Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Ulubiona książka

Dodane przez Ballaczka dnia 09-04-2010 23:16
#43

Dobra, taka czołówka.

Wielki Marsz, Stephen King

Byłam do tej książki nastawiona bardzo sceptycznie. Kinga jako autora kocham, tym niemniej nie mogę przemilczeć, że zdarzają mu się literackie gnioty. Historia stu młodzieńców, którzy wyruszają na morderczą wyprawę i walczą o zwycięstwo w wyścigu, w którym nagrodą jest życie zakrawała dla mnie na absurd. No bo jak to, tego się realistycznie nie da przedstawić, nikt nie zgodziłby się wziąć udziału w takim wydarzeniu. A przede wszystkim - jakże nudne musi być czytanie opisu kilku z pozoru identycznych dni z życia nastolatków, których jedynym celem jest iść przed siebie dłużej, niż pozostali. Kupiłam z potrzeby wydania pieniędzy, a była to jedyna książka Kinga w księgarni, której wcześniej nie czytałam. I nie żałuję, bo w momencie jej otworzenia przepadłam na amen. Usiadłam wczesnym wieczorem i nie oderwałam się aż do rana, gdy w końcu ją skończyłam. Zaczarowała mnie, powaliła i zdecydowanie skradła serce. Co raz śmiałam się i płakałam, dopingowałam bohaterów, by zrobili jeszcze jeden krok, psioczyłam na fikcyjny rząd, który pozwala na takie maratony. Znalazł się nawet drobny (no dobrze, bardzo drobny) wątek homoseksualny, który doprowadził mnie do szczerych łez. Kilka tygodni po przeczytaniu utworu buszowałam jeszcze po Internecie w poszukiwaniu ficków na temat moich bohaterów, do dziś o nich śnię. Bezsprzecznie ta książka to mój faworyt.

Zjawa, Graham Masterton

Mastertona kocham za umiejętność wywołania u mnie dreszczu przerażenia. Dotychczas udawało się to tylko reżyserom i to wyłącznie na ekranach kin. Nigdy nie przypuszczałam, że lektura książki może doprowadzić do szybszego bicia serca czy dreszczy ze strachu. A jednak.
Właściwie wszystkie książki tego autora stawiam na równi, bo w jednakowy sposób mnie przeraziły. Czasem aż nazbyt dokładnym opisem tortur, czasem tylko mimochodem rzuconym zdaniem (nie kojarzę teraz niestety tytułu. Ale dawno temu wpadła mi w ręce jakaś książka Mastertona. Usiadłam, wtopiłam się w naprawdę sielankową scenerię (na dworze zimno, bohaterzy siedzą w ciepłym i przytulnym domku), a tu jedno rzucone od niechcenia zdanie sprawiło, że zaczęły mi się ręce trząść. Majstersztyk). Kocham go za to uczucie przerażenia, gdy zdaję sobie sprawę, że wydarzenia nie rozgrywają się naprawdę, co więcej, mogę w każdej chwili odłożyć książkę, a i tak umieram ze strachu. Bodajże w książce Rytuał (nie dam głowy, muszę to jeszcze sprawdzić) jest scena, która dosłownie doprowadziła mnie do łez ze strachu. Płakałam histerycznie w głębokim przerażeniu. Za to byłabym gotowa postawić Grahamowi pomnik.
A czemu wybrałam książkę Zjawa? Mówiłam już, że wszystkie jego książki kocham jednakowo, tę wybrałam z sentymentu. Była to pierwsza opowieść Mastertona, jaką przeczytałam. Być może trafiła na podatny grunt, dorastającym dziecięciem wtedy byłam, ale przez parę lat od lektury bałam się wchodzić do basenu. A jeśli już byłam zmuszona, to nigdy nie nurkowałam.
U Mastertona można znaleźć wszystko. Samospalenia, autokanibalizm, największe dewiacje seksualne, indiańskie potwory, wreszcie bardzo szczegółowe opisy stosunków seksualnych. Nie czytałam wiele jego książek, do części boję się na razie zajrzeć, ale to, co na razie zobaczyłam, głęboko mnie przeraziło. Ale to dobrze.
A co mi się w "Zjawie" najbardziej podobało? Bardzo wyraźnie zarysowana psychika kobiety molestowanej w dzieciństwie przez księdza. Same zresztą relacje między nią a duchownym były w pewien sposób fascynujące.

Bóg Urojony, Richard Dawkins

Dużo się tej książce zarzuca, propagandę ateistyczną, skrajny antyteizm, wykorzystywanie ewolucji do wysunięcia argumentów przemawiających za nieistnieniem Boga. A ja ją i tak kocham. Pisana językiem lekkim i bardzo przystępnym, porusza tematy ważne i istotne. Poczynając od powstania świata, do molestowania psychicznego i fizycznego dzieci oraz korzeni naszej moralności. Autor jest ateistą dumnym ze swoich poglądów. Jego postawa może być odbierana za skrajny samozachwyt, ale ja w niej widzę tylko zadowolenie ze swojego życia i światopoglądu. Czytałam ją na razie trzykrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego. Niesamowita.

