Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]Opowiadania pisane z szeroko zamkniętymi oczami w bezsenne noce [2/?]

Dodane przez mooll dnia 08-09-2010 21:51
#4

Skrzypnęły deski głuchego teatru. Na scenie pojawił się konferansjer w zlewającym się z tłem garniturze.

Chrząknął znacząco.
- I znów się widzimy - zaczął chrapliwym głosem, jakby go dawno nie używał. - Dzień dobry.

Odpowiedziała mu cisza. Mężczyzna tego się widocznie spodziewał, gdyż uśmiechnął się tylko i powiedział:
- Czasami prosta zabawa potrafi wiele wnieść do naszego życia, poruszyć w nas dawno nieużywane struny emocji, przywołać wspomnienia, o których za wszelką cenę chcielibyśmy zapomnieć...



2.

- Pytanie, czy wyzwanie?
- Pytanie - rzuciłam na chybił-trafił.
- Najgorszy zapach na świecie...?
- Zapach rozkładającego się ciała... - Każde słowo wypowiadałam powoli i z obrzydzeniem.

Roześmiał się. Chyba szczerze go tym ubawiłam.
- To nie byłaś świadkiem eksplozji moich bąków! - wybuchnął śmiechem.
- Zapewne - mruknęłam. - Ale ja miałam na myśli ludzkie ciało.

Widocznie nie zrozumiał.
- A ja miałem na myśli zapach, który się zna i czuło się go kiedykolwiek! - Przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem, jakby mi po raz setny tłumaczył zasady jakieś bardzo prostej gry planszowej.

Przełknęłam ślinę.
- Potem już mało rzeczy jest dla ciebie odorem nie do zniesienia - zaczęłam, ignorując jego uwagę.

Kiedy zmrużył oczy z ciekawości, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tę historię od początku...

Pamiętam dokładnie. Ten dzień był chłodniejszy od poprzednich, które dały nam w kość upałami. Wakacje trwały, a ja byłam zakochana. Jak w powieściach dla nastolatek.

Wybraliśmy się z Moim na spacer na Jasień, który był niewielkim wzniesieniem położonym w lesie. Pamiętam tę przyjemną aurę, kiedy tak szliśmy pozornie bez celu, a ciepłe promyki słońca przedzierały się przez liście i gałęzie drzew. Po około dziesięciu minutach wolnego marszu, oboje jak na komendę skrzywiliśmy się i spojrzeli na siebie.

- Co to, do diabła, jest?! - Usłyszałam przytłumiony głos Mojego. Rękawem zasłonił nos i usta.
- Nie wiem, ale chyba zwymiotuję - odpowiedziałam nosowo, gdyż dłońmi przysłoniłam twarz, oprócz oczu.

To był właśnie taki zapach, który wywiercał ci dodatkowe dziurki w nosie. Skręcał szyję, jeżył włosy i wywracał oczy w tył głowy. A co najgorsze: przenikał całe ciało. Był tak intensywny, że człowiek nie mógł się oprzeć wrażeniu wnikania tego fetoru wgłąb ciała aż do kości. Zaczęłam obawiać się, że moja skóra trwale przesiąknie tym odorem i niczym go nie zmyję. Bałam się go.

- Chodźmy szybciej. - Mój pociągnął mnie wolną ręką i ruszyliśmy przed siebie prawie biegiem.

Smród stawał się tylko mocniejszy. Czułam, że ogarnia mnie lekka panika. Nie wiedziałam, dokąd iść, by się pozbyć tego obrzydliwego swądu. Niepokoił mnie też fakt, że wywoływał on we mnie takie emocje. Ten pozornie niewytłumaczalny lęk dał mi do zrozumienia, że mój organizm czuł w nim jakieś zagrożenie.

- Wyjdźmy z lasu! Prędko! - prawie krzyczałam.
Biegłam, ile sił w nogach, zahaczając przy tym o wystające korzenie. Na oślep machałam rękami, próbując odgarniać gałęzie, które zasłaniały ścieżkę. Słyszałam swój przyśpieszony oddech, a z tyłu dochodziły mnie dźwięki odpowiadające zadyszce, której Mój nabawił się przez dość szybkie tempo. Oboje staraliśmy się nie oddychać. Czułam narastający ból głowy i nasilające się uczucie mdłości.

