Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 17-09-2011 13:59
#20

Dla moich czytelników wrzucam piaty fragment.
Miłego czytania!


* * * Fragment V * * *

" Smarkata "


Jestem na to za stary, westchnął.

Zmęczony, wszedł do swojego małego pokoiku. Przednia część ubrania była nieprzyjemnie mokra. Otworzył skrzypiące drzwi swojej garderoby. Pedantycznie, równo na każdym wieszaku, wisiało może z pięć kompletów czarnych, idealnie wyprasowanych szat. Wyciągnął chude dłonie i zaczął przebierać palcami wiszące ubrania.

- Bez sensu - mruknął do siebie, nie widząc celu w przeglądaniu identycznych ciuchów. Późna pora sugerowała, że czas ubrać się w pajacykowatą piżamę, równie czarną jak reszta odzienia. Mając na uwadze, że czeka go ponowna wędrówka do dormitorium, prędzej by sobie odciął rękę, niż paradował po szkolnym korytarzu w nocnym stroju. Wyciągnął z wieszakiem codzienną, służbową szatę. Podrapał się w brodę. Około trzydziestu guzików totalnie zniechęciło Severusa do przebierania. Odłożył spowrotem i w desperacji wyciągnął stare dżinsy i wyciągnięty sweter barwy czarnej. Zgryźliwy ograniczał się do jednej gamy kolorystycznej, która całkiem adekwatnie odzwierciedlała jego ponury charakter. Złośliwi uznaliby, że facet ma wyczucie. Szybko się przebrał i wrócił do chemicznego laboratorium.

Severus był bardziej zmieszany całym wieczornym zajściem, niżeli zdenerwowany. Nie przypomina sobie, żeby w wątłym, szarym i pełnym niebezpieczeństwa życiu, ktokolwiek zbliżał się do niego na odległość krótszą niż metr. Raz próbował udusić gołymi rękoma Edwarda Watsona, siedząc na nim. Na szczęście (dla Watsona) bezskutecznie i do tego w czasach szkolnych, więc się nie liczyło. Snape nawet nie pożegnał się przyzwoicie ze swoją siostrą, która zaręczona z Edwardem oświadczyła, że wyjeżdża gdzieś na zawsze. Suche "żegnam", dręczyło przez pewien czas wyrzutami Severusa, ale szybko zatopił swe smutki u boku Voldemorta. A potem żył nienawiścią do świata i zostało mu tak po dzień dzisiejszy.

Jak ja mam się sprawdzić w roli opiekuna Arseny, skoro jestem skończonym sukinsynem. I na co mi to wszystko było...

Mistrzowi wydawało się czasem, że żałuje podjętej decyzji, ale szybko dochodził do wniosków, że tak przynajmniej odwdzięczy się własnej siostrze i odkupi winy. Sam nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim. Mętlik w głowie, był nie małym uciążeniem, dlatego starał się robić swoje i mniej o tym myśleć.

Spojrzał na zegarek. Pozostało jeszcze jakieś dwadzieścia minut do wyjścia. Najchętniej dzisiaj nie opuszczałby za nic swoich czterech ścian. Niestety obiecał Arsenie, że przyjdzie sprawdzić, czy przez przypadek nie wypadła przez okno albo spuściła się z wodą toaletową w otchłań kanalizacji. Skoro zdolna była zrobić sobie krótkie SPA w zimowym strumyku, kto wie czy kłopoty to jej brat, a pech - siostra.

- Niemożliwy bachor - powiedział do siebie i wyciągnął gruby tom "Medyk - leczniczy poradnik".

Otworzył na spisie i długim palcem przesunął po nazwach zdrowotnych mikstur.

- Eliksir na przeziębienie - przeczytał - czas przyrządzenia 25 minut. Za długo.

Sunął dalej.

- Mikstura Przeciwkaszlowa 30 minut, Antidotum na grypę... mmm... O!

Mieszanka Rozgrzewająca brzmiała obiecująco i wystarczyło 10 minut. Zgryźliwy zajął się krojeniem mięty pieprzowej, w sposób godny zawodowego kucharza.

Mistrz Eliksirów, jak sama nazwa wskazuje, był w tej dziedzinie znakomity. Kochał paradować w oparach swoich wywarów, wymyślać innowacyjne przepisy i spędzać czas w laboratorium. Specjalizował się w truciznach i bardzo skomplikowanych do przyrządzenia preparatach. Mieszaniny lecznicze nie pisały się do ulubionych i Severus mało poświęcał na to czasu. Z resztą, od tego było Szpitalne Skrzydło znające się na rzeczy.

