Czarodziej nie wielbłąd, napić się musi…
Dodane przez mniszek_pospolity dnia 09 April 2015 20:18


Być może wielu nam - fanom serii pani Rowling gdzieś obok przemknęły wątki z trunkami alkoholowymi w tle. A przecież mamy ich naprawdę sporo. Nie brakuje wina na przyjęciach, najsłynniejszego kremowego piwa, mocnej ognistej whisky, kuchennego sherry, pitnego miodu, ponczu, drinków pod Trzema Miotłami, itp. Okazuje się, że niektórzy główni bohaterowie wręcz uwielbiają (żeby nie rzec dosadniej) wyskokowe napoje, które poprawiają nastrój, rozluźniają, działają zbawienne na magiczne humory czarodziejów, ale... No właśnie. Trzeba sobie otwarcie zdać sprawę z tego, że wielu z nich ma po prostu problem z alkoholem. To już nie jest zwykła lampka wina do kolacji, kufel piwa na przyjęciu urodzinowym. Tu zachodzi coś o wiele poważniejszego. Alkoholizm dotyka nawet magicznych posiadaczy różdżek. Widocznie nawet czary nie są w stanie ot tak sprostać chorobie alkoholowej. Postaram się wymienić oraz opisać przypadki tych bohaterów sagi, którzy ewidentnie są uzależnieni i dali się złapać w sidła tego szkodliwego nałogu.


Na pierwszy ogień niech pójdzie Hagrid. Nie jest żadną tajemnicą, że gajowy, a późniejszy nauczyciel ONMS, miał problem z alkoholem. Sięgał po mocniejsze trunki (dokładnie nie wiadomo jakie, ale nie było to kremowe piwo) w chwilach dla siebie bardzo bolesnych. Wystarczy wspomnieć III tom. Fatalny finał pierwszej lekcji i niesprawiedliwy wyrok na hipogryfa o imieniu Hardodziob. Chyba każdy z nas pamięta jak bardzo półolbrzym przejął się zaistniałą sytuacją... Najzwyczajniej w świecie się załamał. A gdzie szukał ratunku? Właśnie w ogromnych ilościach spożywanego alkoholu. Hagrid z pewnością potrafił wiele wypić. Był częstym gościem w Dziurawym Kotle (nazwa baru prowadzonego przez Toma). Zresztą już w I tomie Malfoy w rozmowie z Harrym używa stwierdzenia, że gajowy "mieszka w chacie na skraju parku i wciąż się zalewa w trupa" (HP i KF, str. 86). Może to świadczyć o tym, że Rubeus istotnie za kołnierz nie wylewał. Może nie upijał się codziennie do nieprzytomności, ale jakieś ciągi alkoholowe dopadały go co jakiś czas. To także forma nałogu. Hagrid był z pewnością wrażliwym osobnikiem, takim który dość łatwo daje ponosić się emocjom i sentymentom. W tym miejscu zachęcam do przypomnienia sobie jak zareagował na śmierć swojego ukochanego Aragoga. No i sama stypa - też nie obyło się bez wielu litrów wina. Z punktu czysto socjologicznego przyjaciel Harry'ego był uzależniony do pewnego stopnia. Nie musiał sięgać codziennie po pewną dawkę alkoholu, żeby móc normalnie funkcjonować w świecie czarodziejów. Z pewnością tak nie było. Jednak w chwilach dla siebie ekstremalnie trudnych nie potrafił obyć się bez kilkunastu "głębszych". Mamy na to niezbite dowody, o których pisałem wcześniej. Nie można jednoznacznie ocenić Hagrida. Nie da się go w nie budzący wątpliwości sposób zaszufladkować do kufla z napisem "alkoholik".



Osobiście uważam, że największemu członkowi Zakonu Feniksa groziło picie ryzykowane (jeden stopień niżej od choroby alkoholowej). Miał ciągi, nie radził sobie zbytnio z emocjami, często się wzruszał lub wybuchał gniewem. Każdy specjalista zgodzi się ze mną, że tego typu skrajne uczucia sprzyjają rozwijaniu się alkoholizmu. Brak wewnętrznej równowagi zastępowany jest czymś innym. W przypadku profesora ONMS był to niestety alkohol. Nie upadł, nie stoczył się na samo dno. Nie oznacza to, że miał aż tak silną wolę czy potrafił w zupełności panować nad swoimi słabościami. Przede wszystkim miał fantastycznych i gotowych na wszystko przyjaciół (Harry, Dumbledore, Hermiona, Ron). W najcięższych dla niego chwilach potrafili się zjawić i pokazać mu, że alkohol nie załatwia żadnych problemów, a jedynie je pogłębia.


