Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 15-09-2011 17:11
#11

Dziękuję, raz jeszcze za miłe recenzje i dziękuję za wiernych czytelników
Tą część dedykuję specjalnie Slytheriane i fance98.


* * * Fragment IV * * *

" Wymoczek "

- Severusie, czy ty mnie słuchasz?

Dumbledore zdjął okulary i zaczął przecierać je chusteczką. Snape stał w gabinecie dyrektora z rękoma splecionymi za plecami. Patrzył pusto w zimowy świat za oknem.

- Proszę?

- Powinieneś wziąć sobie urlop.

- Trochę to trudne, jak robi się na trzech etatach - odgryzł Mistrz. - Poza tym, i tak teraz będę miał chwilę dla siebie. Ferie są.

- To nie to samo, Sev.

Dyrektor nałożył okulary na nos.

- Lepsze to, niż nic - odszedł od okna. - Zrobię raport na jutro.

- Daję ci całe trzy dni, więc nie ma dużego pośpiechu.

- Nie lubię niczego zostawiać na później.

Wziął stertę papierów i skierował się do wyjścia.

- A, Sev! Nie chwaliłeś się jak idzie ci opieka nad dzieckiem - zagadnął przyjaźnie Dumbledore.

Snape zatrzymał się i przyłożył pięść do ust, trawiąc całe pytanie dyrektora. Słowo 'dziecko' i 'opieka' działało na niego jak 'kupa' i 'rzygać'.

- Jako tako. Ujdzie.

- Cudownie! - wykrzyknął z radością Albus, jakby otrzymał wiadomość, że Severus się żeni.

- Do widzenia - skwitował szybko i natychmiast zamknął za sobą drzwi, uciekając od dalszych niezręcznych pytań.

Mógłbyś kiedyś okiełznać swoje wybuchowe docinki, Albus. Chyba nie wiesz, jak bardzo cię za to nienawidzę. Severus modlił się, by nikogo nie spotkać na drodze do swoich, odciętych od świata, czeluści lochów. Nie ręczył za własne czyny.

Część kadry nauczycielskiej, nie dało się ukryć, wiedziała, że panna Watson jest rodziną Severusa. Nikomu to nie przeszkadzało, oprócz niego samego. Drażliwie łaskotały wszelkie ciekawskie pytania, na temat jego pieczołowitego wychowywania Arseny. Po pierwsze, nie chciał się przyznawać, że rodzicielskie wychowywanie leży z zgliszczach jakichkolwiek starań w tym temacie. Po drugie Zgryźliwy wręcz nie znosił, jak ktoś bezczelnie właził buciorami w jego prywatne życie (nawet, jeśli miałyby być to stylowe szpilki zgrabnej damy). Przynajmniej oduczył ich pytać o ciekawostki dotyczące życia byłego Śmierciożercy. Obecał, że z przyjemnością wywoła grupową biegunkę machając uroczyście Eliksirem Przeczyszczającym. Zaniepokojeni, widząc przed oczami ograniczoną dostępność toalet w wielkim zamczysku i wizję długich kolejek do wc, zrezygnowali z dalszego zadawania pytań, na rzecz własnego dobra. Pozwoliło to, na dłuższy czas dać spokój Severusowi i jego prywatności. Niestety nie cieszył się tym długo. Jak na złość, nowinka o Arsenie W. urozmaiciła kolejne wewnątrzkadrowe ploty. Do tego bardzo bogato ukoloryzowane. Kiedy do Severusa doszła wiadomość, że czyta jej bajki na dobranoc, przysiągł na Merlina, że pokaże prawdziwe oblicze Śmierciożercy i powiesi za uszy na żyrandolu każdego, kto w jego obecności wypowie słowo 'dobranocka'.

Ku dobroci dla reszty, nikt nie pojawił się na korytarzu, oprócz kota, którego Severus spłoszył wiązką przekleństw.
We własnym gabinecie odczuł natychmiastową ulgę.

