"Harry uczy dzieci polskiego" - wywiad z Andrzejem Polkowskim
Dodane przez Hogsmeade_pl dnia 12 August 2008 15:10
-Nie milkną głosy, że książki o HP są niebezpieczne dla dzieci, bo zacierają granicę dobra i zła...

Andrzej Polkowski: To bzdury. Głoszą je ludzie, którzy dobrze książki nie przeczytali albo są z góry uprzedzeni. Nie da się polemizować z Robertem Tekielim, który powtarza, że w V tomie na 666 stronie jest opis śmierci ucznia, więc książka jest satanistyczna. Przecież nikt nie wie, na jakiej stronie będzie ten opis, musieliby spiskować ludzie, którzy składają teksty w różnych krajach. Sprawdziłem też, że w oryginale jest na innej. A granice? Nie zacierają się, odwrotnie, dochodzi do coraz mocniejszych konfrontacji. To, że bohaterowie powieści posługują się czasem wykrętami, a nawet kłamstwami, pokazuje tylko, że to żywe postacie. W wielu słynnych bajkach dobre postacie też walczą niezbyt czystymi metodami metodami biorą do ręki oręż, jakim włada przeciwnik.

-Ale Harry jest trochę egoistą, Hermiona kujonem, w ogóle ci czarodzieje to szemrane towarzystwo- czarownice z przeszłością, czarodzieje po przejściach. To jeszcze książka dla dzieci?

A.P.: Dla czytelników równych wiekowo bohaterowi, bo trudno sobie wyobrazić, żeby jedenastoletnie dziecko czytało tom VI, to jest tak pomyślana seria, że I tom czyta się w wieku 11 lat, a VI w wieku 16.

-Domyśla się Pan, co się stanie w ostatnim tomie?

A.P.: Nie lubię stawiać takich hipotez. Po co uprzedzać autorkę? Może w ostatniej części nie będzie Hogwartu i dojdzie tylko do samotnej wyprawy Harry'ego na bój z Voldemortem. Może Porter zwycięży i zostanie dyrektorem Hogwartu albo zginie. Nie wiem.

-Ekranizacja ostatniej części będzie horrorem dozwolonym od lat 18?

A.P.: Może aż tak nie, to zależy od reżysera. Mam sceptyczny stosunek do filmów- zbyt wielu rzeczy w nich brakuje. Nie znoszę też szybkiego tempa i strasznego hałasu, bez którego kino nie może się obejść. Powieści nie są aż tak hałaśliwe.

-Dociera do Pana krytyka, że tak zwlekacie, a na całym świecie Harry jest już dawno przetłumaczony?

A.P.: Oczywiście i to mocna. Powtarzam, że to nie moja wina. W głównej mierze zależy to od wydawcy. Inna sprawa, że w krajach, gdzie to wyszło szybko, tłumaczyły zespoły i jakość przekładu jest wątpliwa. Tłumacz wyciska jednak autorskie piętno na stylu powieści.

-Pan też miał konkurentów. Armia Świstaka, czyli kilkunastu tłumaczy, w 26 dni przetłumaczyło VI tom...

A.P.: Niezręcznie mi o tym mówić, ale zrobili to tak szybko, że siłą rzeczy jest tam mnóstwo błędów. Nie oceniam tego, Internet to Internet, ale cieszę się, że w komentarzach pojawiało się 'dobra, dzięki, ale ja czekam na książkę.'

-Tłumaczył Pan encykliki Jana Pawła II, napisał książkę o filozofie Teilhardzie de Chardin. Jakie miejsce w Pana życiu zajmują książki o Harrym?

A.P.: To niezwykłe zjawisko kulturowe, które spotkało się z tak ogromnym odzewem, że i moja sytuacja jest szczególna. Choćby dlatego, że mam kontakt z czytelnikami na bieżąco oceniającymi moją pracę. Przekład Harry'ego jest fascynującą przygodą, także językową. Powiem jednak, choć fani Pottera będą się oburzać, że bardziej cenię cykl 'Opowieści z Narnii' Lewisa, który też tłumaczyłem. To książki o wiele głębsze światopoglądowo.

