Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 13-12-2009 23:02
#63

ROZDZIAŁ XX



Nie, Evans niczego mu nie obiecała.

Stała tak, wpatrując się w Pottera ogromnymi ze zdumienia oczami. Zresztą on nie był lepszy: sparaliżowało mu wszystkie ruchy. Wyglądali dość żałośnie, musiał to przyznać.
A ten zegar, który im przeszkodził?

Był taki utopijny. Niczym wyjęty z bajki o Kopciuszku. Tragedia na kołach. Gorzej się to nie mogło skończyć.

James uśmiechnął się do siebie z politowaniem. Pamiętał, jak oboje speszeni próbowali zebrać swoje myśli, które zdawały się wisieć skłębione w nieładzie gdzieś w powietrzu. Zapomnieli nawet podziękować gospodarzowi. Wyszli po prostu bez słowa, purpurowi i zmieszani.

A ta droga powrotna? Śmiechu warte.

Znów powrócił tam myślami. Dłuższą chwilę szli w milczeniu. Potem to Lily odezwała się pierwsza. Chyba przeszkadzała jej ta cisza.
- Powinieneś kiedyś spróbować tej herbaty, którą ja miałam. - Niby było to bardzo zwyczajne, ale w tej sytuacji zabrzmiało wyjątkowo nienaturalnie.

Zaskoczyło to nawet Pottera. Myślał, że może nawiąże do tego, co się wydarzyło, a raczej chciało wydarzyć, pod koniec. A tu - herbata!
- Że co? - bąknął chłopak bezmyślnie.

Dziewczyna skuliła się nieco. James miał wrażenie, że chciała to wszystko cofnąć.

Zapadła kolejna chwila ciszy, pełna ogromnego napięcia.
I nagle oboje powiedzieli równocześnie:
- Żałujesz? - To był Potter.
- Nie żałuję. - Słowa Lily nałożyły się na jego pytanie.

Spojrzeli na siebie, nie wiedząc, czy się śmiać, czy zachować powagę.
- Już nadajemy na tych samych falach - wypalił James i zaśmiał się nerwowo, obawiając, że ta próba rozładowania napięcia może wszystko zepsuć.

Dziewczyna uśmiechnęła się, więc Potter odetchnął z ulgą. Ta niezręczna sytuacja zaczynała grać mu na nerwach i naprawdę chciał rozbić tę duszną atmosferę.

Zażenowania pozbyli się dopiero, gdy byli w pokoju wspólnym. Gruba Dama nie omieszkała tego skomentować, próbując nabrać ich znów na zmianę hasła, gdyż obudzili ją i przerwali słodki sen.
- W tym zamku sen jest na wagę złota! - zanosiła się. - Nie wiecie, jak o to trudno w takich fatalnych warunkach! I zawsze ktoś musi mi przerwać sen, którego od lat nie udaje mi się dokończyć!
- Nie złość się, kochana Damo - powiedziała słodko Evans, podchodząc bliżej.

W takich chwilach James uświadamiał sobie, dlaczegóż to "nie można nie lubić panny Evans". Po prostu nie można, kiedy człowiek patrzy, z jaką łatwością przekonuje do siebie ludzi.
- Ale jak?! - rozpaczała kobieta z obrazu, załamując ręce. - Kiedy śnię o pięknym, pulchniutkim i uroczym księciu z bajki, który przebędzie na tłuściutkim, białym koniu z lśniącą grzywą, zawsze ktoś mi przerywa. I to akurat w momencie, kiedy już ma mi się oświadczyć!
- Och, tak mi przykro...! - Lily zrobiła bardzo smutną minę. Każdy dałby się nabrać, na tę jej grę - taka była przekonująca w swym współczuciu.
- Wiem, kochaniutka. - Gruba Dama pociągnęła nosem i otarła łzę białą chusteczką w drobne, czerwone kwiatuszki. - Ty jesteś w tej mniejszości, która mnie rozumie...
- Spróbuj zasnąć jeszcze raz - poradziła Evans, zerkając kątem oka na Pottera, który z żywym zainteresowaniem przyglądał się zajściu.
- Dobrze, właźcie do pokoju, kotki kochane, spróbuję zasnąć jeszcze raz - powiedziała smutno Dama, ale otworzyła im przejście.

Oboje odetchnęli dopiero, gdy zatrzymali się przed kominkiem, w którym wciąż wesoło trzaskał ogień.
- Masz talent, ten... no... aktorski - wydukał James, nie patrząc na rozmówczynię, tylko na "arcyciekawe" czubki swoich butów.
- Ach tak? - Lily uśmiechnęła się figlarnie. - Dzięki.

Wtedy na nią spojrzał. Była odprężona i nie wyglądała na zmieszaną.
- Wiesz... - zaczęła, założywszy za ucho kosmyk włosów, który zsunął się na oczy. - Następnym razem naprawdę powinieneś zamówić herbatę korzenną z sokiem imbirowym. Jest wyśmienita.