Wszystko Jest Względne, Stephen King

Najlepszy jak na razie zbiór opowiadań Kinga, jaki czytałam. Ulubione opowiadania? Obok tych strasznych, takich jak Człowiek w czarnym garniturze, Drogowy wirus zmierza na północ (który przeraził mnie chyba najbardziej), Jazda na kuli przede wszystkim te ukazujące skomplikowaną psychikę ludzką.
Obiad w Gotham Cafe, wstrząsnął mną, bo zdałam sobie sprawę, że takie rzeczy naprawdę się dzieją. Że zamiast bohatera mogłabym być tam ja. Że Zło nie objawiło się w postaci wymyślnych potworów, ale człowieka z krwi i kości.
Wszystko jest względne, tytułowe opowiadanie. Przeczytałam raz i nie zrozumiałam, dlaczego postanowiono je tak wyróżnić. Przeczytałam drugi i w końcu pojęłam. Tak, że pomimo zerowego natężenia strachu czy napięcia, wstrząsnął mną dreszcz.
W sali egzekucyjnej. Również bardzo mocne opowiadanie. Bo takie rzeczy nie tylko teoretycznie mogą się dziać. One się działy. I to, niestety, z zupełnie innym zakończeniem.
To wrażenie można nazwać tylko po francusku. Chyba najgorsze opowiadane w całej serii, a jednak na swój sposób urzekające. Koszmar, który przeżywa bohaterka dotarł do mnie dopiero po przeczytaniu jej ostatnich słów, do których, przyznam, z trudem dobrnęłam. I to uczucie zapamiętałam, bezgranicznego przerażenia. Jeśli miałabym wybrać najgorszą karę dla siebie w piekle, jeśliby istniało, byłoby to właśnie to "uczucie, które można nazwać tylko po francusku". Straszne.
I mój zdecydowany faworyt. Zabiorą ci wszystko, co kochasz. Ach, jak mnie bolało to opowiadanie. To wahanie, ten ból egzystencjalny, wreszcie podjęta decyzja. Która okazała się nic nie rozwiązywać. Przy ostatnich zdaniach zawsze mam łzy w oczach i zawsze zaklinam *ich* by *to* zrobili. I zawsze tak samo boli.
King ma zresztą dryg do tak krótkich opowiadań. Dola Jerusalem to najbardziej przerażające opowiadanie, jakie miałam w ręce. A zwłaszcza jej początek i koniec, bo nie ukrywam, że fabuła pośrednia tak sobie mnie zaciekawiła. Ale i tak przerażało. Poza tym większość opowiadań na Nocnej Zmianie i wszystkie w Czterech Porach Roku.


Lot Nad Kukułczym Gniazdem, Ken Kesey


Przyznam, że najpierw obejrzałam film. Nie lubię pomijać filmów z moim kochanym Nicholsonem, a skoro to taki klasyk... Pokochałam, pomimo paru irytujących niedociągnięć. Potem zdarzyło mi się przeczytać książkę. I wpadłam po uszy, chociaż forma narracji niezbyt mi odpowiadała. Ale przedstawienie na przykładzie szpitala psychiatrycznego ludzkiej dumy, godności, potrzeby wolności i sprzeciwu wobec reżimu zawsze chwytają mnie za serce. Siostra Ratchel stała się symbolem okrucieństwa, przebranego w uprzejmą i pełną troski maskę. Z której nieraz wychyla potwór. A najsmutniejsze jest to, że autor ma rację - tylko naprawdę wybitne jednostki są w stanie walczyć przeciw systemowi. Chociaż jest też optymistyczny akcent - może czasem wystarczy tylko mocne pchnięcie społeczeństwa w słuszną stronę.


Miasto Ślepców, Jose Saramago


Czasem mnie męczyła, czasem forma zapisywania dialogów doprowadzała do szału, ale doskonała fabuła wszystko wynagradza.
W wielkim skrócie - świat opanowuje "biała zaraza", choroba, która oślepia każdego, kto się z nią zetknie. Wkrótce grupka osób zostaje zamknięta w starym szpitalu psychiatrycznym, by rząd mógł kontrolować postęp ich ślepoty. Pozbawieni wolności, środków czystości, wody, a nieraz także i pożywienia ludzie powoli zatracają swoje człowieczeństwo. Wśród chorych znajduje się jednak także jedna widząca osoba, ukrywająca przed towarzyszami swoją tajemnicę.
Wciągnęło mnie to straszliwie, już od pierwszych, bardzo efektownych scen. Książka zdecydowane mocna, każdy, najokrutniejszy, najdrobniejszy, najbardziej obrzydliwy szczegół ludzkiego poniżenia został dokładnie opisany. Dodatkowo czytelnik nie ma problemu z uwierzeniem, że coś takiego naprawdę mogłoby się stać. Wszystko jest boleśnie realistyczne. Ludzkie zezwierzęcenie, choć obrzydliwe, znajduje swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kocham tę książkę, chociaż nieraz przyprawiała mnie o dreszcze.

Och, pominęłam całe mnóstwo moich ukochanych książek. Toksynę, Trudną drogę z piekła, Lśnienie (klasyka!), Maskę, Pieczarę Gromów, Sługów Ciemności, Dziesięciu murzynków. Uch. Mam mnóstwo ukochanych, wypieszczonych książek, które wywarły na mnie ogromne wrażenie, które szczerze kocham i których autorów uwielbiam. Te powyższe są chyba jednak tymi, które najbardziej wbiły mi się w pamięć, niech więc one zasłużą na wyróżnienie.