Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 23-12-2009 23:02
#67

ROZDZIAŁ XXI



Siema, Stary Koniu!

Nieźle mnie ten żart ubawił, Stary! ;) Wyobraź sobie, co się tu dzieje! Skrzaty zorganizowały strajk, więc jest śmiesznie. Nie bardzo mamy co jeść, więc Dumbledore osobiście z nimi gadał. Nie wiem jeszcze, jaki jest rezultat negocjacji, ale ja bez moich kiełbasek umrę śmiercią męczeńską!

A tak serio, to nudziłem się tylko do wieczora, bo potem wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie...

Wracając do naszej wieży, natknąłem się na Slughorna. Zapytałem go, czemu nie pojechał do domu, a ten odpowiedział mi, że wszystko to jakieś dziwne jest. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Już miałem go olać, kulturalnie żegnając i odchodząc, ale dodał: "Po prostu się martwię, tak jak wy". "My?", spytałem. "No, o pana Pettigrew". Zdębiałem. Totalnie nie wiedziałem, co na to powiedzieć. No i oczywiście odpowiedziałem, że rozumiem, choć daleki byłem od tego.

W momencie wróciłem myślami do ostatniego wieczoru. Pamiętasz, jak obudziliśmy się ostatniej nocy?



James odsunął od siebie arkusz pergaminu z napisanym od Syriusza listem i spojrzał przez okno.

Doskonale pamiętał tę noc. Chłopaki obudzili go wówczas około trzeciej nad ranem, bo usłyszeli jakiś hałasy w Pokoju Wspólnym. Szybko zbiegli po schodach, by zobaczyć, co się dzieje. McGonagall uspokajała Slughorna. Podejrzana była już sama obecność opiekuna Slytherinu nieopodal Wieży Gryffindoru. Słyszeli tę rozmowę, mimo iż Gruba Dama nie zostawiła uchylonego obrazu.

McGonagall była lekko poirytowana, że nauczyciel eliksirów zachowuje się tak głośno o tej porze. Wkrótce i ona wydawała się być przejęta tym, o czym doniósł jej Slughorn. Jedyne, co doszło do ich uszu, to było jedno słowo: "Pettigrew".

Pamiętał, jak świecili latarką, by go obudzić. A miał taki cudowny sen... z Lily. Szli razem, o niczym nie myśląc, po Hogsmeade. I brutalnie przywrócono go do rzeczywistości. Niby jakieś hałasy, niby McGonagall i Slughorn, ale jakoś wszystko to było wtedy dla niego odległe.

Gdy doszedł do siebie, jeszcze raz mu streścili wszystko.
- Nie ma Ogona - powiedział poważnym głosem Lupin.

Potter tylko zamrugał, a Black mu przytaknął.
- Jak to: Nie ma Ogona?! - Do Jamesa właśnie dotarło, że ich przyjaciel zaginął. - Ale jak się to stało, do jasnej... ciasnej?!

Chłopak zaczął chodzić po pokoju. Zupełnie jak Lily w dniu naszej randki, pomyślał James i uśmiechnął się do siebie.
- Nie wiemy! Spaliśmy! - zaczął się bronić Syriusz. Też był przerażony całą tą sytuacją.
- Ale moment. - Potter zatrzymał się. - Ja to się stało, że usłyszeliście hałasy z dołu, a Petera nie?

Zapadła cisza. Dzwoniła w uszach do bólu. Cała trójka popatrzyła na siebie. Chłopcy byli coraz bardziej przestraszeni tą sytuacją.
- Gdzie on może być? - spytał Lupin. - Uciekł?
- Zaraz: Uciekł - powiedział sceptycznie Black. - Peter by ci uciekł. Z Hogwartu. Pomyśl. Nasz Ogonek nie grzeszy odwagą, powiedzmy sobie to otwarcie.
- Masz rację - przytaknął James. - To porwanie.

