Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 436
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Kącik kreatywności
»»» [NZ] Malina wychodzi za mąż - 3/5
Drukuj temat · [NZ] Malina wychodzi za mąż - 3/5
*mooll F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 14-11-2009 01:11
Super Owadzik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10619
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,380
Data rejestracji: 28.09.09
Medale:
Brak

Chciałam coś stworzyć bardzo luźnego, o luźnej tematyce i równie luźnym stylu.

Miała to być miniaturka, ale się rozrosła. W związku z tym, podzieliłam ją na 5 raczej niedużych części.

O czym jest to opowiadanie? O Malinie. No tak, skoro mąż, to i kobieta musi być z niej już poważna. Tymczasem... no właśnie!
Miało być trochę zabawnie... a czy w rzeczywistości jest? Sami na to odpowiedzcie.

PS. To raczej nie zakrawa na powieść akcji... ;p




18 maja 2014r.

05:20
"Niemożliwe. Przecież wczoraj położyłam się po drugiej! To mnie po prostu wykończy".

Jeszcze nie podniosłam powiek, a już wiedziałam, że o dalszym spaniu mowy być nie może. Serce w piersi tłukło się zbyt głośno. I zdecydowanie za szybko.

Otworzyłam jedno oko. Jakoś tak dziwnie mnie zaprogramowano, że najpierw otwieram jedno oko, a potem z opóźnieniem drugie. Widocznie to nie jest dzień cudów.

Westchnęłam ciężko. Na zewnątrz było już prawie jasno, a ptaki nieźle dawały czadu. Pogoda szykowała się wprost przepyszna!

Niczym kobieta dobrze po czterdziestce (a zapewniam, że mam to wciąż przed sobą) usiadłam ciężko na łóżku, zbierając myśli.

"Do diabła z tym całym ślubem, jeśli zaraz nie dostanę kawy...", pomyślałam desperacko i ciężkim krokiem ruszyłam do kuchni.

Dom tonął w ciszy.
Cała ja. Stres zawsze mnie budzi wcześniej. Mam zupełnie odwrotnie niż moja siostra, Gaba - zaspała w dzień własnego ślubu. Ech, te specyficzne geny Mrówczaków*....

Z zamyślenia wyrwał mnie widok własnego odbicia. Jednak nie spodziewałam się czegoś takiego: obraz nędzy i rozpaczy.

"Wyglądam jak ofiara przemocy...", pomyślałam bez emocji, tak dla uspokojenia.

Na szczęście cudem utrzymałam nienaganną sylwetkę, choć - jak powszechnie wiadomo już nie tylko socjologom - kobieta nigdy nie jest zadowolona z własnego wyglądu. A dziś byłam zapewne podręcznikowym przykładem. Twarz zdecydowanie nie reprezentowała mojego nastawienia do dzisiejszego dnia: zmęczone, trochę podkrążone oczy, włosy stojące we wszystkich możliwych kierunkach... Słowem: szałowo.

Machnęłam z rezygnacją ręką. W dzisiejszych czasach możliwości kosmetyczki są naprawdę... prawie nieograniczone. I może tym razem nie wnikajmy, co kryje się za tym niepozornym "prawie". Nie dajmy się zwieźć reklamie. "Prawie", to "prawie" - nie musi robić zbyt dużej różnicy.

Przytargałam swoje zwłoki do kuchni i przecierając oczy zaczęłam niezdarnie krzątać się wokół ekspresu do kawy.
- Że też ta cholera** wymaga takiego zachodu! - ziewnęłam, pastwiąc się nad machiną.
- Na energiczną pannę młodą to ty nie wyglądasz. - Moja siostra i te jej niejednoznaczne dowcipy...
- Na jaką to niby nie wyglądam: na energiczną, na pannę, czy na młodą? - Moja błyskotliwość o tej porze była rozbrajająca.
- Teraz to mi zabiłaś ćwieka, Siostra***. - Przysięgam, że jej dokopię, jak cała ceremonia dobiegnie końca, bo nie chcę świadka z podbitym okiem. - Chyba na młodą nie wyglądasz.

Zabrzmiało to trochę z przekąsem.
- Bóg ci zapłać, cyniczko - powiedziałam, po czym zawiesiłam wzrok gdzieś w przestrzeni.
- Zostaw, ja zrobię tę kawę. - Gaba westchnęła ciężko. Widocznie mój wyraz twarzy mówił, że absolutnie nie mam dziś głowy do tej kawy, której w końcu mój organizm uporczywie się domagał. - Jeszcze byś zepsuła. Wyglądasz na taką.

Już miałam jej powiedzieć, żeby sobie darowała te uprzejmości z rana, ale się pohamowałam. Dopóki nie dostane kawy, mogłam na wszystko przymykać oko.