***

Arsena w tym czasie ulepiła małą śnieżkę i rzuciła w szarego gołębia, na szczęście chybiając. Ptak w popłochu odleciał.
Nie należała do grupy grzecznych dziewczynek. Lubiła bójki, kłótnie i zaczepki. Dom Zastępczy nauczył ją, że trzeba sobie radzić samemu, nawet w najgorszych momentach. Nie usprawiedliwiało to jej nieznośnego zachowania. Nie mniej jednak, trzeba przyznać, że szacunek wśród rówieśników umiała sobie wyrobić. Nigdy się nie poddawała, ale bywały chwile słabości i załamania i nawet czasem lubiła popłakać sobie do poduszki w smutne wieczory.

Wychowanie bez rodziców, w pewnym stopniu dręcząco odczuwała. Zawsze czegoś jej brakowało i nie potrafiła nigdy określić, czego dokładnie. Trzymając się hardo, pokazywała, że umie sobie sama ze wszystkim poradzić. Jak na dziecko, była dzielna, ale swoich smutków nigdy nikomu nie pokazywała i prawdopodobnie było to dla niej zgubne. Wydawać się mogło, że jest podobna do Sewerusa, bo jak on, nie chciała czy nie potrafiła, po prostu rozmawiać o trapiących ją problemach.

Rozmowa na ośnieżonej ławce w pewnym stopniu podniosła ją na duchu. Wyciągnęła z niej bardzo osobiliwe wnioski. Może nie była to rozmowa, jakiej oczekiwała czy raczej się spodziewała, ale przyznała Mistrzowi złoty medal za samo podjęcie wysiłku. Nie wiedziała jakie są jej uczucia do Zgryźliwego. Miał bardzo skomplikowany charakter. Najłatwiej było stwierdzić, że facet jest po prostu dziwny. Budził respekt i szacunek swoją postawą. Wzbudzał też strach (wersja dla ludzi o słabszych nerwach), ale najlepszy był we wkurzaniu wszystkich dookoła. Arseny jakoś szczególnie nie denerwował. Czasem myślała, że to ona jest górą w tym przypadku. Ponadto, podobały jej się jego cięte riposty i sarkazm, którego zawsze chciała się nauczyć. Mimo, że Snape miewał skomplikowany charakter, dla osób płytkomyślących pozostawałby w kategoriach podłych drani. Dziewczynka widziała w nim coś więcej, niż chłodną maskę ironii. Głosik podpowiadał, że Pan Zgryźliwy ma w środku coś cieplejszego, niż tylko zimne spojrzenie. Poza tym, nie widziała innych powodów, dlaczego miałaby tak nie twierdzić.

Paprała się dalej w śniegu i cieszyła zimą. Potrafiła wypełnić wolną chwilę i świetnie bawić się wyłącznie w swojej obecności. Straciła rachubę czasu. Spojrzała w stronę zachodu. Zimowe dni miały to do siebie, że szybko się kończyły i już koło po dziewiętnastej widać było czerwoną poświatę zachodzącego słońca. Dziś przy bezchmurnym niebie widok był olśniewający.
Arsena popędziła wzdłuż spadzistej górki i znalazła na dole patrząc na zamarznięte jezioro czerwone od blasku słońca.
Eksta, westchnęła do siebie. Odwróciła się w drugą stronę popatrzeć na czerwony las. Nieopodal płynęła niewielka rzeczka częściowo zamarznięta. Przebijając się przez połacie głębokich warstw śniegu, dotarła do małego mostka łączącego dwa brzegi, niewinnie wyglądającej rzeczki.
Z mostku będzie więcej widać, pomyślała i podeszła do drewnianej poręczy mostka. Postawiła nogę na oblodzonych deskach

-Uojjj!

Było strasznie ślisko i niezgrabnie wylądowała półszpagatem na mostku. Szybko wstała i ostrożnie weszła na wyższy punkt wygiętych desek. Nie wie ile czasu zajęło jej oglądanie zachodu, ale przynajmniej mogła się dowoli nacieszyć takim widokiem.
Snape naprawdę powinien polubić zimę. Zamyślona pożegnała ostatnio promień słońca.

- O nie... - mruknęła do siebie. Obiecała Mistrzowi, że wczesnym wieczorem zjawi się w jego gabinecie. Zupełnie straciła rachubę czasu. Spojrzała na ledwo widoczny wielki zegar, umieszczony na największej wierzy. Wskazówki niedługo wybiją dwudziestą. Faktycznie zaczęło się szybko ściemniać i mrok powoli zalewał cudowny krajobraz zimy.
Teraz to mnie naprawdę zabije. W trwodze zaczęła szybko zbierać się z mostka.

