Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 22-10-2009 14:56
#27

ROZDZIAŁ XI



- Wszystko w porządku, Potter? - zapytała McGonagall. - Zbladłeś potwornie.

James wciąż próbował odzyskać głos. Ze strachu sparaliżowało mu umysł.
- No, nie patrz tak na mnie - poirytowała się nauczycielka. - Masz jakiś problem?
- T-tak - wydusił James.

Kobieta spojrzała pytająco na chłopaka. Ten z trudem przełknął ślinę i wypuścił ze świstem powietrze.
- Nie działa - powiedział, siląc się na spokój, co mu oczywiście nie wyszło.
- Zlituj się, Potter. - McGonagall przewróciła oczami. - Nie działa. A co tu może w ogóle działać? To jest magia. Czy ja muszę przypominać takie podstawy uczniowi na siódmym roku?

No tak, mógł wymyślić coś innego. Ale w tym stresie zwyczajnie nie umiał.

Rozejrzał się po klasie. Gorączkowo szukał jakiegoś zrozumienia. Wszyscy przyglądali się mu, wytrzeszczając oczy, że pewny siebie i arogancki Potter, ścigający jakich mało, ma problem z wysłowieniem się. Wierzyć się nie chciało co poniektórym.

Odchrząknął, by przedłużyć moment, w którym będzie musiał się wytłumaczyć. Ogarniała go panika, a w głowie miał pustkę. Co ma powiedzieć teraz nauczycielce?
- Eee... nie widziałem... eee... w co mam się zamienić... - wybąkał pierwsze wytłumaczenie, jakie mu przyszło na myśl.
- No cóż - nauczycielka odetchnęła. - Nie ma się czego wstydzić, to się zdarza. A znając ciebie i twoją ambicjonalną dumę, musiałeś cierpieć katusze, mówiąc o tym tak na forum - wskazała ręką klasę.

Nie był do końca pewien, czy McGonagall kpiła z niego, czy rzeczywiście znała realia. Przyjął to jednak za dobrą monetę.
- Widziałem kilka zwierząt - powiedział już pewniej, brnąc w tę historię.

Nauczycielka przechyliła lekko głowę i zmrużyła oczy.
- Kilka? - powtórzyła, jakby nie dosłyszała.
- Raz byłem ... wiewiórką, a raz rybą. Potem zaraz oderwałem się od ziemi, bo miałem skrzydła - rozpędził się, puszczając wodze fantazji.
- Ale jak to? - odezwał się Gudgeon Davey, siedzący w trzeciej ławce. - Ja też byłem ptakiem! To chyba nie może tak być...!
- Davey - odezwała się nauczycielka do chłopaka o jasnej karnacji i szczeciniastych, prawie żółtych włosach. - Ty możesz być jaskółką. Potter może być wróblem lub jastrzębiem.

Chłopak zamyślił się. Nie był najbystrzejszy w klasie. Być może do teraz nie wiedział, że ptaki mogą być tak różne.

James pamiętał, jak w tamtym roku Gudgeon o mało co nie stracił oka po spotkaniu z Wierzbą Bijącą. No cóż, dobrze, że skończyło się tylko na niewielkich obrażeniach, które pani Pomfrey mogła wyleczyć. Za tę ciekawość (co huncwoci robili po zmroku w tej okolicy) mógł przypłacić nawet życiem.

- Może to różdżka? - zapytała jedna z dziewczyn.
McGonagall westchnęła i użyła zaklęcia przywołującego, by obejrzeć różdżkę Jamesa.
- Hmm... jakie są jej wymiary? - zwróciła się do Pottera, przyglądając się jej z należytą uwagą.
- No, jedenaście cali, mahoń... - powiedział niepewnie.
- Wydaje się bardzo poręczna - stwierdziła nauczycielka, wciąż wpatrując się w przedmiot. - Dziwne... O ile wiem, tego typu różdżka świetnie nadaje się do transmutacji. Nie wiem, czy to jej wina... Na razie damy temu spokój. Zostań po zajęciach.

Oddała Potterowi różdżkę i wróciła do zajęć.

James usiadł ciężko obok Syriusza, z trudem łapiąc oddech. Sytuacja go przerosła. Przymknął na moment oczy, chcąc uspokoić serce tłukące się w piersi. Ręce wciąż mu się trzęsły. Po chwili spojrzał na kumpli.
- Ale fart - mruknął do niego Black. - Masz szczęście, chłopie...
- Ej, patrzcie - szepnął do nich Peter. - Evans będzie się pocić przy animizacji!

Obaj chłopcy spojrzeli na dziewczynę, która teraz stała na środku klasy.
- Co zobaczyłaś w transie? - spytała McGonagall.
- Królika - odparła dziewczyna. - To znaczy... Byłam nim. Skakałam i jadłam trawę.
- Wspaniale - nauczycielka zatarła ręce. - W takim razie wiesz, jak się czułaś, będąc nim. Teraz musisz się bardzo skupić, żeby znów poczuć się w ten sposób. Całą siłą woli wyobraź sobie swój wygląd, swój kształt, oszacuj swoją wielkość i spraw, byś każdą częścią ciała chciała zamienić się w królika.

