Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 19-03-2010 23:23
#100

ROZDZIAŁ XXVI



Od rozmowy Lily i Jamesa za obrazem słynnej numerolog minęły zaledwie dwa tygodnie, a wszyscy traktowali ich jak odwieczną, szkolną parę. Kiedy przechodzili korytarzem trzymając się za ręce, wielu uczniów uśmiechało się do nich. Dziewczęta podszeptywały między sobą na temat szalonej i nieskończonej miłości Pottera i nieugiętej Lily, którą dopadła w końcu strzała Amora. Chłopcy natomiast niejednokrotnie podchodzili do nich i gratulowali im szczęścia. Częściej jednak mijając ich, po prostu poklepywali Jamesa lub podnosili kciuki do góry.
- Czasami naprawdę korci mnie, żeby im coś przygadać. Wszyscy o nas mówią! - powiedziała Lily do Jamesa podczas jednej z przerw międzylekcyjnych. Już od dłuższego czasu ją to irytowało.
- Nie cieszy cię nasza popularność? - zdziwił się Potter, choć jego twarz miała wyraźne oznaki zmęczenia całym szumem, który powstał kiedy się zeszli.
- James, dobrze wiesz, jak trudno mi udawać. - Evans popatrzyła mu w oczy i głęboko westchnęła.
- Też mi się to czasem nudzi - mrugnął do niej, żeby ją rozbawić.
- Mam po prostu szczerze dosyć tych spojrzeń, poklepywań... - Była bardzo sfrustrowana. Zaczęła nawet gestykulować.

James chwycił jej ręce, które zdawały się fruwać bez ładu i składu, i położył sobie na kolanach, zaglądając jej w twarz.

Westchnęła i z lekkim zniecierpliwieniem spojrzała na chłopaka.
- Skarbie, musisz być cierpliwa - powiedział spokojnie. Ale kiedy prychnęła z pogardą, puścił ostentacyjnie jej dłonie i nieznacznie podniósł głos. - No, to co mam ci powiedzieć?! Przejdzie im to, ale do tego trzeba czasu!

Lily wydawała się niepocieszona.
- Tak... Ale gdybyś tak za mną nie gonił wcześniej, nie obrósłbyś w legendę! - Wyczuł w jej głosie wyrzut.
- Pięknie! - podsumował z ironią Potter i uderzył się w kolana. - Czyli to moje wina, tak? Gdybym za tobą nie gonił, nie wiedziałabyś o moim istnieniu!

Czuł, że trochę go ponosi, ale nie umiał tego opanować.
- Co? - Lily zamrugała, zaskoczona wyznaniem Jamesa. - Zauważyłam cię na pierwszej lekcji latania. Jeszcze nie widziałam nikogo, kto wyglądałby tak, jakby całe życie spędził na miotle!

Potter zachichotał. Wizja przeżycia kilkunastu lat na miotle nie wpłynęłaby korzystnie na jego chód.
- Czyżbym miał tak szeroko rozstawione nogi? - Nie mógł się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.
Dziewczyna również się zaśmiała, odrzucając do tyłu długie, rude włosy.
- James! - Trąciła go w ramię, wciąż się śmiejąc. - Bądź czasem poważny! Nawet trochę mi się podobałeś...

Uśmiech z twarzy chłopaka zgasł w jednej chwili. Zamrugał, gdyż właśnie dotarło do niego, iż przez swoje durne wygłupy tylko oddalał się od Lily.
- Czyli byłem kompletnym ciemniakiem... - mruknął bardziej do siebie, niż do niej.
- Nie! - zaprzeczyła natychmiast, wyciągając do niego ręce. Jednak szybko je cofnęła. - To znaczy: tak. Byłeś totalnym głupolem.

Potter czuł, że nie mówiła tego, by z rozmysłem go obrazić. Raczej próbowała sobie to wszystko poukładać.
- Miałem szansę... - powiedział, podnosząc na nią wzrok zbitego psa.
- Miałeś - Lily potwierdziła to podobnym tonem.

Siedzieli teraz oboje przygarbieni na schodach. Przerwa niebawem miała się skończyć. James uświadomił sobie, że nie tylko uczniowie przeżywali ich miłość, ale też nauczyciele. Wciąż nie mogli się nadziwić przemianie Pottera i ugięciu się Evans. Nie omieszkali też podkreślać tego na każdym kroku. Lekcje pod tym kątem wcale nie były odpoczynkiem tylko kolejnymi atakami, tylko z innej strony.