-Co Pan robi, gdy Pan nie tłumaczy Pottera?

A.P.: Po oddaniu tekstu VI tomu przekładałem książeczki, które będą towarzyszyły filmowi Disneya o Narnii, zajmuję się też bajeczkami o elfach: 'Elf pyłek i wyprawa po jajko' już się ukazała. To fascynujące baśnie dla małych dzieci, które nawiązują do Piotrusia Pana i robią karierę na świecie. Poza tym nadal działam w Towarzystwie Nasz Dom i spotykam się z dziećmi

-Z potteromaniakami się Pan przyjaźni?

A.P.: Oczywiście. Pewna Joasia po pierwszym tomie ostro zaatakowała mnie za, jej zdaniem, nie najlepsze tłumaczenie. Dziś jest studentką, ale nadal pamięta wszystko z książek Rowling, nawet, z której strony były drzwi. Przesyłam jej fragmenty przekładu, bo błyskawicznie wyłapuje pomyłki w drobiazgach.

-Wielbiciele Harry'ego mogą być pomocni?

A.P.: Wciągam czytelników do pracy. Przy VI tomie ogłosiłem konkurs na tłumaczenie zabawnej reklamy, którą umieścili na sklepie bracia Weasley'owie. Choć była niemal nieprzetłumaczalna, dostałem aż 500 propozycji, a dwie uznałem za lepsze od mojej. Z trzech pomysłów powstało tłumaczenie, które trafiło do książki.

-Miał Pan jakieś kłopoty z VI tomem? Zatrzymał się Pan na którejś stronie?

A.P.: Tak, przy tytule. Kłopot w tym, że gdy dziennikarze coś napiszą, to się potem uciera i trudno zmieniać. A tytuł jest problemem językowym, bo okazało się, że Half-Blood Prince to jest oczywiście książę, ale i nazwisko, które trudno oddać, bo w angielskim ma podwójne znaczenie. Stwierdziłem, że poprawniej byłoby 'Harry Porter i Półkrwi Książę' zamiast 'Książę Półkrwi'. Wydawca zwrócił się do autorytetów językoznawczych. Stwierdzili, że przymiotnik można położyć na drugim miejscu.

-Potem już poszło gładko?

A.P.: Zawsze są trudności, na przykład przy nazwach potraw angielskich. W szóstym tomie jest już mniej neologizmów, bo świat Harry'ego jest już prawie opisany. Pewnym problemem było dla mnie przetłumaczenie imienia, kolejnego skrzata domowego, a właściwie skrzatki. Po długim namyśle nazwałem ją Bujdka.

-Harry miał odciągnąć dzieci od komputerów?

A.P.: I to się udało, przynajmniej częściowo. Spotykam się z dziećmi i wiem, że sporo z nich nie czytało nic, a po lekturze Harry'ego zaczęły. Może literaturę fantasty, ale zaczęły.

-A może Potter sprawi, też, że dzieci zaczną pisać? 'Eragorn' włoskiego nastolatka podoba się na całym świecie...

A.P.: Polscy nastolatkowi też zaczęli pisać. W Internecie jest wiele prób tworzenia w stylu Pottera lub wymyślania, co będzie dalej, jakichś bocznych historii. To świetnie, że dzieci próbują pisać.

-Harry zagościł już w podręcznikach szkolnych. To dobrze?

A.P.: Na pewno przydaje się przy nauce angielskiego. Napisała do mnie pani z Australii, która uczy polskiego dzieci mówiące po angielsku. Wykorzystuje tłumaczenia z powodzeniem. Przedtem 'na polaku' uczniowie się nudzili, dzięki Harry'emu zaczęli się uczyć.

Rozmawiał: Jacek Antczak
Gazeta Wyborcza




Nadesłane przez: Lady Snape
Dodane: lipiec 11 2007 17:17:03