Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily Evans (Rozdział 44; aktualizacja 10.07.2010r.)

Dodane przez Fantazja dnia 11-11-2009 16:37
#284

Dziędobry. ;d
Tak, dobrze widzicie. To ja. We własnej osobie. Wracam tu sobie po ponad półrocznej przerwie i naiwnie liczę, że nikt mnie za te miesiące niepisania nie zamorduje, albo nie prychnie i, że tak się wyrażę, oleje ten ff, 'bo sobie zasłużyłam'. Nie twierdzę, że nie, bo faktycznie, przesoliłam sprawę. Ale po prostu w pewnym momencie Wen zerwał się z łańcucha i uciekł w siną dal, potem Internet zaniemógł, a że nie wiedziałam, czy będę miała go z powrotem, to ani mi się nie chciało pisać, a gdy jednak znowu założyłam Internet, to Wena nadal nie było na horyzoncie. Ale gdzieś dwa tygodnie temu powrócił. Najpierw nieśmiało, poddając mi jedynie pomysł na dalszy ciąg, a następnie rozkazał pisać. I viola, macie nowy, świeżutki jak bułeczki z piekarni na rogu rozdzialik. Nie wiem, czy tak długa przerwa zrobiła mi dobrze, czy niedobrze, jeśli chodzi o pisanie, ale mam nadzieję, że nie spadłam poniżej własnego poziomu. ;o
Dobra, nie nudzę. Macie, czytajcie, oceniajcie i Wena mi karmcie. :}

ROZDZIAŁ 42


- Jestem wykończona - burknęła Mel, po czym opadła na fotel naprzeciwko Lily, założyła ręce na piersi i przymknęła powieki.
- Czym? - spytała ruda, unosząc wysoko brwi. - Rozpakowywaniem prezentów?
- Nawet nie wiesz jakie to męczące zajęcie... - westchnęła Melissa. - No a teraz będę musiała każdemu z osobna podziękować. Aż mnie mdli jak o tym pomyślę... A poza tym patrz. - Dziewczyna wyciągnęła w stronę Lily rękę, podając jej jakiś bilecik.
Ruda przejęła go i z zainteresowaniem otworzyła. Dostrzegła dwa krótkie słowa wypisane pochyłym pismem: Sto lat. Lily podniosła wzrok na przyjaciółkę.
- Tajemniczy wielbiciel? - spytała.
- Na to wygląda - mruknęła Mel. - W dodatku jego prezentem był bukiecik fiołków. Skąd on wiedział, że lubię fiołki?
Lily wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie.
- Nie wiem. Nawet ja o tym nie wiedziałam.
Mel westchnęła.
- Nienawidzę czegoś nie wiedzieć - wymruczała, moszcząc się wygodniej w fotelu.
- Wiem... - powiedziała Lily, rozglądając się po pokoju wspólnym. Huncwoci jak zwykle siedzieli w najdalszym kącie i coś knuli pochyleni ku sobie. Uśmiechnęła się do Lupina, który wyraźnie próbował przemówić reszcie do rozsądku, gestykulując gwałtownie rękami. On jednak tego nie zauważył, zbyt pochłonięty swoją syzyfową pracą. Lily przeniosła wzrok dalej. Dostrzegła kilku młodszych uczniów grających w Eksplodującego Durnia, kilku nieco starszych próbujących skupić się na swoich zadaniach domowych, w czym usilnie przeszkadzało im ostre słońce wpadające przez okna i zachęcające do wyjścia na dwór, aż w końcu jej spojrzenie zatrzymało się na grupce siódmoklasistek śmiejących się z czegoś w głos. Wśród nich znajdowała się Lisa. Lily ze zdziwieniem stwierdziła, że z odległości kilku metrów dziewczyna nie wydaje się tak straszna i odpychająca. Chichotała wraz z koleżankami, kiwając się na swoim krześle. Wyglądała jak zwykła nastolatka w gronie innych zwykłych nastolatek. Lily przemknęło przez myśl, że może ona jest taka wyłącznie dla swych wrogów.
Nagle ich spojrzenia się spotkały. Lisa uśmiechnęła się drapieżnie, po czym wstała, rzuciła coś w stronę koleżanek i ruszyła w kierunku Lily.
- Dzień dobry, jak mija wam dzień? - spytała kpiącym tonem, gdy tylko stanęła nieopodal foteli Lily i Mel.
- Mijał całkiem nieźle, dopóki tu się nie pojawiłaś - burknęła Melissa, nie otwierając oczu. - Czego chcesz?
- A jak sądzisz?
Mel w końcu spojrzała na Lisę.
- Już się zastanowiłaś? Nie minęło nawet pół dnia...
- Owszem. - Lisa kiwnęła głową.
- No to wal - westchnęła Melissa, przekrzywiając nieco głowę w geście zniechęcenia.
Lisa usiadła na stojącym pomiędzy dwoma fotelami małym stoliku i, majtając nogami, wyjaśniła, o co chodzi.

