Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 28-10-2008 07:40
#176

ROZDZIAŁ 30


Lily ze złością rzuciła się na łóżko, po czym zasunęła szczelnie jego kotary. Jak on miał czelność jeszcze ją przepraszać? Jak mógł twierdzić, że tylko mu się wyrwało? Jak...
Nagle ruda przerwała rozmyślania. Ktoś wpadł do dormitorium, z hukiem zatrzaskując drzwi. Lily usłyszała szybkie kroki i po chwili szkarłatne zasłony rozchyliły się, ukazując twarz jej najlepszej przyjaciółki.
- Ale ty głupia jesteś - mruknęła Melissa, opadając na miejsce obok.
- A ty to niby uosobienie mądrości? - warknęła ze złością ruda.
- No jasne. - Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
Lily przewróciła oczami, po czym odwróciła się od przyjaciółki. Nie miała najmniejszej ochoty z nią gadać.
- Ale ja cię jeszcze ze Smarkiem zeswatam.
Ruda poderwała się gwałtownie.
- Ani mi się waż! - syknęła. - A poza tym teraz już nic ci to nie da. Mam gdzieś Smarkerusa.
Mel mlasnęła z niedowierzaniem.
- Tak, tak... - mruknęła.
- TAK! - krzyknęła Lily ze zdenerwowaniem. - Mam go serdecznie gdzieś!
- A czy ja coś mówię? - spytała przyjaciółka, unosząc wysoko brwi. - A zresztą w tym momencie guzik mnie to wszystko obchodzi. Ubieraj się.
Ruda zamrugała ze zdumieniem.
- Że... co? - wystękała. - Po co?
Melissa uśmiechnęła się tajemniczo.
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziała.
- O nie! - Lily pokręciła gwałtownie głową. - Nie pójdę. A przynajmniej dopóki mi nie powiesz, GDZIE chcesz iść.
Mel z irytacją wypuściła powietrze z płuc.
- A co dziś jest? - spytała.
- Noo... czwartek - odparła Lily niepewnie, zastanawiając się, o co może chodzić przyjaciółce.
- Nie o to mi chodzi - żachnęła się blondynka i wskazała na okno. - Co dziś jest?
- Eee... noc?
Melissa strzeliła się otwartą dłonią w czoło.
Nagle Lily zrozumiała.
- Pełnia! - wykrzyknęła. - Dziś jest pełnia!
- No, brawo! - pochwaliła ją przyjaciółka. - No to teraz ubieraj się.
Ruda spojrzała na blondynkę ze zgrozą.
- Mel... ty chyba nie chcesz iść zobaczyć wilkołaka? - spytała ostrożnie.
- No oczywiście, że chcę! - Melissa uśmiechnęła się szeroko.
Lily zamarła, wbijając przerażony wzrok w przyjaciółkę.
- Mel, to nie jest dobry pomysł - powiedziała.
- Cholera jasna, możesz nie iść - zdenerwowała się blondynka. - Ale ja i tak pójdę. Choćby sama.
Ruda zagryzła dolną wargę. Nie chciała iść. Nie miała najmniejszej ochoty spotkać wilkołaka. To było zbyt niebezpieczne. Ale przecież nie puści przyjaciółki samej.
- Idę - zdecydowała w końcu.

- Mel, może się jeszcze wycofajmy? - zaproponowała Lily, gdy chłodny wiatr uderzył ją w policzki.
- Lily, nie pleć głupot! - mruknęła Melissa i ruszyła przed siebie.
Ruda podążyła za nią. Nadal nie była pewna, czy aby dobrze zrobiła, idąc z przyjaciółką. Może powinna zostać w zamku? Może powinna puścić Mel samą? Lily pokręciła głową, starając się odgonić od siebie te myśli. Już zdecydowała. Teraz nie ma odwrotu, więc nie ma sensu dalej gdybać.
