Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 28-10-2009 17:24
#40

ROZDZIAŁ XIV



James pchnął ciężkie drzwi do Wielkiej Sali. Na śniadanie byli już spóźnieni. Zaledwie dziesięć minut dzieliło ich od pierwszej lekcji, którą była Opieka nad magicznymi stworzeniami z profesorem Kettleburnem.
- Szybko, Łapciuniu - szepnął James, akcentując specyficznie ostatnie słowo.
- Och...! Zamknij się! - warknął Black. - Cóż poradzę, że Dan tak mnie urządziła z tymi swoimi zdrobnieńkami.

Syriusz skrzywił się, jakby go zemdliło.
- Dan? - powtórzył z tajemniczym uśmiechem Potter.
- Eee... - speszył się Syriusz i od razu zmienił temat. - Weź jakąś bułkę i spadamy. Ten facet jest zdolny odjąć nam punkty za minimalne spóźnienie.
- Nieznośny jest, to fakt - przytaknął James, sięgając po francuskiego rogalika i wkładając połowę do ust. Drugą ręką chwycił na zapas kolejnego.
- Żebyś czasem nie zasłabł! - Black pokręcił głową, udając oburzenie na widok łakomstwa przyjaciela.
- Uhm... - Pełne usta nie pozwalały na swobodną wymowę, więc James tylko wzruszył ramionami.

Kiedy dotarli już do drzwi w Sali Wejściowej, Potter odzyskał mowę:
- A gdzie Lupin? Mieli go już wczoraj wypuścić!
- Wiem... - zasępił się Black. - Może nie czuł się za dobrze... Miejmy nadzieję, że zobaczymy go na zajęciach.
- Glizdek dał wczoraj nieźle po garach - palnął Potter.
- Nie, żebyśmy czasem mieli coś z tym wspólnego! - niewinnym głosem powiedział Black.

James westchnął.
- To nasza wina. - Poczuł, jak wzbierają w nim wyrzuty sumienia.

Do tego czasu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak daleko posunęła się jego metamorfoza. Myślał, że ogranicza się wyłącznie do podstaw kultury. I to oczywiście, jeśli sytuacja tego wymaga. Czytaj: Evans w pobliżu.

Tymczasem, cała akcja po prostu wymknęła mu się spod kontroli. W nauce też zrobił postępy: w ogóle zaczął sięgać po książki. Przedtem nie robił tego zbyt często. Był na tyle zdolny, że radził sobie nawet, gdy zasób jego wiedzy na dany temat był bardzo okrojony.

Poza tym, przestał odczuwać potrzebę żartowania sobie w specyficzny dla siebie sposób. Smark od tego czasu cieszył się niewątpliwie dużą swobodą.

Ale najważniejsza zmiana zaszła chyba w sposobie komunikowania się z Lily Evans. Ta wiecznie poukładana dziewczyna, o wzorowym zachowaniu i wynikach w nauce powyżej przeciętnych, zazwyczaj gardziła nim. Pewny siebie ścigający Gryfonów, spragniony wiecznego aplauzu i bycia w centrum zainteresowania, stał się nagle spokojnym, porządnym uczniem, o nienagannym obyciu. Już nie mierzwił sobie włosów na widok rudej piękności, ani nie częstował jej na "dzień dobry" niesmacznymi próbami podrywu na wręcz prymitywnym poziomie.

Co dziwniejsze, zauważył, że to na nią działa. Jest wobec niego milsza, czasem się nawet uśmiechnie. Serce rosło mu w piersi na myśl, że zaczyna się układać. Bał się przy niej oddychać, żeby znów czegoś nie spaprać.

Jego lękliwość widocznie stała się dla niej zauważalna, gdyż pewnego listopadowego dnia, zagadała go sama, gdy siedział w pokoju wspólnym, czytając zadane fragmenty na zajęcia. Nikogo już o tej porze nie było. Evans właśnie pojawiła się w przejściu za obrazem Grubej Damy.
- Potter, ty tu? - uśmiechnęła się, zdziwiona jego obecnością.
- A to ci niespodzianka, co Evans? - Prawie na nią nie spojrzał.

I znów te pozory. Chciał na nią chociaż zerknąć, zobaczyć jak wygląda. To co, że widział ją tego dnia już z tuzin razy. Motylki znowu całą chmarą uniosły mu ciężki żołądek.

