Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: WF - upragniona lekcja czy istny koszmar?

Dodane przez Alae dnia 12-09-2010 00:00
#171

Zdecydowanie zło konieczne. Pozytywną stroną jest to, że zwykle udawało mi się trafić na nauczycieli/nauczycielki, którzy nie stawiali sobie za punkt honoru zrobić z takiego zdechlaka jak ja, wysportowanego człowieka. Zatem, o ile tylko nie trzeba było biegać, jakoś przeżywałam lekcje wf-u, stwarzając pozory, że coś jednak robię i grając sobie w tę siatę lub kosza. Gdyby jednak wf usunęli ze szkół, z pewnością bym się nie obraziła.

Problemy zaczęły się w LO, ponieważ trafiła mi się profesorka, która nie dość, że uczyła pierwszy rok w szkole, to jeszcze była instruktorką fitness i nie trafiały do niej argumenty, że wolimy w coś grać, a nie skakać na sali lustrzanej. Farsą był step aerobik w jej wykonaniu - nie dała się przekonać, że brak stepów to wystarczający powód do odpuszczenia sobie i zabrania nas na kosza. O nie! Ona postanowiła pokonać tę nic nie znaczącą przeszkodę, każąc nam zamiast stepów używać ławeczek. Co z tego, że trzy osoby ćwiczące na jednej non-stop robiły sobie nawzajem krzywdę, machając rękami akurat w czyjąś twarz. O tym, że te ławki były wyjątkowo niestabilne i stanowczo za wysoki do roli stepów już nie wspominam. Jedyną zaletą tej nauczycielki było jej nieogarnianie systemu punktowego, wobec czego nawet ja, która całkowicie olała basen (byłam może trzy razy) miała czwórkę z szansa na piątkę. Z basenem był wielki problem, bo, mimo że się nie topię, a pływając nawet poruszam się naprzód, nauczanie pływania u nas ograniczało się właściwie do rzucenia "trzydzieści długości żabką" i gapienia się na klasę z brzegu. Z tego powodu, większość lekcji na basenie spędziłam na niemieckim chłopaków w grupie mojego wychowawcy. Na szczęście w drugiej klasie zmieniła się nam nauczycielka i z tą kobietą da się porozmawiać i wynegocjować ćwiczenie tego, co nas cieszy.

W maturalnej wprowadzili ciekawą rzecz tzn. wf w sekcjach. Dwie z trzech godzin tygodniowo ćwiczymy w wybranej przez siebie, międzywydziałowej sekcji sportowej. Idąc po najmniejszej linii oporu, wybrałam sobie sekcję "gry i zabawy rekreacyjne", pod którą podchodzi bilard i brydż (dwie arcyfizyczne dyscypliny, które rozwija moja szkoła, brakuje już tylko szachów), kwadrant, frisbee, baseball, badminton, tenis stołowy i uwielbiane przeze mnie lodowisko, w tym hokej. Jak widać, za bardzo się nie przemęczę.