Dziewczyny przemierzyły szybkim krokiem błonia. Ruda czuła się nieswojo. Mimo że księżyc jasno oświetlał okolicę, to jednak Lily wolałaby, żeby go nie było. W jego zimnym, niebieskawym świetle wszystko wydawało się groźne. Każdy cień przybierał postać wilkołaka, każdy kamień wydawał się jakimś przyczajonym stworzeniem, które tylko czeka, żeby rzucić się na przechodzącego obok człowieka. Ruda zadrżała ze strachu i zrównała się z Melissą. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem przyjaciółka jest taka spokojna. Blondynka szła naprzód raźnym krokiem i do tego uśmiechała się szeroko, jakby wcale nie przerażała ją myśl, że za chwilę znajdą się w Zakazanym Lesie.
- Mel, proszę... - jęknęła Lily nienaturalnie piskliwym głosem. Bała się i nawet nie zamierzała tego ukrywać.
- Oj, Lily... - westchnęła z dezaprobatą Mel. - Nic nam nie będzie. Zaufaj mi.
Ruda zamilkła, zdając sobie sprawę, że nie da rady namówić Melissy na powrót. Szły więc w milczeniu, kierując się w stronę wejścia do Zakazanego Lasu. W końcu do niego dotarły.
- No to... raz kozie wio! - stwierdziła Melissa i zanurzyła się w ciemnej gęstwinie drzew.
Lily rzuciła jeszcze jedno zrozpaczone spojrzenie w stronę zamku, po czym ruszyła za przyjaciółką. Nagle rozległo się mrożące krew w żyłach wycie. Ruda krzyknęła krótko i złapała Melissę za rękę.
- Wracajmy - szepnęła błagalnie, ale wydawało się, że wyraźnie zafascynowana owym odgłosem blondynka nawet tego nie usłyszała. Pociągnęła tylko Lily za sobą. Ruda przełknęła głośno ślinę, ale posłusznie szła za przyjaciółką. Niech to się skończy - modliła się w duchu. Niech to się skończy jak najszybciej...
Nagle zaledwie kilkanaście metrów przed nimi odezwało się takie samo wycie jak wcześniej. Lily wrzasnęła, zatrzymując się raptownie. Mel nie dała po sobie poznać, że się przestraszyła. Jednak ruda wyczuła, że ręka przyjaciółki zadrżała w jej dłoni. Lily wbiła przerażony wzrok przed siebie. I nagle dostrzegła coś, czego tak obawiała się dostrzec. Para wielkich, żółtawych oczu wpatrywała się w nią badawczo. Nie minęła nawet minuta, gdy do uszu rudej dobiegło głośne sapanie i odgłos stąpania wielkich, wilkołaczych stóp.
Lily nie marnowała więcej czasu.
- Wiej! - wrzasnęła w stronę Mel, po czym odwróciła się i puściła pędem naprzód.
Po chwili przyjaciółka ją dogoniła. Biegły teraz łeb w łeb, mijając kolejne drzewa. Lily z rozpaczą zdała sobie sprawę, że las nie przerzedza się ani trochę. Nagle przed nimi ukazał się gruby pień. Ruda bez zastanowienia skręciła w lewo. Niedługo potem wróciła na dawną ścieżkę. Z przerażeniem stwierdziła, że Melissa nie biegnie już obok niej.
- Mel! - wrzasnęła, nie zwalniając kroku.
Nikt jej nie odpowiedział.
Lily zatrzymała się gwałtownie i zawołała jeszcze raz. Nadal nic. Nagle ruda zesztywniała. Z tyłu dobiegł ją odgłos kroków. Ciężkich kroków. I głośnego sapania. Tylko nie to - jęknęła w duchu i znowu puściła się szaleńczym pędem przed siebie. Gdy wypadła na jakąś polanę, poczuła ostry ból w boku. Łzy popłynęły jej z oczu, ale dziewczyna nie przerywała biegu. Wiedziała, że od tego zależy jej życie...