Kolejną postacią, nad którą pragnę się zatrzymać jest skrzatka domowa - Mrużka. Poznajemy ją w IV tomie przygód młodego czarodzieja. Należy do Bartemiusza Croucha. Niesprawiedliwy i oschły czarodziej wyrzuca ją, co skutkuje tym, że Mrużka całkowicie pogrąża się w rozpaczy, którą "przyprawia" złowrogim nałogiem alkoholizmu. Znajduje pracę w Hogwarcie, ale tam przesiaduje przy kominku racząc się kremowym piwem, które dla skrzatów domowych jest bardzo mocne. Postać skrzatki chyba najczytelniej obrazuje nam szpony choroby alkoholowej. Nie da się ukryć, że towarzyszka Zgredka nie panuje w zupełności nad uzależnieniem, które ją dopadło. Możemy sobie tylko wyobrażać w jak opłakanym stanie musiała się znajdować, gdy sięgała po kolejną butelkę trunku. I po raz kolejny mamy do czynienia z emocjami, bólem, niesamowitym cierpieniem. Mrużka piła, bo tak bardzo ubolewała nad swoją sytuacją. Jej ukochany pan porzucił ją na pastwę losu. Odesłał bezpowrotnie. Czy może być coś gorszego dla domowego skrzata, który cały sobą przywiązał się do właściciela? Spróbujmy sobie wyobrazić jak okrutnie musiała się czuć wieloletnia służąca pana Bartemiusza. Tyle lat w jednym domu, w jednej rodzinie... Niestety podobnie jak w przypadku Hagrida Mrużka za "najlepsze rozwiązanie" uznała butelkę z alkoholem. Być może podejrzewała, że to ukoi ból, sprawi, że mniej będzie cierpieć, że w końcu zapomni o swoim panu. Jak wiemy alkohol w niczym jej nie pomógł. Inne skrzaty patrzyły na nią z odrazą.



O Mrużce nie wiemy zbyt wiele. Z nieoficjalnych wiadomości wyczytałem, że nigdy nie zrezygnowała z picia kremowego piwa (podobno zmniejszyła tylko ilość spożywanego napoju). To klasyczny przykład nieszczęśliwego stworzenia, które poprzez załamanie nerwowe ratunku szuka w napojach wyskokowych. W końcu jak wiemy jej pan został zamordowany, co mogło tylko pogłębić jej i tak ogólnie zły stan psychiczny i fizyczny. Pozostaje tylko współczuć... Swoją drogą, to dziwię się, że nie znalazł się nikt kto w jakiś sposób pomógłby skrzatce. Nie mieli tam czegoś w rodzaju naszego mugolskiego AA? Bądź co bądź Mrużka była najbardziej uzależnioną i nie radzącą sobie z problemem alkoholowym postacią na przestrzeni całej serii.


Zapewne dla każdego fana wróżbiarstwa nie jest obca postać profesor Sybilli Trelawney. Miała ona istotne (a raczej treść przepowiedni, którą wypowiedziała nieświadomie) znaczenie dla przyszłych losów Wybrańca. Nie wiemy dokładnie kiedy i w jaki sposób rozpoczął się jej problem z alkoholem a uściślając trunkiem, którym była kuchenna sherry. Możemy tylko podejrzewać, że przyczyną choroby mógł być kompleks niższości. Wszak jej babka Kasandra była legendarną wróżbitką. A nauczycielka w Hogwarcie? Zdecydowana większość tak uczniów jak i nauczycieli uważała ją po prostu za "starą oszustkę". Trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby nie nieświadoma przepowiednia, to Dumbledore pozbyłby się jej jak najprędzej. W V tomie Umbridge zgotowała Trelawney istne piekło w szkole. Na każdym kroku ją publicznie poniżała, upokarzała, wyśmiewała i negowała metody jej nauczania. Niewielu by to wytrzymało. A z pewnością nie takich, którzy są słabi psychicznie, mają jakieś kompleksy, nie uważają siebie za pełnowartościowych. Moim zdaniem Sybilla wewnętrznie była bardzo "nieuporządkowana", brakowało jej wielu aspektów i cech, dzięki którym mogłaby skutecznie bronić się przed zgubnymi skutkami alkoholizmu. Wydawać by się mogło, że z chwilą kiedy Dolores opuszcza Hogwart wszystko wróci do normy. Jednak jak doskonale wiemy z VI tomu pociąg do kuchennego sherry pogłębia się w sposób delikatnie mówiąc znaczący. Nauczycielka wróżbiarstwa już prawie nie ukrywa tego, że nadużywa alkoholu. Harry wciąż czuje od niej woń dobrze znanego mu już trunku. Sybilla chowa swoje "skarby" w Pokoju Życzeń. A nawet mimo to nie przeszkadza jej stawić się u dyrektora (jakby nie patrząc pracodawcy) w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. O wszystko ma żal (sprawa Firenzo się kłania). Staje się opryskliwa, nieprzyjemna, a momentami nieobecna i rozkojarzona. To niemal książkowe objawy ciężkiego uzależnienia od substancji odurzających. Podająca się za jasnowidzącą Trelawney wyraźnie nie radzi sobie ze swoim problemem. Możemy sobie spekulować, że Dumbledore przymyka na to oko, czy wręcz macha ręką na pijackie ekscesy podwładnej, ale okoliczności w jakich żyją każą stawiać za priorytet zupełnie inne rzeczy.



