Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]Opowiadania pisane z szeroko zamkniętymi oczami w bezsenne noce [2/?]

Dodane przez mooll dnia 24-08-2010 14:00
#1

Scena tonęła w mroku. Skrzypnęły deski teatru. W świetle bladego reflektora pojawił się mężczyzna, którego wieku nie sposób określić. Ubrany był w czarny garnitur, przez co nieco zlewał się z otaczającą go ciemnością.
- Witam - odezwał się. Jego głos był bardzo spokojny. Nie był to jednak spokój, który mógłby koić. Było w nim coś złowrogiego i niepokojącego.
- Proszę usiąść wygodnie - kontynuował po krótkiej chwili. - Warto o to zadbać, zwłaszcza kiedy słyszy się historie budzące w naszych duszach ból. Nie musimy się wówczas obawiać, że nasze ciało w tym czasie fizycznie boleje...
Przerwał. W pomieszczeniu stężało powietrze.
- Ten cykl nazwałem Opowiadaniami pisanymi z szeroko zamkniętymi oczami w bezsenne noce. Będą oparte na faktach...





1.


Masz dziewiętnaście lat i całe życie przed sobą. Jakie to piękne. Szaleństwa tego wieku zawsze były ci wybaczane, prawda? W końcu trzeba się wyszumieć. Miałaś takiego dobrego chłopaka. To nic, że był inny niż wszyscy. Przecież o to ci chodziło. Nie był pospolity. Umiał być wrażliwy... Nawet wiersze pisał. A najpiękniejsze były te o miłości.

Słyszałam, że poeci najlepiej piszą o rzeczach, o których nie mają bladego pojęcia.

Ale - nie takie rzeczy się ludziom zdarzają. Ty też doskonale zdawałaś sobie z tego sprawę. Mimo, iż momentami wasza miłość - definiowana przez namiętność - zaprowadzała was na same szczyty niebiańskich rozkoszy, to nie była w stanie objawić się w tak prozaicznej sprawie, jak rutyna.

Mówią, że to największy morderca osobowości.

Rozeszliście się. Nie z takimi rzeczami ludzie muszą się godzić. A ty przecież byłaś ze sobą pogodzona. Ojciec bardzo religijny, zaangażował się jako kościelny. Bardzo pogodny człowiek, poznałam go kiedyś. Ciebie zresztą też często widywałam w tym świętym miejscu. Teraz też widuję. Ale już nie samą.

Niedługo po bolesnym końcu tego związku dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży. Pięknie. Powód do radości jak i do smutku. Wiedziałaś, że ojcem dziecka może być tylko jedna osoba. Nie myślałaś o tym, żeby kogokolwiek zmuszać do małżeństwa. Mimo środowiskowego nacisku, postanowiłaś urodzić Bogu ducha winną dziecinę.

Jak wiadomo, małomiasteczkowe masy ludności bardzo nieanonimowe, mają do tego typu rewelacji dość zapyziały stosunek.

Nie zamierzałaś mieszać w to chłopaka, który, nota bene, zdążył już pocieszyć się w ramionach innej dziewoi. Ale ktoś go poinformował. Wtedy bałaś się najbardziej o to, co może ci zrobić. Groził, że jeśli nie położysz się na stole dobrowolnie, on cię zmusi. Taki był z niego romantyk. Wyjątkowo wrażliwy, trzeba przyznać. Zwłaszcza, kiedy próbował różnymi środkami zmusić cię do zabicia tego dzieciątka, które zdążyłaś pokochać ponad wszystko na świecie.

Ale nie byłaś jego jedyną ofiarą pogróżek. Pocieszycielka również doczekała się podobnych słów, ponieważ ów emocjonalny delikwent dowiedział się, że ta też jest przy nadziei. I - dla odmiany - nie z nim.

Teraz nawet cieszysz się, że się wam wtedy nie udało. Chłopak wylądował w Andrychowie.*

Ponoć romantycy nie stąpają po ziemi, trzymają głowę w chmurach. Nic dziwnego: stamtąd nie widać ziemi. Mają wrażenie, że są sami. Z tej wysokości zie mogą dostrzec zjadaczy chleba...

A ciebie dość często widuję w kościele. Podchodzisz do komunii, z czułością głaszcząc brzuch. Nie straciłaś wiary w momencie, kiedy wielu na twoim miejscu przechodziłoby poważny kryzys.


