Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 20-10-2008 07:36
#162

ROZDZIAŁ 27


- Mel, nie śpij - odezwała się Lily, potrząsając przyjaciółką.
- Daj mi święty spokój - mruknęła Melissa.
- Trzeba się było wczoraj nie włóczyć po nocach - stwierdziła ruda. - A tak w ogóle, to gdzieś ty wtedy była?
Blondynka uniosła głowę i spojrzała na Lily z zakłopotaniem.
- Eee... nieważne - bąknęła i z powrotem oparła głowę na rękach. - A zresztą i tak nie wypaliło.
Ruda westchnęła. Nie drążyła tematu dalej, ponieważ wiedziała, że i tak niczego więcej od przyjaciółki nie wyciągnie. Rozejrzała się po Wielkiej Sali, która powoli zaczynała pustoszeć. Zostało zaledwie paru uczniów, którzy i tak już zbierali się do wyjścia.
- Chodź - mruknęła Lily w stronę Mel - bo spóźnimy się na eliksiry.
Blondynka jęknęła, ale posłusznie wstała i z niechęcią zarzuciła plecak na ramię. Dziewczyny ruszyły w stronę wyjścia. Szybkim krokiem przemierzyły korytarze i już po chwili znalazły się w lochach przed klasą eliksirów. Spóźniły się.
Lily zastukała w drzwi, a gdy usłyszała stłumione "Proszę", pchnęła je i weszła do środka.
- Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie - powiedziała, zwracając się do Slughorna.
- Ależ niepotrzebnie. - Profesor uśmiechnął się do niej dobrotliwie. - Niech panienki usiądą.
Ruda chwyciła Mel za rękaw i pociągnęła na koniec klasy, do ostatniej ławki.
- A więc dzisiaj, jak już mówiłem, będziemy pracować w grupach dwuosobowych - powiedział Slughorn. - Każda grupa wylosuje eliksir, który uwarzy, a ta, która poradzi sobie najlepiej otrzyma dokładnie dwadzieścia cztery godziny szczęścia do podziału.
Lily wytrzeszczyła oczy na nauczyciela.
- On chyba żartuje - szepnęła.
- Czemu? - spytała Mel. Wyglądała, jakby nie połapała się, o co chodzi.
- Dwadzieścia cztery godziny szczęścia - syknęła ruda. - Szczęścia, rozumiesz? Nie słuchałaś na poprzedniej lekcji?
- A czy ja ci wyglądam na osobę, która słuchała na poprzedniej lekcji? - warknęła blondynka.
- A więc ci powiem. Tu chodzi o Felix Felicis. - Lily zawiesiła głos, spodziewając się jakiejś reakcji ze strony przyjaciółki.
Ale żadnej reakcji nie było. Mel nadal patrzyła na nią z miną osoby, która nie bardzo wie, o co chodzi jej rozmówczyni.
- Cholera jasna! - zdenerwowała się ruda. - Czy ty czasem słuchasz na tych lekcjach? Felix Felicis to inaczej eliksir szczęścia!
- Aha - mruknęła blondynka obojętnie. - To przyda się.
Lily przewróciła oczami. Mel najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, jaką wartość ma ten eliksir.
Ruda rozglądnęła się dookoła. Slughorn dzielił właśnie uczniów na pary, ku ich niezadowoleniu łącząc zawsze Ślizgona z Gryfonem. Lily skrzywiła się z niesmakiem. Nie bardzo jej się to podobało.
- Panno Shelmerdine. - Profesor podszedł do ławki dziewczyn. - Panna niech pracuje z... - Nauczyciel urwał, zmarszczył czoło i rozejrzał się po klasie. - A niech będzie pan Nott.
Lily spojrzała na przyjaciółkę. Melissa wyglądała, jakby ktoś trzasnął ją w twarz.
- Ale ja... ja nie będę pracować z tym idio... znaczy się... z nim - wyjąkała.
Slughorn uniósł wysoko brwi.
- Ależ panno Shelmerdine - powiedział. - Myślę, że znakomicie będzie się wam razem pracowało.
Mel już otwierała usta, by zaprzeczyć, gdy Lily kopnęła ją w kostkę.
- Przestań - syknęła jej do ucha. - To nie obrona. Slughorn będzie uczył nas też w następnej klasie.
Blondynka spojrzała na nią z niezdecydowaniem, ale w końcu kiwnęła głową i naburmuszona ruszyła w stronę Notta. Stanęła około dwa metry od niego i założyła ręce na piersi. Lily z trudem powstrzymała się od śmiechu.
- A panna, panno Evans, niech będzie w parze z panem Snape`em.
Śmiech uwiązł rudej w gardle.
- Że... jak? - wystękała.
- No proszę, proszę, niech moi dwaj najlepsi uczniowie będą w jednej grupie - zachęcił profesor.
Lily gapiła się na niego z otwartymi ustami, nie ruszając się z miejsca. Ona ma pracować Severusem? Jak Slughorn mógł jej to zrobić!?
Dziewczyna zerknęła na Melissę, na twarzy której odbił się wyraz tryumfu. Ruda zazgrzytała zębami.
- A nie mogę być z Nottem? - spytała, zwracając się do Slughorna. - W końcu Mel nie chciała z nim być w grupie...
Profesor spojrzał na blondynkę.
