no... może tak. - dziewczyna zaczęła się nieco jąkać. - Och...
Ni z tego, ni z owego, zaczęła mi opowiadać wszystko od początku.
Otóż ciotka jej umarła i zostawiła całkiem niezły spadek. Spadek, jak spadek, jakąś małą część trzymała w domu. Schowała i na jakiś czas zapomniała.
Po jakimś czasie spotkała dosyć miłego, przystojnego i dobrze wychowanego mężczyznę. W jakichś tam.... nie pamiętam dokładnie w jakich okolicznościach, w każdym razie miała jakieś problemy i on pragnął jej pomóc. Czemu nie, zgodziła się, bo zresztą nieczęsto spotyka się przyzwoitych facetów. Zaprzyjaźniła się z nim. Pracował u niej w domu, chyba w remoncie pomagał. Kilka miesięcy u niej był, bajerował ją, aż w końcu znikł niezauważony, a wraz z nim i spadek, a konkretnie ta część trzymana w domu. Spadek trzymała w starej skrytce w podłodze, a skrytka przykryta była średniej wielkości komodą.
Wracała raz z pracy do domu, mieszkanie miała na parterze. Już stała przy drzwiach, gdy rozległ się huk. Wleciała do środka i tylko mignęła jej brązowa czupryna, ale to wystarczyło, by rozpoznać owego mężczyznę.
Jedyne, co pozostało, to straszny bałagan w salonie, skrytka otwarta i pusta, a komoda przewrócona. To wszystko, co wiedziała.
Ale to nie koniec, bo dzisiaj wracała od kuzynki. Niby jasno jeszcze było, słońce świeciło, ale uliczki między starymi domami na osiedlu i tak były ciemne. Na swoje nieszczęście jedną musiała przejść i tam właśnie spotkała złodzieja. Mężczyzna przycisnął jej nóż do gardła grożąc, że jak piśnie komuś słówko o kradzieży, to może się przeżegnać, ale ona gdy była małą dziewczynką uczyła się sztuki walki. Rąbnęła faceta zdrowo, zanim ten w ogóle zdążył skończyć swoją przemowę i świńskim truchtem runęła prosto na bazarek. Na tym koniec.
Dodała jeszcze tylko, że nazywa się Andy Malley i że zamierza pójść na milicję. Poparłam jej pomysł i od razu zaproponowałam, że zawiozę ją na posterunek.
Andy polubiła mnie widać od razu i prawie rzuciła mi się na szyję. Wyglądała cały czas na zdenerwowaną, ale zaczynała się już uspokajać. Ja zamyśliłam się głęboko. Cała sprawa zaczęła mnie interesować. Spojrzałam na zegarek i przypomniałam sobie o obiedzie dla Diabła. Krew we mnie zawrzała; nie zamierzałam zrezygnować z ciekawego wieczoru tylko dla zaspokojenia żołądka mojego nadętego męża, co to to nie. Pojechałyśmy na posterunek...

* Dropping - Bobek.

Edit.

]Rozdział II
Od dawna lubiłam milicję, a szczególnie tą naszą, na Mokotowie. Byłam tam dość znana, zwykle przez to, że dziwnym przypadkiem często wplątywałam się w różne afery. Zazwyczaj wiązało się to z jakimś morderstwem. Nie miałam pojęcia, że tak będzie i tym razem. Druga rzecz to major, który na polecenie Diabła, gdy tylko mógł, śledził każdy mój ruch.
W każdym razie zawiozłam Andy na milicję, a ta złożyła zeznania. Później odwiozłam ją do jej mieszkania i obiecałam się za kilka dni odezwać. Potem pojechałam do siebie, bo co jak co, ale już tak bardzo nie chciałam się Diabłu narażać.
Przy okazji zadzwoniła do mnie Anielka, moja starsza kuzynka i poprosiła mnie bym jutro, w sobotę, zajęła się jej siostrzenicą Nancy, która przyjechała do niej na weekend. Anielka miała ważne spotkanie i nie mogła się zająć dziewczynką.
Dziewczynka okazała się prawie dorosłą kobietą - miała prawie osiemnaście lat i niedługo zamierzała zdawać na prawo jazdy. Zapytała, czy mogłybyśmy trochę poćwiczyć, a ja się zgodziłam, bo i tak nie miałam niczego lepszego do roboty.
Tak więc, wbrew sprzeciwom wygłodniałego Diabła, zrobiłam dla nas rano kanapki z pół bochenka chleba i zapakowałam. Kupiłam jeszcze w spożywczaku dwa litry soku jabłkowego i mogłyśmy ruszać. Ustaliłyśmy, że jak znajdziemy dogodne miejsce, to zrobimy piknik.
To, że znalazłyśmy się potem w Radomiu, to już inna sprawa i inna rzecz. Co przeżyłyśmy, to nasze.