_____________
* Andrychów - miasto na południu Polski, w okolicach Wadowic, w którym jest znany (w Małopolsce) szpital psychiatryczny.

Edytowane przez mooll dnia 08-09-2010 21:52

Dodane przez Yuki27 dnia 24-08-2010 14:11
#2

WOW. O.O
To było piękne. Miało klimat, odpowiednio napisane... Jak dla mnie rewelacja.

Dodane przez Alae dnia 24-08-2010 21:31
#3

mooll napisał/a
- Proszę usiąść wygodnie - kontynuował po krótkiej chwili. - Warto o to zadbać, zwłaszcza kiedy słyszy się historie budzące w naszych duszach ból ukłucia w klatce piersiowej. Nie musimy się wówczas obawiać, że nasze ciało w tym czasie fizycznie boleje...

Ten fragment jest piekielnie kulawy. Wręcz budzi w mojej duszy ból ukłucia w klatce piersiowej. Mam wrażenie, że miałaś kilka pomysłów na to zdanie, kilkakrotnie je przebudowywałaś, ale zabrakło ostatniego czytania i, niestety, wyszedł z tego taki potworek. Kwiatek na kwiatku kwiatkiem poganiany. Fizyczne boleści naszego ciała też są nie najlepsze. Może tak:

- Proszę usiąść wygodnie - dodał po krótkiej chwili. - Warto o to zadbać, zwłaszcza kiedy słyszymy historie, sprawiające naszym duszom ból tak straszny, że niemal czujemy nieznośne kłucie w klatce piersiowej. Nie musimy wówczas obawiać się dodatkowego bólu fizycznego.

- Ten cykl opowiadań nazwałem Opowiadaniami pisanymi z szeroko zamkniętymi oczami w bezsenne noce. Opartych na faktach...

Powtórzenie. Niespecjalnie brzmi również ostatnie zdanie. Zmieniłabym na Oparłem je na faktach... / , są one oparte na faktach....

Masz 19 lat i całe życie przed sobą.

Dziewiętnaście. Jestem na to potwornie uczulona.

Szaleństwo tego wieku zawsze było ci wybaczane, prawda?

Jedno, cięgle wybaczane szaleństwo?

Nawet wiersze pisał. A najpiękniejsze to te o miłości.

Zmieniłaś czas. Z przeszłego pisał na teraźniejszy to (są).

Mimo, iż momentami wasza miłość - definiowana przez namiętność - zaprowadzała was na same szczyty niebiańskich rozkoszy, to nie była w stanie objawić się w tak prozaicznej sprawie, jak rutyna. Mówią, że największy morderca osobowości.

Nie kupuję objawiania się czegoś w rutynie. Namiętność mogła być przez nią tłamszona, przyćmiewana, zabijana. W ostatnim zdaniu brakuje czasownika i brzmi ono nienaturalnie. Zrezygnowałabym z mówią, że i, po przecinku, połączyłabym to zgrabnie z poprzednim zdaniem.

Ojciec zaangażowany w sprawy kościoła, nawet zatrudnił się jako kościelny. Bardzo pogodny człowiek, poznałam go kiedyś. Ciebie zresztą też często widywałam w kościele.

Szukamy synonimów.

Niedługo po bolesnym końcu tego związku, dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży.

Pierwszy przecinek jest na pewno konieczny?

Jak wiadomo, małomiasteczkowe masy ludności bardzo nieanonimowe, mają do tego typu rewelacji dość zapyziałe stosunek.

Zapyziały. Literówka.

Bardzo częstym błędem jest rozpoczynanie zdania od "A", "Ale", zabrakło mi oka sprawnej bety, która bez trudu wychwyciłaby drobne potknięcia. W pewnych momentach wpadasz w styl gawędy.

Zaintrygowało mnie użycie we wstępie koloru żółtego. Być może wybrałaś go przypadkowo, nie zastanawiając się nad nim, ale mnie od razu przychodzi do głowy dawna symbolika tej barwy - zdrada, fałsz, złe zamiary, bezwstyd. Zapewne dośpiewuję sobie ideologię, niemniej nieźle pasuje ona do postaci Pana Poety.

