Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Opinia o 6 filmie

Dodane przez anguis dnia 26-07-2009 01:51
#30

Wlasnie wrocilam i przemyslalam, co zobaczylam. Ostrzegam, ze bedzie troche dlugo (dla leniuchow fragmenty boldowane).

Szlam z nastawieniem nieco negatywnym - po pierwsze nie podobala mi sie ekranizacja Zakonu (a to moja ulubiona ksiazka), a po drugie przeczytalam czesc Waszych opinii narzekajacych na zbytnia romansowosc...
Ale o dziwo przez wieksza czesc filmu bawilam sie dobrze. Na romansach co prawda przysypialam, ale w niektorych momentach szczerze sie usmialam. A na samym poczatku w doskonaly nastroj wprowadzila mnie scenia skladania przysiegi. Wymiane zdan miedzy Bella a Snape'em uwazam za mistrzostwo. Mimika Alana Rickmana rewelacyjna. Jego oczy wprost mowily: "Na Merlina w co ja sie pakuje???". Co prawda potem sie juz zbytnio nie wysilal, ale trzeba przyznac, ze chyba tym razem to Helena ukradla mu film. Byla fantastyczna!

No wiec potem bylo calkiem niezle, odstepstwa od ksiazki jakos mnie nie denerwowaly i ostrzylam sobie zeby na koncowke. To ona miala wedlug mnie zdecydowac o calym filmie. I tu niestety srogo sie zawiodlam (i z tego co czytam nie ja jedyna...). To final sprawil, ze uwazam KP za zla ekranizacje. Ale po kolei.

Po pierwsze: scenia na wiezy - przeniesiona z 7. tomu (ale reki sobie nie dam odciac). Dyrektor rozmawiajacy ze Snape'em. Sama w sobie ok, zgrabnie zagrana i w ogole, ale jak dotrwacie do konca posta zrozumiecie, dlaczego uwazam, ze nie powinno jej tu byc.

Wrocmy na wieze tylko chwile pozniej. Rozmowa Malfoya z D. wypadla ok. Problem zaczyna sie, gdy wkraczaja smierciozercy. Gdzie sie podziala dramaturgia calej sytuacji? Chyba poszla na urlop... Gdy wchodzi Snape atmosfera powinna juz byc napieta do granic mozliwosci (swoja droga scena dodana tzn. Snape kazacy Harry'emu siedziec cicho nawet mi sie podobala )... A tu nic.

No i sam moment zabicia dyrektora. W ksiazce az skrzy od emocji. Albus blaga, Snape sie waha, walczy z samym soba. A tu wchodzi, bach, i po krzyku. Miesien twarzy Alanowi nie zadrgal (albo to wycieli). No i teraz zaczyna sie prawdziwa tragedia. Przeciez smierciozercy uciekali z wiezy az sie kurzylo, rozwalajac wszystko po drodze (od razu zastrzegam, ze nie jestem zwolenniczka super dokladnych ekranizacji - ale klimat powinien zostac oddany). A tutaj ida spacerkiem (poza krotkim popisem fantastycznej Bellatrix). Wychodza na zewnatrz - dalej ida spokojnie. Gdzie jest jakas zadyma - pytam? Gdzie sie wszyscy podziali???? Zaczyna ich gonic Potter (dosc niemrawo). Dopada Snape'a - rzuca ze dwa czary (tez jakos tak niemrawo jakby od niechcenia) - ten je paruje - i wkrotce znika. Halo!!!! To najbardziej dramatyczny moment w calej ksiazce - tu ksztaltuja sie postawy bohaterow! A tymczasem oni sa jakby wyprani z emocji. Przede wszystkim zabraklo pewnego uczucia - nienawisci. Nienawisci, ktora pojawia sie u Harry'ego po smierci D. i ktora czyni skaze na jego krystalicznym wizerunku. Nienawisci, ktora bedzie jego motorem w 7. tomie. Nienawisci do Snape'a. I tego samego uczucia brakuje Snape'owi. Nienawisci do siebie, nienawisci do tego, co zrobil, do Albusa i ogolnie do calego swiata. W ksiazce podczas pojedynku z Harry'm Severus krzyczy, jak ranione zwierze, Tymczasem w filmie ich pojedynek przypomina przyjacielska pogawendke przy piwie. Litosci! Snape kopie rozdzke H. i odchodzi - sam!!!! Nikt go nie przegania. Wyraznie daruje H. zycie. Widac, ze jest przybity, odchodzi powloczac nogami. Moim zdaniem (ale to tylko moje skromne subiektywne zdanie) zlagodzono czyn Severusa. Widz widzi, ze cos tu nie gra - zwlaszcza po konwersacji dyrektora z S. na wiezy (i dlatego tej sceny nie powinno tu byc). I tu tkwi blad. W ksiazce S. wychodzi na ostatniego drania (zeby nie powiedziec mocniej...). Miota sie. A tutaj jest zlamanym czlowiekiem. Za duzy skrot myslowy. Ujelo to sporo tej postaci. Przepraszam, ze sie tak rozwodze nad S., ale akurat go lubie.

Reasumujac splycono wyraznie watek psychologiczny na rzecz - przepraszam, jesli kogos uraze - ckliwego, prostego zakonczenia dla dzieci. Przynajmniej ja to tak odbieram .
Koniec przynudzania. Myslalam, ze zawiedzie mnie sam film, ale calosc uratuje swietny efektowny koniec. Tymczasem bylo zupelnie na odwrot.

Edytowane przez anguis dnia 26-07-2009 02:05