Lupin otworzył szeroko oczy i spojrzał na Syriusza. Ten również stał oniemiały.
- Ale kto? Za co? - spytał głosem pełnym popłochu.
- Najlepsze pytanie: Po co? - Lupin był śmiertelnie poważny. W dormitorium zapadła grobowa cisza.

James wrócił myślami do swojego pokoju. W ręce trzymał list od Blacka. Ale co z tym wszystkim ma wspólnego Peter?!, spytał samego siebie, bezskutecznie próbując odnaleźć na to pytanie satysfakcjonującą odpowiedź.

Spojrzał na koślawe pismo Syriusza.

Od razu pomyślałem, że fakt ten niewątpliwie pasuje do całej tej afery. Trzeba się dowiedzieć, co robił w nocy.
Cała ta sprawa robi się nieco przykra dla Glizdogona w kontekście plotek, które krążą po szkole... Nie odnaleziono jednego z jednorożców. Zniknął. Tak przynajmniej szumią wierzby w obrazie pana Floodsa, na piątym piętrze. A wiesz, jak to jest: poczta obrazów w Hogwacie jest szybsza niż jakakolwiek inna pantoflowa.
Napiszę też to do naszego Luniaka, a Ty wymyśl, co robimy.
Łapa

James przetarł zabrudzone okulary naciągniętym fragmentem swetra. Nie ma się co zastanawiać. Trzeba zorganizować spotkanie. I to czym prędzej.

Wyciągnął kawałek pergaminu na stół, schwycił pióro i maczając co jakiś czas jego końcówkę w atramencie, naskrobał:

Serwus, Łapecjuszu!

Twój dowcip z koniem był całkiem udany. Ja, do Twojego przezwiska dodałem nieco więcej powagi, niż można byłoby się spodziewać po osobie noszącej tę ksywkę, więc wychodzisz na plusie, hehe.

A przechodząc do rzeczy... W Hogwarcie w ogóle zaczynają się dziać podejrzane rzeczy. Mam tylko nadzieję, że ten cały Voldek-Swądek nie maczał w tym tych swoich obrzydliwie chudych palców. Obawiam się jednak, ze Ogonek mógł paść jego ofiarą. Sam pomyśl: dodaj do tego wszystkiego tego "Lorda", a od razu wszystko układa się w jedną całość.
Jak dla mnie, to za tym wszystkim stoi ta czarnoksięska bestia. A ci jego śmierciożarłacze porwali Petera. I pewnie szantażowali. Ha! Nadal szantażują. Przecież odjeżdżał z nami! Nie wyglądał zbyt zdrowo, jak się zastanowię... Zapewne mają coś na niego... Podejrzewam, że Glizdogon wszedł w posiadanie jakiejś poważnej informacji. A przecież wszyscy wiedzą, jaki z niego tchórz. Biedak, pewnie im wszystko powiedział.
Coraz bardziej mnie to niepokoi.
Co robimy? Spotykamy się. Jutro o godzinie dziewiętnastej. U Ciebie, w tej nowej chacie.. Wezmę śpiwór, bo może nam trochę zejść.
Napiszę o tym Lunatykowi.

Rogaś, Mistrz Kopytek.


***



Chata Syriusza stała na skraju gęstego lasu. Była niewielka, cała z drewna o betonowej podmurówce. Generalnie nie należała do kanonu architektonicznego panującego w Londynie, ale niewątpliwie miała swój klimat.

James stanął przed drzwiami i zapukał w nie energicznie, bo powoli odmrażało mu palce.

- Nie wal w nie tak! - usłyszał ryk Syriusza. - Co ty masz na sobie?! Kopyta?!
- Bynajmniej! - odkrzyknął ubawiony James.

Black miał niewybredne poczucie humoru, ale Potterowi odpowiadało.
- Nie mam rąk, otwarte! - krzyknął ponownie kumpel.
- Wiem - roześmiał się James, wchodząc do ciepłego pomieszczenia. - Tylko łapy!
Oboje zanieśli się wesołym śmiechem. Syriusz niósł właśnie garnek z wrzącą wodą.