James poczuł, że serce znów zaczyna swoją sambę, wybijającą brazylijski rytm zdecydowanie za głośno. Przełknął ślinę.

Następnym razem? Czyżby miał takowy nastąpić?, pomyślał gorączkowo Potter. Nie wiedział, co Evans ma na myśli. Obawiał się jednak, że oczekuje, iż on się domyśli.

Typowe. Dziewczyny zawsze gadają rebusami i zagadkami, które wydają im się tak oczywiste, że szkoda tłumaczyć. Niech się chłopak męczy. Pewnie.
- Pomyślę o tym - powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
- Koniecznie - wyszczerzyła się. Czuł, że chce, by ją jeszcze raz zaprosił. Wahał się i bał. Nie wiedział, czego konkretnie, ale coś blokowało mu słowa w gardle.
- Dobranoc, James - powiedziała łagodnie z lekkim uśmiechem. - Dzięki za wieczór.
- To ja dziękuję! - szybko zareagował Potter. W końcu to on był jej bardziej wdzięczny za ten wieczór..

I w tym momencie stała się rzecz zaskakująca. Coś, co wmurowało Jamesowi stopy w posadzkę.

Lily, ni stąd, ni zowąd, podeszła szybko do chłopaka i pocałowała go bardzo delikatnie w policzek. Dosłownie - muśnięcie warg.

Potter momentalnie zapłonął po nasadę włosów - z uszami włącznie, którymi całe ciśnienie chciało ulecieć, trąbiąc jak gwizdek lokomotywy.

Tak się oczywiście nie stało. Chłopak tylko szybko zamrugał i wgapiał się teraz w rozbawioną tym widokiem dziewczynę. Ona jednak nie powiedziała już nic więcej. Obróciła się powoli i ruszyła nieśpiesznie w stronę korytarza prowadzącego do dormitorium dziewcząt.

Kiedy już prawie miała w nim zniknąć, Potter odzyskał dar mowy i krzyknął za nią desperacko, nie bacząc na konsekwencje takich krzyków o tak późnej porze.

Lily odwróciła się. Wciąż uśmiechała się lekko.
- Umów się ze mną jeszcze raz! - krzyknął, gdyż odległość między nimi nie pozwala już na zrozumiałą rozmowę bez wzmocnienia głosu.

Od raz skarcił się w duchu. Debil z ciebie, próbował się zbesztać. Przecież to zagranie "starego Pottera"!
Evans jednak zaśmiała się, ale nic na to nie odpowiedziała, wciąż stojąc w miejscu.
- ... Proszę. - James zmienił ton na spokojny i opanowany.
- Dobranoc, James - powiedziała tylko z uśmiechem, pod którym nogi ugięły się chłopakowi.

Potter nie wiedział, czemu nic mu nie odpowiedziała. Może musiała to sobie przemyśleć? Na tiarę Merlina, nikt nie wie, co siedzi tym babom w głowach i czemu robią takie dziwaczne rzeczy. Myśli w głowie James'a mnożyły się i mnożyły przez siebie i wielokrotności wszystkich możliwych wariantów.

W końcu jednak doszedł do wniosku, że da jej po prostu czas. Stać go było na taki gest. Umówił się z Lily Evans, wszystko dobrze się układało, a na policzku wciąż czuł ciepły dotyk delikatnych ust dziewczyny, więc był teraz młodym bogiem. Cóż go teraz może powstrzymać?

*


Kiedy nazajutrz schodzili na śniadanie, nigdzie po drodze nie spotkali Lily, ani jej towarzyszek.

Weszli spokojnie do Wielkiej Sali. Sufit wyglądał bardzo smutno. Był szary od burych chmur, dlatego już teraz zapalono wszystkie świece, by rozjaśnić pomieszczenie.

Czekało na nich ostatnie śniadanie przed Świętami.
Huncwoci zajęli swoje stałe miejsca. Dziewczyn i tu nie było widać.
- Ach, moje kiełbaski! - Black rzucił się na parujący stosik.
- Ja rozumiem, że można tak reagować raz na dwa lata i to w stanie potwornego głodu. Ale codziennie? - Lupin przypatrywał się analitycznie Syriuszowi.

James i Peter roześmiali się.
- Tyś też nie lepszy. - Remus wskazał na Pottera.
- Ale zauważ, że ja tylko dużo jem - rzekł poważnie James, wkładając sobie do ust pół bekonu. - Nie robię sensacji z parówek.
- To są kiełbaski! - powiedział Black z pełnymi ustami, co kosztowało go trochę trudu.
- Aha, tylko się nimi nie udław - powiedział Peter, sięgając po tost i dżem truskawkowy. - Szkoda by było.
- No, taka fatalna śmierć - podjął temat Potter. - Już widzę to epitafium: Zabiły go bezlitosne parówki. Dla niego zawsze będą niewinnymi kiełbaskami, które wywołują radość każdego dnia.

