Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 27-09-2011 00:16
#35

Miło patrzeć, że zagląda tutaj tylu czytelników ^^
Podziwiam was.


* * * Fragment VIII * * *

" Dziedzictwo "

- CISZA!

W Pokoju Wspólnym Ślizgonów, gwar rozmów natychmiast zamilkł. W wejściu, niczym marmurowy, surowy posąg, stał sam Opiekun Domu. Omiótł szybko salę swoim bezwzględnym wzrokiem. Upewniając się, że każdy będzie go uważnie słuchać, rozpoczął przemówienie.

- Mam nadzieję, że przy śniadaniu dokładnie słuchaliście dziś dyrektora. Dla tych głośnio przeżuwających i przygłuchych, pragnę przypomnieć, że rozpoczyna się konkurs Najwybitniejszego Ucznia Szkoły w Wybranej Dziedzinie. Być może, już zastanawialiście się nad wyborem przedmiotu, z którego chcecie zadawać. Jak wiadomo, może być wytypowana tylko jedna najzdolniejsza osoba. Zakwalifikowany uczeń przechodzi dalej do końcowego konkursu. Jeśli wygra, zostaje zwolniony z egzaminów kończących ten semestr oraz uhonorowany bogatą nagrodą.

Wrzawa szeptów i komentarzy rozniosła się po sali.

- Spokój! - odczekał, aż się wszyscy uciszą. - Jako profesor nauk o eliksirach i Opiekun Domu doskonale wiem, że w Slytherinie znajdują się osoby bardzo zdolne z mojego przedmiotu - ogarnął wzrokiem zebranych i przez sekundę zatrzymał wzrok na Arsenie. - Mam nadzieję, że właśnie ci uczniowie wykażą chęć we wzięciu udziału w konkursie. Do wieczora poproszę o wasze zgłoszenia. Z grupy chętnych osób, wybiorę tą jedną na podstawie mojego wewnętrznego, krótkiego egzaminu.

- Będzie trudny? - zapytał Draco.

- Dla ciebie na pewno - odkrząknął. - Dla jasności w tym temacie, przyjmuję zgłoszenia tylko od osób z oceną Wybitną lub Powyżej Oczekiwań.

Malfoy rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutów. Miał tylko Zadowalający.

- Mój gabinet będzie otwarty do godzimy dwudziestej pierwszej.

Poprawił swoją złowieszczą pelerynę i wyszedł, zostawiając Dom w poruszonej wrzawie.
Arsena zastanowiła się przez chwilę. Uwielbiała eliksiry, ale czy nadawałaby się do brania udziału w tak poważnym konkursie? Średnio. Nie lubiła być w centrum uwagi. Zrezygnowana wróciła do odrabiania lekcji.

Od czasu jej choroby, relacje między nią a Zgryźliwym, zmieniły się nieznacznie ku lepszemu. Nie to, żeby ją wielbił, głaskał po głowie jak salonowego pieska i uśmiechał się przy każdej lepszej okazji. Moment, w którym Zgryźliwy pokazał odrobinę swojego prawdziwego 'ja', był niestety jednorazowy. Nawet, jeżeli Snape'owski uśmiech nie był jedyny, częstokroć jego rzadkiego gestu można było uwzględnić raz na dwadzieścia lat (co i tak często, jak na samego Severusa). Arsenie wydawało się czasem, że Opiekun bywa dla niej w niektórych sytuacjach nieco bardziej pobłażliwy. Jednak, po swoich dłuższych, psychologicznych analizach, przebijająca ironia i zgryźliwota Mistrza oznajmiała jasno, że dziewczynka niepotrzebnie się łudzi. Nadal w jakimś tam stopniu, Snape budził w niej strach i dystans. Sama też zauważyła, że się zmieniła. Nie zależało jej na dopiekaniu i denerwowaniu profesora. Wówczas, na zimowej ławce, niczego nieświadomy Severus, pokazał jej, że można wydobyć z niego coś więcej, niż tylko pulsującą żyłę na skroni. Dziewczynka obrała cel złamania charakteru Severusa. To był słaby punkt. Rozłożenie na łopatki jego sfery uczuciowej, należało do całkiem niebagatelnego wyzwania. Zakładając oczywiście, że taka sfera istniała.