Nie, no... Ale, kurczę, co ona sobie myśli?! Że jak ma na sobie te szare kapcie taty, to nagle doświadczenia nabyła? Owszem, ma ten dzień już za sobą, ale czy to moja wina, że tak mi się życie ułożyło?

Usiadłam ciężko przy stole, aż pode mną skrzypnęło.
- W końcu masz te swoje... dwadzieścia cztery lata. Nie czarujmy się: w kwiecie wieku to ty już nie jesteś... - A Gaba brnęła dalej. Nie miałam siły na takie żarty. Co ja będę walczyć z wiatrakami... No, może jak dostanę w końcu tę kawę.
- No co ty nie powiesz. Masz do mnie tylko rok, cwaniaro - próbowałam się odgryźć, ale nie szło mi. W myślach musiałam jednak przyznać, że w dzień mojego ślubu dopadła mnie jakaś czasowa impotencja intelektualna. Dno i sześc metrów mułu.
- Ale już od roku jestem mężatką. - I ten jej uśmiech. Tryumfalny. "Masz rację, jeszcze wywal język, jak na tę całą mężatkę przystało", pomyślałam jadowicie.
- Jeszcze mi powiedz, że coś w drodze jest - powiedziałam na głos. Teraz ja byłam na tzw. wozie.
- Malwa! Ty złośliwcu jeden! Skąd u ciebie ten jadzik? - zmrużyła oczy.

Nie przepadam, jak mnie tak nazywają. Na imię dali mi Malina. Ale gdzież by je tam kto stosował! Oczywiście wszyscy muszą je zmieniać. To znaczy wszyscy, prócz Mojego.

Gwoli wyjaśnienia: Mój, to po prostu Mój. Bo... jest mój. A dokładniej, będzie od dziś. I na imię mu Stiv. To znaczy, tak na niego mówią, bo co można zrobić z takim imieniem jak Stefan? Jak dla mnie, "Stiv" i tak daleko odbiega od ideału imienia, dlatego pozostańmy przy "Mój".

A wracając: Co ma Malwa do Maliny? Nie wiem. Aż strach pomyśleć, jak wyewoluowałoby imię Kunegunda, gdyby mnie na coś takiego skazano...

Gaba przyniosła dwie kawy z tzw. pianką z ekspresu.
- A nie mówiłam? - Spojrzała na mnie moja siostra, ostrożnie pijąc kawę.
- No, to zależy... - bąknęłam mało błyskotliwie, bo straciłam wątek.
- Wiedziałam, że nasi ci jeszcze podziękuję za takiego zięcia - powiedziała Gaba, zesiorbując z kawy samą piankę.
- Stiva? Hm. Mówiłam wam przecież, że tym razem będzie inaczej.

Gaba spojrzała na mnie pytająco.
- No, że za niego wyjdę. Wiedziałam to już w liceum, kiedy on tak naprawdę miał mnie, no... w głębokim poważaniu.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* Mrówczakowie - to nazwisko rodowe Maliny. Bo macie oto przed sobą Malinę Mrówczak.
** cholera - tu (w znaczeniu): ekspres do kawy.
*** Siostra - zabieg celowy, bez odmiany i z dużej litery; trochę jak ksywa wśród rodzeństwa.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.


Oscar Wilde


* * *

Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?]
http://hogsmeade....ad_id=2444
Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.

Edytowane przez mooll dnia 16-11-2009 22:49
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 14-11-2009 08:32
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

- Malwa! Ty złośliwcu jeden! - Skąd u ciebie ten jadzik? - zmrużyła oczy.

Chyba bez myślnika przed "Skąd...".

Ładne, ładne. Widzę, że mooll już poczuła się lepiej, bo produkuje się nieźle. ; d Opowiadanie ładne, zgrabne. To nic, że specjalnie nic się nie dzieje, rozwiniesz akcję, czuję to. Podoba mi się język (jak chciałaś tak wyszło) taki lekki.
Pięć kawałków? Nieźle. Jak to był jeden... Gdzieś ty się nauczyła tak szybko pisać? Nie dojrzę Jamesa produkujesz nie wiadomo ile i jak szybko, to jeszcze to... Jestem pod wrażeniem.
Czekam na cześć kolejną, jak i na Jamesa.
Powodzenia w dalszym produkowaniu i Weny życzę.
Wyślij prywatną wiadomość
*mooll F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 14-11-2009 10:47
Super Owadzik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10619
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,380
Data rejestracji: 28.09.09
Medale:
Brak

Nie bijcie za zakończenie! Jakoś ładnie mi się tam zakończyło tę część, choć sama nie jestem zwolennikiem "słitaśnich" the endów ;p

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-




Stiv, zięć moich rodziców...


... A mój przyszły mąż, to właśnie Stefan. Mój Książę Zy Bajki i Mężczyzna Mojego Życia. Generalnie piękny, wysoki, o zabójczym spojrzeniu. A co najważniejsze: mój. I z tego właśnie cieszę się najbardziej.