W tej chwili Zgryźliwemu potwornie nie chciało się czegokolwiek robić. Marzył o łóżku i ciszy. Jako człowiek rozsądny i trzeźwo myślący, zdecydowanie wolał teraz zrobić prosty wywar, niż pluć sobie w brodę, gdyby mała się pochorowała na dobre. Uwzględniając czas ferii i zamknięty Szpital (bo nawet Pomfrey wyjechała) musiałby przywłaszczyć tymczasowy tytuł medyka i bawić się w wytwórnię leków.

Wymieszał bulgoczący, szmaragdowy płyn i przelał do dużego kubka. Chwycił za ceramiczne ucho i wyszedł, kierując się w stronę Domu. W Pokoju Wspólnym czekała już na niego dziewczynka ubrana w spraną piżamę, tu i tam połataną niezręcznie niebieską nitką. Analizując w pospiechu ubogi stój Arseny, Severus pomyślał, że będzie miał w przyszłości kolejny wydatek.

Uh! Ile ona mnie zdrowia i pensji będzie jeszcze kosztować!?

Widząc Opiekuna uśmiechnęła się szeroko, pokazując białe zębiska.

- Też chciałbym znać ten żart - odpowiedział na jej denerwują minkę i wskazał brodą, by powędrowała do sypialni.

- Co tam pan ma? - wstając z kanapy, wychyliła szyję niczym żyrafa, by spojrzeć w zawartość kubka.

- Eliksir Błyskawicznego Wykorkowania.

- Ekstra! - uśmiech się poszerzył. - A jak to się robi?

- Jednym ze składników są kciuki wścibskich dziewczynek - z niecierpliwością pokazał palcem wolnej ręki kierunek jazdy.

Arsena zrezygnowała z uśmiechu i poszła grzecznie do swojego łóżka. Wgramoliła się na kołdrę i usiadła po turecku. Severus usiadł na skraju sąsiedniego łóżka i podał jej kubek z podejrzaną cieczą. Arsena popatrzyła na toksycznie zielony kolor płynu. Na powierzchnię wyłonił się duży bąbelek.

- Fuuu - skrzywiła się marszcząc nos.

- Pij i nie marudź.

Spojrzała na niego spod byka.

- To cię nie zabije - Severus oparł ręce na kolanach.- W ostateczności może wyrosną dodatkowe nogi - dokończył nie mogąc się powstrzymać.

- Ciężko byłoby wówczas ubrać spodnie - odparło urażone dziecko, po czym zdecydowało wziąć duży łyk.

- Nie jest takie złe - rzekła już mniej skrzywiona, czując słodkawo-miodowy smak dziwnego eliksiru.

- Trucizny mają to do siebie, że niwelują nieprzyjemne doznania organoleptyczne. Powinnaś już to wiedzieć, Watson.

Snape zaskakiwał sam siebie, ze potrafi być aż tak dokuczliwą gnidą.
Po tych słowach uśmiechnął się lekko, ale nie był to jak zwykle zjadliwy uśmieszek. Arsena wypiła duszkiem do dna, po czym odstawiła naczynie na nocną szafkę. Od ucha do ucha miała zielone wąsiska.

- Wytrzyj się - bąknął Snape, trochę strapiony tą uwagą. - Czy ja mówiłem, żebyś to robiła rękawem!?

- No to co? - wzruszyła ramionami jakby na co dzień wycierała się o swoje ubrania. - I tak nie wierzę, że to była trucizna.

- Bo nie była. Myślisz, że życie mi nie miłe? Za zabójstwo na uczniu wrzucają do Azkabanu.

- Hi, hi, hi, hi! Jest pan śmieszny - zaczęła chichotać zabawnie.

Snape patrzył się przez chwile na radosne dziecko. Wytwarzała wokół siebie jakąś niewidzialną falę radości. Severusa nawet to za bardzo nie denerwowało.

- Aż tak mi ufasz? - zapytał z roztargnienia i ugryzł się w język po fakcie.

