Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 16-09-2008 17:26
#68

ROZDZIAŁ 10


- Jak dobrze być znowu w Hogwarcie - westchnęła Lily i opadła na swoje łóżko w dormitorium dziewcząt.
Zaledwie dwadzieścia minut temu ona i dwójka jej przyjaciółek wysiadły z ekspresu Londyn - Hogwart i od razu popędziły do wieży Gryffindoru, żeby się rozpakować i pogadać bez żadnych świadków.
- No to co chciałyście mi opowiedzieć? - spytała zaciekawiona Dorcas, układając swoje rzeczy w kufrze.
- Nic specjalnego - powiedziała Melissa, udając ton, który by na to wskazywał. - Tylko to, że Lily ponad dwa tygodnie spędziła u mnie w domu, bo ze swojego zwiała.
- Eee... To już dawno wiem - stwierdziła Dorcas, wzruszając ramionami. - Twoi starzy od razu zgłosili się do mnie, pytając o ciebie, gdy tylko uciekłaś - dodała, zwracając się do rudej.
- Ale to jeszcze nie wszystko. - Mel wysypała zawartość swojego bagażu wprost do kufra, nie dbając o to, by je poukładać. - Lily się zakochała.
Ruda spłonęła rumieńcem i wstała z łóżka, udając, że ma zamiar się rozpakować. Naprawdę chciała tylko zająć czymś ręce i ukryć twarz.
- Że co? - usłyszała zdumiony głos szatynki. - W kim?
- W naszym drogim Smarku - oświadczyła Mel.
Lily nie musiała nawet podnosić głowy, żeby wyobrazić sobie zszokowaną minę przyjaciółki.
- A... ale... jak to? - wydusiła Dorcas.
- Normalnie. Nigdy się nie zakochałaś, czy jak? - Mel była wyraźnie z siebie zadowolona. - A teraz, kochana, nie chowaj już tej głowy, tylko siadaj i opowiadaj.
Lily podniosła twarz i spojrzała tępo na Melissę. Co niby ma jej opowiedzieć? Przecież wszystko już wie.
- No chodź, chodź - zachęciła blondynka. - Przecież Dorka musi wszystkiego się dowiedzieć, nie?
Ruda westchnęła i usiadła na łóżku Dorcas, która usiadła obok niej, gotowa chwytać z jej ust każde słowo. Wydawała się bardzo zaaferowana całą sprawą. Melissa była już mniej wszystkim zainteresowana, ale również przysiadła się do koleżanek.
Lily zaczęła opowiadać. Jeszcze raz przywołała całą sytuację. Przed oczami nie miała już dormitorium, ale tamtą noc, Petunię, a potem Severusa. Teraz nie pominęła już nawet rozmowy z nim. Opisała wszystkie uczucia, wtedy jej towarzyszące. W końcu dotarła do końca opowieści, a w pokoju zapadła cisza, która trwała kilka minut. Przerwała ją Lily, zadając pytanie, które nurtowało ją od dawna.
- Skąd wiedziałaś, że stoję przy drzwiach? - zwróciła się do Mel.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Jeszcze do tego nie doszłaś? - spytała, ale ruda tylko pokręciła głową. - To jest tak proste, że aż banalne. Po prostu usłyszałam. Moje okna wychodzą na ulicę, na której pojawił się Błędny Rycerz, a że on robi mnóstwo hałasu, to od razu go usłyszałam i wyjrzałam przez okno, a na podwórku stałaś ty, no to postanowiłam cię wpuścić - wyjaśniła. - A teraz gadaj dalej.
- Co mam gadać?
- Opowiedz wszystko, co stało się między tobą a Smarkiem przez ostatnie trzy miesiące. No chyba ci ulżyło, jak się teraz wygadałaś?
