Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 02-10-2011 15:22
#46

.
* * * Fragment X * * *

" Kapitulacja "


Biegła szybko przed siebie w nieokreślonym kierunku. Stukot bucików odbijał się o hogwarckie posadzki. Dyszała ciężko, zostawiając za sobą głuche echo tuptania. Łzy rzeźbiły ciepłe strumienie na dziecięcej twarzy dziewczynki. Zamglone oczy zniekształcały obraz korytarza.

Nie wierzę... Jak możesz... być sługą Voldemorta! Byłam taka naiwna... NIE MOGĘ!

Wszystko, co do tej pory udało jej się zbudować, każda rozmowa z profesorem, każda spędzona chwila, okazała się zmarnowaniem czasu! Co z tego, że było lepiej! No co! Skoro Snape, okazał się zwykłym zdrajcą, bezdusznym zbrodniarzem i poplecznikiem Czarnego Pana, odpowiedzialnego za całokształt zniszczeń, wojen i masowych morderstw! W głowie się nie mieści! Severus Snape ubóstwiający filozofię i władzę Voldemorta!?

A ja spędzałam czas będąc z nim sam na sam! Mógł ze mną zrobić wszystko! Podrzucić mnie w ofierze dla Czarnego Pana! Nikt nie zainteresowałby się moim zniknięciem, przecież nie mam rodziny... WŁAŚNIE! RODZINA! Po co komu bliscy, skoro każdy każdego wokół rani!

Jak torpeda wybiegła z zamczyska na dziedziniec. Chłodny wieczór uderzył trzeźwym powietrzem w twarz Arseny. Zatrzymała się, patrząc na gwieździste niebo. Rozdarta wewnętrznie, uniosła się histerycznym płaczem.

- NIENAWIDZĘ CIĘ! - wrzasnęła na całe gardło, aż zapiekło ją mocno.

Strach i rozpacz coraz bardziej zaczęły przekształcać się w ognistą nienawiść. Czuła, że adrenalina rozpływa się po całym ciele. Zacisnęła małe piąstki. Była wściekła, choć łzy nie przestawały płynąć.

Muszę coś zrobić, bo zwariuję!
Popatrzyła na długi dziedziniec. Rzuciła się w pościg. Nie czuła swoich nóg. Nieważne, miała w sobie tyle siły, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie zaznała. Emocje sięgnęły zenitu. Biegła przed siebie próbując prześcignąć swoje uczucia. Chciała zapomnieć, zostawić je za sobą, ale one były silne i doganiały dziewczynkę dręczą ją coraz bardziej. Czy kiedykolwiek podobnie się czuła? Rozczarowanie chodziło z nią w parze od zawsze. Ile razy już brano ją do zastępczej rodziny? Trzy, cztery? Więcej? Już nie pamięta. Zawsze kończyło się tak samo - odrzuceniem przez przybranych rodziców. "Jesteś dziwna, beznadziejna", "Ona jest chyba opętana!", " Nie chcemy takiego dziecka!", "Przykro mi, ale nie zniesiemy twoich dziwactw". Nikt nie rozumiał, że Arsena Watson była tylko czarownicą o dobrym serduszku, pragnącym, by ktokolwiek ją pokochał. W końcu odnalazła swojego krewnego - Severusa, który był tak samo "dziwny", jemu magia nie przeszkadzała. Akceptował wszystko! Nawet ją pochwalał, będąc pod wrażeniem jej zdolności z eliksirów. Też miał w sobie pokłady potężnej magii. Jedyny człowiek, który zdecydował się nią zaopiekować. Ale co z tego!?

Zdrajca! Nikt jeszcze nie zawiódł mnie w życiu tak mocno. Jesteś w tym Mistrzem! Gratuluję, Sev!

Pomyślała z goryczą. Łzy sączyły się tak obficie, że zdążyły zamoczyć przednią część popielatego sweterka. Wiatr zimnej nocy huczał po uszach. Poczuła zmęczenie. Nie fizyczne, ale psychiczne. Bolało strasznie. W końcu zahaczyła butem o wystający bruk i boleśnie upadła na zimną posadzkę. Potłukła kolana i prawy łokieć. Poczuła nieprzyjemne pęknięcie. Nie kości, tylko jej serca. Żałośnie rozdarło się na pół.