- Trzeba powoli zacząć myśleć o egzaminach - westchnęła dziewczyna, kiedy szli w stronę klasy profesora Flitwicka na Zaklęcia.

Potter nie odezwał się ani słowem. Z jego ust wydobył się jedynie cichy lęk. Miał nadzieję, że Evans mruczy tak tylko pod nosem i nie pociągnie tematu. Jednak się pomylił.
- Możemy się uczyć razem? - spytała, zerkając na niego od czasu do czasu.
- Razem? - James zdał sobie sprawę, że powiedział to bardzo wysokim tonem. Szybko chciał to zamaskować, donośnie chrząkając.
- Jak chcesz - perorowała beztrosko Lily - możemy się uczyć osobno, a razem zrobić powtórki.
- Powtórki...

James ledwie wyrabiał się z opanowaniem materiału. Nie miał co prawda żadnych problemów, tylko zbyt późno zabierał się za naukę, by myśleć o powtórkach.
- Nie wiem, czy zdążę... - powiedział cicho. Obawiał się, że Evans może chcieć go kontrolować, czy aby na pewno się uczy. Już zapomniał, że jest prymuską i w ogóle najlepszą uczennicą. Czarna wizja na moment zaciążyła na jego sercu, powodując coś na kształt ukłucia w klatce piersiowej.
- Dobrze, jak tam sobie chcesz - wzruszyła ramionami. - Jakby co, możesz na mnie liczyć. Gorzej pewnie będzie z częstotliwością naszych spotkań... Och!

Dziewczyna zatrzymała się nieoczekiwanie. Dłonie przytknęła do ust, a jej oczy były okrągłe jak spodki.
W pierwszej chwili James przestraszył się nie na żarty, jednak szybko okazało się, że Lily jedynie zapomniała powiedzieć pozostałym huncwotom, że jest łączniczką w sprawie Glizdogona.

Natomiast o tym, że James i Lily wreszcie są razem, huncwoci dowiedzieli się pierwsi, a ich reakcja była chyba naprawdę szczera.

Potter przypomniał to sobie. Wszyscy aż pokraśniali na twarzach, a Lupin z wrażenia aż uściskał ich oboje. Syriusz od razu zaproponował wypad do Trzech Mioteł, bo w końcu on nie wyobraża sobie, by takiego sukcesu nie oblać. Poszły też z nimi Dorcas i Danielle, choć ta ostatnia nie była w nastroju do szaleństw, wciąż obrażona na Blacka. Mimo to starały się cieszyć szczęściem nowej, szkolnej pary.
Lily oczywiście zobaczyła minę przyjaciółki i posłała serię znaczących spojrzeń w kierunku Jamesa, który "miał z tym coś w końcu zrobić". Ten odpowiedział jej również znacząco, że przyjął komunikat "S.O.S.", ale to trochę potrwa.

Generalnie jednak było bardzo miło i na szczęście młodzi czarodzieje nie doprawili się doszczętnie. Mogli spokojnie pójść na zajęcia bez żadnych dolegliwości, które mogą wystąpić po zbyt dużej dawce kremowego piwa. Jednak zarówno sprawa Ogona jak i Danielle, którą po cichu nazywał Nieszczęsną, wciąż leżała.

* * *


- Och, Skarbie, jesteś dziś pierwsza! Nawet przyszłaś przede mną! - James wydawał się być mile zaskoczony. Zawsze na randkę z Lily przychodził wcześniej, by dziewczyna nie czekała na niego. To było niedopuszczalne dla każdego gentelmana, a on przecież nim był. No dobra, na pewno chciał za takiego uchodzić.
- Nie "skarbuj" mi, błagam, nie znoszę tego typu... nazewnictwa. - James prawie usłyszał, jak zgrzytnęła zębami.
- Było mi powiedzieć, a nie burzyć się teraz! - fuknął na nią, ale szybko złagodniał. To w końcu ich randka i nie przyszli się tu sprzeczać. Zwłaszcza, że naprawdę nie było o co.

Lily westchnęła, a James spojrzał na nią znad swoich okularów i uśmiechnął się delikatnie.
Taka drobna, a taka dożarta, pomyślał, przytulając ją do siebie, jeśli tak dalej pójdzie - jak nic! - do pantoflarza jeden krok!