- Mel, aua, przecież mnie to boli!
- Cicho bądź, nie moja wina, żeś tak się rozrosła.
- Ale co to ma do tego, że wbijasz mi łokieć między żebra?
Pytanie to pozostało bez odpowiedzi, gdyż z lewej dobiegł je odgłos kroków. Lily próbowała przycisnąć się jeszcze bardziej do ściany, jednocześnie starając się, by żadna z jej kończyn nie wystawała spod peleryny-niewidki.
- Wężousty - odezwał się chłopięcy głos i po chwili w nagiej szarej ścianie pojawiła się szpara, zza której padło na posadzkę korytarza słabe, rozmigotane światło. Szpara ta rosła z sekundy na sekundę, aż w końcu ukazało się wejście do pokoju wspólnego Slytherinu.
Lily poczuła szarpnięcie za nadgarstek i posłusznie się mu poddała. Serce zabiło jej mocniej, gdy zobaczyła znane jej już ogromne pomieszczenie. Niewiele się w nim zmieniło - wnętrze nadal było zimne i odpychające, w dodatku teraz palenisko wygasło, przez co wydawało się tu jeszcze mroczniej i bardziej nieprzyjaźnie niż rok temu. Na szczęście było tu też mniej tłoczno aniżeli wtedy, z racji późnej godziny, i zaledwie kilku starszych uczniów rozsiadło się na sztywnych krzesłach przy kominku, przy blasku świec odrabiając w skupieniu swoje prace domowe. Dlatego też dziewczyny nie musiały się obawiać, że na kogoś wpadną i ich jakże niepożądana w tym Domu obecność zostanie odkryta. Jednak była też druga strona medalu - jak otworzyć drzwi do męskich dormitoriów, skoro najwidoczniej nikt się tam nie wybiera? Chłopak, dzięki któremu weszły do środka, już dawno za nimi zniknął, zatrzaskując je z hukiem za sobą. W Lily wezbrał niepokój. Przecież nie mogą sterczeć tu z Mel zbyt długo, bo w końcu, czy to ze zmęczenia, czy z innych niezależnych od nich przyczyn, mogą popełnić jakiś fatalny w skutkach błąd, co mogłoby się skończyć tym, czego pragną najmniej - wydaleniem ze szkoły.
- Lily, widać cię - syknęła jej prosto do ucha Mel.
Ruda spojrzała w dół. Rzeczywiście, czubki jej butów wystawały nieco poza pelerynę. Dziewczyna wstrzymała powietrze, próbując zachować zimną krew, choć w środku trzęsła się jak galareta, po czym pochyliła się nieco i ostrożnie zakryła widoczną część obuwia.
- Dobra, cho', tylko 'icho - szepnęła Mel, specjalnie nie wymawiając tych spółgłosek, których dźwięk mógłby dobiec do uszu Ślizgonów.
Lily podążyła za przyjaciółką w stronę wejścia do dormitoriów chłopców. Nie widziała co prawda różnicy w tym, czy stoją tu czy tam i czekają na cud Boży w postaci jakiegoś chłopaka, jednak wolała nie szarpać się z przyjaciółką na środku pokoju wspólnego obcego Domu, w dodatku w otoczeniu jego mieszkańców.
Nagle Lily poczuła ruch pod peleryną. Powoli odwróciła głowę w stronę Mel i zauważyła, że ta grzebie w wewnętrznej kieszeni swojego rozpinanego ciemnego polaru. Ruda poczuła nagle pustkę w żołądku. Dobrze wiedziała, co Melissa do niej chowała.
- Zdurniałaś? - syknęła, ale było już za późno. Blondynka dobyła z tryumfującą miną różdżki i stuknęła nią w klamkę, a gdy drzwi uchyliły się bezgłośnie, pociągnęła Lily do środka.
Ruda spojrzała na nią ze wściekłością.
- Co ty sobie myślisz? - warknęła. - Przecież mógł ktoś to wi...!
- Ciszej, cholera! - Mel zakryła jej usta dłonią. - Mogli uznać, że im się przywidziało, ale jak zaczniesz wrzeszczeć na pół pokoju wspólnego, to się zorientują.
Lily odsunęła rękę przyjaciółki.
- Wcale nie krzyczę - burknęła, choć w duchu przyznała, że nieco za głośno się zachowała. - A teraz co dalej? - spytała.
- Jak to co? - Mel przewróciła oczami. - Dormitorium klasy siódmej.