Lily przyznała w duchu rację Melissie. Rzeczywiście, gdy tylko wszystko opowiedziała, poczuła jakby wielki kamień spadł jej z serca. Zaczęła mówić, nie pomijając najmniejszych szczegółów, a dziewczyny słuchały z zainteresowaniem, chłonąc każde zdanie. Skończyła dopiero po godzinie. Mel od razu otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
- Oboje jesteście durni - podsumowała całą historię.
- Dlaczego? - spytała ruda. Czuła się trochę urażona postawą przyjaciółki.
- No bo wy naprawdę utrudniacie sobie życie, jak tylko możecie najbardziej. A Smarkerus to już szczególnie - odparła Melissa. - Ty tylko sobie wmawiasz, że nic do niego nie czujesz, a on sypie podtekstami, mówiąc że nie chce być twoim przyjacielem, a naprawdę po prostu boi się spytać cię o chodzenie i myśli, że zrozumiesz, że cię kocha. Oboje jesteście siebie warci.
- Myślisz, że chciał mnie poprosić o chodzenie? - zapytała Lily.
- A o co? O landrynki? - Mel zerwała się z łóżka Dorcas i doskoczyła do swojego kufra, w którym zaczęła grzebać, wyrzucając jego zawartość.
- Landrynki? - powtórzyła Dorcas ze zdziwieniem. - Co ma piernik do wiatraka? Ja jej czasem naprawdę nie rozumiem...
- Ja też - zgodziła się Lily. - Ale ona gada, co jej ślina na język przyniesie...
- Mam! - wykrzyknęła Mel tryumfalnie.
- Co masz? - spytała Dorcas.
- Pelerynę-niewidkę - odparła spokojnie blondynka. - Idziemy do Smarka.
- A skąd ty masz pelerynę-niewidkę? - Lily wytrzeszczyła oczy, patrząc na srebrne zawiniątko, tkwiące w rękach przyjaciółki.
- Pożyczyłam od Jamesa.
- Pożyczyłaś? - spytała ruda podejrzliwie. Wątpiła, żeby Potter pożyczył komuś tak wartościową rzecz.
- No dobra, zwinęłam. - Mel wzniosła oczy do sufitu. - Lepiej?
- Nie. Gorzej.
- No to powiedzmy, że pożyczyłam bez zgody właściciela - oświadczyła Melissa. - A teraz chodź.
- Gdzie?
- Do Smarka.
- A skąd wiesz, gdzie on jest?
- Jest dwudziesta. Raczej będzie w swoim dormitorium.
- A jak ty chcesz się tam dostać?
- Mam plan. Chodźmy. Dorka, idziesz z nami?
Szatynka pokręciła głową.
- Nie, ja tu zostanę i poczekam - powiedziała.
- Okey. Chodźmy.
Lily podążyła za Melissą, która schowała pelerynę pod szatę. Bez żadnych problemów minęły Pokój Wspólny Gryffindoru.
- A teraz gdzie? - spytała ruda.
- Do lochów - odparła Mel.
- Skąd wiesz, gdzie Ślizgoni mają Pokój Wspólny?
- Znam ten zamek jak własną kieszeń. Zaufaj mi.
Lily skrzywiła się lekko, ale postanowiła zastosować się do rady przyjaciółki. Z ociąganiem podążyła za nią w stronę lochów. Coraz mniej podobał się jej pomysł wtargnięcia do dormitorium Snape`a. Jak je ktoś złapie, to mogą się pożegnać z Hogwartem. W pewnym momencie Melissa zatrzymała się.
- To tu - powiedziała.
- Gdzie? - Lily dokładnie obejrzała nagą ścianę, znajdującą się przed nimi, ale niczego nie zauważyła.
- Zaraz zobaczysz. - Mel rozłożyła pelerynę-niewidkę i okryła nią siebie, po czym wciągnęła pod nią Lily.
- Teraz musimy tylko czekać - westchnęła blondynka.
- Na co? - spytała ruda.
- Zobaczysz.