***

Severus skończył czytać swoja lekturę, po czym demonstracyjnie zatrzasnął ostatnią stronę wraz z twardą okładką. Arsena powinna w tej chwili być po wyczerpującej rozmowie i pójść grzecznie spać do łóżka. Tymczasem nadal się nie pojawiała.
Będę musiał dać jej lekcję z punktualności, pomyślał ze zgrozą.
Nieobecność dzieciaka nie dawała mu spokoju, więc postanowił się ruszyć i ofukać ją osobiście w Domu Slytherin. Kierując się w lewą stronę od swojego gabinetu, miał niecałe pięć minut na przygotowanie krótkiego, ale skutecznego ochrzanu.

Mruknął hasło Domu i wszedł do Pokoju Wspólnego. Widok opustoszałego pomieszczenia nie należał do codziennych. Cisza i pustka poprowadziły intuicyjnie Severusa do schodów dormitorium dziewcząt.

Śpi już? Zdziwił się Snape.

Każdy rok miał osobne sypialnie. Mistrz Eliksirów podszedł do dębowych drzwi, na których była wyryta rzymska jedynka i zapukał cicho. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, uchylił ostrożnie drzwi. Czasami robił obchody w Domu Slytherin, by ujarzmić hałas swoich podopiecznych. Do dormitorium dziewcząt bardzo rzadko zaglądał. Tylko w przypadkach, kiedy było głośno po północy lub z innych powodów wymagających solidnej interwencji służb porządkowych. Mistrz Ładu, Eliksirów i Zgryźliwoty przeszedł się wzdłuż pustych, starannie zaścielonych łóżek. Jego uwagę przykuły ostatnie pod oknem, gdzie kołdra zwinięta w naleśnik i srebrne papierki po batonikach, działały na Severusa jak wieki transparent krzyczący: to łóżko należy do Arseny W.

Lekcja porządku też jej się przyda.

Na nocnej szafce leżał otwarty szkicownik. Przedstawiał idealnie wyrysowany, zimowy krajobraz. Przez chwilę nieodparte zaciekawianie kusiło Snape'a, by wziąć do ręki zeszyt i przewertować inne obrazki. W ostatnim momencie cofnął rękę, stwierdzając, że to mocno nie na miejscu. Stał chwilę w melancholijnej zadumie. Mrok zapadł całkowicie i za oknem pojawił się srebrny księżyc. Severus otrząsnął się z zamyślenia.

Skoro nie ma jej tutaj, to gdzie się podziewa o tak później porze?

- Może ty mi powiesz? - powiedział do księżyca i natychmiast nazwał siebie totalnym idiotą.
Spojrzał w dół. W lawinie białego śniegu, poruszało się niezgrabnie coś czarnego, małego. W pierwszej chwili trudno było zidentyfikować obiekt. Severus wytężył wzrok i ku zdziwieniu czarna kropka machała rękami i wyrastały z niej długie włosy. Mistrz skleił wszystkie elementy i wychodziło na to, że w stronę dziedzińca kieruje się, nie kto inny, jak Arsena Watson.

Severus zacisnął zęby i ruszył u wyjściowym drzwiom.

Szedł bardzo szybko robiąc metrowe kroczyska. Z boku wyglądał jak zbiegły morderca uciekający z więzienia. Po schodach niemalże spłynął, robiąc hałas swoją długą, czarną jak noc peleryną. W końcu wpadł na dziedziniec. W dali zobaczył dzieciaka ledwo przemieszczającego się przez grubą warstwę śniegu. Do wieczora zdążyło solidnie naprószyć. Zimna pierzyna sięgała jej prawie do pasa i uniemożliwiała szybsze poruszanie się.

- WATSON! Co do jasnej cholery...

- Niech pan nie k-krzyczy, to był w-wypadek.

Dziewczynka całą się trzęsła, była przestraszona, dygotała broda, a sine usta wyglądały jak u topielicy. Severus podciągnął rękawy jakby zabierał się do sprzątania świata i wlazł w trzeszczący śnieg. Podszedł do niej chwytając jej zimny nadgarstek.