Treść właściwa jest przyzwoita, mimo że historia przedstawiona nie trafiła do mojego zimnego serca. Znacznie bardziej intrygującą postacią wydał mi się Poeta, przyćmił on swoje ofiary. Jednakże z czystym sumieniem mogę przyznać, że miałaś pomysł na swój tekst, który udało się zrealizować. Sądząc po wstępie, można przypuszczać kontynuację, dzięki osobie Konferansjera, będzie spójna. Wtrącenia kursywą, w drugiej osobie, są trafionym pomysłem. Podsumowują utworek, sprawiają, że staje się czymś więcej niż opowiadaniem o biednej dziewczynie.

Ogólne wrażenie - in plus, Jestem ciekawa jak pociągniesz ten pomysł. Mile widziane byłoby zatrudnienie bety.

Dodane przez mooll dnia 08-09-2010 21:51
#4

Skrzypnęły deski głuchego teatru. Na scenie pojawił się konferansjer w zlewającym się z tłem garniturze.

Chrząknął znacząco.
- I znów się widzimy - zaczął chrapliwym głosem, jakby go dawno nie używał. - Dzień dobry.

Odpowiedziała mu cisza. Mężczyzna tego się widocznie spodziewał, gdyż uśmiechnął się tylko i powiedział:
- Czasami prosta zabawa potrafi wiele wnieść do naszego życia, poruszyć w nas dawno nieużywane struny emocji, przywołać wspomnienia, o których za wszelką cenę chcielibyśmy zapomnieć...



2.

- Pytanie, czy wyzwanie?
- Pytanie - rzuciłam na chybił-trafił.
- Najgorszy zapach na świecie...?
- Zapach rozkładającego się ciała... - Każde słowo wypowiadałam powoli i z obrzydzeniem.

Roześmiał się. Chyba szczerze go tym ubawiłam.
- To nie byłaś świadkiem eksplozji moich bąków! - wybuchnął śmiechem.
- Zapewne - mruknęłam. - Ale ja miałam na myśli ludzkie ciało.

Widocznie nie zrozumiał.
- A ja miałem na myśli zapach, który się zna i czuło się go kiedykolwiek! - Przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem, jakby mi po raz setny tłumaczył zasady jakieś bardzo prostej gry planszowej.

Przełknęłam ślinę.
- Potem już mało rzeczy jest dla ciebie odorem nie do zniesienia - zaczęłam, ignorując jego uwagę.

Kiedy zmrużył oczy z ciekawości, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tę historię od początku...

Pamiętam dokładnie. Ten dzień był chłodniejszy od poprzednich, które dały nam w kość upałami. Wakacje trwały, a ja byłam zakochana. Jak w powieściach dla nastolatek.

Wybraliśmy się z Moim na spacer na Jasień, który był niewielkim wzniesieniem położonym w lesie. Pamiętam tę przyjemną aurę, kiedy tak szliśmy pozornie bez celu, a ciepłe promyki słońca przedzierały się przez liście i gałęzie drzew. Po około dziesięciu minutach wolnego marszu, oboje jak na komendę skrzywiliśmy się i spojrzeli na siebie.

- Co to, do diabła, jest?! - Usłyszałam przytłumiony głos Mojego. Rękawem zasłonił nos i usta.
- Nie wiem, ale chyba zwymiotuję - odpowiedziałam nosowo, gdyż dłońmi przysłoniłam twarz, oprócz oczu.

To był właśnie taki zapach, który wywiercał ci dodatkowe dziurki w nosie. Skręcał szyję, jeżył włosy i wywracał oczy w tył głowy. A co najgorsze: przenikał całe ciało. Był tak intensywny, że człowiek nie mógł się oprzeć wrażeniu wnikania tego fetoru wgłąb ciała aż do kości. Zaczęłam obawiać się, że moja skóra trwale przesiąknie tym odorem i niczym go nie zmyję. Bałam się go.

- Chodźmy szybciej. - Mój pociągnął mnie wolną ręką i ruszyliśmy przed siebie prawie biegiem.

Smród stawał się tylko mocniejszy. Czułam, że ogarnia mnie lekka panika. Nie wiedziałam, dokąd iść, by się pozbyć tego obrzydliwego swądu. Niepokoił mnie też fakt, że wywoływał on we mnie takie emocje. Ten pozornie niewytłumaczalny lęk dał mi do zrozumienia, że mój organizm czuł w nim jakieś zagrożenie.

- Wyjdźmy z lasu! Prędko! - prawie krzyczałam.
Biegłam, ile sił w nogach, zahaczając przy tym o wystające korzenie. Na oślep machałam rękami, próbując odgarniać gałęzie, które zasłaniały ścieżkę. Słyszałam swój przyśpieszony oddech, a z tyłu dochodziły mnie dźwięki odpowiadające zadyszce, której Mój nabawił się przez dość szybkie tempo. Oboje staraliśmy się nie oddychać. Czułam narastający ból głowy i nasilające się uczucie mdłości.

