Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 10-07-2010 14:18
#304

Z racji, że mam dwa dni wolnego, postanowiłam coś tu napisać. Nic genialnego i mało się dzieje, ale tak też czasem musi być, więc nie miejcie mi za złe. ;d

Rozdział 44


- Wstawaj, kochana, za piętnaście minut lekcje.
Mel potrząsnęła gwałtownie ramieniem Lily i odeszła w stronę łazienki. Dopiero gdy nacisnęła klamkę, zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Odwróciła się i przekrzywiła lekko głowę, mrużąc jednocześnie oczy. Lily nadal leżała spokojnie na łóżku, nawet nie zmieniając pozycji. To było co najmniej dziwne - ruda na te słowa powinna nie tylko już wstać, ale też być już ubrana i teraz pędzić do łazienki. Zdecydowanie coś jest nie tak.
Blondynka podeszła do niej ostrożnie. Lily oddychała, czyli raczej nadal żyła. Mel uśmiechnęła się z ulgą, usiadła na łóżku przyjaciółki i szturchnęła ją w policzek. Lily skrzywiła się lekko, ale nie obudziła. I nie zrobiła tego nawet po ściągnięciu z niej kołdry, zabraniu poduszki i podrzucaniu jej bezwładnych kończyn. Mel w ciągu dziesięciu minut imała się najróżniejszych sposobów, ale nic, czego spróbowała, nie obudziło rudej. W końcu ją to znudziło, a pozostałości po wczorajszej imprezie - obolałe nogi i drapanie w gardle - przeważyło szalę. Poszła do łazienki, uśmiechając się na myśl o chłodnej, życiodajnej wodzie i błogosławiąc tak cudowną rzecz jaką jest umywalka i przymocowany do niej kran.
W tym samym czasie Lily otworzyła oczy, co wcale nie było takie proste ze względu na to, że łzy pozlepiały jej powieki. Rozejrzała się nieprzytomnie dookoła i zadrżała z zimna, ze zdziwieniem zauważając, że leży na samym prześcieradle, a kołdra i poduszka walają się po podłodze. Z łazienki dobiegał szum wody. Dziewczyna z trudem przerzuciła nogi poza krawędź łóżka i powoli wstała. Gdy to zrobiła, zachwiała się lekko - w głowie kręciło się jej od wczorajszego płaczu, a poza tym miała wrażenie, że oczy zaraz wypadną jej z oczodołów i potoczą się po podłodze - ból był nie do zniesienia.
- O, śpiąca królewna raczyła powstać. - Mel wyszła właśnie z łazienki i obrzuciła ją krytycznym spojrzeniem.
- Zmęczona jestem - odparła Lily rozdrażnionym tonem i wyminęła przyjaciółkę, chcąc dostać się do łazienki.
Kiedy już się tam znalazła, pierwsze co zrobiła, to opłukała twarz lodowatą wodą. Nie przyniosło jej to jednak ulgi, a gdy spojrzała w lustro, stwierdziła, że jej oblicze prezentuje się równie źle jak jej samopoczucie.
- Dwie minuty do pierwszej lekcji! - Krzyk Mel, w którym zabrzmiał ostrzegawczy ton, przebił się przez drzwi. Na Lily nie zrobiło to jednak wrażenia.
- Mam to w nosie! - odwrzasnęła.
Drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich Melissa z wyrazem osłupienia na twarzy.
- Źle się czujesz? - spytała z przesadną paniką w głosie. - W skrzydle szpitalnym na pewno znajdzie się jakiś kącik dla ciebie. Załatwię to, obiecuję.
- Oj, daj mi spokój. - Lily zapragnęła, by przyjaciółka wyszła. Nie miała ochoty na rozmowę.
Teraz Mel spojrzała na nią ze szczerym zatroskaniem.
- Coś się stało? - zapytała. - Ma to coś wspólnego ze wczorajszą imprezą? Tak szybko wczoraj wyszłaś...