Dziewczyna skinęła głową i sięgnęła po różdżkę. Skierowała ją na siebie, po czym zamknęła oczy i zmarszczyła czoło.

W tym momencie wyrosły jej uszy i duże siekacze. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki i skurczyła się momentalnie, a jej ciało pokryło się puszystym, szarym futerkiem. Niestety twarz nie do końca zmieniła się w króliczy pyszczek.

Otworzyła oczy z miną pełną niepewności i obaw.
- Imponujący rezultat, panno Evans - wyraziła swą aprobatę nauczycielka. - Dawno nie widziałam takiego efektu za pierwszym podejściem! Widzę potencjał na animaga.

Evans pokraśniała, a na jej twarzy zakwitł szeroki, króliczy uśmiech. Nauczycielka machnęła różdżką, a dziewczyna cicho jęknęła i z powrotem przybrała swój kształt.
- Przepraszam, ale musiałam użyć wobec ciebie tego zaklęcia. Nie będziemy się męczyć, zanim uda się wam całkowicie wrócić do swoich naturalnych postaci - wytłumaczyła McGonagall.

Jeszcze kilkoro uczniów próbowało swoich sił. Żadnemu jednak nie powiodło się tak dobrze, jak Lily. Na szczęście, McGonagall, nie wywołała już żadnego huncwota, choć przez całą lekcję siedzieli jak na szpilkach.

Kiedy zajęcia się skończyły, James przeprosił kumpli i powiedział, że dołączy do nich w pokoju wspólnym i potem razem odwiedzą Lupina w Skrzydle Szpitalnym, bo teraz musiał jeszcze zostać w klasie na życzenie McGonagall.

Podszedł do katedry, przy której stała nauczycielka.
- Dałam ci spokój - powiedziała bez zbędnego wstępu - bo wiedziałam, że ukrywasz prawdę przed klasą. Ale liczę, że za ten przejaw łaski, powiesz mi teraz szczerze, czemu nie chciałeś spróbować.

James obawiał się tego. Niestety nic nie mógł zrobić, jak tylko powiedzieć prawdę. Tylko ona mogła mu teraz ocalić skórę. Powoła się na Dumbledore'a i powie, że nie mógł przecież się zdekonspirować.
- Pani profesor - zaczął powoli, formułując w myślach wypowiedź. - Nasz kolega, Remus Lupin, ma... hmm... problemy.

McGonagall uniosła jedną brew do góry, wciąż wyczekująco milcząc.
- Jest wilkołakiem... - powiedział cicho, nie patrząc na nią.

Usłyszał tylko, jak łapczywie wciągnęła ustami powietrze. Kiedy na nią spojrzał, miała już otwarte usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się widocznie i zamknęła je.
- Ja, Peter Pettigrew i Syriusz Black jesteśmy... animagami. - To zdanie wypowiedział jeszcze ciszej.
- Kim? - pisnęła nauczycielka nieswoim głosem.
- Zawsze w pełnię odprowadzamy go do Wrzeszczącej Chaty - kontynuował, nie reagując na jej pytanie - i czekamy przez noc w Zakazanym Lesie. Tylko tak możemy się z nim solidaryzować. A jako ludzie, nie moglibyśmy mu ani towarzyszyć, ani przebywać bezpiecznie z Lesie.

Zapadła nieznośna cisza. Nauczycielka widocznie próbowała przetrawić to, co przed chwilą usłyszała. W końcu jednak powiedziała cicho:
- Zawsze mnie szokowałeś, Potter. Ale teraz przeszedłeś samego siebie.
- Trzymamy to w ścisłej tajemnicy... - powiedział James. - Nie możemy się zarejestrować, bo tę konieczność trzeba umieć uzasadnić... A wilkołaki są po prostu społecznymi wyrzutkami. Nie chcieliśmy, żeby to samo się stało z Lunatykiem... Znaczy z Remusem.

Nauczycielka potarła chwilę ostry podbródek.
- Ktoś oprócz was o tym wie?
- Dumbledore - bez wahania powiedział Potter.
- Profesor Dumbledore - napomniała go opiekun Gryffindoru.
- Tak, właśnie... - zreflektował się chłopak.
- Porozmawiam z nim. Jeśli to, co mi teraz powiedziałeś jest prawdą... To znaczy... skonsultuję to z dyrektorem. A tajemnica, rzecz jasna, wciąż obowiązuje. Tylko grono powierników nieznacznie wzrosło - powiedziała na koniec McGonagall i odwróciła się, dając Potterowi znak, że skończyli rozmowę.






- Powiedziałeś jej?! - Black był wstrząśnięty. - Przecież ona nam teraz nie da żyć! Będzie szantażować!

Peter i James popatrzyli na siebie.

