Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 14-09-2011 14:33
#7

Za prośbą nielicznych jednostek, dodaję kolejny fragment ^^

* * * Fragment III * * *

" Bałwan "

Pac! Siarczysta, twarda śnieżka zrzuciła Arsenie kolorową czapkę, robioną na drutach.

- Ha, ha, ha, ha, ha! Orientuj się!

Dracon Malfoy z bandą przygłupawych kolegów, odreagowywał niezaspokojoną wyżywkę na młodszych uczniach przed dziedzińcem Hogwartu.
Palant, pomyślała i podniosła czapkę, strzepując resztki mokrego śniegu. Jeszcze przed miesiącem, byłaby gotowa podejść do niego i nastukać największym soplem lodu, oderwanym z pierwszej, lepszej rynny. Mimo, że Draco przewyższał głową, a jego osiłkowi koledzy mogli zmiażdżyć ją jednym butem, dziewczyna miała w sobie tyle charyzmy i pewności siebie, że z łatwością poradziłaby sobie z trzema półgłówkami. Nawet, jeśli przegrana leżała po jej stronie. Potrafiła cudownie wykorzystać swoje aktorskie zdolności na rzecz roli poturbowanej ofiary przemocy przed kadrą nauczycielską i zyskać w ten sposób spokój do końca roku.

Śnieg coraz mocniej prószył. Słychać było pełne wrzasku podniecenia uczniów o zbliżających się feriach zimowych. Zawsze w połowie lutego, uczniowie wyjeżdżali na dwa tygodnie do swoich rodzin, w góry lub inne miejsca o niebo lepsze niż szara szkoła. Hogwart opróżniał się do ostatniego pustego dormitorium, pozostawiając jedynie część kadry nauczycielskiej, bo także nieliczni z nich robili sobie małe wakacje.
Arsena przytłumiona zimową atmosferą, zamiatając nogami błoto śniegowe, udała się na chwilę do ciepłego środka szkoły, gdzie zapach pomarańczy i girlandy kolorowych ozdób w pewien sposób wywoływały lekki uśmiech na jej twarzy. Radość i energia ulotniła się dawno z małej dziewczynki. Szokująca wiadomość o Mistrzu Eliksirów i koneksji rodzinnej, bardzo mocno nią wstrząsnęła. Wydawać się mogło, że w chwili dowiedzenia się o więzach krwi, radosna cześć dziecka opuściła ciało i odeszła w otchłań rozpaczy. To był pewien dół, w którym nie potrafiła znaleźć drabiny do szczęścia, by móc wspiąć i cieszyć się jak dawniej. Brakowało tych szczebli pomocy. Sama uważała, że takowej nie potrzebuje, ale widok przygnębionego dziecka nie jednemu skroiłby serce.

Arsena nie zmieniła się tylko pod takim względem. Słowa Zgryźliwego faktycznie wzięła głęboko do siebie, bo nie miała nawet siły się z nim kłócić, ani prowadzić jakichkolwiek innych konwersacji. Na lekcjach siedziała cicho jak myszka, nawet wówczas, gdy padało pytanie, na które znała doskonale odpowiedź. Eliksiry stały się dla niej katorgą. Szła na nie, jak na ścięcie głowy, a czas lekcji w lochach odmierzała nieubłagalnie patrząc na zegarek. Nie dlatego, że Zgryźliwy się na niej nieludzko wyżywał. Wręcz przeciwnie. Widać, było mu na rękę, że ma teraz pewien zewnętrzny spokój w sali ćwiczeń. Starał się nie pytać jej o nic, ani nie zwracać uwagi. Wytrzymywał nawet irytujące ciągłe gapienie się na zegarek. Po prostu przyjął postawę ignorancką. Może było mu tak łatwiej. Może wybrał najprostszą drogę ucieczki przez konfliktem, którego się prawdopodobnie bał.