- Wyłaź mi stąd natychmiast! - pociągnął za sobą wystraszoną Arsenę. - Co ty do licha robisz o tej porze poza murami szkoły i dlaczego jesteś CAŁA MOKRA?!

Od stóp do głów Arsena ociekała lodowatą wodą, robiąc na posadzce niewielką kałużę, kiedy Zgryźliwy wyłowił ją z śniegu pod poddasze.

- To był w-wypadek. N-niech pan n-nie krzyczy...

Snape wciągnął ją na ganek przed wejściem. Policzył w myśli do pięciu i przykucnął przed nieznośną smarkulą.

- Nie będę krzyczeć... Jaki znowu wypadek!?

Mistrz przeszedł samego siebie, bo słowa wypowiedział zakończył znajomym hukiem.

- Wpadłam do rzeczki... ale był tam korzeń i jakoś sobie poradziłam - dodała pospiesznie robiąc jeszcze większe oczy.

- CO!?

- Miał pan nie krzyczeć! - zapiszczała i wykorzystując pozycję Snape'a, rzuciła mu się na szyję ostentacyjnie szlochając. Snape zachwiał się i o mało nie stracił równowagi.

Kompletnie zaskoczony tą bliskością, chwycił ją bezwarunkowo za ramiona próbując oderwać niemożliwego dzieciaka od siebie.

- Puszczaj mnie!

- Nieee! - zawyła żałośnie - to nie moja winaaaa!

Bezskuteczne siłowania z małą nie dały żadnych rezultatów.

- Dobra! Tylko, na litość, PUŚĆ MNIE!

Wściekły Severus na marne próbował odczepić od siebie dziewuchę. Jej drobne rączki, jak kleszcze opętały szyję Zgryźliwego i uścisk za nic nie chciał się poluzować.

- Przysięgam, że ciebie jutro zamorduję!

Widząc, że to nic nie daje, Severus dźwignął na nogach ciężar i powrócił do pozycji stojącej. Mała nadal wisiała jak pijawka.

- Grrrrr!!

- Zimno miii! Ja chcę do domuuu!- piskliwy głosik ogłuszył Sevrusa.

Mistrz wywnioskował gniewnie, że Arsena nie pozostawia mu żadnego wyboru.

- Dobra! Zaniosę cię! Tylko przestać się mazać! I wyć! W szczególności WYĆ!

Objął ją opiekuńczym gestem i z czerwoną mgiełką przed oczami skierował się do Domu Slytherin. Nie dość, że Arsena była ciężka, to czuł coraz bardziej przesiąkającą, lodowatą wilgoć.

Nie wierzę, mruknął wściekle do siebie analizując zaszłą sytuację.

Zza rogu korytarzu wyłoniła się, jak duch, profesor McGonagall. Zobaczyła przed sobą dziwny obraz. Potwór z lochów (czy też potwór Loch Ness) ze swoją ofiarą w ramionach, szedł do czeluści swej groty, by zabić i pożreć dziecko. Uniosła brwi i otworzyła usta by coś powiedzieć.

- Nawet nie próbuj pytać! - syknął złowieszczo Snape, wyprzedzając zaciekawianą profesorkę. Minerwa rozłożyła ręce w geście świadczącym, że nic złego nie miała na myśli.

Dotarli w końcu do Domu. Severus ledwo wkraczając do Pokoju Wspólnego warknął:

- Jakbyś nie zauważyła, jesteśmy na miejscu!

Arsena puściła Severusa, a on poczuł natychmiastową ulgę.

- Jest pan super - powiedziała zadowolona.

- A teraz MARSZ DO ŁÓŻKA!

- Okey! - zawołało wesoło dziecko i potupało do sypialni.

- Za pół godziny przyjdę cię skontrolować! - rzucił na odchodne i wyszedł.

Jak się nie pochoruje to będzie Cudownym Dzieckiem.
Severus skulił głowę w ramiona, bo zrobiło mu się zimno od wilgotnego stroju.

- Wymoczek! Wymoczek! - krzyczał złośliwy Irytek, balansując pod sklepieniem wielkiego zamczyska szkoły. Wymoczek, wymoczek, powtórzyło echo.

- Zamknij się!

Zdenerwowany, zmieszany i mokry oddalił się do swojej kanciapy masując przez drogę obolały kark .

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 20-09-2011 21:27