Naprawdę wszystko zaczęło się mało konkretnie, bez nagłych zawrotów góry, westchnień czy maślanych oczu. Czyli początku raczej nie można zaliczyć do tych chwytających za serce.

A dokładniej, było to tuż po jednym z występów duetu "ja i moja koleżanka Karolina" (Śpiewałyśmy zawsze razem, zawsze na dwa głosy i zawsze się podobało. Aż mi się w głowie zakręciło od tego zawsze.), kiedy to zostałam pochwalona przez zupełnie mi obcego chłopaka. Wiedziałam o nim tylko tyle, że gra z tą właśnie Karoliną w szkolnym zespole. A to, że gra na gitarze dowiedziałam się nieco później. Kiedy Karolina odeszła z zespołu, chłopcy zaproponowali mi współpracę. Wtedy miałam wreszcie okazję poznać go oficjalnie.

Nigdy bym nie przypuszczała... Zresztą nikt chyba by nie przypuszczał, że to akurat na niego trafi. Naprawdę - typ bardzo niepozorny, wzrostu średniego (albo raczej średniowysokiego), taki rodzaj sportowca o szczupłej budowie. Nie można też powiedzieć, żeby jakoś specjalnie był rozmowny - bardziej milczący, niż małomówny. Ale głębokie spojrzenie piwnych oczu, mierzące spod wyraźnie zarysowanych brwi sprawiało, że nogi uginały się zapewne pod niejedną dziewczyną.

No i w pewnym momencie pode mną również się ugięły. Niestety. Wszędzie zaczynałam widzieć tę młodziutką, chłopięcą twarz... (Chyba by mnie zabił za tę "młodziutką" i "chłopięcą"), ale oczywiście robiłam wszystko, by nikt się nie zorientował. Chciałam zdusić w zarodku to, co zaczynało dopiero we mnie kiełkować, ale nie umiałam.

I właśnie dlatego tak się okropnie mordowałam.

Fakt, miałam czasem takie odloty, że wyobrażałam sobie coś na pocieszenie i zapisywałam w pamiętniku:

Szczerze mówiąc nie wyobrażam go sobie, jak leży na wznak na łóżku, myśli o kimś, przeżywa niespełnioną miłość. Albo jak ma doła... W ogóle chłopaki mogą mieć doła? Takie to wydaje się babskie trochę. Wyobraźmy sobie: Stiv właśnie wrócił ze szkoły do domu i nie ma na nic ochoty, bo moja osoba nie daje mu spokoju. Wyobraża sobie, że zaprosił mnie do siebie i prezentuje nowy riffy. A potem z rezygnacją i potężnym westchnieniem opada na łóżko, stwierdzając, że nigdy ze mną mnie będzie, że nie ma u mnie szans, i że nigdy się nie zdobędzie, żeby mnie gdzieś zaprosić. Przywołuje przed oczy moją twarz i marzy. Jest wieczór, musi się pouczyć, ale nie może się na niczym skupić, gdyż wciąż zakłócam fale mózgowo-naukowe. W końcu jest tak późno, że idzie się myć, kładzie spać i długo rozmyśla...

Takie fragmenty, to perełki: zawsze mnie bawią. A najbardziej w trudnych chwilach.

No, a niespełniona miłość w końcu nadziana jest konkretnie takimi "rodzinkami". Chociaż, w tym kontekście są one raczej zgniłe...

Wracając, to tak naprawdę przygwoździła mnie pewna środa. Niby dzień, jak co dzień. Tylko, że to była środa dwudziesty siódmy marca. Cztery dni przed moimi osiemnastymi urodzinami. Płacząca deszczem środa. Nie mogłam lepiej wybrać: środa dla zdeterminowanych i zdesperowanych jak ja...

Bez pardonu, ale z duszą na ramieniu powiedziałam mu wszystko. Błąd, potworny błąd! Zawsze na tę myśl zamykam oczy, żeby zatrzymać wspomnienie. Nie, zdecydowanie nie należy do moich ulubionych.

Potem było jeszcze lepiej - przez kilka miesięcy w ogóle nie gadaliśmy. W tzw. międzyczasie zdążyłam się chyba ze dwa razy zakochać. Ależ to były miłości... Jedna naprawdę silna. Niestety skończyła się wyjątkowo tragicznie. Nie wiem czemu piszę "wyjątkowo". W końcu ze Stivim też nie zakończyło się różowo.

Zmiana nastąpiła w pewne wakacje...

Akurat siedziałam na tzw. gadu-gadu. No, były czasy, gdy ta cała machina prosperowała całkiem dobrze, a ludzie wirtualne zycie przedkładali nad to prawdziwe... Ja nie należałam do żadnej grupy. Weszłam na gg, ot tak. I to zmieniło moje życie (Zalatuje wenezuelskim banałem, ale chyba coś w tym było).