- Masz? - szepnęła Lily, gdy drzwi z napisem klasa VII zamknęły się cicho za Melissą.
Przyjaciółka zdjęła pelerynę-niewidkę i kiwnęła twierdząco głową, jednocześnie przecierając wyimaginowany pot z czoła.
- Ta jędza powinna nam paść do stóp z wdzięczności - mruknęła.
- A tymczasem jedyne, co zrobi, to zada kolejne zadanie... - westchnęła Lily. - Wracamy?
Mel kiwnęła głową i dziewczyny ruszyły w stronę schodów prowadzących w dół, do pokoju wspólnego. Szły powoli i cicho, starając się nie wywołać żadnego, nawet najmniejszego szelestu. Lily powoli się uspokajała, miała wrażenie, że już nic ich nie może złego spotkać, skoro zabrnęły tak daleko. Uśmiechnęła się do siebie. Pierwsze zadanie za nimi. Jeszcze tylko dwa...
I w tym momencie, gdy to pomyślała, drzwi prowadzące do pokoju wspólnego Slytherinu otworzyły się.
Dziewczyna struchlała, nagle zdając sobie sprawę, że zapomniała założyć pelerynę-niewidkę.
- Wiejemy! - syknęła, odwróciła się błyskawicznie i pognała naprzód. Adrenalina dodała jej skrzydeł; biegła tak szybko, że ledwie dotykała podłogi nogami. W uszach czuła pulsowanie, które zwiększało swoją częstotliwość wraz z niebezpiecznie zbliżającą się ścianą. Lily zahamowała zaledwie kilka cali przed nią i rozglądnęła się w panice. Co robić? Gdzie uciekać? Nagle dostrzegła drzwi na lewo od siebie. Dziękując w duchu wszystkim świętym, nacisnęła klamkę i wpadła do środka. Dopiero gdy zauważyła cztery puste łóżka ustawione pod prawą ścianą dormitorium, nieco się uspokoiła. Wtedy również dostrzegła, że Mel stoi obok niej.
- Czysto? - spytała szeptem przyjaciółkę, w obawie, że przez nagły wzrost epinefryny we krwi, mogła coś przeoczyć.
- Czysto - odparła Mel również cichym tonem. - Ale jednak zostańmy tu chwilę. Niby ten ktoś nie zorientował się, że my to my, ale nigdy nic nie wiadomo...
Blondynka rozglądnęła się powoli po pomieszczeniu, omiatając spojrzeniem każdy najdrobniejszy szczegół. Marszcząc brwi, podeszła do jednej z nocnej szafek. Lily bezwiednie podążyła za nią, w pewnym stopniu również zainteresowana pokojem.
- Ja chyba skądś znam tę książkę... - wymruczała Mel, biorąc z szafki jakieś opasłe tomiszcze. - Lily... czy my tu czasem już kiedyś nie by...
Zgrzyt przekręcającego się w dziurce klucza.
Lily zaparło dech w piersi. Spojrzała na Melissę z przerażeniem, po czym obie jak w transie odwróciły się właśnie w momencie, gdy drzwi do łazienki powoli się uchylały.
- Ani mi się rusz - mruknęła Mel, łapiąc Lily za rękę.
Zza drzwi dobiegło je ciche westchnienie. Ruda struchlała, modląc się, by tym razem jej słuch zawiódł. Ale tak się nie stało. Severus Snape we własnej osobie wyszedł z umywalni, z ręcznikiem zawiązanym na biodrach. Lily wytrzeszczyła oczy. Długo byli przyjaciółmi, ale nigdy nie widziała Severusa w negliżu. Całe szczęście, że wraz z Mel znajdowała się między łóżkami, częściowo zakryta przez ich kotary, a łazienka była na lewo od nich. Snape nie zauważył ich więc, zwłaszcza, że w pokoju panował półmrok, a on na pewno nie spodziewał się dwóch niezapowiedzianych dziewczyn w swoim dormitorium. Spokojnie wyszedł na środek pokoju, gdzie leżały jego porozwalane rzeczy, nie oglądając się nawet na boki. Lily otaksowała spojrzeniem jego chude, żylaste ciało. Dla przeciętnej dziewczyny byłby uosobieniem brzydoty i ohydztwa, ale dla niej był... Właściwie nie wiedziała, jaki był. Nigdy nie zastanawiała się nad jego urodą. Nigdy nie przywiązywała do tego specjalnej wagi.
Snape schylił się nieco, tyłem do nich, sięgając po piżamę i jedną ręką przytrzymując ręcznik. Nie udało mu się to jednak dostatecznie i dziewczyny zdążyły zobaczyć wiadomy rowek. Lily zachwiała się lekko, zaciskając powieki. Nie chciała widzieć go nago. Wiedziała, jak by się poczuł, gdyby się dowiedział, że go podglądnęła. Nagle poczuła, że na coś wpada. I że to coś niebezpiecznie zaczyna się chwiać. Spróbowała dyskretnie to przytrzymać, ale było już za późno. Przedmiot wymknął się jej z dłoni i spadł z głuchym tąpnięciem na podłogę. Lily usłyszała ze strony Mel ciche przekleństwo i odwróciła się błyskawicznie, by zobaczyć reakcję Severusa. Snape stał, gapiąc się na nie zszokowany, a ręcznik wyśliznął się mu z pomiędzy palców. Lily gwałtownie odwróciła wzrok. Policzki zaczęły ją palić.
- Chryste Panie... Panie Jezu... Matko Boska... Święta Łucjo... Błogos... - Lily zakryła usta Mel, przerywając jej nagły przypływ pobożności. Blondynka ani na chwilę nie odwróciła wzroku, badając spojrzeniem Snape'a, który nadal stał na środku dormitorium w stroju Adama. W końcu jednak oprzytomniał i, zieleniejąc na twarzy, pospiesznie zakrył się ręcznikiem.
- Co wy tu robicie? - spytał nienaturalnie słabym głosem.
Lily z trudem przeniosła wzrok z powrotem na niego. Na jego twarzy malował się wyraźnie wstyd i zażenowanie - ostatnie uczucia, których ruda się spodziewała. Myślała, że chłopak raczej wybuchnie gniewem, nawrzeszczy na nie i każe się wynosić, jednak nic na to nie wskazywało.
- Ukrywamy się - odpowiedziała cicho. - Przepraszamy - dodała jeszcze ciszej.
Severus milczał przez chwilę, patrząc dziwnym wzrokiem to na jedną, to na drugą dziewczynę.
- Lepiej już idźcie - powiedział, a jego twarz zmieniła się w maskę, za którą próbował ukryć swoje uczucia. Lily znała go jednak zbyt długo i teraz pragnęła go w jakiś sposób pocieszyć. Żal rozrywał jej serce.
Ale nic nie zrobiła, tylko posłusznie ruszyła w stronę drzwi ze spuszczoną głową. Mel ją wyprzedziła i pierwsza wyszła na korytarz. Lily już była na progu, gdy ze środka dobiegło ją ciche:
- Lily?
Ruda przystanęła i odwróciła głowę, po czym spojrzała na Severusa wyczekująco. A może...?
- Czegoś zapomniałyście - powiedział Snape, zanim zdążyła dokończyć myśl, i wskazał na czarną teczkę, którą Mel rzuciła na podłogę, gdy wpadły tu, uciekając przed zagrożeniem.
Lily skinęła głową i ją podniosła, czując dosyć mocne ukłucie żalu. Nie na to liczyła.
Po raz kolejny zabrała się do wyjścia, gdy kolejny raz wypowiedziane szeptem jej imię ją zatrzymało. Jednak Severus stwierdził tylko:
- Nikt się nie dowie. - I odwrócił się do niej plecami na znak, że już powiedział, co miał do powiedzenia.
Ruda kiwnęła głową po raz drugi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Severus jej nie widzi, i tym razem wyszła na korytarz.

