Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Opinia o 6 filmie

Dodane przez Alae dnia 04-08-2009 23:17
#60

Oo. Ja jestem świeżo po seansie. Dopiero dzisiaj udało mi się obejrzeć KP. Premierę przegapiłam, bo byłam na wygnaniu^^

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony typowo Yatesowe "efekciarstwo" w scenie zniszczenia mostu. Komu to było potrzebne? Czas, który został w ten sposób zmarnowany mógł być przeznaczony na kilka innych scen (o tym później). Cały początek filmu - do tego koszmaru z mostem - to jakaś masakra. Potter czytający Proroka w mugolskim barze, Dumbledore aportujący się ze środka mugolskiego peronu? To chyba jakiś żart. Dumbledore nigdy nie naraziłby świata czarodziejów na zdemaskowanie, nawet Potter nie był aż tak głupi. I, proszę, nie mówcie, że to małe zaniedbanie. To wielki, ogromny jak rogogon błąd! Secundo - próba, całkiem udana, zrobienia z chyba najmroczniejszej części serii, komedii romantycznej. Owszem, Lavender musiała być, relacja Hermiona/Ron musiała być, związek Pottera z Ginny też. Ale co z tą mugolską kelnerką, na litość Merlina? Wątek Mon-Rona był zrobiony dość dobrze (ubawiła mnie Lav chuchająca na szybę i rysująca serduszka), ale wskakiwanie Ronowi na plecy to już przesada. Równie żenująca scena z wiązaniem potterowskiego buta. Poszatkowali historię Księcia Półkrwi, ograniczyli wspomnienia dotyczące horkruksów (Swoją drogą ciekawe skąd w Insygniach, Potter będzie wiedział gdzie są ukryte pozostałe cząstki duszy Voldemorta. Z powietrza?), usunęli bitwę w Hogwarcie, pogrzeb Dumbledore'a, żeby zrobić z KP opowieść o nastolatkach z buzującymi hormonami. W filmie o magii czarowania jak na lekarstwo, przyzwyczaiłam się do bardziej widowiskowych scen (które byłyby zapewne w walkach ze śmierciożercami, gdyby ktoś powiedział panu Yatesowi, że, skoro w filmie niewiele się dzieje to chociaż finał mógłby być emocjonujący).

Ale z drugiej strony są rzeczy, które mnie wprost urzekły. Znakomita gra Heleny Bonham Carter i Alana Rickmana. Gambon, mimo początkowego dziwnego zachowania, w końcu zagrał ludzkiego Dumbledore'a. Zauroczył mnie Tom Felton, miał dość łatwe zadanie, bo jam zdeklarowaną dracofanką jest. Snucie się po korytarzach w tym czarnym wdzianku i niezaprzeczalne wyprzystojnienie sprawiły, że zapragnęłam być baaardzo ostra w ocenie jego gry. Ale nie mogę. Wybaczcie. Pod względem gry aktorskiej rozczarował mnie Rupert, zawsze wypadał bardzo pozytywnie - teraz jakoś blado. Nie miałam szczególnych nadziei na świetną grę Daniela, i dobrze (scena z Felixem - koszmar). Broadbent mile mnie rozczarował. Mój Slughorn jest bardziej wyrachowany, ale jego kreację też kupuję.

Klimat i muzyka - in plus. Nawet finałowa scena, która zastąpiła pogrzeb Dumbledore'a nie była taka zła. To znaczy wpływała na emocje widzów - dowodem niech będzie chlipiący jedenastolatek po mojej prawej i jego babcia, ocierająca oczy. A'propos dobrych scen - Snape, nakazujący Potterowi zachować ciszę - majstersztyk^^

Podsumowując - pod względem fabuły i reżyserii film absolutnie tragiczny. Ratuje go gra aktorów, muzyka i efekty specjalne - one mi się podobały.

PS. I tak najzabawniejsze, mimo wysiłków Yatesa i scenarzystów, którzy usiłowali nas rozśmieszyć swoimi tekstami, był moment kiedy na ekranie pojawiło się zbliżenie na rozwaloną przez dyrektora ścianę jaskini, a z dołu sali padło "Gdzie tu są schody?" - ktoś wracał z toalety.