---

"Więzień Azkabanu" to akurat najgorzej zekranizowana część (według mnie oczywiście). Właściwie to ten film wywołuje we minie wiele sprzeczności, bo:
- niby dość zgodny z książką, a jednak są sceny, które tragicznie rażą i nijak się mają do książki (dla przykładu: scena z wilkołakiem, kiedy Snape staje w obronie Harry'ego, Rona i Hermiony - coś tu jest nie halo, zdecydowanie)
- druga uwaga, straszliwie sztuczna sceneria, ale za to zamek świetnie pokazany, w sensie wnętrze, ruchome portrety, duchy. No ale sztuczność otoczenia bardzo bije po oczach i przez to mam wrażenie, że oglądam spektakl teatralny.
- Remus Lupin - według mnie straszna tragedia, chociaż już się do niego przyzwyczaiłam, to jednak nie mogę przeboleć takiego wyboru. No nijak mi gościu nie pasuje do Lupina i kropka. Dzięki Bogu, że potrafię sobie wyobrazić go inaczej, kiedy czytam książkę.
- dementorzy są w porządku i to się liczy.
- wierzba bijąca zmienia swoje położenie, i bardzo naciągana jest ta scena, kiedy Harry z Hermioną chcą się dostać do przejścia pod nią. Bez większego polotu.
- Jest Quidditch , ale nie ma Wooda i Pucharu dla Gryffindoru.
- Hermiona ze zmieniaczem czasu ciągle na wierzchu szaty.
- Jedno się tylko nie zmienia - świetna gra aktorów (dziękować za to niebiosom)
Podobały mi się dialogi, ale relacje między głównymi postaciami zaczynają się zniekształcać.

Po prostu jestem rozdarta na dwie części. Jedna mówi: Nie, no, wcale nie jest tak źle. A druga grzmi: Pogratulować partactwa wykonawcom.

Wiem, że ekranizacje rządzą się swoimi prawami, ale mimo wszystko oczekiwałam od tego filmu znacznie więcej. Zwłaszcza, że mocno ograniczyli rolę Syriusza. Naprawdę brakuje mi tej sceny, kiedy wdziera się do dormitorium chłopców i Ron robi zamieszanie.
No ale cóż, tak to zrobili, jak zrobili i moje zrzędzenie niczego nie zmieni. Ale jest to film, który najrzadziej mam ochotę oglądać.