Nagle noga Lily zahaczyła o wystający korzeń. Ruda zachwiała się, starając złapać równowagę. Nie zdołała. Runęła jak długa na ziemię, boleśnie uderzając głową o jakiś kamień. Dziewczyna jęknęła, starając się wstać. Syknęła z bólu i złapała się za kostkę. Skręcona. Oczy Lily zaszły mgłą. To już koniec - przemknęło jej przez myśl, gdy kładła się na plecach. Wielki cień wilkołaka dało się zobaczyć już na początku polany. Ruda zamknęła oczy i odwróciła twarz. Niech to się już stanie - pomyślała. I niech będzie szybkie i bezbolesne. Dziewczyna zacisnęła mocniej powieki, gotując się na nieuniknione...
I nagle poczuła lekki powiew i delikatny dotyk futra na policzku. Po chwili rozległo się głośne ujadanie. Lily otworzyła oczy. Coś zaatakowało wilkołaka. Dwa stworzenia toczyły się po polanie, starając się zagryźć jeden drugiego. Ruda poczuła niewyobrażalną ulgę. Zaczęła w duchu dziękować za to niespodziewane ocalenie. Spróbowała wstać. Nie dała rady. Ból w kostce był zbyt silny. Dziewczyna zacisnęła zęby i spróbowała raz jeszcze. Tym razem wstała. Starając się nie kłaść nacisku na prawą nogę, ruszyła powoli przed siebie.
Nagle coś zatrzymało się tuż przed nią. Lily znieruchomiała, nie mogąc w ciemności rozpoznać stworzenia. Jednak zwierzę nie atakowało. Ruda, nie spuszczając z niego wzroku, wyciągnęła różdżkę.
- Lumos - mruknęła, kierując światło na cień znajdujący się zaledwie metr od niej.
Odetchnęła z ulgą. Był to jeleń. Najnormalniejszy w świecie jeleń. Lily spróbowała go wyminąć, jednak ten zaszedł jej drogę.
- Czego chcesz? Uciekaj - powiedziała słabym głosem ruda.
Na to jeleń zgiął przednie nogi. Lily zamrugała ze zdumieniem. Wyglądało to tak, jakby jeleń chciał, żeby go dosiadła. Dziewczyna zawahała się, jednak w końcu zbliżyła do zwierzęcia i wsiadła na niego. Jeleń poderwał się od razu i pędem ruszył przed siebie. Ruda oplotła rękami jego szyję, starając się nie spaść. Krzaki i pnie drzew zdzierały z niej ubranie i raniły skórę, ale Lily już to nie obchodziło. Pragnęła tylko znaleźć się z powrotem zamku. Zacisnęła mocno powieki, myśląc o wszystkim, co się dziś przydarzyło.
Niespodziewanie jeleń zatrzymał się. Lily otworzyła oczy i ze zdziwieniem stwierdziła, że już znajdują się na obrzeżach Zakazanego Lasu. Zwierzę schyliło się, dając jej do zrozumienia, żeby zeszła. Ruda posłusznie zsunęła się z niego na ziemię, a ten od razu pomknął między drzewa. Dziewczyna, kulejąc, ruszyła w stronę Hogwartu. Nagle zatrzymała się w pół kroku.
- Melissa - wyszeptała ze zgrozą.
Ruda odwróciła się. Spojrzała w kierunku lasu. Wydawał się on dziwnie spokojny, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Lily ruszyła w jego stronę.
- Melissa! - zawołała głośno, gdy znalazła się wśród drzew.
Odpowiedziało jej głuche chuchanie sowy.
- Melissa! - wrzasnęła ruda po raz drugi.
Milczenie.
Lily poczuła rozpacz. Jeszcze parę razy wykrzyknęła imię przyjaciółki, jednak za każdym razem nie otrzymała odpowiedzi. Trzeba sprowadzić pomoc - pomyślała w końcu, po czym wyszła z Zakazanego Lasu i, przezwyciężając przeszywający ból w kostce oraz tępe pulsowanie w głowie, ruszyła w stronę Hogwartu.