Severus sam się przez sobą przyznawał, że oszukuje własne ja, wmawiając sobie co wieczór, że jest wszystko w porządku. W porządku, to nie było w ogóle. Dręczył go coraz bardziej osowiały stan małej i od tygodnia starał zebrać resztki odwagi w sobie, by porozmawiać z nią na poważnie. Sprawy morderstw Śmierciożerców i tajnych spisków Czarnego Pana, zdawały się być na dalszym planie jego największych, obecnych zmartwień. Tak sobie zaprzątnął głowę dzieciakiem, że od rutynowego nawału walki z własną psychiką, dostawał codziennych migren. Próbował zbijać Miksturą Przeciwbólową, ale po niej czuł się otumaniony i jeszcze bardziej strapiony.

Już mijał miesiąc, od kiedy podbito pieczątkę na świstku upoważniającym go do opiekowania się młodszą. Czy to zmieniło jego życie? Jeśli chodzi o wykazanie się w pełni rodzicielskie, to takie wykazanie nawet nie istniało. Tak naprawdę, oprócz uciążliwych bólów głowy, w życiu Severusa nie zmieniło się nic godne zauważenia. Snape trochę nie chciał i trochę nie potrafił wyobrazić siebie w roli mężczyzny sprawującego pieczę nad własnym dzieckiem (bo można już przyznać otwarcie, że było jego). Próbował nawet odpędzić od siebie takie mdłe myśli, jednakże gdzieś w głębi czarnej duszy czuł się zobowiązany i odpowiedzialny za zachowanie Watson, jak i również jej bezpieczeństwo. Może był to początek drogi do powolnego oswajania się z faktem, kim teraz jest. Nie rozmawiał o tym z Arseną. W ogóle z nią nie rozmawiał. Nie miał pojęcia, co ona przeżywa. Mógł się jedynie domyślać, ale to prowadziło go do czarnych wizji, że dziecko w desperacji popełni z tego wszystkiego samobójstwo. Severus nie wiedział, czy dzieci w wieku jedenastu lat są zdolne do czegoś takiego, niemniej jednak, wolał się nie przekonywać się na własnej skórze i w końcu postanowił coś z tym zrobić.

Dziś Mistrz Eliksirów nie miał nic do roboty. Nawet Czarny Pan zażyczył dzień wolnego i możliwe, że właśnie delektował się kremowym piwem w towarzystwie Śmierciożerców. Nie było więc wiadomości dla Dumbledora. Sprawdziany i wejściówki skrupulatnie sprawdzone, leżały już dawno w szufladzie, gotowe do oddania uczniom. Pierwszy dzień zimowych ferii zabrał także plan lekcyjnych zajęć. Severus nie cierpiał nicnierobienia, ale przynajmniej miał powód, by w końcu złapać Watson za fraki i z nią porozmawiać poważnie o tym co dalej i upewnić się czy nadal chce żyć.

Postanowił uwidocznić się na światło dzienne i opuścił mroczne lochy w poszukiwaniu pałętającej się dziewczynki. Wiedział doskonale, że jako jedyna nie opuści murów szkolnych na czas ferii, z powodu możliwie porównywalnego do jego. Obydwoje nie mieli gdzie spędzać czasu wolnego, a także świąt. Magiczna szkoła okazała się ich prawdziwym domem. I wprawdzie dla Arseny była to tylko szkoła, a dla Severusa tylko miejsce pracy, Hogwart zaliczał się w pewnym stopniu jako odskocznia do nieba. Mistrz Eliksirów zapierałby się nogami i rękami, jeśli miałby coś takiego oficjalnie potwierdzić, ale sam świetnie wiedział, że właśnie tu czuje się najlepiej ze wszystkich miejsc na ziemi.

Przechodził powoli szkolny korytarz z zadumaniu. Tłum dzieciaków roił się jak osy w ulu. Do wrzasków Mistrz był twardo przyzwyczajony. Uczniowie biegali z torbami i bagażami szykując się do wyjazdu na ferie.

- Do widzenia, psorze! - krzyknął mały piegowaty chłopak.

- Do zobaczenia, na sprawdzianie z Eliksirów. Pamiętaj, że są tuż po feriach - odrzekł i uśmiechnął się zjadliwie.

Chłopakowi zrzedła mina i oddalił się już w mniej entuzjastycznych podskokach. Mistrz skierował się do drzwi frontowych i wyszedł na świeże powietrze. Wiatr mrozu wydął jego czarną pelerynę i Snape wyglądał teraz jak rasowy wampir polujący na niesforne uczniaki. Na ganku zobaczył Dracona nacierającego śniegiem jakąś dziewczynę. Tłum się powoli rozchodził i szkoła pustoszała coraz szybciej.