Nerwowo przełknął ślinę, ale nie podniósł głowy znad książki. Oczywiście udawał w tym momencie, że czyta, a lektura jest bardzo zajmująca. Prawda była taka, że nawet nie widział liter.
- Cała Prawda O Legendzie Kwintopedów? - przeczytała na głos.

O mało nie podskoczył. Nie miał pojęcia, że do niego podeszła. Serce podskoczyło mu do gardła. Znów przełknął ślinę. Bał się podnieść oczy, by nie spłonąć żywcem purpurą.

Poprawił tylko okulary, maskując swoje zdenerwowanie.
- Nie wiedziałam, że cię to interesuje - spojrzała na niego coraz bardziej zaskoczona. - I do tego czytasz to o takiej porze... No, no, no...

Zapadła chwila ciszy.

Potter czuł, że powinien coś powiedzieć, ale - oczywiście - nie był w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Obawiał się, że z czymś wypali i znów wszystkie jego starania pójdą na marne.

Lily usiadła naprzeciwko niego, wyraźnie zaintrygowana całą sytuacją i uważnie mu się przyglądała.

Ten natomiast, powoli przyzwyczajał się do jej obecności. Motyle łaskotały go już tylko bardzo lekko, w granicach przyzwoitości.
- Tak się składa, że mamy to na zadanie - powiedział chłopak, siląc się na obojętność.

Evans wyprostowała się gwałtownie.
- To ty mówisz? - zaśmiała się rezolutnie.

Potter podniósł na nią wzrok. Ale nie był to wzrok z kategorii tych ponętnych i zachęcających. To był ten, z cyklu morderczych i wyrażających chęć uduszenia w trybie natychmiastowym.
- Daj spokój, Potter! - prychnęła, wciąż się śmiejąc. - Dziwnie się zachowujesz. Ktoś ci to już mówił?
Wszyscy, po sto razy. Tak na oko, rzecz jasna, pomyślał James.
- Skąd! - zaprzeczył gorliwie. - A kto miałby to niby zauważyć?

Lily spojrzała w stronę kominka, w którym jeszcze żarzyły się niedopałki. Uśmiechnęła się, mrużąc zielone oczy.
- Gdzie twój charakterek? - Evans uniosła brwi tak, że jej czoło zmarszczyło się. - A twoje zaczepki? Co z tzw. zadręczaniem Seva?
- Skończ przy mnie z tym Sevem, bo jakoś nie umiem tego strawić - nie mógł się powstrzymać. - Nie musisz od razu przechodzić na "Smarka" - uśmiechnął się dobrodusznie. - Wystarczy: Snape.
- Jakiś ty łaskawy - przewróciła oczami. - No, ale twoje podejście do nauki, musisz przyznać, uległo jakimś szeroko zakrojonym reformom. Zwłaszcza, jak cię tu z taką książką zobaczyłam o tej porze, miałam ochotę zapytać, do jakiej to sekty wstąpiłeś? Bo nie wydaje mi się, aby to wszystko było wynikiem ewolucji. I do tego samej z siebie.

James parsknął śmiechem. Konkluzje Evans bardzo go rozbawiły.
- Nie śmiej się! - Lily udała, że się gniewa i posłała mu przyjaznego kuksańca w ramię. - Naprawdę sporo ludzi o tym gadało!
- O! - Potter też udawał zaskoczenie. Widział przecież, jak się na niego co poniektórzy gapią, albo szepczą, gdy przechodzi obok. - A ty może o tym gadałaś?

Lily tylko z uśmiechem pokręciła głową.

Nie naburmuszyła się, pomyślał, czyli żart został odebrany pozytywnie... Uff...
- A już myślałam, że ktoś ci zrobił pranie mózgu! - Evans chwyciła się ręką za serce, przesadnie pokazując, że odetchnęła z ulgą.

Spojrzał na nią zdziwiony.
- No co? - zaśmiała się wesoło, ukazując białe, równe zęby.

James nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tajemniczo, myśląc, że coś z tej jego zadziorności musi ją pociągać...

* * *



- Ziemia, do Rogasieńka! - Black pomachał Jamesowi przed oczyma.