Arsena popatrzyła mu w oczy. Zacisnęła usta zastanawiając się nad odpowiedzią. Facet nie był zły. Trawiła go całkiem znośnie i przyzwyczaiła się do jego zgryźliwego charakteru. Już taki był i trudno się mówi. Ale czy można było mówić o zaufaniu? Wprawdzie wypiła coś, co miało ją teoretycznie zabić lub ewentualnie przekształcić, ale... To bardzo trudne pytanie.
Popatrzyła się na jego mugolski strój.

- Wygląda pan dziwnie i trochę śmiesznie. Aaaa... psik!

Severus rozczarowany brakiem odpowiedzi i jednocześnie zadowolony, że jej nie usłyszał, popatrzył się podejrzanie na Arsenę.

- Trochę mniej śmiesznie, to będzie jak nie wstaniesz jutro z łóżka. Co ci przyszło do głowy żeby wchodzić na oblodzony most?

- Pan tego nie zrozumie, bo nie lubi pan zimy. Nie muszę się tłumaczyć - odpowiedziała z krnąbrną miną.

- Zabraniam ci wychodzenia z Hogwartu, do póki śnieg nie stopnieje! - rzucił poważnie Snape przechylając lekko w jej stronę.

- Przecież są ferieeee! - zawyło żałośnie dziecko. - Chcę mieć jakiś wybór. Może zawrzemy kompromis? - zaproponowała zrozpaczona Arsena.

Zgryźliwy skrzyżował swoje ręce i odchylił głowę w pogardzie. Przez moment mierzył ją tnącym spojrzeniem. Arsenie robiły się coraz smutniejsze oczy.

- Idź lepiej spać.

- Nie! Nie! Nie! Jesteś okropny! I paskudny! Okropnie paskudny!

Złapała poduszkę i rzuciła wściekle w najbliższą ścianę.

- Właśnie nad takim wizerunkiem pracuję od kilkunastu lat - wstał niewzruszony jej zachowaniem. - I nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty, więc nie przebieraj miarki, Watson.

- Jak byłam w Zastępczaku nikt mnie nie pilnował i mogłam robić co mi się podoba! A teraz... czuję się jak w więzieniu!
Severus pochylił się nad nią gwałtownie.

- W takim razie pakuj się! Skoro nie potrafisz przyjąć kilku prostych zasad dopilnuję, żebyś raz na zawsze pożegnała się z Hogwartem!

Aresena dysząc ciężko, przełknęła z trudem ślinę. Kochała Hogwart. Teraz to wjechał na jej najdelikatniejszy punkt.

- Podobno, bardzo kochałeś swoją siostrę! Szkoda tylko, że nie umiałeś uchronić jej przed śmiercią, tchórzu!

Severus odchylił się od niej i wziął głęboki oddech. Arsenie powiększyły się źrenice i skuliła się przed Opiekunem.
Zaraz wyciągnie nóż i zadźga ją w afekcie.

- MILCZ!! - huknął z głębi trzewi.

Aresena zrobiła mechaniczny unik przed niewidzialnym uderzeniem.
Znieruchomieli obydwoje. Severus w myślach już drugi raz powtarzał odliczanie do dziesięciu. Dziewczynce drżały ręce. Pierwszy raz przestraszyła się go na poważnie. Czekała na dalszy rozwój sytuacji.

Uspokój się durniu, uspokój... Zasłonił dłonią oczy próbując przywrócić wewnętrzna równowagę. W końcu położył ręce na biodrach.

- I czego się boisz?!

Objęła skulone nogi patrząc przerażonymi oczami. Nie uszedł uwadze jej odruch. Pewnie nie miała takiego tęczowego życia w Domu Zastępczym.

- Głupio gadasz chwaląc Zastępczak - mruknął spokojniejszym tonem - Tutaj przynajmniej nikt cię nie uderzy.

Sceptycznie strawiła to zdanie. Severus opanował się w jednej chwili.

- Dobranoc - i ruszył ku wyjściu.

Arsena zakryła się kołdrą po oczy, obserwując niepewnie Zgryźliwego. Mistrz Eliksirów zatrzymał się w ostatniej chwili.

- Módl się, żeby jutro nawet nie kaszlnąć, bo leczyć ciebie nie mam najmniejszego zamiaru.

Drzwi zatrzasnęły się złowieszczo.

- Nie ufam ci w ogóle - odpowiedziała sama sobie.

Odwróciła się na bok i poszła spać.