- W zasadzie to można by was zamienić, skoro tak bardzo tego chcecie...
- Nie! - wrzasnęła nagle Mel, doskakując do Notta. - Ja mogę być z Teodorem. On jest taki... eee... fajny, że mogę z nim pracować - dodała i, ku najwyższemu zdumieniu klasy, złapała go za rękę.
Nott spojrzał na nią z konsternacją. Wyglądał, jakby chciał się odsunąć. Blondynka najwyraźniej to zauważyła.
- Zamknij dziób i się uśmiechaj - syknęła, kopiąc go w kostkę.
- No więc dobrze - oświadczył Slughorn, najwyraźniej niczego nie zauważając. - Panno Evans, proszę do pana Snape`a.
Lily westchnęła i powlokła się w stronę Severusa. Rzuciła szkolną torbę obok jego ławki. Zerknęła ze złością na Melissę, która po odegraniu scenki odskoczyła od Notta jak oparzona i teraz zawzięcie wycierała rękę o szatę, przy okazji rzucając przyjaciółce spojrzenie pod tytułem: "Widzisz, jak ja się dla ciebie poświęcam!?".
Lily pokręciła głową z dezaprobatą i, nie odzywając się do Snape`a ani słowem, zaczęła rozpakowywać plecak. Gdy podręcznik i wszystkie potrzebne przybory znalazły się na ławce, rozejrzała się dookoła. Teraz dopiero zauważyła, jak fatalnie podzielił ich nauczyciel. Syriusz i Mulciber mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami z dwóch przeciwnych krańców stołu. Ruda była przekonana, że gdyby można było zabijać wzrokiem, któryś z nich po krótkim czasie padłby bez życia. Lily przeniosła spojrzenie na Pettigrewa, który zerkał ze strachem na zwalistą Ślizgonkę, z którą miał nieszczęście znaleźć się w grupie. Tylko Potter wydawał się kompletnie nie zainteresowany swoim partnerem. Co prawda Wilkes rzucał mu mordercze i pełne pogardy spojrzenia, ale okularnik był zbyt zajęty rzucaniem morderczych i pełnych pogardy spojrzeń Severusowi, żeby to zauważyć.
- No więc zaczynamy - powiedział Slughorn.
Lily z westchnieniem zabrała się za krojenie kwiatów hibiskusa potrzebnych do sporządzenia eliksiru zmniejszającego ból. Starała się nie zwracać najmniejszej uwagi na Snape`a, co było dosyć trudne ze względu na jego bliskość.
- No przestań się w końcu boczyć.
Ruda podniosła wzrok na Severusa.
- Że jak? - spytała.
- Co ty na to, żebyśmy się w końcu pogodzili?
Lily wbiła zdumione spojrzenie w chłopaka, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Pogodzić się czy nie?
Nagle ozwało się pukanie do drzwi. Ruda szybko spojrzała w tamtą stronę. Drzwi otworzyły się powoli i do klasy weszła profesor McGonagall.
- Przepraszam, panie profesorze - powiedziała. - Czy mogłabym pana na chwilę prosić?
Slughorn zerknął na kobietę z zakłopotaniem, ale kiwnął głową, tym samym zgadzając się.
- Panno Evans i panno Meddle, proszę pilnować porządku. - Profesor uśmiechnął się w stronę prefektów, po czym wyszedł z klasy za nauczycielką transmutacji.
- Hej, Smarkerusie! - wrzasnął Potter, zaledwie tylko drzwi się zamknęły. - Chcesz pasztetu dyniowego?
Gryfon wyciągnął coś z kieszeni, zamachnął się i rzucił. Pasztecik przeleciał przez klasę i uderzył Severusa w głowę, odbijając się od niej i wpadając do stojącego przed nim kociołka.
Lily poczuła jak ze złości krew odpływa jej z twarzy.
- Potter! - syknęła, po czym, rzuciwszy srebrny nóż na deskę do krojenia, ruszyła w stronę chłopaka.
Uwaga całej klasy skupiła się teraz na rozwścieczonej pani prefekt. Ruda miała to gdzieś. Teraz chciała tylko zamordować Jamesa Pottera w wyjątkowo bolesny sposób.
- Daj to! - warknęła przez zaciśnięte zęby, wyciągając otwartą dłoń w jego stronę. - No, dawaj! - dodała natarczywiej, widząc, że chłopak nie pali się do oddania pasztecików.
Potter westchnął i wyciągnął z kieszeni woreczek z pasztetami. Jednak nie oddał go Lily, tylko uniósł wysoko nad głowę. Ruda zazgrzytała zębami i wyciągnęła do góry rękę. Z zażenowaniem stwierdziła, że jest za niska na to, by dostać.
- Do diaska, dawaj to! - wrzasnęła.
- Sama sobie weź. - James uśmiechnął się głupkowato.
Ruda w ostatniej chwili powstrzymała się przed tym, żeby nazwać go jakimś trafnym epitetem. Wspięła się za to na palce i oparła o niego. Dostała. Jednak Potter nie puścił siatki. Lily pociągnęła. Woreczek przerwał się, rozsypując paszteciki po klasie. Dziewczyna zaklęła szpetnie. Parę z nich wpadło do kociołka Wilkesa.
Nagle Lily usłyszała stłumiony okrzyk. Odwróciła się gwałtownie.
- O jasna... - wyszeptała.