Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 13-09-2011 12:58
#5

Widzę, że niektórym z Was bardzo się spodobała moja opowieść. Ogromnie się cieszę i zamieszczam kolejny fragment cyklu "Pan Zgryźliwy i Senka". Miłego czytania kochani.

* * * Fragment II * * *

" Zgryźliwy "

Długi korytarz ciągnął się niesamowicie, jakby zaczarował go ktoś w nieskończony tunel. Od gabinetu dyrektora, droga do lochów nie była wcale taka krótka. Pomyśleć można, że jeden codzienny kurs w tą i spowrotem, nadawać się mógł do ćwiczenia kondycji ruchowej. Na szczęście w szkole istniały sowy, które wyręczały mozolną tułaczkę i ułatwiały komunikację. Niestety bywały takie sytuacje, gdzie trzeba było osobiście ruszyć swoje cztery litery i pofatygować się dla rozjaśnienia skomplikowanych okoliczności lub innych niewyjaśnionych spraw. Severus Snape, jako człowiek o twardym zaangażowaniu się we wszystko co jest skomplikowane, trudne i zagrażające życiu, był zmuszony konsultować się z Dumbledorem codziennie. Jako szpiegowi Voldemorta, regularnie przychodziły świeżutkie wiadomości o planach Czarnego Pana warte powiadomienia Albusa. Do tego skargi uczniów dotyczące oceniania prac, konsultacje ze Skrzydłem Szpitalnym o leczących eliksirach i jeszcze starcia z nieznośną Watson, dodawały mu o cztery razy więcej ścierania butów o szkolne posadzki, niż to wszystko było tego warte. Ten rok był dla Severusa bardzo dokuczliwy. W jego bezbarwnym życiu (jak sam twierdził), balansującym między śmiercią, a żmudną pracą z uczniakami pojawiła się jeszcze Watson, która doskonale wiedziała na jaki kolor ma zabarwić jego nędzną egzystencję. Dominowała czerwień wściekłości majacząca się przed oczami i mająca wiele wspólnego z dywanikiem leżącym w gabinecie dyrektora. Tak często tam przebywał w towarzystwie Watson, że uprzykrzył mu się ten codzienny widok. Zgryźliwego męczył czerwony dywanik nawet w koszmarach sennych próbując zjeść jego stopy. Po przebudzeniu odruch spojrzenia na nogi był już normą. Jeśli chodzi o Arsenę, Mistrz Eliksirów nie znosił pyskatych uczniów, a ona była pierwsza na czarnej liście. Jednak z biegiem czasu wyszły okoliczności takie, a nie inne. Granie na nerwach przez małą, może faktycznie miało jakiś rodzinny korzeń. Tym bardziej, że sprawiało jej to satysfakcję, tak samo jak Severusowi.

Akurat dzisiejszy dzień, musiał wybrać Albus, pomyślał z rozżenowaniem. Nie był przygotowany na rozmowę z Watson. Nie wiedział nawet jak zacząć. Miał wielką nadzieję, że sama zacznie zadawać pytania, a odpowiedzi jakoś nałożą się na usta. Gdzieś w głębi serca odczuwał żal, że Dumbledore nie raczył go uprzedzić o dzisiejszej rozmowie. Wówczas wystarczyłaby mu maleńka chwila dla siebie, by poukładać w swojej głowie myśli i słowa.

Droga do lochów wydawała się być dłuższa, niż zazwyczaj. Arsena całą trasę deptała mu po piętach w totalnej ciszy. Słychać było tylko tuptanie i łopoczącą szatę, powiewającą złowrogo za Snape'm.

- Żebyś na co dzień umiała iść w ciszy, tak jak teraz, to powiedziałbym, że robisz postępy. Przynajmniej pod względem pracy nad swoją bezczelnością.