Wszyscy wybuchli śmiechem, tylko Black prychnął.
- Jesteś beznadziejny - podsumował kumpla.
- Tak - odparł dumnie James - ale moje dowcipy są za to mistrzowskie.
- Nie dość, że beznadziejny, to jeszcze "skromny". - Syriusz posłał Jamesowi kuksańca w bok.
- A jak! - zaśmiał się Potter. - A co słychać w Trzech Miotłach?

Chłopcy parsknęli śmiechem.
- Danielle jest niesamowita - stwierdził Lupin. - Skakała po krzesłach, jak wypiła trzy kufle kremowego.
- A wiesz, Rosmerta zatrudniła do pomocy takiego jednego młodzika - powiedział Peter. - A Dan chciała z nim tańczyć! Ten niestety nie mógł, bo "właścicielka to...", "właścicielka tamto...". I w końcu zaopiekował się nią nasz Łapciunio.

Potter wybałuszył na nich oczy, a przed oczami stanął mu fragment wypowiedzi Evans, że Danielle ma na oku Syriusza.
- Naprawdę? - spojrzał na kumpla. - Tańczyłeś z nią?
- Wszyscy byliśmy po dwóch kremowych, to nie widziałem przeszkód. - Black zaczerwienił lekko. - A ta do mnie wciąż Łapciunio, Łapciuniu i inne tego pokroju.
- Ale wtedy jakoś ci to nie przeszkadzało - dołączył się do rozmowy Lupin. - Nie wiem za to, czy tej twojej Veri nie będzie...

Syriusz podrapał się po głowie zmieszany.
- A ja wiem, czy Veronica... Ej! Żadna moja! - oburzył się, jakby dopiero teraz do niego dotarło, co powiedział Lunatyk.
- Ja bym sobie dał ogon uciąć, że już razem chodzicie - powiedział Peter.

Black zaczerwienił się.
- Nie, coś ty! - bronił się. - Lubię ją, ale... Nie, coś ty!

Pozostali w zdziwieniu patrzyli na Blacka, który przecież do wczoraj jeszcze zachwycał się Brook, rozpływał nad jej urodą i bystrością. A teraz broni się przed nazwaniem jej swoją dziewczyną.

Zamilkli. James od razu pomyślał, że może stanie się jednak jakiś cud i Black będzie teraz z Danielle, ku uciesze wszystkich wiedzących o staraniach tej dziewczyny. Szkoda tylko, że było ich tak mało.
- Syriuszku! - usłyszeli nagle za plecami i obrócili się. Wszyscy, prócz samego zainteresowanego.

Tuż za nim stała Veronica Brook we własnej osobie. I nie wyglądała na szczególnie zachwyconą.

Potter od razu wyczuł, że kroi się jakaś mocna afera. Chciałby pomóc kumplowi, ale wiedział, że on sam musi się z tym uporać.

Z twarzy pozostałych hunców wyczytał podobne emocje.
- Czemu nie było cię wczoraj tam, gdzie się umówiliśmy? - spytała tylko pozornie spokojnym głosem.

James wiedział, że im szybciej stąd pójdą, tym lepiej dla Blacka. Zobaczył jeszcze jak ten się krzywi, bo nie wie, co odpowiedzieć. W końcu wyjdzie, że zamiast zobaczyć się z Brook, wybrał Trzy Miotły.

Burza wisiała w powietrzu i miała się rozpętać z całą mocą już za chwilę, więc Potter wstał, robiąc przy tym znaczące miny do pozostałych.
- Zobaczymy się w pokoju wspólnym - powiedział szybko i ruszył do wyjścia, a za nim pozostali.

Ledwie wyszedł z Wielkiej Sali odetchnął, co też uczyli Peter i Lupin. Skierowali się w stronę wieży Gryffindoru. Musieli spakować swoje rzeczy, bo pociąg odjeżdżał punkt dwunasta.

Jak się jednak okazało, nie dane było mu szybko dotrzeć na miejsce.

Na półpiętrze stali Lily i Snape. Rozmawiali, ale nie widzieli go.
Potter zatrzymał ręką towarzyszy i palcem nakazał milczenie. Usłuchali go, choć posyłali mu pytające spojrzenia.

Przełknął nerwowo ślinę. Obawiał się tego, co może usłyszeć, a serce znów wskoczyło mu do gardła.
- ... nie zaprzeczysz. - To był głos Smarka, który zdradzał, jak bardzo chciał, by zaprzeczyła.