Pamiętam bardzo dobrze tę jedną rozmowę. Zaczęliśmy się bawić w dorosłych. Ja miałam dłuższy od pierwszego, drugi palec u nogi i upierałam się, że to niewątpliwie znak, mówiący: "Będę rządzić mężem". Od tego się zaczęło. Na żarty mi się wówczas oświadczył, a ja na żarty się zgodziłam. Potem - oczywiście znów w formie żartów - planowaliśmy nasz ślub, wspólne życie. I tak to się potoczyło. Ale - muszę to podkreślić - wszystko było tylko na niby.

Widocznie coś poszło nie tak, bo kiedy położyłam się spać, usłyszałam śmiech dziecka (ten dźwięk mnie totalnie powala; na sms jest wprost idealny). Zaświeciłam lampkę nocną i sięgnęłam po telefon. Czyżby to był Stiv?

Patrzę - tak, to on.

Serce już miałam w gardle. I zdecydowanie za głośno biło.

Yyy... Nie wiem czy wiesz, ale ta nasza ostatnia rozmowa (o naszym ślubie), z mojej strony nie była żartem.
- przeczytałam treść wiadomości.

Łapczywie wciągnęłam powietrze. W głowie mi pulsowało.

Stiv, który mnie przez połowę liceum zbywał cichutkim "cześc", a następnie po naszej sławetnej rozmowie postanowił się oddalić - jak to się ładnie mówi - dla naszego dobra, czegoś ode mnie chce. Ha! I to raczej nie wspólnego chodzenia po bułki!

Co odpisałam? No... że z mojej strony też.

Kiedy się potem widzieliśmy, było dość... "mało wcielająco słowa w życie".

Staliśmy przed klatką schodową bloku, w którym mieszkałam, a pogoda - nawiasem mówiąc - była koszmarna. Postanowiłam zacisnąć zęby i coś z tym fantem zrobić. "Trzeba to wyjaśnić", stwierdziłam w myślach.
- Widzisz... wciąż planujemy. Wszystko fajnie. Tylko powiedz mi, co jest teraz prawdą? - spytałam. Spojrzał na mnie fantastycznie głupim wzrokiem - ledwie powstrzymałam się od śmiechu. No dobra, przyznaję, nie wysłowiłam się za dobrze.
- Jak to co? - spytał. W jego oczach czaił się lęk. Miał cholernego cykora. Nie wiem, czemu mnie to ucieszyło wtedy. W końcu to ja byłam górą. "Masakra. Mam chyba jakiś kompleks na tym punkcie", pomyślałam, odganiając to uczucie wyższości.
- Powiedz mi, co z tego jest prawdą. - Och, jaka ja byłam nieustępliwa. "Nie wiem, czemu tak mnie to bawiło."
- Mogę ci powiedzieć, że biorę cię pod uwagę w moich planach... - "No wielkie Bóg zapłać, dobry człowieku! Plany!" Chciało mi się prychać. "A ja mam czekać, łaskawco, na jakiś znak?! Wybij sobie to z tej łepetyny."

Zamiast tego, powiedziałam:
- Czyli plany... Świetnie! - parowało ze mnie rozdrażnienie i rozgoryczenie.

Chłopak wybałuszył na mnie swoje brązowe ślepka kociaka ze Shreka.
- Ale co chcesz? Teraz?! - "Szok, tak? Malina nie rozumieć faceta. Od dziś szlaban na ich rozkminianie, babo.", przykazałam sobie w duchu.
- A jak ty to sobie wyobrażałeś? Że po takim wyznaniu, poczekamy tak jeszcze z kilka lat? Phi! Co to dla nas, nie? - Ironia. Cała byłam z ironii. Wredna.
- Nie wyobrażałem sobie... - "No, to było szczere", stwierdziłam w myślach. "Trochę wyobraźni, Złociutki!" - Powiedz mi, jak ty to sobie wyobrażałaś.

Wcale mnie nie zaskoczył, ani trochę!
- Nie wiem! - Chyba się wtedy spłoszyłam. - Ale na pewno nie tak, że będziemy stać w miejscu! I będziemy sobie tak krążyć, jak jakieś orbity wokół tematu, ale byle go nie dotknąć!

Chyba się nawet trochę uniosłam...
- Chyba po orbitach - poprawił mnie spokojnie. I to był jego duuuży błąd.
- Cisza! Ja mówię! - wyrwało mi się ostro.

No i znów chłopa spłoszyłam. Nie ma to, jak odpowiednie podejście pedagogiczne.
- Po prostu ja tak w miejscu deptać kapusty nie umiem! - Miałam na myśli stać w miejscu, oczywiście.
- No cóż, nie wszyscy umieją. - Stiv emanował spokojem. A ja się zagotowałam. Klasycznie. Ale nie zamierzałam ciągnąć kapuścianego wątku.
- Sory, jestem tylko człowiekiem! - "Ech, te moje emocje..."