Najbardziej ciekawiła ją przeszłość. Prawdziwa historia, dlaczego Snape stracił kontakt z jej matką? Dlaczego nie uchronił jej przed śmiercią? Dlaczego tylko ona przeżyła? I czy Severus naprawdę kochał swoją siostrę, czy może chciał ją darzyć takim uczuciem, ale nie potrafił? Odpowiedzi na te pytania niesamowicie ją korciły. Mogłaby zapytać wprost, ale przewidując zmianę tematu lub błyskawiczną nerwicę Severusa, musiała znaleźć odpowiedni moment, aby taktycznie wkroczyć na pole niebezpiecznych pytań. Ponadto Snape, zaliczający się do osób zamkniętych w sobie, nie był skłonny do zwierzeń, wspomnień czy jakichkolwiek innych form wyciągających z niego dawną prawdę. To utrudniało wszystko jeszcze bardziej.

Dziewczynka widziała w nim człowieka stąpającego twardo po ziemi. Żyjącego teraźniejszością (przyszłością też niekoniecznie, bo nie potrafił wyobrażać sobie dalszego życia z dzieciakiem u boku). Czasem, jego chwile zamyślenia mogły zdradzać, że coś wspomina, jednakże równie dobrze mógł się zastanawiać nad wyborem narzędzia mordu. Nie wyglądał na człowieka wspominającego dobre czasy, ani na narzekającego na przeszłość. Po prostu był tu i teraz, miotając się w aktualnych problemach swojego bytu. Arsena zazdrościła mu tego, że jest taki wyniosły, surowy i restrykcyjny. Gdyby sama miała w sobie, choć połowę wizerunku Snape'a, miałaby cały Hogwart i Dom Zastępczy pod sobą. To byłoby coś. Severus, ogólnie według niej, był super. Z tego wszystkiego najbardziej wzruszało ją jego zmartwienie gdy chorowała. Nie widziała dokładnie ile dla niej zrobił, a może całkiem niewiele, ale samo to, że czuwał przy jej łóżku stawało się czymś niesamowitym i wzruszającym.

- Zrobiłaś plamę w zeszycie.

Koleżanka siedząca obok, wskazała wsiąkniętą kroplę atramentu na białej kartce. Arsena przyłapała się na tym, że coraz częściej myśli o swoim Opiekunie.

***

Severusa odwiedzili wieczorem wszyscy chętni do wzięcia udziału w konkursie. Pięć minut przed dwudziestą pierwszą, Mistrz Eliksirów capnął leżącą kartkę z wypisanymi nazwiskami ochotników. Szybko przeleciał listę, jakby nie pamiętał, kto go dziś odwiedzał. Wydął usta. Kilku uczniów z ocenami wybitnymi, obiecująco zahaczały spojrzenie Zgryźliwego. Reszta powyżej oczekiwań plus dwóch samobójców z oceną Nędzny. Severus złapał długopis i wykreślił niepotrzebnych dowcipnisiów.
Zegar wybił 21. Spojrzał na drzwi w nadziei, że zobaczy jeszcze jednego uczniaka, zgłaszającego się do konkursu. Nic. Zgasił płonące światła w laboratorium i poszedł spać.

***

Nazajutrz Arsenę czekały zajęcia z eliksirów. Snape, jak zwykle w pełnej pasji omawiał kolejny wykład na temat toksykologii i antidotów. To były chyba jedyne zajęcia w tej szkole, gdzie panowała grobowa cisza. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy podnieśli głowy znad swoich zeszytów wpatrując się błagalnie na Severusa, by usłyszeć zbawienne "jazda stąd!"

- Na dziś, koniec.

Niczym stado bawołów, zerwali się z ławek przeciskając się jeden przez drugiego, do wyjściowych drzwi. Arsena wrzuciła niechlujnie zeszyty do torby. Poczuła na ramieniu uścisk.

- Ty zostajesz.

- Przecież nic nie zrobiłam - obroniła się automatycznie.

- I właśnie, dlatego zostaniesz.

Po kilku sekundach sala zrobiła się całkowicie pusta. Severus podszedł do biurka i chwycił zwiniętą kartkę. Popatrzył się karcąco na dziewczynkę.

- Dlaczego nie przyszłaś wczoraj wpisać się na listę?

Arsena już wiedziała, czego się spodziewać. Wzruszyła lekceważąco ramionami.

- Nie kręcą mnie jakieś konkursy.