Słowa odbiły się echem o ściany. Uparta, pomyślał nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi. Z jednej strony miał trochę czasu na przemyślenie jak zacząć rozmowę, z drugiej strony zrodziło się zmartwienie, że będzie prowadzić monolog z wyjaśnianiem wszystkiego, czego za bardzo nie chciał. Mistrz był przyzwyczajony, że go słuchają i nikt nie przerywa. Potrafił prowadzić długie wykłady. Niestety teraz miał trudniejsze zadanie, niż sam to przewidywał. Z dziećmi miał do czynienia na co dzień i można powiedzieć, że nawet lubił swoją pracę. Był opiekunem Slytherin i wiedział, na czym polega jego rola. Wiadomość, że Arsena W. jest siostrzenicą, obróciła jego całe życie o 180 stopni. Severus nigdy nie widział siebie, jako opiekuna rodzicielskiego. Nawet nigdy do głowy mu nie przyszło, by zakładać rodzinę (i nie ważne, że żadna dama go nie chciała). Ten fakt był tak daleki jego myślom, że zaliczał się niemalże do powieści fantastycznych nie z tego świata. Tłumaczył sobie kilkoma powodami. Po pierwsze Zgryźliwy wystarczająco sporo bachorów miał na co dzień, po drugie niepewne życie zawodowe było wystarczającym ryzykiem dla niego samego, nie mówiąc już o rodzinie (dobrym przykładem wydawała się rodzina Malfoy'ów, żyjąca z dnia na dzień w wielkim stresie).
W końcu dotarli do ostatnich drzwi, na których widniał napis prof. Severus Snape. Arsena zamyślona, ze wzrokiem wbitym w kamienną posadzkę, zatrzymała się na Snape'ie.

- Trochę ostrożności, Watson - rzekł Zgryźliwy, po czym otworzył drzwi do swojego gabinetu.

- Przepraszam - powiedziała niepewnie jakby do siebie i weszła za profesorem.

Sala nie przypominała jej nic dobrego. Tu spędziła więcej czasu na szorowaniu kociołków, niż na samych zajęciach lekcyjnych. Poza tym, śmierdziało amoniakiem i stęchłą wilgocią. Ciekawe jak Zgryźliwy mógł się skupić w takich warunkach.

- Siadaj.

Wskazał krzesło. Sam obszedł biurko i usiadł naprzeciwko. Arsena przycupnęła lekko oszołomiona i nie chcąc patrzeć na grymasy Snape'a, wbiła wzrok w swoje kolana.
Severus przez chwilę przyglądał się jej, po czym splótł swoje dłonie na blacie biurka. Cóż, wygląda na to, że pytań się nie doczeka.

- Jak widzisz, wyszła dość nietypowa sytuacja - zaczął dość ostrożnie. - Jest ona dla mnie takim samym zaskoczeniem, jak dla ciebie - mówił powoli, ale bardzo wyraźnie. - Dumbledore zapewne wiele ci nie powiedział i zostawił resztę wyjaśnień dla mnie. Będzie łatwiej, jeżeli zaczniesz pytać, bo nie wiem co już wiesz, a czego jeszcze nie.

- Nie wiem - bąknęła nadal patrząc się na swoje kolana.

- Czego nie wiesz?

- Nie wiem, czy chcę znać prawdę i czy chcę się czegoś więcej dowiadywać. Nikt mi nawet nie dał oswoić się z tą wiadomością, a pan już wymaga ode mnie pytań - wyrzuciła z siebie Arsena.

- Nie oszukuj sama siebie, każdy chciały na twoim miejscu wiedzieć więcej - odparł nienormalnie spokojnie Zgryźliwy.

- Dobrze - spojrzała w jego stronę omijając oczy Snape'a. - W takim razie, jak to się stało, że jesteśmy rodziną? Chcę wiedzieć od początku.

Snape westchnął. Dla odmiany złączył końcówki palców ze sobą i spojrzał w górę.

- Nie wiem, w jakim stopniu wiesz o swojej matce, a mojej siostrze. Była ode mnie dwa lata młodsza i chodziła również do Hogwartu. Podobnie jak ty, została przydzielona do Slytherinu.

- Była podobna do mnie? Lubiła eliksiry?

Snape łypnął na nią zły, jakby przerwała mu brutalnie trans wspomnień.

- Jeżeli chodzi o charakter, to na pewno po niej nie odziedziczyłaś. Ona była bardzo poukładana, grzeczna i miała wybitne zachowanie w przeciwieństwie do ciebie. Eliksirów też nie lubiła.

- Ale ja lubię eliksiry, tylko nie lubię pana, profesorze - wtrąciła dobitnie, zanim ugryzła się w język.
Arsena faktycznie lubiła te zajęcia i była jedną z najlepszych, co jeszcze bardziej rozwścieczało Snape'a, że nie może jej wstawić niczego poniżej wybitnej oceny.

- A jeżeli chodzi o wygląd - zignorował jej uwagę - to przyznaję, że odzwierciedlasz jej rysy idealnie. Właśnie to dało mi do myślenia na rozpoczęciu roku szkolnego. Nie mogłem uwierzyć, że trafił się ktoś tak podobny do niej.

