Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Kamień Filozoficzny - marzenie szaleńca czy człowieka ambitnego?

Dodane przez gamon dnia 06-08-2009 23:24
#35

Od zarania dziejów rodzaj ludzki dążył do zrównania się z istotą Absolutu. Tym samym, pragnął zagłębić się w czeluście nieskończoności i bezmiaru. Wykroczyć poza nie. Schwycić w swą dłoń nieśmiertelność. Poznać tajemnicę wszechstworzenia i wszechistnienia. Utonąć w głębinach władzy i wiedzy - dwóch rzeczy, których niezmiennie pożąda. Aby je osiągnąć potrzebował boskiego substytutu, fragmentu świetlistej egzystencji - w tym wypadku kamienia. Nieistotnego i niepięknego, który, skryty pod szatą pospolitości, pozostawałby niezauważony.
Próbowało odkryć go wielu. Arnold de Villanova, Rajmundus Lullus, Michał Sędziwój, czy Jack Black, to tylko niektórzy z nich. Ich wysiłki spełzły na niczym. Gdy nadzieja zdawała się już ulatniać niczym gaz ziemny w kopalni "Halemba", pojawił się on. Jedyny i niepowtarzalny. Posiadający moc. Nicolas Flamel.
Ów genialny uczony, żyjący na przełomie XIV i XV wieku, jako pierwszy ogłosił powodzenie swoich dociekań i zwycięstwa w krucjacie na rzecz ludzkości. Świat oszalał. Upadła wiara w dotychczasowe przekonania. Pojawiły się nowe religie, sekty i stowarzyszenia, zaś te już istniejące, a którym dotąd się nie powodziło, dostrzegły swoją szansę na wyjście z mroku. Wszystkie one poczęły podkreślać swoje korelacje ze słynnym alchemikiem. Same bowiem dążyły do poznania tajemnicy Kamienia Filozofów i wykorzystania jej do własnych, często bardzo mrocznych, celów. Zwycięzcą w tym, zdawałoby się irracjonalnym wyścigu, okazał się być Prieuré de Sion, Zakon Syjonu, którego Wielkim Mistrzem okazał się był być sam Nicolas Flamel.
Kolejne lata były dla Flamela pomyślne. Niezmierzone precjoza, których stał się właścicielem miały być dowodem na faktyczne istnienie mitycznego artefaktu. Informacje te potęgowały wieści, że mimo nieustannego upływu czasu Flamel miał się dobrze. Przyłapano go nawet na porannym joggingu, kiedy to biegał nago po podwórzu swej willi, wywijając zawadiacko fallusem w kierunku przechodniów. Słynny alchemik zdawał się był mieć wszystko.
Minęło stulecie, a Flamel wciąż dziarsko stąpał po ziemskim padole. I wtedy nastąpił kryzys. Pierre Dzący, Francuz o polskich korzeniach, opublikował na łamach prasy artykuł kompromitujący alchemika i Zakon Syjonu. Okazało się, że tak wielbiony i czczony przez masy ziemski bóg, był zwykłym oszustem. Majątku dorobił się na malwersacjach finansowych związanych z wygnaniem diaspory żydowskiej z Paryża oraz spekulacjach mieszkaniowych. Co więcej okazało się, że Nicolas Flamel nie żyje od przeszło 80 lat, zaś powiązany z Zakonem Syjonu rozbity, lecz wciąż funkcjonujący Fratres Militiae Templi, Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonie, regularnie podstawiał zmiennika.
Prawda wstrząsnęła podwalinami ówczesnego światopoglądu. Flamel był oszustem. Kamień nie istniał. Tajemnica Absolutu oddaliła się poza krawędzie poznania...

W świetle powyższego wywodu jasno widzimy, że kamień filozoficzny nigdy nie istniał. Ciężko jest zatem deliberować na temat jego użyteczności i hipotetycznego przeznaczenia. Myślę jednak, że gdybym go posiadał, użyłbym go do przejęcia władzy i siania terroru. :mad:

Edytowane przez gamon dnia 06-08-2009 23:26