- To nie jest jakiś konkurs, tylko walka o zdobycie tytułu Najwybitniejszego Ucznia Szkoły. Wiesz, co to znaczy?

- Według mnie, wyścigi szczurów są do dupy - odrzekła tonem swobodnej konwersacji.

Severus zacisnął pięści.

- Jak ty się wyrażasz?!

- Swoim zdaniem. Nie mogę wyrazić własnej opinii?

- A znasz takie pojęcie jak 'kultura rozmowy'?

- Znam, ale to po prostu strata czasu. Po co dobierać wyrafinowane i mądro brzmiące wyrazy? To tak samo, jak zmieszać kogoś z błotem w sposób szlachetny.

Mistrzowi podniosło się ciśnienie.

- Chcesz zmarnować sobie szansę, nie biorąc udziału w tak poważnym konkursie? Masz ocenę Wybitną i bardzo dobre predyspozycje. Nie każdy, kto ma najwyższą ocenę jest równy tobie. Potrafisz logicznie myśleć i z wyczuciem dozować preparaty. W dziedzinie eliksirów nie liczy się tylko wiedza książkowa. Trzeba być skrupulatnym, cierpliwym i manualnie zaradnym. Masz ku temu zdolności.

- Bez przesady - bąknęła skromnie, uciekając wzrokiem na bok. Jeszcze od żadnego profesora nie usłyszała tak dobrej pochwały.

- Jutro jest wewnętrzny egzamin. Mam nadzieję, że policzę więcej osób, niż jest wpisanych na liście.

Snape z wyczekiwaniem patrzył się na Arsenę.

- Noo... dobra. Przyjdę - zrobię to tylko dla siebie by przekonać się czy naprawdę jestem taka świetna, pomyślała w desperacji.

***

Egzamin dla Arseny wcale nie był jakiś strasznie trudny. Część teoretyczna była dla niej pestką, a praktyczne sporządzenie wymaganego wywaru również należało do łatwizny. Na drugo dzień na tablicy ogłoszeń zamieszczone zostały wyniki.

- Arseno! Zobacz!

Dziewczynka podeszła do gabloty, gdzie tłumiła się garstka uczniów. Na pierwszym miejscu zobaczyła swoje nazwisko, a obok sto procent punktów. Poczuła, jakby kopnał ją ktoś mocno w brzuch.
Niemożliwe! Zgryźliwy musiał to ukartować! Nie wierzę, że otrzymałam pełną punktację!
Bardzo niezadowolona z dzisiejszej wiadomości pobiegła do lochów. Bezceremonialnie otworzyła drzwi do gabinetu Mistrza Eliksirów.

- Zrobiłeś to specjalnie!

Severus o mało nie opuścił szklanego słoika na swoją stopę.

- Wyjdź i zapukaj, może zechcę z tobą wówczas porozmawiać.

- Nie będę nigdzie wychodzić! Namawiałeś mnie, na ten beznadziejny konkurs i przez ciebie znalazłam się pierwsza! Zakwalifikowali mnie!

Zgryźliwy odstawił z hukiem słoik na miejsce. Spojrzał na denerwującą dziewuchę.

- Jesteśmy w szkole, a ja jestem nadal twoim profesorem! Nie zapominaj się, Watson, o grzecznościowym zwrocie! - podszedł do niej, złapał ją za szatę i pociągnął w kierunku biurka - Patrz!

Na stole stał statyw z żółto-zielonymi probówkami, tymi samymi, które uczniowie oddali po wewnętrznym egzaminie.

- Przyjrzyj się i powiedz mi, który wywar jest najlepiej zrobiony?

Arsena popatrzyła na niepodpisane próbki. Wszystkie wyglądały identycznie.

- Każda jest zrobiona idealnie. Końcowy kolor miał być właśnie taki...

- Przyjrzyj się! - podstawił jej pod nos statyw. Czuła się nie swojo, jak ktoś szarpał ją za ubranie. To było bardzo nieżyczliwe. Po chwili wyłoniła jedną probówkę.

- Ta jest inna... Ma opalizujący kolor...

- Właśnie, Watson. - Severus zbliżył twarz do preparatu. Teraz żółtawa poświata rozświetliła twarz dziewczynki i Severusa. - Widzisz różnicę? To jest dopiero idealna barwa. Połyskująca żółć o opalizującym odblasku. Jedyna taka probówka. Tylko twoja.

