Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Tolerancja

Dodane przez Dimrilla dnia 15-10-2008 13:21
#39

Ballaczka napisał/a:
Jedno słowo ode mnie:

Żaden człowiek do osiemnastego roku życia nie należy do kościoła dobrowolnie. Zostaliśmy do niego zapisani w momencie chrztu, i choćby to godziło w naszą godność osobistą, choćbyśmy zwijali się z irytacji, choćbyśmy nauki kościoła mieli głęboko w poważaniu, katolikami oficjalnie jesteśmy do momentu wypisania się z tej organizacji. I na tym opieram moje prawo do krytyki katolicyzmu - dopóki nie dokonam apostazji, dopóty będę jego członkiem. I to nie dobrowolnym - bo nie mam prawa się z niego wypisać, chociaż - paradoksalnie - nawet się nie zapisywałam.


Dwie sprawy:
1. Dopóki człowiek nie osiągnie pełnoletniości, odpowiadają za niego rodzice. To oni podejmują za niego różne ważne decyzje. Wybierają mu imię, decydują do jakiej pójdzie szkoły. Podejmują decyzję o go wychowaniu/bądź nie w jakiejś wierze. Czy chcesz odebrać rodzicom to prawo? Swoją drogą, rodzice mogą analogicznie np. zadecydować, że ich dziecko nie będzie jeść mięsa, bo sami są wegetarianami (znam takich). Jak rozumiem, z Twojego punktu widzenia to taka sama zbrodnia, bo przecież narzucają dziecku własny światopogląd.
Moim zdaniem NIE DA się wychować człowieka, nie przekazując mu swoich przekonań i wartości. To, że rodzice wychowują dzieci, wpajając im swoją wiarę, jest po prostu... normalne.
Natomiast kiedy dziecko dorasta, staje się człowiekiem dorosłym i samodzielnym, zaczyna weryfikować te wartości, które wynieśli z rodzinnego domu. W okresie dojrzewania (psychicznego) część z nich przyjmą, ale część mogą odrzucić. Na tym zasadza się prawo człowieka dorosłego do zmiany wyznania/apostazji/itp., jeśli będąc już osobą ukształtowaną intelektualnie uzna, że taka wiara i system wartości mu nie odpowiada. Tak samo młody wegetarianin może zacząć jeść mięso, albo odwrotnie - mięsożerca przerzucić się na dietę wegetariańską. Człowiek może nawet zmienić sobie imię!

Uważam, że to normalna sytuacja. Natomiast jeśli podważasz prawo rodziców do podejmowania decyzji za niepełnoletnie dziecko - ha, trudno. Widzę w takim razie, że ciężko będzie się nam porozumieć

2. Nawet osoba niepełnoletnia, która, jak piszesz " zwija się z irytacji, bo została ochrzczona, a naukę Kościoła ma w głębokim poważaniu" - nie musi przecież żyć wg. tej nauki. Nikt jej za to głowy nie urwie. (W sensie - nikt z np. kleru, bo rodzice owszem, mogą - chociaz tylko za zachowania zewnętrzne, bo do myśli przecież swojej latorośli nie zajrzą - z tym że rodzice tak samą mogą zrobić awanturę za np. niepójście do Kościoła, jak i za niepójście na angielski. To jest ogólnie kwestia władzy rodzicielskiej.)


Cee, daj sobie spokój. Jeśli ludziom mieszano w głowach od dziecka, nie zmienisz paroma postami ich podejścia.

Takie podjeście działa w obie strony. Według osób wierzących to ateistom poniekąd "namieszano w głowach" wmawiając im, że rzeczywiste jest tylko to, czego można dotknąć, albo tylko to, co da się racjonalnie wytłumaczyć. Tymczasem "są takie rzeczy w niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło". :)

Są takie pytania, na które nie jesteśmy w stanie znaleźć odpowiedzi, posługując się naszymi, ograniczonymi przecież, zmysłami i rozumem. Np. pytanie, co się staje z człowiekiem, który umiera.
Ateiści twierdzą, że nic. Jego ciało zaczyna gnić, a umysł, świadomość - po prostu przestaje istnieć, bo krew nie dopływa już do mózgu, nie ożywia szarych komórek, nie funkcjonują połączenia nerwowe itp.
Osoby wierzące mówią, że człowiek to coś więcej niż jego ciało i umysł. Ma też duszę, która jest nieśmiertelna, a zatem po śmierci trwa w jakiejś formie. (Tak jest wg. większości, jeśli nie wszystkich, religii, aczkolwiek, naturalnie różnią się one między sobą w kwestii oceny tego, co się z tą duszą później dzieje)
Koniec końców jednak nikt z nas, osób żyjących nie jest w stanie empirycznie sprawdzić, która opcja jest prawdziwa, tak, żeby móc o tym opowiedzieć.

Czy w takim razie nie należałoby traktować obu opcji jak jednakowo możliwe? Chyba łatwiej byłoby tak osobom wierzącym i ateistom szanować się nawzajem.
Ja nie nabijam się z przekonań osób niewierzących, które twierdzą, że po śmierci nie ma nic. Trudno mi wprawdzie zrozumieć ich podejście, ale je szanuję. I miło by mi było, gdyby to działało w drugą stronę



Niech sobie wierzą w duszki na chmurkach, latające aniołki i przeżycie własnej śmierci - my możemy się tylko z nich śmiać.

No właśnie - ja Twoich przekonań nie wyśmiewam. Trochę szacunku (tolerancji, haha) dla cudzych poglądów.
A tekst o duszkach na chmurkach potraktuję jako żart. ;)

Edytowane przez Dimrilla dnia 15-10-2008 13:26