Poczuł zapach brzoskwiń, zanurzając nos w jej jedwabiście miękkich włosach. Pocałował ją w czoło i zapytał, gdzie tym razem spędzą te dwie godziny.
- Ta pora generalnie nie sprzyja łatwym rozwiązaniom - oceniła sytuację Evans i zmarszczyła lekko piegowaty nos.
- Za to na pewno pobudza nasze prawe półkule. - Potter błysnął białymi zębami. - Do twórczego myślenia.
- Zgrywus! - parsknęła Lily, udając że próbuje się wydostać z objęć chłopaka. - Przed kim to szpanujesz tą wiedzą, hę?
- No wiesz... - zaczął z tym swoim uśmieszkiem, lecz szybko spoważniał i palcem nakazał Lily milczenie.

Spojrzała na niego pytająco, lecz on w odpowiedzi tylko popchnął ją w stronę gargulca, za którym mieli szansę się ukryć.

Ktoś szedł korytarzem. Jednak już po chwili przekonali się, że to grupka osób. Usłyszeli bowiem kilka głosów.

W kryjówce nie było przyjemnie, lecz nagły przypływ adrenaliny sprawił, że zapomnieli o dyskomforcie i skupili całą uwagę na trójce chłopaków, którzy ukazali się im teraz w pełnej krasie. Obserwowali ich w milczeniu, by nie zdradzić swojego położenia.

Postacie szybko się zbliżały. Najpierw Potter rozpoznał w nich Ślizgonów, lecz kiedy podeszli bliżej zobaczyli, że to Snape, Avery i Nott: "Czarna Trójka", jak ich od niedawna zaczęto nazywać. Szli, rozmawiając o czymś z przejęciem, ale Potter wyczuł między nimi dziwne napięcie.
- Cholera, jesteście ustawieni... - Głos Snape'a lekko drżał.
- Ale ty masz zawsze lepiej, nie zauważyłeś? Niezależnie od wszystkiego. - Uwaga Avery'ego była nieco zgryźliwa. - Ja mam tylko jeden atut...
- Ha! - odezwał się Nott i uderzył rękami o poły szat. - Ale za to jaki! Masz już zapewniony awans...
- A tyś nie lepszy jest, wiesz? - żachnął się Snape. - Masz na koncie tego całego ... Pettigrewa, czy jak mu tam...

James o mało nie zakrztusił się własną śliną, kiedy usłyszał nazwisko Petera. Lily drgnęła. Spojrzał więc na nią z niepokojem: Niemym wzrokiem spoglądała w stronę Snape'a, a jej usta bezgłośnie wypowiedziały: "Sev", jak wyczytał z ruchu warg. Wyglądała na zdruzgotaną.

Potter czuł, że ta trójka ma coś na sumieniu. Co niby miało znaczyć: "Masz na koncie tego całego... Pettigrewa"?! To ewidentnie śmierdzi. I w dodatku dotyczy Petera. James zaklął w duchu. Znów kolejna poszlaka, która nie łączy się w całość z pozostałymi faktami. Co Smark może mieć wspólnego z Peterem?
- Myślę, że on ma po prostu wobec ciebie jakiś większy plan. - James usłyszał w oddali głos Notta. - Będziesz jeszcze zbierał laury...

Potem już tylko dał się słyszeć śmiech, a głosy stały się całkowicie odległe. Chłopak wyszedł zza posągu i w ciszy pomógł się wydostać Evans. Nie miał pojęcia, o kim oni mówili. Może chodziło o jakiegoś nauczyciela. Chociaż mocno w to wątpił, gdyż Smarka żaden nie darzy specjalną sympatią. Chyba, że Slughorn, z racji opieki nad całym domem Slytherinu... Niby nigdy nie okazywał empatycznych uczuć wobec Snape'a... ale ostatnio i tak działy się dziwne rzeczy. Taką ewentualność niewątpliwie trzeba wziąć pod uwagę...

Podzielił się z Evans swoimi przemyśleniami.
- Z tego, co mi wiadomo, wszyscy go unikają. Jest raczej odludkiem i nie garnie się do ludzi... - powiedziała powoli, myśląc intensywnie, czy aby na pewno nie wie o Snapie czegoś, co mogłoby im pomóc w odpowiedziach na kilka trudnych pytań.
- Do nas się garnie - zauważył kąśliwie James.
- Bo go zaczepialiście! - spojrzała na niego gniewnie.
- To jego włosy były czepliwe! - zaśmiał się Potter. W końcu to one były odwiecznym powodem i przedmiotem zaczepek huncwotów.