W końcu wysunęłam plan "małych kroczków". Oczywiście ze względu na obawy Stiva: lęk przed akceptacją otoczenia, czy coś. Mieliśmy stopniowo przechodzić do fazy tzw. chodzenia. Plan zakładał jakieś dwa lata na realizację. Tylko, że te "kroczki", to się bardzo szybko zamieniły w "susy". Jak to możliwe, spytacie. A ja wiem? Odkąd postanowiłam dać sobie spokój z psychologią u facetów, nie zastanawiałam się nad tym.

Dość, że nagle przestało mu to całe otoczenie przeszkadzać. Ciekawe zjawisko. Ale co to ma za znaczenie, kiedy jesteśmy razem? Żadne. Prócz tego, że zdarza się nam czasem zniesmaczyć jakąś staruszkę z wnuczkiem.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.


Oscar Wilde


* * *

Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?]
http://hogsmeade....ad_id=2444
Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.

Edytowane przez mooll dnia 14-11-2009 13:04
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 14-11-2009 12:45
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Wszędzie zaczynałam widzieć tę młodziutką, chłopięcą twarz... (Chyba by mnie zabił za tę "młodziutką, chłopięcą twarz")

Powtórzenie. Lepiej "Chyba by mnie zabił za tą "młodziutką" i "chłopięcą)". Lepiej brzmi.

Odcinek drugi podobał mi się również. ; d Ładnie opisane. I te podteksty Maliny. Świetnie niektóre naprawdę. Wstawiaj kolejne części, bo nie mam co robić i z chęcią przeczytam.

Przy okazji zmień temat w pierwszym poście. 2/5 nie 1/5 już.

Edytowane przez Peepsyble dnia 14-11-2009 12:45
Wyślij prywatną wiadomość
*mooll F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 16-11-2009 22:47
Super Owadzik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10619
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,380
Data rejestracji: 28.09.09
Medale:
Brak

Od razu muszę na wstępie zaznaczyć, że tekst jest momentami... może nie pikantny, ale jednak. Jakby się ktoś uparł, można by go ocenzurować. Ale zaznaczam: momentami.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~


06:10

"Hałas zbiera plony.
Ratuj się kto może!"



- Ani chwili spokoju w tym domu! - Tata wstał w wyśmienitym humorze, nie ma co.
- Nie rób scen, pliiiiis*. - Spojrzałam niewinnie i zamrugałam oczami.
- Wdzięczyć, to się możesz wiesz do kogo. - Przetarł oczy.
- To jej dzień. Ostatni dzień cywilnej wolności! - "Gaba leci na ratunek! Ach... służba maltańska** we krwi, co?"

Tata usiadł za stołem. Rozejrzał się, po czym oznajmił:
- Teraz to cię ratuje jedynie kawa.
- To ostateczny wyrok, Panie Sędzio? - spytałam.

Spojrzał na mnie w typowy dla siebie sposób. Raczej nie do określenia.
- A masz coś jeszcze na sumieniu? - I ta przenikliwość wzroku...
- Od razu cię informuję: dziś się napijemy - rzekłam otwarcie. - Mój ślub, to ja decyduję.

Uśmiechnął się.
- Dobra, wybaczam tę pobudkę. To gdzie ta kawa?
- Robicie kawę? Wyśmienicie! - "Mama? Ją ostatnią podejrzewałabym o to. Na nogach o szóstej rano! No proszę! Czego to się człowiek nie dowie w dniu swojego ślubu!"
- A o mnie to nikt nie myślał dwudziestego siódmego sierpnia***... - Jeszcze Gaba strzeli focha i padnę przed deserkiem.
- A tobie, Mała, co się dzieje? - Tata nazywał ją tak, odkąd pamiętam. A przecież już nie była taka znowu mała.

Zadając jej to pytanie, spojrzał na nią wzrokiem, mówiącym: "No i o co się chapucisz? Masz wszystko. Brakować ci może jedynie ptasiego mleka, ale wybacz - my nie jesteśmy Milką".
- Mam wam przypomnieć, jak budzik nie zadzwonił...? - "Talk show czas zacząć. A teraz Gabriela Em. z Zapipidówa opowie z swoim ślubie..."
- Darujmy to sobie... - I mama wkracza do akcji.
- No, dobra, Melba, wyciągają tę ślubną kiecę - powiedziała Moja Siostra chwytając się energicznie pod boki.

Zamrugałam. Czy mnie słuch nie myli? Mamy szóstą piętnaście, póki co!