* * *

Pojechałam na wyścigi w następnym tygodniu, z racji tego, że na niedzielę ustaliłam sobie mycie samochodu. A co mi tam, raz na ruski rok należy zrobić z moją skodą porządek.
Wściekłam się na Diabła, bo przez niego zapomniałam na śmierć o buraczkach i miałam je cały czas w torebce.
W każdym razie umówiłam się z Cathy, Antosiem, Mayką i Aldoną na wyścigi. Antosiowi znowu wrócił zapał; biegał w te i z powrotem, przepychając się między ludźmi, jęcząc, że z naszych miejsc jest zły widok na konie. Trochę się uspokoił, gdy Cathy wściekła się na niego i zdzieliła go lornetką.
- Zamknij się Antoś i siedź. - warknęła złym głosem. - Nie przeszkadzaj, ja tu muszę wybrać konie...
- Wybrać konie? - parsknęłam pogardliwie. - Co tu wybierać...? Wystawili takie beznadziejne, że szansę ma tylko Cary. Reszta to badziewie.
Na to oburzyła się Mayka.
- To też badziewie? - zapytała z furią. - Przecież to najlepszy koń!
- Nieprawda! - wykrzyknął Antoś. - Najlepsza jest Florens!
- Durny jesteś niemożliwie...
Tak zaczęła się kłótnia. Wyłączyłam się z niej po cichu, zdając sobie sprawę, że poniekąd zaczęła się przeze mnie.
I jak na złość wygrała Florens. Kto jak kto, ale Antoś miał talent do wkurzania.


Tego dnia zobaczyłam pierwszy raz mojego Bruneta. Zdarzyło się to w dosyć dziwnych okolicznościach. Miałam zamiar zejść na dół, po schodach oczywiście, ale tłum mi to skutecznie uniemożliwiał. Po jakimś czasie zobaczyłam, że ktoś tam się przepycha i ucieszyłam się niezmiernie, bowiem była to, być może moja jedyna szansa na wydostanie się z tłoku. Takim sposobem, już po paru sekundach znalazłam się na dole, aczkolwiek nieco poturbowana, bo większą część drogi przejechałam na tyłku. Podłoga była tam śliska i wypolerowana wręcz do obrzydliwości , więc pojechałam sobie dość daleko i wylądowałam na dużej, puchatej torbie owego Bruneta, który niezmiernie zdziwiony pomógł mi wstać.
Przeprosiłam go bardzo grzecznie, na co on zaczął przepraszać mnie. To, że w tym właśnie momencie dostrzegł we mnie jedyną szansę na zdobycie forsy, dowiedziałam się znacznie później. Wtedy też zgubiłam torebkę, znaczy się podczas zjeżdżania ze schodów, ale tego też nie zauważyłam od razu. Prawda wyszła na jaw, dopiero gdy umówiliśmy się na kawę.
Gdy zauważyłam brak torebki dostałam ostrej histerii. Głównie dlatego, że były tam buraczki, które jak się zdążyłam dowiedzieć, zostały już wyprzedane.
Brunet mojego życia przytomnie zaproponował podwózkę na milicję. Po drodze zaczął mnie wypytywać.
- Słuchaj... co ty tam miałaś w tej torebce?
- Buraczki. I... klucze od domu, klucze od samochodu... O nie! Klucze od samochodu... ciekawe jak ja dojadę do domu...
- O to już się nie martw, ja cię odwiozę. Co jeszcze?
- O, dziękuję bardzo. Co jeszcze... O! Dokumenty, portmonetkę mam tutaj, w płaszczu... klucze od piwnicy, notes, długopis, krem do rąk, szminkę, lusterko, parasolkę... i złoty wisiorek.
Tego, ze zloty wisiorek był głównym źródłem całego zamieszania dowiedziałam się też znacznie później. Ale nie w tym rzecz.
Pojechaliśmy na milicję. Porucznik szczególnie zainteresował się wisiorkiem. Obiecali, że odnajdą moją torebkę, aczkolwiek szanse na odzyskanie buraczków były małe.
Brunet odwiózł mnie do domu, gdzie czekał bardzo rozeźlony Diabeł. Zresztą, jak zwykle.
Edytowane przez Fantazja dnia 09-05-2012 22:40
Wyślij prywatną wiadomość
~Sol_Angelica F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 23-05-2009 20:10
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Więzień Azkabanu
Punktów: -4
Ostrzeżeń: 1
Postów: 9
Data rejestracji: 23.05.09
Medale:
Brak