Potter zamrugał i wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na przyjaciela trochę zdezorientowanym wzrokiem.
- Ale miałeś odlot, stary... - pokręcił głową Syriusz. - Gdzieś ty był? Na Marsie, czy czymś takim?
- Raczej na Czymś-Takim - odparł James, bo Marsem swych wspomnień nie mógł nazwać.

Siedzieli na polanie przed wejściem do Zakazanego Lasu. Profesor Kettleburn miał im pokazać jednorożca. Wcześniej wszystko przerabiali w teorii, ale teraz mogli podziwiać to zwierzę na żywo.
- Czyli, jak już powiedziałem wcześniej, zobaczycie sobie to zwierzę bogów - powiedział z rozmarzeniem nauczyciel. - Za mną, kochani.

Cała klasa podniosła się z wilgotnej ziemi. Dziewczyny zaczęły mimowolnie się otrzepywać. Profesor ostrożnie zaczął zagłębiać się między drzewa, a uczniowie podążali za nim krok w krok.

Dopiero teraz Potter zauważył, że koło nich stoi jeszcze blady, ale uśmiechnięty Remus.
- Jak się czujesz, chłopie? - spytał go James.
- Już dobrze - odparł. - W sumie zaczęło mi się tam nudzić. Już powoli tęskniłem za nauką.

Syriusz pokręcił głową z dezaprobatą.
- Pochorowałbyś się tam jeszcze. Takie niezdrowe myśli...!
- A mówią, że to Skrzydło Szpitalne, nie? - usłyszeli z boku.

James, Syriusz i Remus odwrócili głowy w stronę, z której dochodził głos. Ku ich zaskoczeniu, to Peter podszedł i zagadał do nich.

Wszyscy zaśmiali się w dość nienaturalny sposób.
- Przepraszam was za moje zachowanie... - powiedział Pettigrew, unikając ich spojrzeń. - Zwłaszcza, że się pogodziliście...

Syriusz szturchnął Petera przyjaźnie w bok, a James objął go ramieniem.
- Jak widać, jesteśmy niezniszczalną ekipą, Glizdogonie - mrugnął do niego przyjaźnie.

Lupin tylko się uśmiechnął.

Wszyscy podążyli za profesorem w gąszcz Zakazanego Lasu, który - skądinąd - był huncwotom znany.

Tu nawet w południe panował lekki półmrok. To drzewa przez swoje gęste i rozłożyste korony nie wpuszczały zbyt wiele światła. Wiele zwierząt czmychało głębiej w Las na dźwięk zbliżających się kroków.

Nagle ich oczom ukazała się niewielka polanka. Była jednym z jaśniejszych miejsc w Lesie.

James spostrzegł, że na środku jest mała zagroda, której dotąd nie widział. Odwrócił się w stronę kumpli. Z ich min wyczytał, że oni również nie przypominają sobie, by tu była.
- Cóż za poświęcenie - sarknął Black, kręcąc głową. - Budować ogrodzenie w Zakazanym Lesie...

Remus spojrzał na Blacka.
- A ty ostatnio jesteś coraz bardziej złośliwy i cyniczny. - Miało to zabrzmieć pół żartem, pół serio.
- Prawdziwy przyjemniaczek - parsknął James.

Syriusz obruszył się, zaplatając ręce na piersi.
- No bo jak się mnie wystawia na próbę...! - poskarżył się Lupinowi, na co ten szczerze się roześmiał.
- Łapciunio ma rację - powiedział Potter. - Facet zadał sobie wiele trudu z tym ogrodzeniem...

Remus trącił Syriusza w żebro, mrugając znacząco.
- Wasze relacje się poprawiły, co?
- Daj mi spokój! - pokręcił głową Black. - Odkąd Dan wyleciała z tymi zdrobnieniami, nie mogę się opędzić.
- Dan...? - Remus zrobił minę, jakby czegoś tu nie rozumiał, ale napotykając znaczące spojrzenie Jamesa, chrząknął i dodał: - Lepsze to, niż ciągłe zżymanie się... Prawda, Blacky?
- O! - Syriusz podskoczył jak oparzony. - Tak właśnie mnie nazywała! Mała jędza.

Chłopak zgrzytnął zębami z miną wyrażającą stan totalnego zamulenia. Widać było, że właśnie wyobraża sobie, co zrobi dziewczynie za te przymilne ksywki, gdy tylko ją dorwie.