Huncwoci popatrzyli po sobie kompletnie zdezorientowani w sytuacji.
- Nie zamierzam - odparła spokojnie dziewczyna.
- Gdzie? - Snape miał bardzo dziwny głos. Jakiś taki żałosny, jak stwierdził Potter.
- Sev, proszę cię - zaśmiała się, choć na odległość wyczuwało się, że nie jest jej do śmiechu. - Nie bądźmy dziećmi.
- A jesteśmy? - Smark wydał się teraz oburzony.
- Dobra: Ty mnie traktujesz jak Smarkulę-Siostrę. Lepiej? - ton głosu Evans nieco się zaostrzył. - To moje życie. Ono nie wymaga wiecznie twojej kontroli, wiesz? Zresztą od czasu, kiedy nazwałeś mnie...
- Lily, możesz dać temu wreszcie spokój?! - Snape chwycił ją za ramiona, a wtedy Jamesem aż wstrząsnęło. Chciał doskoczyć do Snape'a i mu przywalić. Na szczęście Remus z Peterem go powstrzymali.
- Nie - powiedziała bardzo spokojnie. - Nie umiem ci tego zapomnieć.

Smark spuścił głowę i zwolnił ucisk, co wykorzystała, by się z niego uwolnić.
- Posłuchaj uważnie, Sev. - Każde słowo wypowiadała ostrożnie i powoli. - Umówiłam się z Potterem. Miałam takie prawo. Nie wiem, czy sobie zdajesz z tego sprawę.

Snape tylko przytakiwał skinieniem głowy. Wydawał się teraz bardzo nieszkodliwy, co zaczynał powoli irytować James'a.
- Wiesz, że on się zmienił? Nie do poznania! - Lily mówiła to, starając się wciąż patrzeć swojemu rozmówcy w oczy. A nie było to łatwe, gdyż ten wciąż uciekał od jej wzroku, a na dodatek jego twarz przysłaniała kurtyna kruczoczarnych, tłustych włosów.
- Taaa. Akurat - wypowiedział to prawie szeptem, choć nie żałował kpiny, której było tu aż w nadmiarze. - Potter i wielka przemiana. Na pewno stwierdził, że ten rok, to jego ostatnia szansa i - ot! - tak się zmienił? Nagle załapał, że tylko tym może coś osiągnąć?
- Przestań ironizować - syknęła Evans mało przyjemnym tonem.
- Jesteś naiwna, Lil - próbował przekonać ją Smark.
- Ja?! Naiwna?! - Tym razem to ona wybuchła.

Podsłu****ący rozmowę chłopcy znów wymienili spojrzenia, coraz bardziej zaintrygowani przebiegiem rozmowy. Lily broniąca Pottera. Tego jeszcze nie grali.
- On ci się podoba, prawda? - zbolałym głosem spytał Snape. Widocznie przeczuwał już odpowiedź, jakiej udzieli Evans.

Dziewczyna roześmiała się.
- Nie wiem. - W jej głosie wciąż czuło się rozbawienie. - Ale nie wykluczam, że kiedyś to nastąpi. Jest bardzo interesujący. Zwłaszcza teraz, kiedy się zmienił.
- Wiesz, chyba już nie chcę cię znać, skoro zaczynasz trzymać z Potterem - powiedział poważnie chłopak, podnosząc głowę.
- Tylko dlatego? - spytała, ale już jej nie odpowiedział.
- I dobrze! - wypaliła ze złością i wyminęła rozmówcę, wspinając się po schodach i pokonując po trzy stopnie na raz.

Na placu boju pozostał jedynie sam Smarkerus. W pierwszym momencie Jamesowi zrobiło się go żal. Stał tam, taki struty. Nie wiadomo czy zły, czy smutny. Jedno było pewne: Żałował swoich słów.

Uczucie litości, które tak nagle ogarnęło Pottera, szybko zniknęło, odpędzone przez niego samego. Smark plus litość równa się brak szacunku i pogarda. Wolał nie czuć do niego litości, bo sumienie nie pozwalałoby mu go nienawidzić.

A tego byłoby mu bardzo żal. W końcu nienawiść do Snape'a to jedna z tych bezcennych pamiątek, które chciał mieć po Hogwarcie.

Niestety - Snape wyglądał żałośnie i przejście obok niego nie wchodziło w grę.

James przeczuwał, że będzie się pakować w pośpiechu, jeśli ten Ślismark* się nie ruszy. A nie wyglądało na to, by miał w najbliższym czasie.


__________________
*Ślismark - to taki mój neologizm. Wyszedł z połączenia "Ślizgona" i "Smarka" ;).


EDIT: Nie, Lidka, absolutnie to nie było zamierzone! ;p. Najlepsze, że w ogóle nie zauważyłam tego. Dzięki, że napisałaś. Jeden z "nowych rozdziałów usunęłam ;).

Edytowane przez mooll dnia 14-12-2009 17:56