Lily nie wiedziała, co jej odpowiedzieć. Skłamać i mieć później poczucie winy? Czy powiedzieć prawdę i narazić się na pożal-się-Boże złote myśli Melissy?
- Wszystko mnie boli - powiedziała w końcu. - A impreza była beznadziejna - dodała.
- To trzeba było się bawić, a ty tylko siedziałaś na tej kanapie... - stwierdziła z niezadowoleniem Mel. - Mogłaś, no nie wiem, potańczyć z kimś czy coś... James tyle razy cię prosił, a ty ciągle go olewałaś.
- James mnie pocałował.
W końcu wyrzuciła to z siebie. I natychmiast tego pożałowała. Reakcja jej przyjaciółki była zupełnie inna, niż przypuszczała. Mel co prawda wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy i opadła na deskę klozetową, ale jej pierwsze pytanie wcale nie brzmiało: Jak on mógł to zrobić?, Jak się po tym czujesz? czy chociażby I co teraz będzie?, ale:
- I jak było?
Lily trzasnęła się dłonią w czoło. Owładnęło ją poczucie zupełnej bezsilności i zrezygnowania.
- Mel - jęknęła. - James. Mnie. Pocałował. Rozumiesz?
- No, rozumiem - powiedziała Melissa. - A. Ja. Się. Pytam. Jak. Było.
- Cholera jasna! - Lily walnęła pięścią w ścianę. - Nie rozumiesz, że to zmienia wszystko? Że James pokazał tym, co do mnie czuje? Że teraz muszę wybierać: James czy Severus? Że jak Severus się o tym dowie, to... to nawet wolę nie myśleć, co się stanie?
- To, że James cię kocha już od dawna było tak jasne jak broda Dumbledore'a w słoneczny dzień, że będziesz musiała wybierać - też. A reakcja Seva jest do przewidzenia - wkurzy się i załamie, a potem zamknie w sobie i będzie udawał, że nic się nie stało. Teraz odpowiedz mi na moje pytanie.
Lily wbiła wzrok we wzorki na płytkach podłogowych. Wszystkie odpowiedzi Mel były trafne. A teraz jej kolej.
- Było... dziwnie. Niby przyjemnie, ale nie do końca - westchnęła. - Chyba nadal kocham Severusa - dodała, podnosząc wzrok i spoglądając w oczy Melissy.
- To powiedz Jamesowi, że nic z tego nie będzie, a wczorajsze nic dla ciebie nie znaczy - stwierdziła blondynka, uśmiechając się dobrodusznie do Lily. - Tak będzie najlepiej.
- Ale... tak po prostu mam mu to powiedzieć?
- Na gacie Merlina! - Mel uniosła wzrok do góry, załamując ręce. - Gdybym ja tak przejmowała się każdym swoim pocałunkiem, to bym już dawno wylądowała u Munga na oddziale dla świrów!
- Mówisz, jakbyś miała już kilkanaście za sobą - mruknęła zgryźliwie Lily.
- Nie moja wina, że chłopaki tak do mnie lgną. - W głosie Mel można było wyczuć rozdrażnienie i jednocześnie swego rodzaju znudzenie. - Gdyby choć każdy z nich umiał całować... A tak, jeden wepchnął mi język do gardła z taką mocą, że mnie do dziś migdałki bolą, drugi obślinił mi szyję, trzeciemu tak śmierdziało z ust, że swoje dezynfekowałam przez tydzień, zanim pozbyłam się w końcu tego zapachu, czwarty był nawet w porządku, piąty - kompletny laik, szósty całował bosko, ale miał dziewczynę, o czym dowiedziałam się dwa dni później... Siódmy, kurde, kto to był... No nic, nie pamiętam, ale wiem, że mnie pogryzł. Ósmy był okej, a dziewiąty był Syriusz. Miał dziwny zwyczaj, że podczas pocałunku przyciskał mnie do ściany, łóżka, biurka, czy na co się tam nadzialiśmy... W końcu mu powiedziałam, że go z przesadnym uczuciem chwycę w czułe miejsce, jeśli jeszcze raz tak zrobi. Podziałało.