Przeczytałam obydwa rozdziały i muszę powiedzieć, że mi się spodobały. Z początku gdy zobaczyłam "Diabeł", pomyślałam o opowiadaniu fantasy, ale jednak nie! Nagle zwykłe wyścigi konne. Co prawda, mało z nich zrozumiałam (to całe obstawianie itp. nigdy się tym nie interesowałam xD Wybacz). Jednak powiem Ci, że niewiele opowiadań pisanych z pierwszej osoby mnie zaciekawia, a Twoje należy do tych ciekawych wyjątków. Jestem niezmiernie ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterki. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ^^ Życzę weny. Pozdrawiam ;D
Wyślij prywatną wiadomość
~Marcela F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 10-10-2009 21:30
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pięcioroczniak
Punktów: 362
Ostrzeżeń: 0
Postów: 28
Data rejestracji: 10.10.09
Medale:
Brak

Opowiadanie lekkie, czytało mi się świetnie. Takie coś w stylu serii "Samotne wyspy i storczyk" Onichimowskiej albo Meg Cabot. Chociaż może jednak ciut lepsze od Cabot.
Tego, ze zloty wisiorek był głównym źródłem całego zamieszania dowiedziałam się też znacznie później.
złoty
Chyba więcej błędów nie zauważyłam.
Napisałabyś kontynuację. Bazując na dacie edycji sądzę, iż na to się nie zapowiada, ale cóż. Zachęcić można.
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 10-11-2009 21:13
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Na razie nie przewiduję dalszych części. Pod wpływem about zaczęłam przeglądać moje ficki i natrafiłam przypadkiem na rozdział III. Może komuś życie umili, a proszę.
Tak wiec odcinek trzeci, zarówno ostatni.

Rozdział III
Na moją wizytę w milicji trafił właśnie nowy, młody i niedoświadczony posterunkowy o wdzięcznym nazwisku Groshek. Przeczekał dzielnie moją rozmowę z podkomisarzem Poynem, ale przy buraczkach się załamał.
- To wy tu macie... takie... wezwania...? - szepnął zrozpaczony posterunkowy do podkomisarza, po moim wyjściu.
- Zdarza się. Pani Light rzeczywiście jest niezwykła. Dziwnym trafem wplątuje się we wszystkie poważne sprawy, które prowadzi milicja. Cały czas czekam, aż ona w czymś zaiwni. A chała, bo ona zawsze jest niewinna.
- Boże święty... - mruknął wstrząśnięty Groshek. - Idę kupić piwo. Jestem dzisiaj już po pracy. Chcesz lunch?
- A owszem, poproszę - odpowiedział podkomisarz, notując coś zawzięcie w kalendarzu.
Posterunkowy wyszedł niepewnym krokiem z biura i ruszył do sklepu spożywczego, stojącego na rogu ulicy.