Dziewczyna znów rzuciła mu ostre spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
- Dobra, obiecałem poprawę - wyrecytował Potter, patrząc ostentacyjnie w sufit. - Ale sama przyznasz, że trąci to knowaniem. - Chłopak wrócił do poprzedniego tonu.

Lily potarła w zamyśleniu policzek.
- Mamy niebywałe szczęście, że się znaleźliśmy tu w tym miejscu o tej właśnie porze, nie uważasz? - spojrzała na niego. - Nieprawdopodobne!
- Słuszna uwaga... - odparł zaskoczony takim podejściem do sprawy. Żałował, że nie może podzielić się z kumplami tym, co teraz usłyszeli. - Już bym leciał powiedzieć chłopakom, że Smark coś knuje...
- Na razie wie tylko Syriusz - powiedziała dziewczyna, zgadując o czym mówi Potter. - Remusowi nie zdążyłam, musiałam się...
- ... pouczyć? - James przekrzywił nieco głowę, a dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze i spuściła wzrok. - To nie jest chyba takie normalne - podsumował, kręcąc głową.
- Dziś mu powiedziałam. Stał tak sam, to wykorzystałam sytuację. - Lily ewidentnie chciała zmienić temat. Już zdążyła zauważyć, że Potterowi daleko do podzielania jej zdania na temat nauki.
- Sam? Łapa? Dziwne... - Potter zmrużył oczy. - Mów dalej, a tymczasem chodźmy na dół. Myślę, że na błoniach będzie teraz cudownie... - Uśmiechnął się.
- Niech będą błonie - zgodziła się i ruszyli beztrosko korytarzem, trzymając się za ręce. - Tak, był sam. I to tuż przed łazienką dla dziewczyn. Pomyślałam, że pewnie chce jakoś złapać Danielle, ale oczywiści napatoczyła się ta Brook!

Głos Lily narastał aż przeobraził się w gniewnie burczenie. Zdecydowanie nie lubiła Victorii, co oczywiście pozwoliło jej dalej ciągnąć ewentualny wątek miłosny Danielle i Blacka. James nie przeszkadzał jej, z uśmiechem obserwując, jakie robi miny, kiedy o czymś mówi. Była taka piękna...
- ... oburzające! - spojrzała na niego, po czym zamilkła.
- Co?
- Nie słuchałeś mnie - orzekła tonem znawcy.
- Ależ słuchałem! Ja też jestem za tym, żeby się zeszli. Danielle z Blackiem. - James próbował improwizować.

Evans machnęła ręką.
- Widziałam ten zamglony wzrok - ciągnęła diagnozę. - Bardzo mi pochlebia, że tak ci się podobam, ale podzielność uwagi jest coraz bardziej pożądaną umiejętnością, panie Potter.

James aż zapowietrzył się z oburzenia.
- Co ty mi tu sugerujesz? - zaperzył się. - Przecież wiem, o czym mówiłaś. Oddałem sens tego, co powiedziałaś!
- To są takie subtelne wnioski, że nie możesz sobie wysuwać jakiegoś swojego ot tak! - pstryknęła palcami. Była oburzona tak płaskim podejściem Pottera do tej sprawy i na podkreślenie tego pokręciła z niezadowoleniem głową.
- No masz ci...! - zebrało się Jamesowi. - Jestem facetem! Od subtelności jesteście wy, dziewczyny. Ja tak naprawdę potrzebuję tylko konkretów!
- Coś mi się zdaje, że kobiece spojrzenie będzie wam bardzo potrzebne do rozwikłania tej zagadki z Peterem - uśmiechnęła się Lily i tym razem to ona zastygła, nasłu****ąc. - Ktoś idzie!
- Za ten gruby świecznik - szepnął James i pociągnął dziewczynę za rękę.