"I co to znów za M e l b a ? ! Normalnie wypatroszę!" Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie i powiedziałam powoli:
- Wszystko mamy dopięte na ostatni guzik. Dajmy temu spokój. Zjedzmy śniadanie, hm? - zaproponowałam.
- No, to baby: brać się do robienia! - "Wykapany tata." Oto Pawlak (Niby na imię mu Paweł, ale to przylgnęło do niego z wczesnego dzieciństwa) stanął w swoich szałowych slipkach na środku kuchni.

Nie ma to jak rodzinka w komplecie.

Wszystkie powoli rozkręcałyśmy się. Ja męczyłam cytryny i herbatę. One - kanapki.

Nagle zadzwonił telefon. Miałam jakieś złe przeczucia. Ale w takich momentach, to człowiekowi wydaje się, że wszystko ma charakter złego omenu.

Sięgnęłam po słuchawkę.
- Halo?
- Dzień dobry - usłyszałam zdenerwowany głos. Kobiecy. - Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze. Ja z firmy przygotowującej wesela...
- Witam panią - powiedziałam powoli. Teraz już nie miałam najmniejszej wątpliwości. Coś poszło nie tak. - Ale ja się tym nie zajmuję. Oddam słuchawkę w odpowiednie ręce.

Kiwnęłam na mamę, która od razu podeszła do telefonu.
- Wiecie, że mam pecha... - odezwałam się cicho do domowników.

Pawlak przewrócił oczami. "Jasne. System dla niego jest be, telefony o tej porze też, a już ślub i wesele siostry to szczyt wszystkiego. Nie wiem, czemu my okres adolescencji przechodziłyśmy lepiej."
- Nie patrz tak - fuknęłam na brata. - Ja naprawdę ściągam pecha.
- Nie, ty ściągasz na naszą rodzinę hańbę głupoty, wierząc w takie dyrdymały - odgryzł się młodzik.

Ledwie panowałam nad sobą. Zacisnęłam mocno zęby, ale niewiele to dało.
- Zejdę ze świata jeszcze przed południem, jeśli się w końcu nie zamkniesz! - podniosłam głos.

Mama odwróciła się, karcąc nas surowym spojrzeniem.
- Pies?! - dotarło do moich uszu. "Mama nie umie ukrywać emocji." - Czyj? Pański?!... Przepraszam, ale skoro to z pańskiej winy... nie, my nie możemy brać odpowiedzialności...

Najpierw triumfalnie spojrzałam na Pawlaka, a potem dotarło do mnie, że to bynajmniej nie wróży nic dobrego.

Usiadłam na brzegu krzesła wpatrując się w rozmawiającą mamę.
- Nie, my nie możemy brać odpowiedzialności... - perorowała dalej do telefonu. - Aha... aha... no tak, to już rozumiem wszystko - nagle złagodniała. - No... a o ile? Dwie godziny?! - skrzywiła się. - Poproszę księdza o dłuższe kazanie...

Zaśmiała się w swoim stylu i skończyła rozmowę.
Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią wyczekująco.
- Pies - westchnęła. - Ich pies wtargnął na salę.

Wstrzymałam oddech z przerażenia.
- Na prowincji, to jeszcze zrozumiem. A w Krakowie takie hece?! - było oburzona.
- I co to teraz... będzie? - wyszeptałam, przełykając nerwowo ślinę.
- Nic, nic! Zrobią na nowo. Tylko to dłużej potrwa... Ale jakoś to zniesiemy - uśmiechnęła się przepraszająco, jakby to ona coś tu zawaliła.
- Aha... - zawiesiłam się. - Poczekamy przed salą. No jasne! Co to dla nas! W radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, to jesteśmy specjaliści...

Ironizowałam. Czułam ferment. Jaki miał smak? Chyba malinowy...

Ja mam inaczej: Wieczór panienki, bo...


- No wiesz, musi być niekonwencjonalnie - zaśmiała się moja siostra. - Wszyscy mają "panieńskie", a ty masz oryginalnie.
"No, bo gdzież bym mogła się skalać normalnością?"

Organizacja całego wieczoru była - co najmniej - śmieszna. Dzień wcześniej specjalnie zrobiłam listę zakupów na imprezę. Zaprosiłam - oczywiście nie licząc Gaby - przyjaciółkę Sarę i jeszcze jedną bardzo dobrą kumpelę, Gosię.

Cała feta miała się odbyć w mieszkaniu w Krakowie, które wynajmowaliśmy. W sumie było urocze: jasne i dosyć przestronne. A do centrum było całkiem niedaleko.

Stiv miał mieć tego samego dnia swoją imprezę "dla panów" i zaprosił Pawlaka. No, to skoro już był na miejscu, wykorzystałam go, by zrobił zakupy. Nic trudnego: miał cała listę przed nosem. Nie wyczuwałam w ogóle problemu.

Dochodziła trzynasta, więc spokojna, że ze wszystkim się uporam (mając jeszcze do pomocy Gabę, to "w ogóle świat!", jak mawia moja babcia), położyłam się dosłownie na godzinkę. Byłam tak zmęczona, że coś mi się należało. Tak przynajmniej myślałam.