Wreszcie nastąpi błogi spokój, westchnął. Najbardziej usatysfakcjonował go widok Wielkiej Trójcy Potter&Weasly&Granger, którzy również spakowani wyjeżdżali na pełne dwa tygodnie.
Genialnie, pomyślał uradowany i gdyby było to możliwe, jego oczy zamieniłyby się w różowe obłoczki szczęścia.

Wyszedł na dziedziniec. Zimne płatki śniegu coraz gęściej zasłaniały czarne ramiona jego szaty. Obejrzał się dookoła. Zgryźliwy nie należał do ludzi, których wzrusza piękno pogody czy pomarańczowych zachodów słońca. Kiedy ostatni uczniowie opuścili terytorium szkoły, zobaczył na ośnieżonej ławce jego podopieczną. Siedziała z podkurczonymi nogami i coś rysowała. Postanowił podejść bliżej. Śnieg skrzypiał mu pod butami. Stanął za ławką i ostrożnie zapuścił żurawia w zeszyt dzieciaka. Ołówkiem kreśliła zimowy pejzaż z Bijącą Wierzbą w tle. Severus uznał, że ma ona talent nie tylko do eliksirów.

- Ładne - odchrząknął siląc się, by zabrzmiało uprzejmie - ale bijąca wierzba nie jest taka piękna w rzeczywistości, na jaką wygląda.

Dziewczynka spojrzała na niego pustymi, szarymi oczami.

- Ośnieżona wygląda ślicznie.

Zamyślona zamknęła szkicownik, jakby był czymś osobistym, do którego ma wgląd tylko ona. Snape zawahał się przez chwilę, po czym postanowił usiąść obok.

- Zima jest fajna. Lubi pan zimę?

Odwrócił głowę w stronę zamku, jakby chciał się przyjrzeć dokładnie porze roku.

- Nie zastanawiałem się na tym.

- Szkoda. Powinien pan lubić zimę, jest tak samo chłodna i nieprzewidywalna jak pan.

Severus spojrzał na nią kątem oka. Ma tupet mnie oceniać, podsumował swoją myśl. Mała zaczęła gryź nerwowo końcówkę ołówka i otworzyła ponownie swój zeszyt, tym razem na czystej kartce.

- Masz więcej takich rysunków? - zapytał Snape, ale zaraz tego pożałował.

- Tak, ale one są tylko dla mnie. Nikomu ich nie pokazuję.

Zaczęła dla odmiany bazgrolić szlaczki i pętelki.

- Nie wyjechał pan na ferie?

- Nie. Nigdy nie wyjeżdżam. Na święta też nie.

- To nie dobrze. Powinien mieć pan jakiś bliskich, żeby spędzać z nimi wolny czas.

Uch! Smarkula będzie go pouczać! Snape skrzyżował ręce na piersi i łypnął na nią groźnie.

- Słyszałem Watson, że w tym roku na ferie tylko jeden uczeń zostaje w Hogwarcie - w myślach nazwał siebie bydlakiem.

- Mi to nie przeszkadza - wzruszyła ramionami. - Bardzo lubię tą szkołę. Przynajmniej będę miała z kim drzeć koty przez najbliższe dwa tygodnie - po czym wyszczerzyła swoje zęby w stronę Zgryźliwego.

- Obawiam się, że możesz tego gorzko pożałować.

- Niczego w życiu nie żałowałam i nie będę - odrzekła bezczelnie i zaczęła szurać nogami zwisającymi z drewnianej ławki.

- Pewność siebie może cię kiedyś zgubić. Powinnaś większą uwagę przywiązywać do swoich słów.

- Nie zamierzam brać z pana przykładu, jeśli o to chodzi. Może pan uważa co mówi, ale prędzej powiedziałabym, że jest pan zamknięty w sobie.

Severusowi zagotowało się pod peleryną. Gdyby emanował gorączką swoich nerwów, stopiłby śnieg w okręgu pięciu metrów. Ugryzł się w język i postanowił nie udowadniać sobie i jej, że jest jeszcze większym bydlakiem, za jakiego się uważa. Mała natomiast z miną niczego sobie, kontynuowała własne wywody.