- To pan już wiedział od samego początku roku?

- To były tylko domysły...

- Świetnie, a ja się dowiaduję po pięciu miesiącach? Pan wszystko wiedział... - rozżalenie dziewczyny spowodowało chwilową nerwicę Zgryźliwego.

- Domysły, rozumiesz?! Trzeba było postawić sprawę jasno, żeby powiedzieć ci ostateczną wersję tego faktu.

- Tak? I niby pan nie wiedział, że moja matka miała dziecko? Widzę, że trafiam do bardzo opiekuńczej rodziny!

Przez oczami Severusa pojawiły się czerwone iskierki złości. Dziewuszysko nic nie rozumiało.

- Kiedy Elizabeth poszła w tango z Watsonem, straciłem całkowicie kontakt po szkole i nie miałem pojęcia co się z nią dzieje! Wiadomość o wymordowaniu rodu Watsonów, świadczyła o tym, że nikomu nie udało się przeżyć. A po dwudziestu latach napatoczyłaś się ty, Watson! - Severus wstał z krzesła i pochylił się nad biurkiem, opierając się zaciśniętymi dłońmi. - Twój wygląd i nazwisko było dla mnie wystarczające, by wiedzieć kim jesteś! Trzeba było odbębnić tylko papierkową robotę!

Arsena również wstała.

- Skoro to taki ciężar, to po co pan grzebał w starych aktach i podpisywał dokumenty własnym nazwiskiem?! Trzeba było się nie przyznawać!

- Chyba nie znasz dokładnie prawa - wysyczał Snape. - Ono mówi, że jeżeli istnieje żyjąca choć jedna z osób powiązana krwią z inną osobą, to ma ona obowiązek przejąć opiekę nad tą, która jest nieletnia.

- W takim razie to żałosne! Ale skoro ja się na to nie zgadzam, to mogę odmówić politowania się nade mną.

- Możesz odmówić opieki... - zgodził się spokojnie Mistrz Eliksirów.

- W takim razie odmawiam!

-...tylko, jeżeli strona druga wyrazi na to zgodę, a ja nie wyrażam! - skwitował dobitnie Severus.

- Jak to?

Dziewczyna została zbita z tropu. Pan Zgryźliwy jej nie cierpi, ona jego. Dla niego to ciężar, dla niej mordęga, więc dlaczego on nie pójdzie na kompromis? Dlaczego zaczyna robić problemy?

- Będziesz pod moją opieką i koniec.

- Dlaczego!?

Arsenie puściły nerwy. Drań chciał jej zrobić na złość. Nie dość, że miała z nim na pieńku, to jeszcze będzie wyżywać się na niej w taki sposób?! Utraciła kontrolę nad sobą i kopnęła krzesło tak mocno, że przewróciło się robiąc rumoru na całe lochy.

- Bo tak postanowiłem! - uderzył pięścią w stół.

Miarka się przebrała. Uczennica znieruchomiała. Zdarzały się takie okoliczności, że Zgryźliwy nie wytrzymywał i wybuchał, ale nie widziała go jeszcze w takim stanie. Wyglądał naprawdę groźnie. Dreszcz strachu przeleciał jej przez plecy. Dostrzegła, że jego jedna dłoń lekko drży. Było naprawdę źle.
Severus odgarnął kołatający się kawał szaty pod nogami i podszedł bardzo blisko.

- Siadaj! Jeszcze z tobą nie skończyłem - wycedził przez zęby. Krzesło migiem powróciło na swoje cztery nogi.

Stała nadal sparaliżowana jego zachowaniem. Mistrzowi zabrakło cierpliwości. Chwycił ją za łokieć i przymusem posadził na krześle. Sam oparł się o biurko i skrzyżował ręce na piersi. Jego oczy świrowały ją, jakby miały zaraz strzelić jadem. Wziął głęboki oddech.