***

Severus Snape nadal stał niewzruszony niczym zimny głaz. Jak zwykle były to tylko pozory. Bezemocjonalna maska tworzyła zbroję, która niestety nie mogła uchronić przed tym, co działo się w środku samego Severusa.

"Myślałam, że jesteś dobrym człowiekiem! Że jesteś tylko zgryźliwym profesorem!"

Donośny głos dziewczynki huczał mu jeszcze w głowie. Zaczął coraz ciężej oddychać. Lewe ramię nadal go niemiłosiernie paliło. Chwycił się za nie i bezwiednie pogładził po ranie. Powoli odwrócił się w stronę blatu, gdzie stał kociołek ze zdradziecką cieczą. W zlewie nadal kłębiły się tabuny niepomytego szkła. Spojrzał na leżący bandaż na ziemi. Tuż obok spoczywała wyżarta peleryna Arseny.

"JESTEŚ ZDRAJCĄ! OSZUSTEM! MORDERCĄ!!... JAK MOGŁEŚ!?"

Zacisnął zęby. Mała trafiła w sedno jego największego problemu. Wprawdzie nie był mordercą, bo nigdy nie dopuścił się do takiego zbrodniarskiego czynu, ale sam fakt bycia Śmierciożercą, nie usprawiedliwiał pozostałych oskarżeń. Severus rozzłościł się na siebie.
Mogłem jej powiedzieć. Przed prawdą nigdy się nie ucieknie!

Niestety, za głupotę się płaci, odpowiedział mu uszczypliwy głosik gdzieś z głębi podświadomości.

Uniósł kocioł z niebezpieczną substancją i zaniósł do gablotki, zamkając na klucz. Widząc nieuporządkowaną salę chemiczną, westchnął całkowicie zrezygnowany. Arsena na pewno dzisiaj nie wróci posprzątać. Ciekawe czy po tym zdarzeniu w ogóle odwiedzi jeszcze gabinet Severusa.

"ZAUFAŁAM CI!"
Huknęło w głowie Zgryźliwego niczym grom z jasnego nieba. Wzdrygnął się. Czy naprawdę mu zaufała? Dlaczego tego nie widział? Aż tak był zaślepiony swoją wyniosłością i pogardą?

Tak, Sev. Jesteś idiotą. Właśnie zburzyłeś to, co nieświadomie zbudowałeś, przytaknął mu wścibski głosik.

Zacisnął pięści. Ramię zaczęło coraz bardziej dawać o sobie znak, że czas przemyć po raz kolejny wodą i zrobić sowity opatrunek.

"NIENAWIDZĘ CIĘ! JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ!!"

Ból poparzenia zdawał się być niczym w porównaniu z bólem, jaki męczył wewnętrzną duszę Severusa. Żal, rozczarowanie i wściekłość do siebie samego paliła go od środka, gotując jego krew w żyłach. Dysząc ciężko, ruszył na zaplecze do swojego skromnego, ponurego pokoiku, zostawiając laboratorium w pełnym chaosie.

"JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ!!"
Kolejny dreszcz przeszedł jego plecy. Nie pierwszy raz słyszał to od Arseny. Tyle razy przecież się z nią kłócił. Tyle razy słyszał niemiłe zwroty od niej. Ale teraz, te słowa brzmiały inaczej. To była prawdziwa, czyta nienawiść powstała z rozczarowania i goryczy, jaką czuła do swojego Opiekuna.
Od pokoju odchodziły jeszcze jedne drzwi do prywatnej łazienki Zgryźliwego. Stanął przed umywalką i odkręcił kurek z zimną wodą. Rana poharatała jego skórę, zniekształcając w jednym miejscu wytatuowany Mroczny Znak. Prawą ręką dotknął bolącej rany.

Czego się spodziewałeś, Sev? Śmierciożerca do końca życia zostaje zdrajcą. Nigdy nie cofniesz tego, co zrobiłeś.

Przymknął na chwilę powieki. Do cholery! Za błędy się płaci, ale dlaczego takim kosztem! Nie jestem już Śmierciożercą!

Jesteś. Nie oszukuj sam siebie, denerwujący głosik wyłaniał bolącą prawdę.

Jestem tylko szpiegiem Voldemorta!

I co z tego? Żyjesz cały czas obwiniając się o źle podjęte decyzje. Jesteś żałosny, Sev.