Lily westchnęła poirytowana. Czemu Mel nie może jej po prostu powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? Czemu musi owijać w bawełnę? Mimo wszystko dziewczyna posłusznie stała, czekając. Minuty wlokły się niemiłosiernie, a one nadal tkwiły w miejscu. Nagle z końca korytarza dobiegł odgłos kroków. Mel chwyciła Lily za rękę. Zza zakrętu wyłonił się jakiś Ślizgon i zatrzymał się tuż obok dziewczyn. Ruda wstrzymała oddech.
- Eliksir Wieloskokowy - mruknął chłopak i nagle ściana rozpłynęła się w powietrzu, odsłaniając wejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Melissa pociągnęła Lily za rękę, wciągając ją do środka. Ruda rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie było urządzone zupełnie inaczej niż w wieży Gryffindoru. Wszędzie, gdzie tylko sięgnąć wzrokiem, można było zobaczyć zieleń i srebro. Naprzeciw wejścia stał kominek, w którym płonął ogień. Lily wydał się on jedynym przyjaznym ośrodkiem w tym pokoju. Dziewczyny powoli ruszyły przez pomieszczenie, starając się, żeby nic nie wystawało im spod peleryny i żeby nie potrącać licznych uczniów, spędzających tutaj wieczór. W końcu doszły do drzwi, które prowadziły do dormitoriów chłopców. Znowu musiały poczekać, żeby ktoś je otworzył, ale tym razem nie minęło zbyt wiele czasu do pojawienia się jakiegoś chłopaka. Lily przełknęła głośno ślinę, idąc po schodach na górę. Miała wrażenie, że za łatwo im idzie to włamanie.
- To tu - szepnęła Melissa, wskazując na tabliczkę z napisem klasa V, przyczepioną do jednych z drzwi.
Blondynka pchnęła je i dziewczyny znalazły się w dormitorium. Nikogo w nim nie było. Mel z ulgą ściągnęła pelerynę-niewidkę i cisnęła ją na podłogę.
- W końcu - westchnęła.
- Ale Seva tu nie ma - powiedziała Lily z goryczą.
- Spodziewałam się tego - stwierdziła blondynka. - I nawet dobrze, że nikogo nie ma.
- Co? - spytała ruda. - Spodziewałaś? I dlaczego dobrze? Przecież miałyśmy pogadać z Sevem.
Lily poczuła się okropnie. Czyżby Mel wystawiła ją do wiatru?
- Ty miałaś - przypomniała Melissa. - Ja ci w niczym nie jestem potrzebna. Zostań tu i czekaj, a ja zwiewam.
Mel schyliła się po pelerynę, ale Lily złapała ją za rękę.
- O, nie - syknęła. - Będziesz tu czekać ze mną.
- Przecież to nie moja sprawa!
- Ale twój pomysł! - wrzasnęła ruda. - Po cośmy tu w ogóle przyszły?
Ruda ukryła twarz w dłoniach. Teraz cały plan wydawał się jej bezsensowny.
- Jasna cholera! - Lily odwróciła się gwałtownie, słysząc głos koleżanki, która teraz trzymała w rękach jakąś książkę. - Patrz, co on z nią zrobił!
Lily podeszła do Melissy i zaglądnęła jej przez ramię. Trzymaną przez nią książką Podręcznik do eliksirów dla zaawansowanych. Nie byłoby w nim nic dziwnego, gdyby nie to, że był cały pobazgrany ciasnym pismem Severusa. Mel przewróciła stronę, która nie różniła się niczym od poprzedniej.
- Co tu pisze? - spytała, wskazując na jakiś wyraz podkreślony dwoma liniami. - Setum... nie... Seclum... Cholera, ale on bazgrze...
- Sectumsempra - odczytała Lily bez trudu. Pismo Snape`a znała tak dobrze jak swoje własne.
- Aaa... To chyba jakieś zaklęcie, nie? - Mel zmarszczyła czoło. - Ale nigdy o takim nie słyszałam...