Posterunkowy Groshek stał w kolejce po piwo, gdy pociągnęło go coś za ramię. Obejrzał się i zobaczył staruszkę, która złapała go za kołnierz swoją laseczką.
- Proszę pana, a czy to tak ładnie w trakcie pracy? Do sklepu chodzić? A jak ktoś będzie potrzebował pomocy to, co?
- Emm... hm... Ja tylko...
- Niech się pan nie tłumaczy, żebym już tu pana więcej nie widziała! Przynajmniej nie w mundurze, nie widzi pan, jakie zamieszanie się zrobiło?
Faktycznie małe dzieci czekające na kupujących rodziców, zaczęły go pokazywać palcami, a jeden malutki chłopczyk rozdarł się na cały sklepik: Lilicjan, Lilicjan!
- Ja przepraszam, bardzo, my...
- Niech już pan kupuje szybciej... - staruszka machnęła ręką lekceważąco.
Posterunkowy westchnął ciężko, i odwrócił się do kasjerki.
- Poproszę dwa piwa... Carlsbergi...
- Co? To się piwo kupuje? Jak to? A jak kradzież bedzie?! Przecież milicja nie może pić w pracy...!
Posterunkowy Groshek jęknął.
- Ale my... ciężki dzień...
- Ciężki dzień tak? Ja panu dam ciężki dzień...
Ciach!
- Ała!
Starsza pani walnęła posterunkowego w ramię laską.
- Ja już sobie idę, tylko kupię...
- A chała, nic pan kupi! Nie wolno milicji wychodzić z posterunku, ot tak sobie...
- Jeszcze dwie bułeczki - wymruczał podkomisarz Groshek do kasjerki.
Ciach!
- Auu... Proszę pani...
- Tak nie wolno! Milicja nie może pić alkoholu w pracy...
- Osiem trzydzieści - powiedziała kasjerka o miłym wyrazie twarzy.
- O Jezu...
- Dziękuję - powiedział posterunkowy Groshek do kasjerki.
- Proszę pana...!
Ciach!
- Proszę pani, ja się spieszę, naprawdę muszę już wracać na posterunek...
Ciach!
- Cholera. Naprawdę proszę pani...
Posterunkowy wreszcie uwolnił się od okropnej staruszki i runął do drzwi sklepowych. Wyleciał na ulicę...
- Boże miłosierny, przebacz mi moje grzechy, za co ja tak cierpię... - wyszeptał dziwiąc się sobie, że jeszcze żyje i ruszył do biura.

Edytowane przez Peepsyble dnia 11-11-2009 20:05
Wyślij prywatną wiadomość
*mooll F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 11-11-2009 09:56
Super Owadzik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10619
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,380
Data rejestracji: 28.09.09
Medale:
Brak

Dopiero teraz zobaczyłam coś Twojego autorstwa ;). Lekkie i przyjemnie się czytało. Masz bardzo fajne pióro i ewidentnie dryg w tę stronę.

Niestety ja również ubolewam, że postanowiłaś to zakończyć. W końcu można wątek pociągnąć, co nie? ;p

Mi się tylko jeden przecinek nie zgadzał. Sama miewam z nimi problemy, ale jak się cudze czyta, to w mig wychwytuje.
Może się mylę, ale jak dla mnie, on jest zbędny:

- A chała, nic pan kupi! Nie wolno milicji, wychodzić z posterunku, ot tak sobie...


Co o tym myślisz?

Pozdrawiam.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.


Oscar Wilde


* * *

Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?]
http://hogsmeade....ad_id=2444
Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 11-11-2009 11:05
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Niestety ja również ubolewam, że postanowiłaś to zakończyć. W końcu można wątek pociągnąć, co nie? ;p

Oczywiście, że można i może kiedyś mi się uda. Jednakże wena uciekła dawno i jakoś zaprzestałam pisania. Może kiedyś powrócę, zobaczymy.
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
RIGHT