Nie pamiętam przebudzenia. Grunt, że Gaba swoim ironicznym głosem, stwierdziła, że jesteśmy w czarnej d***. Bo dochodzi czwarta, a my nie mamy nic, prócz Pawlakowych zakupów, które - nota bene - były totalnie z księżyca wzięte.

"Nie znoszę, kiedy improwizuje. A robi to zawsze w nieodpowiednim momencie."

Zerwałam się, przerażona krytyczną sytuacją, w jakiej się znalazłam.

W kuchni zobaczyłam sporo reklamówek. Ale w miarę ich wypakowywania, witki mi opadały.
- Gaba - powiedziałam głosem rozpaczy. - Ten młokos kupił nam wino...
- Nie ma źle, w takim razie - odkrzyknęła z dużego pokoju moja siostra.
- No tak - Głos mi się załamywał. - Tylko to jakiś... tani "sikacz".

W dużym pokoju zapadła cisza. Po chwili w kuchni znalazła się Gaba.
- Kupił ci tanie wino? - Nie wierzyła własnym oczom, po czym ryknęła śmiechem.
- Co cię tak bawi? "XXL Wisienka" - przeczytałam na etykietce. - To będzie ciężki wieczór...

Mój brat miał bardzo wysublimowane poczucie humoru, jak łatwo zauważyć. Zamiast ciasteczek, kupił andruty dużego formatu. Zamienił lody na "Warzywa na patelnię". Nieliczne produkty się zgadzały. Głównie te, które miały się znaleźć w sałatce.
- Będzie zabawnie - stwierdziła Gaba, oglądając wyłożone na stole lizaki, batony, żelki, zupki chińskie i jakieś kisiele w proszku. - Przeżyjemy drugą młodość.
- Oby Sara i Gośka miały podobne zapatrywanie na tę sprawę - westchnęłam i zabrałam się do krojenia sałatki.

Dochodziła dziewiętnasta. Uwijałyśmy się jak w ukropie. Byleby zdążyć. W tle buczało radio, a na dodatek Gaba włączyła telewizor. Szła jakaś taka "Brzydulińska", czy coś. Uzależnienie od seriali szerzy się makabrycznie wśród populacji. Głównie jeśli chodzi o płeć piękną.

W sam środek przygotowań wpadły dziewczyny. Od razu poczuły klimaty młodości, gdy zobaczyły te wszystkie zakupione przez Pawlaka "delikatesy".
- To były czasy...! - rozczuliła się Sara.
- Zostawcie już to wszystko, kobiety! - zawołała Gosia. - Sałatka jest, a reszta wyjdzie w praniu!

Usiadłyśmy na poduszkach, wokół niskiego stoliczka.
- Mamy dla ciebie szałowy prezent! - oznajmiła Sara.
- No, chyba żartujesz! - oburzyłam się. "Jeszcze mi wyjedzie z jakimś drogim ciuchem, a ja im zaserwuję XXL Wisienkę. Rewelacja."
- Nie, ale najpierw zadzwonimy po jakiś "panów". - Gośka była bardzo tajemnicza.

Na te słowa wszystkie się roześmiały. Prócz mnie.
- "Panów" - powtórzyłam. - To jest wieczór p a n i e n k i, zapomniałyście?

Gaba parsknęła śmiechem.
- To tacy specjalni panowie. Zatańczą dla nas. - Gośka mrugnęła do mnie. "Jeszcze tego mi tu brakowało..."

Zamrugałam.
- To są żarty? - spytałam w nadziei, ale Sara już wyciągnęła swoją fioletową komórkę i wystukała numer telefonu.

Swoją drogą nie wiem, jak ona to robi, że sobie tych długich, kolorowych paznokci przy tym nie połamie. Aż strach pomyśleć, jak pisze smsy!

Byłam tak oszołomiona, że zdążyłam jedynie usłyszeć samą końcówkę rozmowy:
- Tak. Na kogo? No niech dzwoni na domofon, na nazwisko Mrówczak... Co? A po co to panu? Ech... no dobra: Malina.

Rozłączyła się i uśmiechnęła do dziewczyn, zadowolona z siebie.
- Będą tu do godziny.

Oblał mnie zimny pot. Jacyś obcy faceci będą dla mnie tańczyć. Myślałam, że się porzygam. Ale widać - dziewczyny bawiły się znakomicie. Co będę im psuła wieczór?

Po godzinie usłyszałyśmy dzwonek domofonu. Poczułam, że lekko wiruje mi w głowie. "Masakra z tą całą wisienką." Bałam się myśleć o jutrze. Dobrze, że ślub miał być dopiero za dwa dni.