Po paru minutach dotarła do drzwi wejściowych. Pchnęła je mocno, z ulgą stwierdzając, że nadal są otwarte. Weszła do Sali Wejściowej, po czym skręciła w lewy korytarz prowadzący do pokoju nauczycielskiego. Podejrzewała, że i tak nikogo tam o tej porze nie będzie, ale inny pomysł nie przyszedł jej do głowy. Nagle poczuła jak na kogoś wpada. Z trudem utrzymała się na nogach.
- Kim jesteś? - spytała słabo.
- Lily? - odpowiedział jej dziewczyński głos, który ruda tak dobrze znała.
- Tak, to ja - odetchnęła z ulgą Lily. - Co ty tu robisz?
- Szukam was - odparła Mary, zapalając różdżkę. - O, Boże, Lily! Co ci się stało?! - Brunetka patrzyła na rudą z wyraźnym przerażeniem.
Lily przez chwilę wpatrywała się w bladą twarz koleżanki, po czym opadła na podłogę i wybuchła głośnym płaczem.
- Byłam... Mel... Zakazanym Lesie...wilkołak... atakował... Mel... nie ma... pomoc... - bełkotała dziewczyna, nie mogąc opanować szlochu.
Nagle rozległy się stłumione, szybkie kroki i po chwili wysoka postać stanęła tuż obok Mary.
- Panno Macdonald, dlaczego pani... na Boga! Co się tu stało? - wykrzyknął kobiecy głos należący do profesor McGonagall.
Mary szybko powtórzyła nauczycielce to, co zrozumiała z bełkotu Lily. Przez chwilę panowała cisza.
- Panno Macdonald, da pani radę przetransportować pannę Evans do skrzydła szpitalnego? - spytała McGonagall.
- Oczywiście - odparła brunetka.
Po chwili Lily poczuła jak ktoś kładzie ją na noszach i już po paru minutach znalazła się w wygodnym łóżku. Jakaś osoba usztywniła jej kostkę, a głowę owinęła bandażem. Jednak ruda nie wiedziała, kto to był. Umysł miała dziwnie niejasny, nic do niej nie docierało. Dopiero, gdy ktoś siłą wlał jej do ust jakiś napój, wszystko rozjaśniło się i Lily zdała sobie sprawę, że znajduje się w skrzydle szpitalnym, a tym kimś jest nie kto inny, tylko szkolna pielęgniarka.
- Gdzie Mel? - spytała ruda słabym głosem.
- Nie martw się o nią - odparła pani Pomfrey. - Teraz postaraj się odpocząć i zasnąć - dodała.
Lily poderwała się gwałtownie.
- Nie będę spać - oznajmiła - dopóki się nie dowiem, co się stało z Mel!
Pielęgniarka popchnęła ją z powrotem na poduszki.
- Proszę - powiedziała, wciskając w dłoń Lily szklankę.
- Co to? - Ruda przyjrzała się podejrzliwie jej zawartości.
- Eliksir na wzmocnienie - wyjaśniła pani Pomfrey. - Wypij go, dobrze ci zrobi.
Lily westchnęła i upiła łyk eliksiru. Skrzywiła się lekko. Nie był zbyt smaczny.
Po chwili dziewczyna poczuła dziwną senność. To normalne - pomyślała. Po prostu jestem zmęczona. Jednak senność pogłębiała się coraz bardziej, mimo że ruda starała się ją odgonić. W końcu Lily opuściła rękę. Szklanka wypadła jej z dłoni i roztrzaskała się o posadzkę. Przeklęta pielęgniarka - przemknęło rudej przez myśl, gdy zdała sobie sprawę, że podany eliksir wcale nie był na wzmocnienie.
Dziewczyna przytuliła obolałą głowę do miękkiej poduszki i już po chwili zapadła w głęboki sen.

Edytowane przez Fantazja dnia 29-10-2008 09:19