Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Wędrówki po górach

Dodane przez Kinga dnia 10-04-2009 23:20
#35

Byłam w górach trzy razy (wiem, "leszcz" ze mnie) i jestem oczarowana. Akurat ma moim letnisku nie zdobywaliśmy żadnych szczytów, nad czym strasznie ubolewam. Poszliśmy sobie nad Morskie Oko; część została na miejscu, a pozostali okrążyli całe. Oczywiście byłam w drugiej grupie i strasznie mi się podobało. Później szliśmy Doliną Chochołowską. W drodze powrotnej znowu się rozdzieliliśmy - część poszła tą samą trasą do autobusu, zaś "dziewięciu wspaniałych", jak nas później nazywano, czarnym szlakiem do Doliny Kościeliskiej. Oczywiście rozpadał się deszcz, więc nie dość, że było stromo, to jeszcze ślisko. I te wystające korzenie... Ale za to jakie widoki! Kiedy już weszliśmy na tę Kościeliską, rozpogodziło się i do autobusu weszliśmy już w wersji wysuszonej i pękającej z dumy (przynajmniej ja pękałam ;d ).
Niestety, kiedy na pierwszym zimowisku szli w góry, ja leżałam w łóżku z gorączką, czego do tej pory nie mogę odżałować. Później już profilaktycznie łykałam po trzy rutinoscorbiny i co tam jeszcze miałam, choć normalnie unikam wszelkich lekarstw jak ognia. Z naszego stoku był za to piękny widok na góry; kiedy któregoś razu zostaliśmy dłużej, zjeżdżałam najwolniej jak się dało, napawając się widokami (jakkolwiek idiotycznie to brzmi).
Chciałabym kiedyś poznać polskie góry tak dokładnie jak Liondragon czy Drimilla, albo zamieszkać w nich jak Fantazja. Heh, marzenia ściętej głowy ;)

Jeśli chodzi o dziwne sytuacje na szlakach, to moja ciocia opowiadała mi o pewnej pani, która na Giewont, przy deszczu, wchodziła w szpilkach i z parasolką (co ciekawe, była opiekunką jakiejś grupy; ładny dzieciom przykład dawała, nie ma co). Natomiast moja nauczycielka niemieckiego z ogólniaka wspominała, jak podczas jej pierwszego wejścia na Giewont miała przed sobą czteroosobową rodzinkę. Starszy chłopiec straszył młodszego chłopca na milion różnych sposobów (przy okazji strasząc panią z tyłu). W końcu malec (jakieś 5 lat) przystanął, zaczął płakać i krzyczeć, że nigdzie nie idzie. Zanim opanowano sytuację, minęło ładnych parę minut (niestety, pani nie potrafiła nam powiedzieć, ile konkretnie; wg niej około doby xD).

Edytowane przez Kinga dnia 10-04-2009 23:23