- A teraz mnie posłuchaj - dla odmiany ściszył ton głosu i brzmiał jeszcze bardziej przerażająco. - Mam serdecznie dość twojego bezczelnego zachowania, robienia na złość i pyskowania. Jeżeli się w najbliższym czasie nie poprawisz, a daję ci na to dzień, to twoje życie zamieni się w piekło. Od dziś jestem twoim prawnym opiekunem rodzicielskim i będziesz się mnie słuchać. Jeżeli zalecisz się do moich wskazówek, będzie nam obydwojgu lżej. Jeżeli nie, to możesz już teraz sobie głęboko współczuć. Nie będę się nad tobą litować, tylko dlatego, że miałaś przykre dzieciństwo w Zastępczaku, nie będziesz mieć z tego powodu żadnych ulg punktowych ani odpuszczanych kar. Szlabany nadal ciebie obowiązują, tak samo jak wszystkie prawa ucznia w tej szkole. Od tej pory jestem nie tylko opiekunem twojego Domu, ale również samej ciebie, więc zanotuj w swoim małym móżdżku, że będę miał na ciebie oku bardziej niż kiedykolwiek!

Gorzej po prostu być nie mogło.
To było straszne. Nie chodzi o warunki Severusa, tylko fakt, jakim tonem to powiedział i co chciał przez to osiągnąć. Po prostu znalazł sobie maskotkę do wyżywania się przy złych dniach dopadającej chandry. Nie chciał zrezygnować z opieki, więc Arsena nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia na jego przedziwną decyzję. Nieludzki Snape wydawał się teraz naprawdę przerażający.
Nastąpiła cisza. Severus stał bez ruchu i czekał na reakcję dziecka.

Nic.

Dobrze. Mistrz Eliksirów ma dziś dużo czasu.

Obserwował jej spuszczone oczy i zwiędniętą minkę niewinnego dziecka. Szerokie kości policzkowe i okrągła buzia, były tak uderzająco podobne do jego siostry, że aż bolały przywrócone wspomnienia. Wydawać się mogło niewiarygodne, że Severus objawiał kiedyś pozytywne uczucia wobec bliskich. Jedyną taką bliższą osobą była właśnie Elizabeth. Bardzo był z nią zżyty i jako starszy brat zawsze czuł obowiązek troszczenia się o młodszą siostrę, szczególnie, że w domu rodzinnym dominowało odrzucenie, przemoc i alkohol. Poza tym była to jedyna osoba w jego życiu, która umiała go wysłuchać i szczerze z nim porozmawiać. Po urwaniu kontaktu, Severus na zawsze stracił wiarę w ludzi. Swojego czasu, pozytywne fale chciał w nim wzbudzić Albus, ale i on po jakimś czasie zrezygnował z podjętego wysiłku.
Biorąc pod swoje skrzydła Arsenę, nie był pewnien czy do końca dobrze robi. Jednakże, nie mógłby spać po nocach wiedząc, że po szkolnych korytarzach kreci się jego siostrzenica niczego nieświadoma.

Arsena podniosła głowę. Zmartwiona twarz i szklane oczy popatrzyły się w stronę Severusa.

- To znaczy, że będzie gorzej niż było?

- Tak jak powiedziałem, jeśli będziesz się starać, to będzie lepiej. Nie gorzej - odrzekł już spokojniejszym tonem.

- Mogę już odejść? - zapytała drżącym głosem.

Ściskało ją w gardle i miała ochotę się popłakać, jednak byle nie w jego obecności.

- Tak - kiwnął. - Acha i jeszcze wskazówka na przyszłość. Przez łzy i litość mnie nie przekupisz.

Arsena opuściła krzesło i udała się do drzwi. Kiedy tylko zamknęła, po drugiej stronie wybuchła histerycznym płaczem. Szybko uciekła z lochów, mając nadzieję, że Mistrz Eliksirów tego nie usłyszał.

Tymczasem Severusa rozbolała momentalnie głowa. Usiadł za biurkiem wygodnie w swoim fotelu i zaczął masować czoło. Jestem podły, pomyślał. On sam tego wszystkiego wcale lepiej nie przeżywał, niż dziewczynka. Męczyła go cała sprawa od dłuższego czasu. Usadowił się wygodnie w fotelu i przymknął zmęczone oczy.
Pod powiekami zaczęły przelatywać niewyraźne obrazy długich korytarzy, smutnego Dumbledora, Wielkiej Sali zapełnionej tłumem uczniaków, upartej Arseny, rozpoczęcia roku, znowu Arseny, pierwszej lekcji eliksirów, kolejny raz Arseny, gabinet dyrektora, czerwony dywanik...

Severus wzdrygnął się i spojrzał szybko na swoje stopy. Prawdopodobnie zdrzemnął się piętnaście minut.
Jak mam odczuć spokój, skoro nawet sny mnie męczą, mruknął do siebie niezadowolony, po czym zabrał się do sprawdzania wejściówek piątego roku.


Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 04-10-2011 22:21