Tymczasem, klasa zatrzymała się przed zagrodą i wstrzymała oddech na widok śnieżnobiałego konia, którego lśniąca sierść odbijała promienie słoneczne.
- Kochani! - zaczął nauczyciel. - Macie przed sobą piękny okaz jednorożca. Złapanie go i zmuszenie do pozostania w tym miejscu nie było łatwe. Z natury bowiem, te zwierzęta są po prostu niedoścignione w biegu. Istnieją inne sposoby. Jednorożce są z natury bardzo łagodne i mądre. Potrafią rozumieć. Ale to tylko jedne z niewielu ich... cech, że tak powiem. Poprosiłem was o przygotowanie się na te zajęcia... Spójrzcie na niego.

Tu Kettleburn wskazał dłonią na zagrodę i wszyscy wbili wzrok w białego konia.
- Co mi o nim powiecie?

Zapadła grobowa cisza. Potter zaczął się trochę wiercić.
- Nikt się nie przygotował? - spytał zaskoczony. - To, że teorię braliśmy trzy lata temu, nie zwalnia was wcale z konieczności posiadania choćby podstawowych informacji. Zwłaszcza, że zapowiedziałem, z czego należy się przygotować.
- Ty to czytałeś - szepnął Peter do Jamesa. - Widziałem. Powiedz coś!

James jęknął. Znów wyjdzie na kujona. Chciał już z tym skończyć, zwłaszcza, że już dawno zakończył praktykowanie nadaktywności, by zwrócić uwagę Evans. No i druga rzecz: Lily tu nie było.

Z bólem serca podniósł rękę.
- No, pan Potter może uratuje wasz honor - powiedział nauczyciel.
- Od czego mam zacząć? - spytał chłopak z niewyraźną miną. Nie uśmiechało mu się ratowanie honoru tych, którzy naukę mieli gdzieś i liczyli, że on ich wybawi. Ale nie chciał odmawiać huncwotom.
- Może od nazwy - rzekł Kettleburn. - Co nam pan może o niej powiedzieć?

Potter westchnął. Od nazwy..., powtórzył w myślach.
- Jednorożec, to inaczej osioł indyjski, koń indyjski czy kartazoon. Tak je nazywano pierwotnie - powiedział James. Pamiętał, że zaskoczył go fakt, iż ten piękny koń utożsamiany był z osłem.
- Doskonale! - ucieszył się nauczyciel. - Ma pan rację. Dopiero z czasem przyjęto nazwę grecką, czyli monoceros, a później też rzymską unicornis. Od niej z kolei, wzięły się inne - angielska unicorn, hiszpańska unicornio, niemiecka Einhorn, rosyjska odinorog, czy francuska licorne. Aha, jeszcze róg jednorożca też ma swoją nazwę: alicornus. No, ponieważ uratował pan honor zebranych tu leniów, przyznam Gryffindorowi piętnaście punktów.

Syriusz z aprobatą spojrzał na Pottera, a Peter posłał mu przyjaznego kuksańca w bok.
- No, a teraz trochę historii - rzekł nauczyciel Opieki nad magicznymi stworzeniami. - Na przełomie piątego i czwartego wieku przed naszą erą, pewien Grek, który nazywał się Ktezjasz, przekazał światu pierwszy wizerunek jednorożca i zawarł go w dziele Indica, które napisał po pobycie na dworze Artakserksesa II, perskiego króla. Nie wiadomo, czy widział go wówczas. Opis jednak jest zbyt dokładny i zgodny, jak na wytwór wyobraźni. Według Ktezjasza jednorożec to właśnie biały osioł indyjski, który wyglądem był zbliżony do potężnego konia, z czerwonym łbem i niebieskimi oczami, między którymi sterczał na czole długi na łokieć róg. Ten również był wielobarwny: u nasady biały, w środkowej części czarny, zaś na ostrym czubie krwistoczerwony. Jak widać, jeśli chodzi o kolory, to nasz Ktezjasz nieco przekoloryzował. - Nauczyciel zaśmiał się ze swojego dowcipu.
- No. - Kettleburn uspokoił się nieco. - Zwierzę to jednak zawsze w tych wszystkich opisach miało jeden róg, zawsze było podobne do konia, ewentualnie muła, i zawsze jadło mięso. Tak, tak jednorożce jadły mięso, o czym często zapominamy! Pamiętajmy, że nie znamy żadnego źródła, które mówiłoby nam, czy dane informacje pochodzą z obserwacji starożytnych mugoli, czy czarodziejów. Bardzo możliwe, że kiedyś nie było wiadomo, jak radzić sobie z odseparowaniem tych obu światów i taki mugol mógł zobaczyć co nie co, lub przeczytać.