Lily podczas tego wywodu patrzyła na Mel z coraz rosnącym zdumieniem. Raczej nie spodziewała się tego po przyjaciółce. Owszem, Mel była nieco dzika i bardzo towarzyska, ale żeby aż tak...
- Ej! - warknęła blondynka. - Nie patrz tak na mnie. Tylko z czterema całowałam się z własnej woli. Reszta to albo siłą, albo z zaskoczenia, albo po pijaku. Mówię ci, że to nie moja wina, że mam takie branie. Choć nawet nie wiem czemu je mam.
Mel wstała z deski i zbliżyła się do lustra. Spojrzała krytycznie na swoje odbicie.
- No bo widzisz - powiedziała po długiej chwili przyglądania się samej sobie. - Wysoka nie jestem. Szczupła też nie - raczej anorektycznie chuda. Na głowie mam szopę, której często nawet rozczesać mi się nie chce, maluję się raz na ruski rok i jestem blada jak ściana. Co tu we mnie kochać?
- Może twój sposób bycia? - podsunęła Lily.
- Taa, jasne - mruknęła z ironią w głosie Mel. - Zachowuję się przecież jak stuknięta kumpela, a nie panna na wydaniu.
- Prawda - przytaknęła ruda i uśmiechnęła się do przyjaciółki. Ale już po chwili westchnęła i na powrót zrobiło się jej smutno. Mel natychmiast to zauważyła.
- Nie przejmuj się - szepnęła, obejmując mocno Lily. - Wszystko będzie dobrze, ja ci to mówię. Idź do Jamesa, powiedz mu, jak sprawy stoją, a potem idź do Seva, pogadaj z nim i zbadaj grunt po stopami...
- Chyba tak zrobię - westchnęła Lily, choć w środku odczuła paraliżujący strach przed rozmową zarówno z jednym jak i z drugim chłopakiem. - A jeszcze jedno... Za którym z nich ty jesteś? - spytała, spoglądając wyczekująco na Mel. Pragnęła jakiejś wskazówki, czegoś, co pomogłoby jej w podjęciu decyzji.
- To twój wybór, ja ci nie chcę mieszać w głowie - powiedziała blondynka.
- Już mam wystarczająco pomieszane - stwierdziła Lily. - I właśnie może ty jakiś ład zaprowadzisz, bo już nie daję rady.
Mel zastanawiała się dość długo, nadal obejmując przyjaciółkę i wbijając nieobecny wzrok w coś, co tylko ona widziała.
- Ja zawsze byłam za Sevem - oświadczyła w końcu. - Ale to twój wybór. I mnie nic do tego. Ważne tylko, żebyś była szczęśliwa... A teraz chodźmy do kuchni, zjemy coś, bo i tak nie ma już sensu iść na pierwszą lekcję.
Lily westchnęła.
- Niech ci będzie.
Ruda nie miała ochoty na nic do jedzenia. Wręcz przeciwnie - strach przed tym, co ma zrobić, dławił ją w gardle i wątpiła w to, by zdołała cokolwiek przełknąć. Szczerze powiedziawszy, wolałaby jeszcze raz odwiedzić Zakazany Las i stanąć oko w oko z wilkołakiem niż spotkać się z Severusem i Jamesem. Bała się tego, że zrani któregoś z nich... lub siebie. James czy Severus? Róże czy kolce? Któremu powierzyć część siebie?
Lily zagryzła ze złości wargę. Nie dość, że mam problem rodem z jakiejś telenoweli, to jeszcze zachowuję się i myślę jak główna bohaterka. Zbyt romantyczne to wszystko. Cholera jasna! Czy życie musi być tak pochrzanione?

Edytowane przez Fantazja dnia 10-07-2010 14:21