Korytarzem spacerowym krokiem przechadzał się hogwarcki patrol, woźny Filch, a za nim kroczyła dumnie jego ukochana kotka, Pani Norris.
- Przejdziemy się jeszcze na piętro wyżej, kochana. - Filch wychrypiał głosem, który świadczył o częstym spożyciu Ognistej Whisky. - A potem się zobaczy...
Nie zauważył dwójki stojącej za świecznikiem. Przeszedł spokojnie obok a jego twarz wyrażała błogość, jaką może dać mu jedynie cisza i spokój Hogwartu. Bez zbędnych uciekinierów. Bez harcujących nocami huncwotów.

Kiedy się oddalił, James zaproponował Lily, by skorzystali z kilku tajemnych przejść. Pozwoliło by im to szybciej i bez stresu dostać się na błonia. Niestety nie wziął ze sobą mapy, która zawsze w takich sytuacjach była mu pomocna. Syriusz już dawno mówił, że potrzebuje tej mapy na dzisiejszy wieczór. Zatem Potter zdany był dziś tylko na siebie i swoją pamięć.

Pociągnął dziewczynę w kierunku głównych schodów na piątym piętrze. W ich pobliżu była cegła, która minimalnie wystawała poza szereg. Wystarczyło ją lekko pchnąć, a ukazywała małe przejście, którym można było się dostać na pierwsze piętro. Korytarzyk był wąski i długi, a przez to mało przyjemny. Był jednak ogromnym skrótem, dlatego Potter bez wahania zdecydował się właśnie na to przejście.
- Może nie być zbyt komfortowo, ale w końcu naszym głównym celem są błonia - powiedział, trochę jakby na usprawiedliwienie tego, co może ich czekać.
- W końcu to skrót. Nie jest pewnie zbyt uczęszczany, więc to raczej oczywista sprawa - powiedziała Lily, chcąc przekonać nie tylko Jamesa, ale i siebie.

Potter poklepał ją krzepiąco po ramieniu i nacisnął wystająca cegłę.
Sam nie wiedział, czego się spodziewać, dawno nie korzystał z tego skrótu. Ale na pewno nie oczekiwał tego, co oboje zobaczyli, kiedy przedarli się przez kotarę pajęczyn. Uderzył ich odór gęstego, stęchłego powietrza. Było tu zaskakująco ciepło, jak na takie przejścia i grube mury. Ktoś tu musiał przebywać.
- Potter! - usłyszeli syk. - Na litość, co ty tu robisz?!


* * *


James nie był w stanie wykrztusić słowa. Lily stała obok niego oniemiała.
- Na randkę z Evans to nie w to miejsce, chłopie. - W ciemności widzieli tylko dwie pary oczu.

W miarę jak przywykali do ciemności, zaczęli dostrzegać pewne kształty. Dwoje ludzi siedziało na małych krzesełkach.
- Przestraszyłeś nas jak diabli! - usłyszeli. - A tobie już kompletnie głos odjęło? Lumos!

Małe światełko różdżki rozjaśniło część korytarzyka.
- A wy tu tak w tych egipskich ciemnościach... - odezwał się w końcu Potter.
- Nie świntuszymy, wyobraź sobie! - Postać już nie szeptała. Z mroku i cieni James wyłowił twarz Syriusza. A obok niego siedziała...
- Danielle?! - Lily również odzyskała mowę. - A co ty tu robisz...? Oboje...? I to tutaj...? - Język wciąż się jej plątał.
- Cześć, Lily - wychrypiała dziewczyna. - Może nie drążmy tego tematu... Opowiem ci później...

Zaśmiała się nieco sztucznie. Atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę a stare, duszne powietrze zaczynało im coraz bardziej dokuczać. James poczuł, że zaczyna się pocić, a to generalnie nie sprzyjało randce, jaka miała go czekać na błoniach.
- Słuchajcie, tu się nie da oddychać... - wydyszał. - Za mało tlenu dla czterech osób. Potem to sobie wyjaśnimy. Chodź, Lily...

Potter wyminął ich, ciągnąć Evans za rękę. Nie opierała się temu pomysłowi, jej również zaczęło przeszkadzać to powietrze.

Szli większość drogi w milczeniu, oświetlając ją sobie różdżką Jamesa. Oboje wiedzieli, że z rozmową trzeba zaczekać do końca korytarza.