Snape popatrzył się w lustro nad umywalką. W odbiciu zobaczył trzydziestopięcio letniego mężczyznę godnego politowania. Otoczonego przygnębieniem i awersją do świata. Ciemne oczy patrzyły się zagadkowo pytając: kim tak naprawdę jesteś?
Gdzieś w dali głębokich zamyśleń usłyszał dziecięcy chichot. Arsena zawsze umiała rozładować napięcie. Potrafiła cieszyć się z tak banalnych i prostych rzeczy. Czy naprawdę tak niewiele potrzebowała do szczęścia? Według Snape'a to było głupie, ale i zarazem piękne. Sam nie potrafił się cieszyć. Z niczego. Zazdrościł jej? Szczerze mówiąc, wcale nie stąpał twardo po ziemi. Żył tą cholerną przeszłością, wspominając tylko dobre chwile spędzone ze swoją siostrą. Chciał zawsze powrócić, naprawić błędy. To było niemożliwe, dlatego stracił całkowita radość.

Jesteś kretynem, Sev. Zatraciłeś się w wspomnieniach nie widząc, co dzieje tuż obok ciebie.

Arsena. Tak, tylko ona miała siłę przebicia. Potrafiła sprawić, że na zimowej ławce uśmiechnął się szczerze. Kiedy ostatni raz się tak czuł? Dawno. Nie pamięta. Co ona w sobie takiego miała, że wywierała taki niesamowity wpływ na Opiekuna?
Zgryźliwy spuścił głowę i zajął się gładzeniem przedramienia.

"Brakuje tylko trzeciej osoby, którą kocham."

Serce Severusa gwałtownie przyspieszyło. Czy to możliwe? Ona naprawdę pokochała takiego gbura jak on?

Tak, Sev, idioto! Nie widziałeś, jak ona ci zaufała? Jesteś beznadziejny.

Zacisnął mocno pięści. Walka z samym sobą była najtrudniejszą rozgrywką, w jakiej miał okazję kiedykolwiek uczestniczyć.

"Jesteś naprawdę super, Sever!"

Ogarnij się człowieku! Ona cię uwielbiała...

"Brakuje tylko trzeciej osoby..."

Wszystko zepsułeś, idioto!

"Bardzo kochałeś swoją siostrę! Szkoda tylko, że nie umiałeś uchronić jej przed śmiercią, tchórzu!"

Miała całkowita rację...

"Czym się pan tak zawsze martwi?"

Nie powiedziałeś jej prawdy!

"Jest pan super!"

Pamiętasz jej rysunki? Tylko ciebie rysowała...

Severusowi zesztywniała twarz. Pięści miał tak mocno zacisnął, że pobielały mu kłykcie.

"NIENAWIDZĘ CIĘ! ZAUFAŁAM CI! "

I pokochała cię...

Nie wytrzymał. Cofnął się od umywalki i całej swojej siły rąbnął w lustro zaciśniętą pięścią. Szkło pękło z trzaskiem i rozsypało się na drobne kawałki robiąc przy tym nie mały hałas. W czasie uderzenia Severus poczuł chrupnięcie w śródręczu. Przy takiej sile prawdopodobnie połamał sobie kość. Dysząc ciężko, cofnął się i oparł plecami o zimną ścianę. Płonął wewnętrznie. Osunął się na podłogę i spojrzał na obolałą dłoń. Wyciągnął kawałki szkła, powbijane miedzy palcami. Nie mógł poruszyć ręką. Pięknie, teraz uszkodził sobie drugą kończynę. I na co mu to było? Własne piekło chciał zastąpić fizycznym bólem, żeby, choć na chwilę ulżyć sobie nawet w tak beznadziejny sposób. Głupie posuniecie, ale co zostało mu do stracenia? To, co miał, już przepadło. Tak łatwo było zburzyć ten most przyjaźni i więzi, którego nawet nie potrafił dostrzec.