Przez kilka kolejnych dni nie wchodziłam do lasu. Bałam się, co może w nim tak cuchnąć, więc unikałam go jak ognia. I tak mijał czas, a ja wciąż wzbraniałam się przez wycieczkami w głąb lasu. Nawet nie spostrzegłam, jak minęły trzy miesiące.

Nadszedł jedenasty listopada. Tak jak wszystkie wyjątkowe święta, tak i to obchodzono w tym właśnie lesie - na Jasieniu - odprawiając mszę przy kapliczce zbudowanej przez konfederatów barskich. A ponieważ uczestnictwo w niej należało do lokalnej tradycji, byłam niejako zmuszona do przebrnięcia przez te wszystkie uroczystości.

Obie z Siostrą ruszyłyśmy w las. Wówczas przypomniałam sobie o tym fetorze, który pewnego wakacyjnego dnia zaskoczył mnie i Mojego. Dyskutowałyśmy na ten temat, gdyż, jak się okazało, ona również pamiętała ten smród.
- Nie chcę wyrokować... Ale miałam wrażenie, że to trochę śmierdziało jak coś będące w trakcie rozkładu - powiedziała poważnie.

Zamrugałam szybko.
- Jakby zepsute mięso - ciągnęła.

Nadęłam policzki, jakbym właśnie próbowała utrzymać w nich pozostałości strawionego śniadania, które nieoczekiwanie wyskoczyło z żołądka.
- Ohyda. - Wywaliłam bezceremonialnie język.

Po chwili pociągnęłam nosem.
- Jeszcze trochę czuć... - zmarszczyłam nos.
- Opanuj się. - Siostra trąciła mnie łokciem. - Dochodzimy na miejsce...

Kiedy cały ceremoniał się skończył, zeszłyśmy jakby nigdy nic do domu na obiad. Wszystko było po staremu i do końca dnia nic szczególnego się nie wydarzyło.

Spokój jednak zmącił Chłopak Siostry, kiedy pojawił się nazajutrz.
- A słyszałyście, co się wczoraj stało? - zagaił w taki sposób, jakby przekazywał nam sensację roku.
- Nie.
- Kojarzycie chłopaka z liceum, który zaginął prawie pół roku temu?

A my kojarzyłyśmy. Rzeczywiście był poszukiwany, a sprawa już dawno stała się głośna. Wszyscy powoli tracili nadzieję na odszukanie go. Zwłaszcza, że obawiano się prędzej znalezienia jego zwłok, niż żywego dzieciaka.
- Powiesił się - powiedział krótko.
- Co ty mówisz! - Obie z Siostrą nie mogłyśmy w to uwierzyć.
- Serio - ciągnął. - Na Jasieniu.

Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Nie musiałyśmy nic mówić. Obie pamiętałyśmy ten przenikający do kości smród, który o mało nie wyszarpał ze mnie posiłku.
- Boże... - szepnęłam. - To tak czuć... ludzkie... rozkładające się... ciało?!
- Widocznie - powiedział Chłopak Siostry. - Ale to jeszcze nic.

Obie stęknęłyśmy.
- Wczoraj ciało znalazł burmistrz z synem, idąc na tę mszę z okazji jedenastego listopada. Nie powiedzieli o tym nikomu, bo obawiali się paniki - zakończył Chłopak Siostry.

Z trudem przełknęłam ślinę. Oddychałam z ogromnym wysiłkiem. Przytknęłam dłoń do ust i nosa. Byłam wstrząśnięta...


- Ej, czyli ten zapach to było ludzkie ciało?! Serio?! - zapytał mnie wstrząśnięty, gdy skończyłam opowiadać.
- W rzeczy samej - odparłam. - I nie życzę ci, abyś kiedykolwiek musiał poczuć ten odór. Rozkładające się ciało człowieka... Nie ma gorszego zapachu. Nie ma.

Edytowane przez mooll dnia 10-09-2010 17:33

Dodane przez muchor dnia 09-09-2010 17:47
#5

Przepięknie...
Mooll, piszesz naprawdę ciekawe, wzruszające i ładne teksty.
Bardzo mi się podoba.