- Ja też nie - stwierdziła ruda.
Nagle blondynka poderwała głowę, jakby właśnie coś zrozumiała.
- A jeśli to jego zaklęcie?
Lily spojrzała ze zdumieniem na przyjaciółkę.
- Jego? To niemożliwe.
- A niby dlaczego? Przecież dookoła tego zaklęcia jest wiele podobnych, tylko poskreślanych. To wygląda tak, jakby ten, kto to pisał, był tego autorem.
- Ale...
Lily zamilkła. Zza drzwi dobiegał odgłos kroków, a po chwili ktoś zaczął naciskać klamkę.
- Pod łóżko - syknęła Mel i prawie brutalnie wepchnęła rudą pod to stojące najbliżej, po czym sama pod nie weszła.
Drzwi otworzyły się powoli i do pokoju weszło dwóch chłopaków.
- To Wilkes i Nott - szepnęła Melissa.
Lily szturchnęła ją lekko.
- Chcesz, żeby nas usłyszeli? - spytała cicho.
- Słyszałeś? - Lily zamilkła, słysząc głos Wilkesa.
Rozległo się szeleszczenie gazety. Przez chwilę panowała cisza, ale potem rozległ się zimny śmiech Notta.
- Czarny Pan rośnie w siłę - powiedział. - Dobrze tym szlamom. Zasłużyli na to.
Lily zesztywniała. Oczy rozszerzyły się jej ze strachu. Co się mogło stać?
- Ej, co to jest?
Ruda zasłoniła dłonią usta, widząc, jak Nott schyla się, żeby podnieść pelerynę-niewidkę z podłogi. Jak mogły tak ją zostawić? Jak mogły o niej zapomnieć? Lily bez zastanowienia wyszarpnęła różdżkę z kieszeni.
- Nie mamy wyboru - szepnęła do Mel i wypchnęła ją spod łóżka, po czym sama spod niego wyskoczyła. - Drętwota! - wrzasnęła, celując w Wilkesa.
Ślizgon runął jak długi na ziemię. Po chwili drugi chłopak oberwał zaklęciem rozbrajającym od Mel. Lily porwała z podłogi pelerynę.
- Wiej! - wrzasnęła i po chwili gnała już korytarzem, zmierzając w stronę wieży Gryffindoru.
- Musimy zapewnić sobie alibi! - krzyknęła Mel w biegu.
Biegły, korzystając z wszystkich znajomych im skrótów, ale i tak zdawało się, że nigdy nie dopadną swojego dormitorium. Jednak w końcu ukazał się im portret Grubej Damy, strzegący wejścia do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Jednak ktoś już przed nim stał. A była to profesor McGonagall. Już z daleka można było zobaczyć jej usta zaciśnięte tak mocno, że przypominały linijkę. Lily wyhamowała gwałtownie. Mel poszła za jej przykładem.
- No nie spodziewałam się - powiedziała pani profesor suchym głosem. - Nie spodziewałam się tego po tobie, panno Evans. Jesteś prefektem, a mimo to po nocy włóczysz się po zamku! To niedopuszczalne!
Lily zwiesiła głowę. Czyli jej najgorsze obawy się spełniają. W najlepszym wypadku zabiorą jej odznakę prefekta i nałożą surową karę za nocną eskapadę po zamku, ale jeśli dojdzie do tego włamanie się do cudzego dormitorium i to innego domu, to może już żegnać się z Hogwartem.
- I co, nie masz mi nic do powiedzenia? - spytała McGonagall.
Lily pokręciła głową.
- A więc za mną - rzuciła pani profesor.
- Proszę pani! Niech pani zaczeka! - z końca korytarza odezwał się znajomy głos. Ruda zacisnęła pięści. - To nie ich wina, tylko nasza.
Lily nie mogła uwierzyć własnym uszom.

Edytowane przez Fantazja dnia 18-09-2008 20:42