Arsena spojrzała na Snape'a.

- A moja teoria?

- Bardzo dobrze. Zastrzeżenia mam tylko do twojej kulejącej ortografii. Gdybym brał to pod uwagę, miałabyś najgorszą ocenę z całej szkoły - pozwolił sobie na nutę złośliwości.

Odsunął się od niej i wskazał ręką krzesło. Dzieciak posłusznie usiadł.

- Mam z toba do omówienia kilka spraw dotyczących konkursu.

- To dobrze, czy źle?

Snape zignorował to pytanie. Usadowił się na swoim wygodnym fotelu.

- Do turnieju zostały trzy miesiące. Trzeba się solidnie przygotować.

Tego najbardziej się obawiała.

- Szczerze mówiąc, to ja się chyba na coś takiego nie nadaję... Widziałam pytania, które dali dwa lata temu. Ten konkurs jest naprawdę trudny. Mam za małą wiedzę. Nie widzę za bardzo szans.

Zgryźliwy pogładził się po brodzie.

- Przygotuję cię - Arsena wytrzeszczyła oczy. - Doskonale cię wyszkolę. Będziesz miała wysokie szanse na zdobycie tytułu Najwybitniejszego Ucznia Szkoły. Każdy nauczyciel będzie przygotowywać swojego wytypowanego, więc nie myśl sobie, że tylko ty masz taki wyjątek. Niestety - zrobił w tym momencie krótka przerwę - będę wymagał od ciebie poświęcenia czasu, punktualności i systematyczności. Co drugi dzień, oprócz weekendów, chce widzieć ciebie po zajęciach w laboratorium. Jak to mówią, ćwiczenia czynią mistrza.

- Co drugi dzień tutaj gościć? To prawie jak szlaban...

- Arseno - wtrącił spokojnie, a dziewczynce zaświeciły się oczy, że Zgryźliwy pozwolił zwrócić się do niej po imieniu - nie możesz tu przychodzić z myślą, że to jest kara. To musi być pasja, robisz to dla siebie, dążysz do najlepszego. Będziesz za każdym razem wynosić stąd coś więcej. Potraktuj ten konkurs, jako wyzwanie dla samej siebie.

Arsena popatrzyła się w bok. Chciał dobrze.

- Postaram się.

- W takim razie widzę ciebie jutro o siedemnastej.

Wstała z krzesła. Nagle w jej głowie zaświeciła się mała myśl.

- A... dlaczego moja mama nie lubiła eliksirów?

Severus znieruchomiał nagłą zmianą tematu.

- Po prostu, nie leżało jej to - uciął krótko.

- A mój tata? On musiał być w tym świetny - popatrzyła pytająco na Opiekuna. W końcu musiała mieć po kimś takie zdolności.

- Edward Watson o mało nie zawalił jednego roku z eliksirów. Był kompletnym tępakiem w tej dziedzinie.

- Niech pan tak nie mówi o moim tacie! - poczuła się urażona tą uwagą.

- Twoi rodzice byli bardzo kiepscy z chemii.

Dziewczynka zamyśliła się.

- To znaczy, że tylko złe cechy dziedziczy się po rodzicach?

Severus przez chwilę wpatrywał się jeszcze w probówkę, bijącą po oczach denerwującą żółcią.

- Nie, niekoniecznie tylko złe. I niekoniecznie tylko po rodzicach.

- Dobrze pan znał mojego ojca?

Snape podniósł wzrok.

- Na tyle dobrze, by go nie darzyć sympatią. Właśnie przez niego straciłem, swoją siostrę - urwał nagle. Czyżby wyrzucał z siebie żale?

- A może mi pan powiedzieć...

- Wystarczy - przerwał stanowczo. - Jeszcze powrócimy do tej rozmowy - dodał w pospiechu, czując się zobowiązany do wyjaśnienia całej prawdy.

- Dobrze - uśmiechnęła się. - Kiedyś to panu przypomnę. Fajnie znać historię swojej rodziny.

Ruszyła do drzwi.

- Nie zapomnij przyjść jutro.

- Wiem, przecież nie mogę zmarnować takiego talentu odziedziczonego po znakomitym Mistrzu Eliksirów.

Z bardzo radosną miną opuściła laboratorium, zostawiając Severusa w głębokim zamyśleniu.

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 27-09-2011 13:56