- Jest pan bardzo małomówny i zamknięty - znów podkreśliła to słowo, które sprawiło, że Mistrzowi zjeżyły się włosy na głowie. - Założę się, że wie pan o mnie więcej, niż ja o panu, profesorze.

No tak. O tym, że pracował dla Voldemorta, był śmierciożercą i szpiegiem, nie wiedział nikt oprócz Dumbledora. Snape w ciszy patrzył z góry na ironiczne dziecko.

- Mam rację, prawda? - odwróciła głowę. - Ale to nie jest takie trudne.

- Co?

- Otworzenie się i pogadanie o zwykłych sprawach.

Severus Snape wyszedł z siebie.

- Otworzyć to ja mogę swoją dłoń i sprać ci tyłek - powiedział wściekle, hamując się przed ostatecznym czynem.

Znów wyszczerzyła zęby.

- Serio?

- Nie! W Hogwarcie nie bije się uczniów!

- A uderzył pan kiedyś któregoś?

- Nie, ale teraz mam ku temu okazję. Co powiesz na tego rodzaju styl wychowania? - na koniec zdecydował rzucić uśmieszek pełen jadu.

Dziewczynka przestała się szczerzyć i niepewnie popatrzyła na Snape'a.
Severus, jako nauczyciel nigdy nie dopuścił się do uderzenia któregokolwiek ze swoich uczniów, mimo, że jego cierpliwość była czasem na skraju granicy. I na pewno, nie zrobiłby to Arsenie, bez względu na to czy była jego siostrzenicą czy pyskatym uczniakiem.
Zgryźliwemu opadły nagle złe emocje, po czym westchnął ciężko. Arsena zaczęła się wiercić na zimnej ławce.

- Uważam, że nie jest pan taki zły, na jakiego wygląda - stwierdziła całkiem szczerze.

Severus spojrzał zdezorientowany.

- Właściwie, to przyszedłem żeby z tobą poważnie porozmawiać - zamrugał nerwowo mając nadzieję, że tego nie widziała.
Arsena odwróciła się całkowicie w jego stronę.

- Przez ten śnieg, wygląda pan jak... - bałwan, pomyślała, ale było to mocno nie na miejscu. Szczególnie, że Snape właśnie przyhamował swój gniew, więc warto było dalej utrzymywać taki stan. Spranie tyłka także nie należało do marzeń dziewczynki i nie ufała Severusowi na tyle, by całkowicie olewać jego dogryzki - ... do twarzy panu w białym - dodała w końcu.

Mistrz uznał, że do twarzy to będzie mu pasować jedynie siekiera i tasak. Poza tym jego blada twarz zlała się z białą poświatą i faktycznie wyglądał jak wyrośnięty bałwan z oczami czarnymi jak węgiel.

- Chodźmy do szkoły - stwierdził Snape, jak zaczęło sypać na dobre. Strzepnął czapę śniegu z ramion i ruszył w stronę drzwi frontowych. Arsena przebierając szybko małymi nogami, doganiała go krocząc w śnieżnym tunelu, wydeptanym przez swojego Opiekuna.
Na ganku stał jak zwykle wesoły Dumbledore, szczerząc zęby spod swoich siwych wąsów.

- Ulepiliście bałwana?

- Nie - odpowiedzieli jednoczenie.

- Severusie, znajdziesz dla mnie chwilkę? - zaszczebiotał pełen euforii Siwy Dziadek.

- Ymm... Tak. Arseno, przyjdź pod wieczór do mojego gabinetu.

- Dobrze - odrzekła i odprowadziła wzrokiem Wesołego Dziadka i swojego Opiekuna do wejściowych drzwi, którzy po zatrzaśnięciu zniknęli w murach szkoły.

Hmm, a może tak ulepić coś na wzór Pana Zgryźliwego?
Zadowolona nie bardzo wiedząc z czego, zeskoczyła z gankowego schodka prosto w zimną pierzynę śniegu. Następnie zabrała się do formowania gigantycznych śnieżek, mając nadzieję, że gdy zobaczy to Mistrz Eliksirów za bardzo się nie rozzłości.

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 20-09-2011 21:22