Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [M] [NZ] Seria Karciana

Dodane przez Martyna dnia 30-10-2008 14:26
#10

Dzieńdoberek, no to zaczynamy. Wiem, wiem, nie jestem mistrzynią, ale próbuję dostosować się do waszych wskazówek. Wielkie podziękowania dla Fantazji i Delirantki. I dla tych, którzy jeszcze zechcieli skomentować :D
Mam nadzieję, że i ta się wam spodoba.
__
i34.tinypic.com/28iroqu.jpg

Bartemiusz Crouch Junior w swoim życiu miał tylko jedno marzenie. Nigdy nie szukał, jak ojciec, władzy. Nie chciał bogactwa, którego pożądali inni czarodzieje. O, nie. Barty chciał tylko jednego: służyć swemu panu tak, jak najlepiej potrafił.

Na początku to wszystko było takie... wspaniałe. Niepokonani, zabijali kogo chcieli. Byli panami ludzkiego życia.
Do czasu. Longbottomowie nie dali się złamać. Nie wyjawili żadnej informacji, nie mówili nic. Nawet na torturach. Barty i jego towarzysze ponieśli klęskę, po której nadeszły inne.

Mawia się "wpaść z deszczu pod rynnę". On tak właśnie trafił: po ucieczce z Azkabanu nadal pozostawał w zamknięciu.
Gdyby nie matka, Barty do końca życia patrzyłby na świat zza więziennych krat. Uwięziony na zawsze w ciasnej celi, sam ze wspomnieniami ofiar, które pozbawił życia... Te koszmary wracały z każdą nocą, nawet w dzień się pojawiały. Ale od szaleństwa wybawiła go ona: Przekonała ojca, by sporządził eliksir wielosokowy. Przyszedł czas na zamianę.

Crouch Senior... Bartemiusz tak bardzo go nienawidził! Ten stary, stetryczały głupiec, ogarnięty żądzą władzy, nigdy na nic mu nie pozwalał, w obawie, że odkryją ich tajemnicę. Wolał go zamknąć w złotej klatce, jakim był jego dom, spętać Imperiusem, a na straży postawić Mrużkę. I ją przekabacił. Szkoda, ten skrzat... Czy też raczej skrzatka... Nawet ją lubił.

Jednak przyszedł ten dzień. Tak długo na niego czekał. Jego pan, którego tak umiłował, przybył do domu i uwolnił go od ojca. Barty mógł się poświęcić nowemu zajęciu, uczestniczyć w planie, wymyślonym przez Czarnego Pana.
Wraz z Glizdogonem zaatakowali Szalonookiego. Kto by pomyślał, że ten paranoiczny staruszek jest taki nieostrożny! Niektórzy po czasie również tacy się stawali: Bartemiusz nigdy. A przynajmniej tak sądził.

Szkoła... Hogwart. Mury, których nie chciał nigdy już zobaczyć. Ale musiał. Stare wspomnienia wróciły z wielką siłą. To wszystko - błonia, Wieża Astronomiczna, Zakazany Las - z powrotem przypomniało mu dawne czasy. O których, z tak wielkim trudem, zdołał w końcu zapomnieć.
Szkoła wcale nie była dla niego najszczęśliwszym miejscem. Musiał utorować sobie w niej pozycję różdżką i pięściami. Tak długo ćwiczył, by osiągnąć należne mu miejsce. By zyskać szacunek. Wiedział jednak, że tym sposobem nie przybędzie mu przyjaciół... Lecz on zawsze widział świat w dwóch kategoriach: przyjaciół i wrogów.

Prowadził Pottera przez cały Turniej za rączkę, nie mogąc nadziwić się głupocie chłopca. Wszystko miał podane na tacy, a nawet nie potrafił się zorientować, że to wszystko było z góry ukartowane. Harry polegał tylko na swoim szczęściu, natomiast Barty - na z góry przygotowanych planach.

W końcu nadszedł ten dzień... Najszczęśliwszy, a zarazem najgorszy w całym życiu Barty'ego. Musiał czekać w Hogwarcie, kiedy jego Pan się do niego zwróci... Aż zżerała go wściekłość, że nie może tam być. Patrzeć na swoich dawnych towarzyszy - zdrajców. Obserwować, jak się korzą przed Czarnym Panem. Chciał zobaczyć ich upokorzenie. A nade wszystko - pragnął być wśród nich wyróżniony. Ostatecznie to on mógł powiedzieć o sobie: jestem najlepszym śmierciożercą Czarnego Pana - a oni nie. Chciał im to okazać... Ale nie mógł. Musiał czekać. A Barty z natury zawsze był niecierpliwy. Jednak czekał, jak mu kazano. Przez te lata nauczył się, że jeżeli chce coś osiągnąć, musi nauczyć się cierpliwości... i posłuszeństwa.

Jednak nie wytrzymał. Kiedy Potter się zjawił, ściskając Puchar w dłoni, kazał mu pójść ze sobą. Nie obchodziło go, co się z nim później stanie. Zapomniał, że tym samym może zniszczyć plan.
Chciał się tylko pozbyć tego chłopca.
Ale jak zwykle pomieszano mu szyki. Był już gotów, by złamać zakaz Czarnego Pana...

Zdradził... Powiedział o wszystkim. Co z tego, że pod przymusem? Czarny Pan nigdy mu nie wybaczy.
Śmierć już lepsza.... Bartemiusz od tej pory tęsknie jej wyczekiwał. Nie chciał już wracać do Lorda Voldemorta. Wiedział, że nigdy nie zostanie mu wybaczone. Że stanie z powrotem w szeregu, jako jeden z wielu zdrajców.
Zawiódł.
Śmierć... Czym była dla niego? Barty nie chciał umierać. Dla niego śmiercią byłby powrót do Azkabanu.
Jednak ocalono go od tego losu... Lecz spotkało go coś gorszego. Dusza Croucha na zawsze odeszła, zaś ciało było tylko pustą skorupą, niezdolną do niczego, prócz wegetacji. Tak skończył Bartemiusz Crouch, jeden z najwierniejszych śmierciożerców Lorda Voldemorta.
__
Mam nadzieję, że ta też jest w miarę... Liczę, że jest trochę lepsza niż pierwsza.