- Jestem żałosnym idiotą - stwierdził kompletnie zrezygnowany. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Pod powiekami pojawił mu się ostatni obraz zdarzenia. Wybiegająca Arsena z laboratorium. Zaczęło go trząść z nerwów. Czy już zawsze będzie oglądać takie męczące sceny? Wsadził lewą dłoń do kieszeni. Wyczuł coś twardego. Przeważnie miał puste kieszenie. Chwycił ów przedmiot i wyciągnął arsenowy Rozpraszacz Laboratorium. Popatrzył się w zamyśleniu. Bez zastanawiania wcisnął play. Radyjko zatrzeszczało, ale zaraz popłynęła sentymentalna melodia.

brakuje nam wszystkim taktu, by nie ranić innych
a dodać sobie odwagi, rozwagi i trochę więcej magii
by czarować dobrem, tych, którzy mają nas za nic
tych, którzy dobro chcą w nas zabić
Receptory w mózgu odbierają sygnał
że wystarczy podać rękę i dobro wyrwać
z twoich oczu, serca i duszy
To co zbudujemy nie pozwolę zburzyć


Poczuł się jeszcze gorzej. Westchnął. Stracił jakiekolwiek siły. Patrzył się pustymi oczami przed siebie wsłu****ąc się w słowa piosenki. Beznadzieja i rezygnacja coraz głębiej go dopadała. W końcu postanowił się ruszyć. Dźwignął się na nogi i wszedł do pokoju. Przez chwilę stał w zamyśleniu. Uklęknął przed nocna szafką i wyciągnął butelkę ognistej whisky. Zębami odkorkował butelkę. Severus bardzo rzadko sięgał po alkohol. Ten trunek otrzymał jeszcze od Elizy i przysiągł sobie, że napije się wówczas, kiedy nadarzy się jakaś wielka okazja. Okazji, jako takiej nie było, ale totalnie zdesperowany postanowił zatopić wewnętrzny ból w kilku promilach. Wyciągnął kryształowy, pięknie zdobiony kieliszek - pamiątka rodzinna. Wypełnił go bursztynowym płynem i przechylił szklaneczkę do ust. Poczuł jak ciepła whisky rozprowadza się przyjemnie po ciele.

Topisz smutki w alkoholu? Żałosne, Sev... irytujący głosik nawet teraz nie opuścił Mistrza Eliksirów.

Z wściekłości rzucił zdobny kieliszek o ścianę sypialni. Lśniące kryształki szkła, rozsypały się po podłodze. Jęknął. Pamiątka rodzinna została doszczętnie zniszczona.

NIE! Pomyślał z wściekłością. Sentymentalność to głupota! Przez to wszystko straciłem najważniejsze!

Serce waliło mu jak młot. Zawiódł kolejna osobę w swoim życiu. Tą, która go kochała. Czy tylko to potrafi robić?
Ranić innych? Jak to naprawić? Da się jeszcze?

Powiedz jak mam ufać sobie,
Kiedy sens życia umarł w Tobie..
Powiedz jak mam ufać sobie,
Kiedy sens życia umarł w Tobie..


Zawył głos w muzycznym odtwarzaczu.

- Za późno - mruknął do siebie. Chwycił butelkę sprawniejszą dłonią i wziął głęboki łyk. Usiadł na ziemi opierając się o swoje łóżko.

Rezygnujesz, Sev...? Już rezygnujesz, słabeuszu?

Przechylił jeszcze raz butelkę. Normalnie wypił chyba ze cztery kieliszki wódki. Czuł się niesamowicie trzeźwy, a własna psychika coraz bardziej go torturowała. Podniósł rękę. Prawa dłoń była spuchnięta i pocięta odłamkami szkła.

Dobrze ci tak. Weź jeszcze nóż i podetnij sobie żyły...

- Nie! - warknął. - Raz się targnąłem na własne życie, ale co z tego... Albus, dałeś mi drugie... co z tego, jak nie potrafię się z niego cieszyć... po raz kolejny straciłem wszystko... ech...

W głowie głosy, które krzyczą po cichu,
nikt nie słyszy, nie widzi prostoty tego bytu
Między niebem a piekłem izolowani my tu
Jesteśmy nie słysząc nawet naszych krzyków
Między niebem a piekłem jesteśmy my
Nie ma aniołów i diabłów, jesteśmy źli
Między niebem a piekłem jest nasz mały świat,
już niedługo nawet tu nie będzie nas


Uniósł butelkę do góry

- Za zdrowie twojej córki, Elizo. Żeby w swoim życiu już nigdy nie spotkała takiej osoby jak ja.



W opowiadaniu wykorzystano fragmenty piosenek: Między niebem a piekłem - DKA, Bierzmy świat w swoje ręce - DKA, Jak mam ufać sobie - DKA

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 25-10-2011 22:34