Następnym, który opisał jednorożca, był Megastenes, podróżnik i geograf zarazem, wysłany do Indii w misji dyplomatycznej przez syryjskiego króla Seleukosa I Nikatora. I według niego jednorożec był płowym koniem z gęstą grzywą. Miał na głowie róg, czarno zabarwiony na końcu i skręcony - jak widać, zupełnie inaczej, niż u Ktezjaszowego jednorożca - oraz słoniowate nogi i świński ogon. Zwierzę to było na co dzień bardzo agresywne i jadło mięso. Łagodniało zaś w okresie rui, zwłaszcza w obecności dziewic...

Tu oczywiście roześmiała się cicho męska część klasy, na co dziewczęta od razu wydały okrzyki oburzenia na tak prymitywne zachowanie chłopaków.
- Ciii...! - uciszył towarzystwo nauczyciel. - Kto mi powie, kiedy zaczęto mówić, że róg jednorożca stanowi antidotum na wszelkie trucizny?

James poczuł, że znów wszyscy czekają, aż on coś powie. Zirytowany podniósł w górę rękę.
- No, pan Potter błyszczy - skomentował nauczyciel. - Proszę, proszę...

Chłopak tylko mruknął do huncwotów coś o rychłej śmierci, która ma nastąpić w skutek jego krwawej zemsty i powiedział, siląc się na spokój:
- Chyba Klaudiusz Aurelian coś takiego napisał.
- Drugi, trzeci wiek naszej ery, zgadza się. - Kettleburn pochwalił Jamesa. - A pamięta pan może jakież to miał właściwości?

Potter popatrzył na nauczyciela zdumiony. Przecież dopiero, co sam o nich powiedział. Reszta klasy chyba również to zauważyła.
- No, był antidotum na trucizny... - powiedział powoli.
- Oczywiście! - uśmiechnął się Kettleburn. - Przyglądnijcie mu się uważnie...

James spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie, no skleroza się szerzy w Hogwarcie - powiedział Black, patrząc z politowaniem na nauczyciela. - Właśnie dlatego nikt się nie przygotowuje, Rogaczusiu. On i tak zapomina.
Potter westchnął. Ale punkty i tak zarobił. Pomimo biednej sklerozy belfra.
- Pamiętajcie - znów podjął nauczyciel. - To stworzenie jest niewinne. Jeśli ktoś by go zabił, zostaje przeklęty. Nie liczy się tu żadna idea. Mimo, iż jego krew zapewnia życie, człowiek który dokona zbrodni pozostaje na zawsze przeklęty...

Nauczyciel zmartwił się swoimi słowami i westchnął.
- Miałem wam jeszcze coś pokazać, ale za bardzo mnie to przygnębiło... - powiedział smutno i ruszył w stronę Lasu, a za nim pozostali uczniowie.
- No i cały Kettleburn - podsumował Black. - Emerytura już na niego czeka. Nie wiem, co on tu jeszcze robi.
- Jesteś niesprawiedliwy - zaoponował Remus. - Jakbyś ty lubił to, co on, nie zrezygnowałbyś tak łatwo.
- No, to prawda - przyznał Syriusz.

James uśmiechnął się. Skleroza, czy nie, Opieka nad magicznymi stworzeniami czy inna lekcja... To nie jest istotne. Ważne, że znów są razem. Wszyscy: Lupin jest zdrowy, Peter przestał się dąsać i on pogodził się z Łapą. Przeszło mu przez myśl, że robi się sentymentalny. Co z tego? spytał siebie, Co z tego...
Teraz, jedyne o czym myślał, to plan, który zdążył obmyślić na początku zajęć. Podejmie kolejną próbę umówienia się z Evans. Ciekawe, co teraz mu powie...


_._._._._._._._._._._._._

To już chyba będzie tradycją, że w tym miejscy podziękowania będę składać Ani ;). Wiadomo, za co xD. Dzięki, że czytasz te moje wypocinki! :)

Edytowane przez mooll dnia 28-10-2009 21:11