***

Severus wstał dziś lewą nogą. Czuł się połamany fizycznie i psychicznie. Postanowił, że nie będzie w ogóle myśleć o smarkuli i da sobie dzień odpoczynku od wszystkiego, co kąsa jego nerwy. Spojrzał w lustro wiszące nad umywalką. Mimo średniego wieku, mimiczne zmarszczki zdradzały jego wszystkie zmartwienia i dodawały kilka lat więcej.
Sprawdził czy wygląda schludnie, po czym ruszył do Wielkiej Sali na śniadanie.

Przy nauczycielskim stole siedział już Dumbledore i reszta pozostałych nauczycieli, którzy zdecydowali zostać na ferie w zamku. Zasiadł na swoim stałym miejscu i popatrzył na bogato udekorowany jedzeniem stół.

- Sev, słyszałam, że Arsena wykąpała się wczoraj w zimowej rzeczce. Jak jej zdrowie? - McGonagall wychyliła do niego głowę zza dyrektora. No pewnie! W szybkość rozchodzących się plotek, Snape nigdy nie wątpił. Poczuł na sobie pozostałe spojrzenia zaciekawionej reszty.

- Jeszcze żyje - skwitował wbijając brutalnie widelec w plasterek żółtego sera.

Minerwa uśmiechnęła się cierpko.

- Och, Severusie - wtrącił dyrektor - musisz zwracać na nią większa uwagę, przecież to tylko dziecko.

Aż! To AŻ dziecko!

Snape dla odmiany zaczął maltretować nożem kawałek polędwiczki. McGonagall wytarła usta chusteczką.

- Rozważałeś, Sev jak to będzie, kiedy skończy się rok szkolny? Masz jakieś plany w związku z małą?

Tym razem Zgryźliwy przebił gwałtownie żółtko smażonego jajka, aż jego zawartość boleśnie rozlała się na talerzu. Mistrz był człowiekiem poważnym i jasno myślał w kwestiach decydujących o jego dalszym życiu. Niestety pytanie to, zadziałało jak chlust zimnej wody. Niemądrze było przyznać, że nawet o tym nie myślał.

- Oczywiście - skłamał - ale na dzień dzisiejszy wolałbym się ta informacją nie dzielić z innymi.

Zawiedziona kadra nauczycielska powróciła do dalszego konsumowania. Severus zaczął w pośpiechu jeść, by szybko opuścić towarzystwo.

- A tak przy okazji, to dlaczego nie ma jej na śniadaniu?

Kolejny raz wszystkie pary oczu skierowały się ku Mistrzowi. Rzeczywiście, Arsena nie zjawiła się na porę posiłku.

- Skąd mam wiedzieć? Przecież z nią nie śpię! - po czym, pretensjonalnie zapchał się bułką.

Towarzysze tłumiąc śmiech, postanowili już nie zadawać dręczących pytań.
Po jedzeniu, zdegustowany Severus, podjął decyzję rewizji dormitorium i dowiedzenia się, dlaczego nie zaszczyciła swoją obecnością. Zapukał do drzwi sypialni.

- Kto?

- Pogromca Pyskatych Dzieci.

- Podać hasło wejścia - rzucił ironiczny głosik.

Severus otworzył na oścież. Arsena siedziała zasmarkana z wypiekami na policzkach i kroplami potu na czole. Ponadto miała dreszcze i wyglądała naprawdę marnie.

- Hasło brzmi: wiedziałem, że tak się to skończy.

Usiadł naprzeciwko.

- Dlaczego nie przyszłaś na śniadanie?

- Nie widać? Źle się czuję - oburzyła się i wciągnęła nosem zwisającego gluta. Zgryźliwemu przewrócił się w brzuchu ostatni posiłek.

- Czy ty nie posiadasz tak oczywistej rzeczy, jak chusteczki?!

Wzruszyła ramionami.

- Nie myśl sobie, że przyszedłem tu ciebie karmić. Niestety zjawiania się na śniadaniach i obiadach leżą w twoim własnym interesie.

- Wiem, że nie przyszedł pan karmić. Mam ręce i zęby by sobie dobrze z tym radzić.

- Pomyśl o nogach. Tylko one poprowadzą cię do stołówki - Severus wstał - Ogarnij się trochę i znajdź te chusteczki.

Wyszedł. Arsena wytarła rękawem nos. Na ubraniu pozostała czerwona smuga. Zdziwiona, zabrała się do przeszukiwania szafki.

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 20-09-2011 21:32