Przez kilka kolejnych dni nie wchodziłam do lasu. Bałam się, co może w nim tak cuchnąć, więc unikałam go jak ognia. I tak mijał czas, a ja wciąż wzbraniałam się przez wycieczkami w głąb lasu. Nawet nie spostrzegłam, jak minęły trzy miesiące.

Nadszedł jedenasty listopada. Tak jak wszystkie wyjątkowe święta, tak i to obchodzono w tym właśnie lesie - na Jasieniu - odprawiając mszę przy kapliczce zbudowanej przez konfederatów barskich. A ponieważ uczestnictwo w niej należało do lokalnej tradycji, byłam niejako zmuszona do przebrnięcia przez te wszystkie uroczystości.

Obie z Siostrą ruszyłyśmy w las. Wówczas przypomniałam sobie o tym fetorze, który pewnego wakacyjnego dnia zaskoczył mnie i Mojego. Dyskutowałyśmy na ten temat, gdyż, jak się okazało, ona również pamiętała ten smród.
- Nie chcę wyrokować... Ale miałam wrażenie, że to trochę śmierdziało jak coś będące w trakcie rozkładu - powiedziała poważnie.

Zamrugałam szybko.
- Jakby zepsute mięso - ciągnęła.

Nadęłam policzki, jakbym właśnie próbowała utrzymać w nich pozostałości strawionego śniadania, które nieoczekiwanie wyskoczyło z żołądka.
- Ohyda. - Wywaliłam bezceremonialnie język.

Po chwili pociągnęłam nosem.
- Jeszcze trochę czuć... - zmarszczyłam nos.
- Opanuj się. - Siostra trąciła mnie łokciem. - Dochodzimy na miejsce...

Kiedy cały ceremoniał się skończył, zeszłyśmy jakby nigdy nic do domu na obiad. Wszystko było po staremu i do końca dnia nic szczególnego się nie wydarzyło.

Spokój jednak zmącił Chłopak Siostry, kiedy pojawił się nazajutrz.
- A słyszałyście, co się wczoraj stało? - zagaił w taki sposób, jakby przekazywał nam sensację roku.
- Nie.
- Kojarzycie chłopaka z liceum, który zaginął prawie pół roku temu?

A my kojarzyłyśmy. Rzeczywiście był poszukiwany, a sprawa już dawno stała się głośna. Wszyscy powoli tracili nadzieję na odszukanie go. Zwłaszcza, że obawiano się prędzej znalezienia jego zwłok, niż żywego dzieciaka.
- Powiesił się - powiedział krótko.
- Co ty mówisz! - Obie z Siostrą nie mogłyśmy w to uwierzyć.
- Serio - ciągnął. - Na Jasieniu.

Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Nie musiałyśmy nic mówić. Obie pamiętałyśmy ten przenikający do kości smród, który o mało nie wyszarpał ze mnie posiłku.
- Boże... - szepnęłam. - To tak czuć... ludzkie... rozkładające się... ciało?!
- Widocznie - powiedział Chłopak Siostry. - Ale to jeszcze nic.

Obie stęknęłyśmy.
- Wczoraj ciało znalazł burmistrz z synem, idąc na tę mszę z okazji jedenastego listopada. Nie powiedzieli o tym nikomu, bo obawiali się paniki - zakończył Chłopak Siostry.

Z trudem przełknęłam ślinę. Oddychałam z ogromnym wysiłkiem. Przytknęłam dłoń do ust i nosa. Byłam wstrząśnięta...


- Ej, czyli ten zapach to było ludzkie ciało?! Serio?! - zapytał mnie wstrząśnięty, gdy skończyłam opowiadać.
- W rzeczy samej - odparłam. - I nie życzę ci, abyś kiedykolwiek musiał poczuć ten odór. Rozkładające się ciało człowieka... Nie ma gorszego zapachu. Nie ma.

Edytowane przez mooll dnia 10-09-2010 17:33