- Masz. I wsadź sobie to w cztery litery - warknęła Lily, rzucając teczkę w stronę zdumionej Lisy, po czym wyminęła ją i wbiegła po schodach do swojego dormitorium. Mel już tam na nią czekała, leżąc krzyżem na swoim łóżku i kontynuując tak brutalnie jej przerwaną w dormitorium Ślizgonów specyficzną litanię do wszystkich świętych. Tylko tych, których zna, oczywiście.
- Przymkniesz się wreszcie, czy mam ci pomóc? - burknęła ruda, rzucając się na własną pościel.
- Ale co ja mam poradzić na to, że właśnie widziałam... widziałam... O święty Klementynie! - Mel zakryła głowę poduszką.
- Trzeba było nie patrzeć - mruknęła Lily.
- Ale co...? - Mel odkryła głowę i spojrzała na rudą z takim zdziwieniem, jakby rozumowanie przyjaciółki było dla niej co najmniej głupie.
- Ale to - westchnęła. - Wiesz, że naruszyłyśmy jego prywatność?
- E tam! - Melissa usiadła na łóżku i zaczęła majtać nogami. - Przynajmniej moja teoria o męskich nosach się sprawdziła...
Lily przewróciła oczami, ale mimo to nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Mel jak nikt potrafiła poprawić jej humor.

Edytowane przez Fantazja dnia 11-11-2009 18:36