Błędów nie znalazłam, ale też za bardzo nie szukałam ;)

Oba teksty były świetne.
Mam nadzieję, że będziesz jeszcze dużo tych opowieści produkować.
Wenki życzę i spadam.

Dodane przez Arya dnia 10-09-2010 17:15
#6

Podobało mi się. Bardzo. Bardzo-bardzo mi się podobało.

Nie robisz błędów, które nawet moje superwspaniałe oczy by wypatrzyły. Nie piszesz tez nudnych, 'przymulaszczych' tekstów, których nikomu nie chce się czytać, bo wieje nudą. Piszesz ciekawie, z pasją, masz dobre pomysły na nowe odcinki, na to, co się w nich zdarzy. Masz do tego talent. A ty nie myślałaś o wydaniu książki? ;) U mnie od razu zajęłaby honorowe miejsce na półce ;] Ni zaniżasz swojego wysoookieo poziomu, wręcz przeciwnie, ta poprzeczka robi się coraz bardziej wysoooka, a ty ciągle pniesz się w górę!

Życzę Wena! ;]

A.

Dodane przez Pandora dnia 10-09-2010 17:59
#7

Twoje teksty czyta się tzw jednym tchem. Potrafisz wszystko dobrze zobrazować, jednocześnie przekazując emocje głównej bohaterki.
Weny życzę.;)

Dodane przez Maladie dnia 10-09-2010 18:15
#8

Molek poprosił mnie o budujący komentarz, więc zaczynam od mojej "działki", czyli błędów. Sokole oko Ani uchwyciło jeden błąd:

I tak mijał czas, a ja wciąż wzbraniałam się przez wycieczkami w głąb lasu.

Chodziło o przed

I to wszystko w strefie błędów, bo nic więcej nie zauważyłam. A to znaczy, że Mooll jest samodzielny i doskonale radzi sobie z interpunkcją, ortografią, kolejnością słów, itd. itp.

Teraz fabuła. I tu zaskoczenie: Co też chodzi tej dziewczynie po głowie? Dlaczego pisze teksty o zabójstwie, cierpieniu, smutku i rozpaczy? Stało się coś poważnego, Molu, czy to po prostu taki ni stąd, ni zowąd pomysł?

Nie wiem, co napisać o stylu Mola, bo opowiadanie jest wspaniałe i mistrzowskie. Zachwycam się, czytając każdy akapit, każdą literkę :happy:

Weny!
a.

Dodane przez mooll dnia 10-09-2010 18:23
#9

I tu zaskoczenie: Co też chodzi tej dziewczynie po głowie? Dlaczego pisze teksty o zabójstwie, cierpieniu, smutku i rozpaczy? Stało się coś poważnego, Molu, czy to po prostu taki ni stąd, ni zowąd pomysł?


No właśnie nie. Ale... ostatnio zbyt wiele nieprawdopodobnych rzeczy dzieje się wokół mnie. I musiałam je opisać. Te rzeczy działy się naprawdę. A przecież są jak z jakieś koszmarnego filmu! Poczułam, że mogę spróbować pisać nie tylko zabawnie, ale też poważnie, smutnie...

Dodane przez Maladie dnia 10-09-2010 18:43
#10

Poczułam, że mogę spróbować pisać nie tylko zabawnie, ale też poważnie, smutnie...

I wiesz, że wspaniale to robisz. Twój styl jest o wiele lepszy niż niejednego znanego pisarza, a przecież nie masz na koncie studiów o kierunku "Filologia polska" czy czegoś podobnego. Wiesz, że jestem zachwycona Twoim opowiadaniem

Dodane przez -muchor- dnia 05-10-2010 15:09
#11

Aaaaaaaaa!
Po około dziesięciu minutach wolnego marszu, oboje jak na komendę skrzywiliśmy się i spojrzeliśmy na siebie.

Zapomniałaś o czymś? :D

Ładniutkie, wzruszające, straszne i magiczne teksty wyszły spod twego piór... znaczy klawiatury ;), droga moollu.

Normalnie, w języku muchorkowym, określane jest to mianem; niam niam niam niam!*
_________________
*W języku bardziej ludzkim oznacza to wielkie zadowolenie. Muchorki wypowiadają te słowa zawsze z uśmiechem na ustach.

Dodane przez Narcyza dnia 24-10-2010 20:45
#12

OMG. extra
pikne,
wspaniy klimat
daje do myslenia.
super
pozdro dla wszystkich