Wchodzili właśnie po schodach na czwarte piętro, żeby odwiedzić Remusa w Skrzydle Szpitalnym. Słyszeli, że już siada, je i nawet może się skupić na krótkiej rozmowie. Jutro już wyjdzie i będzie jak nowy. Ale póki co, kuruje się w ciepłym łóżku, korzystając z opieki pani Pomfrey.
- Histeryku! Słyszałeś, co powiedział Rogacz - rzekł Peter, otwierając drzwi do Sali, gdzie leżał Lupin. - To ciągle jest tajemnica. Po prostu pogada z Dumblem i on jej wszystko wyjaśni.
- Nie przekonuje mnie to - nadąsał się Syriusz, kręcąc głową.
- Jest opiekunką Gryffindoru! - nie dawał za wygraną Glizdogon.
- A co to zmienia? - warknął Black. - Już nie pamiętasz, ile razy odjęła nam punkty, kiedy mogła przymknąć na coś oko?
- Przestańcie - upomniał kumpli James. - Nie przyszliśmy się tu kłócić, tylko odwiedzić Lupina!

Uśmiechnął się szeroko do bladego i wymizerowanego chłopaka, który leżał w łóżku z półprzymkniętymi oczami. Też się uśmiechnął.
- U was nic się nie zmienia, jak widzę - powiedział słabym głosem, ale ewidentnie cieszył się na odwiedziny przyjaciół.
- Na transmutacji zaczęliśmy animizację... - Uśmiech spełzł z twarzy Pottera. - I nie chcieliśmy, żeby się wydało...

Lupin skrzywił się, ale podniósł do pozycji półleżącej. James wiedział, co teraz myśli: przeczuwał, co się wydarzyło. Dlatego stwierdził w myślach, że muszą mu powiedzieć. I tak też zrobili.
- I co teraz? - zasępił się Remus.
- McGonagall ma rzekomo pogadać z Dumbledorem - odpowiedział Black z powątpiewaniem.

James i Peter skarcili go surowymi spojrzeniami.
- Nie ma rzekomo. Pogada i już! - warknął Peter.

Lupin przymknął oczy. Widocznie już zmęczył się odwiedzinami. Był jeszcze bardzo słaby.
- Przyjdziemy wieczorem, Lunatyku - zapewnił James i chłopcy zebrali się do wyjścia.
- Nie trzeba było mu o tym mówić! - krzyknął na Jamesa Black.

Potter spojrzał na Syriusza, zaskoczony zachowaniem przyjaciela. Zatrzymał się, mrugając z niedowierzaniem.
- O co ci chodzi? - spytał. - Powinien wiedzieć, prawda?

Peter przytaknął skinieniem głowy. Black natomiast cały się trząsł. Był wzburzony, wściekły i prychał z pasją.

James spojrzał mu w oczy, lecz tamten odwrócił wzrok i z obrażoną minął ruszył dalej, nie czekając na nikogo.

Peter spoglądał to na jednego, to na drugiego, nie wiedząc co robić.
- Łapa, czekaj! - zawołał za nim w końcu, ale Black nawet się nie odwrócił.
- Nie rozumiem jego zachowania - pokręcił głową Potter. - Czemu tak gwałtownie zareagował?
- Nie obraź się... - powiedział ostrożnie Glizdogon po chwili milczenia, gdy już wracali do pokoju wspólnego. James spojrzał na niego pytająco. - On chyba uważa, że go wkopałeś...
- Co?! - Potter aż podskoczył. Zatrzymał się i chwycił oburącz za głowę. - Wkopałem?! O czym ty mówisz?!
- No... - ciągnął cicho Peter - o tym, że mogłeś powiedzieć tylko o sobie, a nie o nas...

James powoli podniósł głowę i spojrzał na kumpla. Było mu niewymownie smutno. Zawsze myślał, że ekipa trzy,a się razem. I jeśli tak jest, to jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego... Razem się wygrywa i przegrywa, zbiera laury i pochwały, ale i ponosi razem konsekwencje. Dlaczego jego przyjaciel myślał tak płasko i powierzchownie? Przecież nie zrobił tego specjalnie, by ich pogrążyć. Po prostu powiedział prawdę! Dlaczego bycie uczciwym kończy się tak fatalnie?! Zaczynał się zastanawiać, co ta Evans w tym widzi...? Skoro nawet przyjaciele się odwracają...
- Ty też tak myślisz? - zapytał zrezygnowany James.
- Nie! - gorliwie zaprzeczył Pettigrew. - Chodźmy do pokoju wspólnego. Trzeba się pogodzić.
- Pogodzić?! - Potter spojrzał na Glizdogona, jakby zaproponował mu lot miotłą na księżyc, bo trzeba udowodnić "co nie co" Smarkowi. - Żartujesz?! Nie wyciągnę do niego pierwszy ręki! Ktoś tu chyba ponosi większą winę!

Peter stał i patrzył na kumpla rozdarty.

James wiedział, że coś musi zrobić. Powinien przewidzieć taki obrót sprawy. Nie wiedział tylko, jak ma to naprawić. I właściwie dlaczego on ma to naprawiać. Czy to była jego wina? I czy to on się obraził?

Na razie przetrzyma Syriusza. Niech odczuje brak przyjaciela. A potem coś się wymyśli, choć na to "coś" nie miał w ogóle pomysłu.

Powoli ogarniała go rozpacz i poczucie bezsilności. Stał, patrząc przed siebie, ale niczego nie widział.

Edytowane przez mooll dnia 22-10-2009 18:49