Na ich szczęście pod koniec temperatura nieco spadła, a i powietrze było jakby nieco bardziej świeże. Zwolnili nawet kroku.
- Skąd oni się tam wzięli? - zapytała Lily w próżnię. W końcu wiedziała tyle, co Potter, czyli niewiele.
- Może jednak się umówili pod tą łazienką? - powiedział James. - Nie ma co gdybać, trzeba ich wziąć na spytki. Mówiłaś coś o Syriuszu...
- A tak! - Lily podchwyciła temat. - Powiedziałam mu wszystko. Stwierdził, że da ci znać, że informacja była dostarczona. Za każdym razem tak będzie. Co ty na to?

James pomyślał chwilę.
- Świetnie. A jaki to znak? Zapewne jakiś w jego stylu...
- Powiedział, że wyleje ci coś na rękę - powiedziała Lily, tłumiąc śmiech.
- Wiedziałem, że to będzie w jego stylu, ale że aż tak głupie?! - James klasnął się otwartą dłonią w czoło.
- Oby tylko jutro nie wziął sobie do śniadania kawy... - zachichotała Evans.

Potter rzucił jej tylko obrażone spojrzenie, ale nic nie powiedział, bo zobaczył przed sobą drugą stronę obrazu. Byli już na pierwszym piętrze. Teraz tylko musieli cichaczem przemknąć na parter. Niestety skrót był tuż koło łazienki prefektów, a tam często spacerował woźny lub ta jego kocica.
- Obyśmy zdążyli przed Filchem - powiedział na głos, odsuwając ramę obrazu. - Musisz iść za mną bardzo szybko. Kolejny skrót jest w dość niebezpiecznym miejscu.
- Gdzie to jest? - spytała Evans, zanim opuścili korytarz.
- Koło łazienki prefektów - odparł James.
- To ulubione miejsce Pani Norris... - skrzywiła się dziewczyna i ruszyła za Potterem, który zamknąwszy drzwi, podbiegł cicho do dużego świecznika. Czujnie rozglądał się wokół. Ani śladu patrolu.

Kiedy Lily pojawiła się tuż za nim, powiedział pewniejszym głosem.
- Wcale bym się nie obraził, jakby znaleźli gdzieś tę miałczącą potworę powieszoną za ogon właśnie koło łazienki. "Zginęła dzielnie trzymając wartę w swoim ulubionym miejscu". Może nawet bym się wzruszył.
- Jesteś strasznie zgryźliwy, złośliwcu - powiedziała Lily pół żartem, a pół serio. - Dobrze, że twój syn tego nie usłyszy.
- Jeszcze mi się nie śpieszy, moja droga - odpowiedział Potter, odwracając się do niej. Chciał ją w tym momencie objąć. Nic się nie liczyło. Stracił czujność.
- Niczego nie sugeruję. - Evans uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Ja mam tylko nadzieję, że mój przyszły syn odziedziczy po tobie zarówno urodę, jak i inteligencję. - Chciał jej schlebić, ale chyba naprawdę nie miałby nic przecinko temu, by tak się właśnie stało.
- Dodaj jeszcze, żeby nie był takim urwisem, jak huncwoci! - Lily zaśmiała się całkiem głośno. Ona również zapomniała o niebezpieczeństwie. Patrzyli sobie w oczy, zapominając, gdzie się naprawdę znajdują.
- To co ma po mnie odziedziczyć? - Potter idealnie udawał smutnego, zbitego psa.
- Hm... Może tę twoją nieokiełznaną czuprynę? - uśmiechnęła się szeroko i potargała mu włosy. - O! I ten twój dryg do miotły...
- Na pewno będzie go miał. - Usłyszeli za sobą chrapliwy głos. - Dość dużo spędzicie czasu z miotłami, żeby wasz przyszły synalek je pokochał!

Ich oczom ukazał się Filch, we własnej osobie. Jedną pomarszczoną i zniszczoną rękę położył na ramieniu Evans, a drugą - Pottera. Uśmiechał się triumfalnie.
- Zawsze marzyłem, żeby cię dorwać, Evans... - Jego oczy mówiły same za siebie. Niewątpliwie miał odbite na punkcie tej roboty. - Wiedziałem, że nie jesteś taka święta. A teraz mam dwa ptaszki, które romantycznie spędzą sobie czas na szlabanie.

Woźny roześmiał się, bardzo z siebie zadowolony. Potter prawie namacalnie wyczuwał, jak rośnie jego ego. Postanowił przeciwdziałać. Evans nie trafi na szlaban. Już on się o to postara.


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Uff. No, dawno nie było nowego odcinka. I oto jest: voi la! Dzięki Aniu! ^^