Podeszłam do domofonu i usłyszałam kobiecy głos. Odetchnęłam, że to nie ci "gorący mężczyźni".
- My do pana Mrówczaka - usłyszałam.
- A niby do jakiego? - odpowiedziałam zaczepnie.
- No, do tego Maliny.

Zatkało mnie. Totalnie odjęło mi mowę. Gaba chyba po mojej minie zorientowała się, że coś rzadko wyglądam i podeszła do mnie, już lekko chwiejnym krokiem. Wyrwała mi słuchawkę domofonu.
- O co chodzi?! - ryknęła. Załamałam ręce.
- My do pana Mrówczaka - usłyszałam, mimo, iż to Gaba trzymała słuchawkę przy uchu.
- Nie ma. Do widzenia - burknęła nieprzyjemnie moja siostra.
- A Malina?

Gaba prychnęła.
- Malina, to b a b a jest, jak już.
- A bo nas przysłano z agencji, by uświetnić tu komuś wieczór przedślubny - usłyszałam znów przez słuchawkę.

Moja siostra wyglądała na oszołomioną.
- Mieli być faceci - powiedziała z rezygnacją. - Wracajcie do domu, czy gdzieś tam. Pa pa.

Odłożyła słuchawkę.
- Ej, siostra, zachowuj się. To, że "Wisienka" działa, nie zwalnia cię z jakiejś ogłady - upomniałam ją.

Ale Gaba już nie słyszała. Pędziła w stronę Sary i Gośki.
- Padnę! - wybuchła śmiechem. - Pomylili Malinę z facetem i jakieś kobitki nam przysłali!

Całe towarzystwo miało niezły ubaw. Jak się okazało, "Wisienka" tak szybko, jak zadziałała, równie prędko wyparowała.

Do końca wieczoru świetnie się bawiłyśmy, przebierając i robiąc zdjęcia. Jednak na koniec zarzuciłyśmy jakimś filmem i posnęłyśmy wszystkie słodkim, wiśniowym snem...

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* pliiiis - to oczywiście celowe spolszczenie, znanego nam z języka ang. "please", czyli "proszę".
** służba maltańska - Gaba jest po kursie maltańskim. Pierwsza pomoc i te sprawy. Ciocia Wikipedia zna odpowiedź, jak mniemam.
*** 27.08. - data ślubu Gaby.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.


Oscar Wilde


* * *

Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?]
http://hogsmeade....ad_id=2444
Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.

Edytowane przez mooll dnia 17-11-2009 20:13
Wyślij prywatną wiadomość
!niewesolypagorek F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 19-11-2009 14:32
VIP

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10408
Ostrzeżeń: 0
Postów: 660
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Medal Medal Medal

Mówiłam Ci, że niezbyt lubię tego rodzaju teksty? Nie bierz tego do siebie, ale hmm... po prostu nie w moim guście. Jednak mimo wszystko, po jakże ciekawej propozycji, jaką już z resztą złożyłam, stwierdziłam, że dobrze by było przeczytać wreszcie coś Twojego. Nie ukrywam, przebrnęłam tylko przez pierwszą część. A do reszty się nie garnę...Język

Podoba mi się to co napisałaś, myślę, że zrobiłaś to dobrze (jakkolwiek to brzmi). Nie rzuciły mi się w oczy błędy i tak dalej. Tylko, że... jak już wspomniałam - tematyka nie ta.

A`propos śmiesznej strony w tym tekście:
** cholera - tu (w znaczeniu): ekspres do kawy.

ten przypis mnie zabił*. Tooth

________
* zabił - tu (w znaczeniu): metaforyczne zabijanie - rozśmieszył mnie.
__________________
i54.tinypic.com/10d7ebb.png
i29.tinypic.com/10y036u.png

is this the place we used to love?...
i54.tinypic.com/2po5e2s.gif

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 19-11-2009 14:34
Wyślij prywatną wiadomość
*mooll F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 19-11-2009 21:43
Super Owadzik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10619
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,380
Data rejestracji: 28.09.09
Medale:
Brak

Mówiłam Ci, że niezbyt lubię tego rodzaju teksty?

Chyba nie wspominałaś. Tak coś sobie nie umiem przypomnieć.. ;d

Nie bierz tego do siebie, ale hmm...

Nie wiem, jak tak w ogóle mogłaś!!! [:P] Wbiłaś mi nóż w tę, no... w łydkę*! Nie wiesz, jak to boli! [:D]

Nie ukrywam, przebrnęłam tylko przez pierwszą część. A do reszty się nie garnę...:P

No dobra, wybaczę Ci to. Choć nie będzie to łatwe ;P

________
*łydkę - tu (w znaczeniu): bardzo newralgiczne miejsce. W nodze. [;p]
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.


Oscar Wilde


* * *

Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?]
http://hogsmeade....ad_id=2444
Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.

Edytowane przez mooll dnia 19-11-2009 21:44
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
RIGHT