Postać Sybilli Trelawney jest już kolejnym dowodem, że osoby z wewnętrznymi problemami i słabe psychicznie (Harry miał mnóstwo kłopotów, ale po kieliszek nie sięgał) są bardziej narażone na wpływ nałogu alkoholowego od "przeciętnych" zjadaczy dyniowych pasztecików. Stres, kompleksy, usposobienie, ciężki charakter, trudne relacje z innymi... Można by wyliczać w nieskończoność. U nauczycielki wróżbiarstwa dochodzi coś jeszcze. A mianowicie niespełnione ambicje. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że bardzo chciała dorównać umiejętnościami i sławą swojej prababce Kasandrze. Niestety, ale nic z tego nie wyszło. To także "dobre" podłoże do rozwinięcia się uczucia wzmożonej chęci sięgnięcia po kieliszek.




Mundungus Fletcher jest wspomniany po raz pierwszy w IV tomie serii pani Rowling. Dokładniej poznajemy go jednak w V tomie przygód młodego czarodzieja. Pierwsze skojarzenie? U mnie było to od razu coś w rodzaju "perfidny cwaniaczek". Jak wiemy kradł, kantował, kombinował na wszelkie możliwe sposoby. I to nie raz, nie dwa. Można śmiało rzec, że nieuczciwe zajęcia były sposobem na życie dość nietypowego członka Zakonu Feniksa. W pewnym momencie zastanawiałem się na co mu te galeony, które pochodziły z kradzieży i nielegalnego handlu. Na pewno nie na wykwintne potrawy, eleganckie szaty, cynowe kociołki czy bilety na mecze quidditcha. Z pewnością Mundungus nie stronił od wyskokowych trunków, należał do tych tak zwanych "mugolskich pijaczków". Tu coś zwędzić, tam oszukać, gdzie indziej kogoś wystawić do wiatru. W ten sposób pozyskiwał środki na swoje hobby. I naprawdę trudno mi tu uwierzyć w jakieś magiczne teorie spiskowe np. takie, że odkładał sobie na czarną godzinę albo płacił alimenty... Był to czarodziej nieodpowiedzialny (porzucenie warty przy pilnowaniu Harry'ego), tchórzliwy (pozostawienie Moody'ego) czy w końcu nieuczciwy (kradzież sreber z domu Syriusza). Tacy czarodzieje czy też mugole podatni są na różnego rodzaju formy uzależnienia. Być może właśnie przez owo tchórzostwo/nieodpowiedzialność/nieporadność życiową? Kto wie... On także stał się niejako ofiarą wyniszczającego nałogu. Nie on pierwszy, nie ostatni.


Jak widzimy na wybranych przykładach świat czarodziejski (przez bardzo wielu uważany za idealny) nie jest wolny od problemu społecznego jakim jest alkoholizm. Nie wystarczy tu dobrze przyrządzony eliksir, odpowiednie zaklęcie, koleżeńska rada. Magiczni ludzie są tak samo narażeni na uzależnienie od alkoholu jak zwyczajni mugole. Jeżeli psychika jest w nienajlepszej kondycji, to wówczas trudno zerwać ze swoimi przywiązaniami. Alkohol na każdego działa inaczej, ale mechanizmy są podobne. Stres, kompleksy, nieodpowiedni tryb życia, depresja, smutek, załamanie nerwowe, cechy charakteru r11; to wszystko są elementy, które układankę zwaną alkoholizmem wypełniają co do joty. Dlatego tak Hagrid, Mrużka, profesor Trelawney czy w końcu Mundungus Fletcher nie potrafili w zasadzie funkcjonować bez odpowiedniej dawki alkoholu. Mrużka czy Trelawney piły codziennie (każdego dnia). Gajowy Hogwartu nie radził sobie w trudnych i stresujących sytuacjach, podobnie zresztą jak Fletcher. Wszystkich ich nie tylko łączy walka z Voldemortem, magiczny świat, postać Harry'ego Pottera. Łączy je przede wszystkim słabość do alkoholu. Słabość, z którą muszą się mierzyć każdego dnia, każdej chwili, z którą w końcu muszą żyć.