James rozglądnął się po pomieszczeniu. Było ciepłe, schludne i przytulne. A w rogu stał kominek, w którym trzaskał wesoło płomień, dając sporo ciepła. Ale centralnego, to tu nie ma, pomyślał smutno Potter. Mieszkanko nie wyglądało w ogóle, jakby Black tu mieszkał.
- Ładnieś się urządził - pokiwał z uznaniem James, wciągając do płuc pachnące żywicą powietrze. - Powinieneś jeszcze zainwestować w czajnik - dodał, widząc jak Syriusz z wysiłkiem próbuje nalać do szklanek wrzątku z garnka.
- A tam! - żachnął się. - Na co dzień nie miewam tylu gości. Zaraz będzie tu Remus.
- W porządku. Musimy wszystko obgadać - przytaknął Potter, sadowiąc się wygodnie na drewnianym stołeczku przy niewielkim stole.

Rzucił w kąt swój śpiwór, patrząc by ten nie wylądował w kominku. I w tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi.
- Otwarte, Lupi! - krzyknął Potter.

W drzwiach stanął Remus, który bardziej przypominał śnieżnego bałwanka niż poważnego prefekta Gryffindoru. Otrzepał się powierzchownie i wszedł do środka, szczękając zębami.
- Potworność - zajęczał, zmierzając w stronę kominka z wyciągniętymi rękami. - I do tego jeszcze to twoje zadu...znaczy... no, Łapa, mieszkasz na końcu świata! Sto kilometrów stąd wrony zawracają!

Potter i Black roześmiali się i przez chwilę wszyscy gawędzili trochę o niczym, czekając, aż Lupin trochę się zagrzeje i będzie można poważnie porozmawiać.

Kiedy już Remus sięgnął po swoją herbatę, siedząc wygodnie obok Jamesa, chłopcy usłyszeli czyjeś kroki.
- Kto to może być? - spytał Potter, lekko zaniepokojony reakcją Blacka, który zamarł, wciąż nasłu****ąc.
- Tu nie ma prawa nikogo być, James. - Chłopak był śmiertelnie poważny.

Lupin tylko przełknął głośno ślinę. Cała trójka czekała w ciszy, którą zakłócał jedynie ogień w kominku. Tylko ten nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Huncwoci podskoczyli w przerażeniu.
James poczuł, jak serce zaczyna przyspieszać w jego piersi, a oddech robi się płytki. Nerwowo przełknął ślinę, wpatrując się w drzwi tak jak pozostali.

Zobaczyli, że klamka idzie w dół powoli i nieśpiesznie.
Wszyscy obawiali się najgorszego, choć dokładnie nie mogliby zdefiniować, co w tym momencie byłoby najgorsze.

Drzwi uchyliły się energicznie i w progu stanął Peter Pettigrew we własnej osobie. Był pogodny i uśmiechał się od ucha do ucha, pokraśniały od mrozu i wiatru.
- Chłopaki! - zawołał, wchodząc w głąb pomieszczenia. - To tak się wita swojego?

Roześmiał się i zaczął rozpłaszczać, nie zauważywszy nawet nietęgich min, zastygłych na twarzach swoich kumpli.

Chłopcy nie mogli dojść do siebie.

W jaki sposób Peter mógł się dowiedzieć o tym spotkaniu?! Potter nie umiał znaleźć żadnej odpowiedzi. Wiedział, że możliwości były tylko dwie: albo ktoś przechwycił sowę, albo któryś z nich przesłał mu wiadomość. Ale kto?!

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
I pojawił się Aniutek ;). Witamy, witamy! Ja ze swej strony wiesz... dzięki wielkie za te moje ą i ę bez Ogonów. I za ŁAPAnie Mistrza Kopytek! :d

Edytowane przez mooll dnia 24-12-2009 09:35