Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 25-10-2011 14:49
#90

.
* * * Fragment XIV * * *

" Clair "

- Wstawaj, Sever!

Poczuł jak ktoś bezlitośnie wybudza go ze snu. Otworzył jedno oko. Przed jego nosem ukazała się radosna buzia Arseny.

- Która godzina?

- Siódma dochodzi - wyszczerzyła w jego stronę zębiska.

- Toż to środek nocy! - jęknął boleśnie. Przewrócił się na drugi bok, zarzucając kołdrę na głowę.

- Zrobiłam ci kawę. Severusie, taki ładny dzień dzisiaj...

- W ogóle, to czemu ty wchodzisz bez pukania?! - warknął spod kołdry.

- Pukałam, ale nie odpowiadałeś, no to sobie weszłam.

Zgryźliwy odrzucił wściekle kołdrę i odwrócił się w jej stronę.

- Nie odpowiadałem, bo spałem. Szkoda, że nie zauważyłaś! - Dlaczego musiał być już zły od samego rana? Te wakacje zapowiadały się tragiczne. Gdzie ten spokój?! I cisza!? No gdzie?!

Łypnął groźnie na dziewczynkę. Zacisnęła usta zastanawiając się, co teraz zrobi. Zerknął na gorący kubek.

- Skąd wiesz, jaką kawę lubię?

- Próbowałam kiedyś w twoim gabinecie. Była ohydna.

- Więc mam rozumieć, że zrobiłaś mi ohydną kawę?

Arsena wyszczerzyła swoje ząbki.

- Dokładnie.

- Masz zamiar codziennie mnie tak budzić?

Arsena bezpretensjonalnie usiadła na brzegu łóżka. Wzruszyła ramionami.

- Jeszcze nie myślałam tak przyszłościowo. Ale mam na dziś mnóstwo pomysłów - spojrzała radośnie na swojego Opiekuna.
Severus nie był pewien czy chce usłyszeć, co ma dziś do zaproponowania.

- Są dwie opcje. Pierwsza pójdziemy na jakiś spacer po okolicy, bo fajnie byłoby poznać trochę tą miejsowość. Możemy ewentualnie pojechać do sklepu. Chciałam zauważyć, że w lodówce nie ma nic oprócz ketchupu i światełka - wymieniając uwagi, miętoliła nerwowo kawałek swojej podartej piżamy - A druga opcja jest taka, że posiedzimy w domu, będziemy sobie gadać i robić obiad. No bo, chyba trzeba coś jeść, nie? Ale to nas sprowadza do punktu pierwszego, że trzeba i tak kupić cokolwiek do żarcia.

Snape przetarł dłonią zaspane oczy.

- Wybieram trzecią opcję. Będziemy dziś odpoczywać od siebie, każdy w swoim pokoju - po tych słowach rzucił się z powrotem na poduszkę.

- Nie ma trzeciej opcji. Poza tym to najgorsza propozycja.

Westchnął.

- Ale i tak cię lubię, Sever - dodała pospiesznie, chichocząc pod nosem.

Snape podparł głowę dłonią.
- Z czego ty się tak zawsze cieszysz? - zapytał z ponurą miną.

- Ze wszystkiego. Z tego, że mam dom, ciebie i jest w ogóle fajnie! - wstała z łóżka podeszła do wyjścia - Idę się przebrać.

Opuściła severusową sypialnię. Wybity ze snu postanowił zrobić to samo.
Poza szkołą nie musiał chodzić w służbowych szatach, choć bardzo lubił swoją czarną pelerynę. Uwzględniając, że w miejscowości, w której mieścił się jego dom, mieszkało mnóstwo mugoli, nie mógł paradować w magicznych strojach. Wyciągnął z szafy dżinsy i czarną koszulę. Zszedł do kuchni. Arsena siedziała już przy stole, machając małymi nóżkami zwisającymi z wysokiego krzesła. Nie uszło uwadze Severusa, że ubrana była w podarte, sztruksowe spodnie i spraną koszulkę. W szkole jej ubóstwo nie rzucało się tak w oczy, gdyż każdy uczeń był zobowiązany nosić szkolne szaty. Zgryźliwy zastanawiając się, co ma zrobić z wygranymi złotymi galeonami, rozważał też opcję kupna dziewczynce nowych ciuszków. Uwzględniając brak wiedzy na temat mody i mając przed oczami wizję łażenia po sklepach z dziecięcą odzieżą, plan ten automatycznie odrzucał. Cóż, prędzej czy później trzeba będzie zrobić porządek w jej szafie.

- No to co jemy? - zapytała, popijając herbatę.

Severus nie odpowiedział, tylko otworzył szafkę kuchenną. Omiótł wzrokiem puste półki.

- Lubisz musli?

- No pewnie!

- Suche?

Na twarzy dziewczynki pojawił się grymas.

- Ale bieda w tym domu...

Snape stwierdził, że jednak będzie trzeba ruszyć tyłek i zrobić jakieś porządne zapasy jedzenia. W końcu nie było go prawie rok w domu. Cóż, zagościł tu, kiedy urządzał jej pokój, ale o żarciu zupełnie nie pomyślał!
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Severus zmarszczył brwi. Kto o tak wczesnej porze raczył go odwiedzać?

- Otworzę - rzuciła Arsena i ześlizgnęła się z krzesła.

- Nie! Zabraniam ci otwierania drzwi do tego domu - warknął. - Mam nieciekawych znajomych - dodał nieco ściszonym tonem.

Wszedł do przedpokoju i otworzył werandowe drzwi. W wejściu stała wysoka kobieta. Wiekiem dorównywała Severusowi. Miała wyraźnie rysy twarzy, kwadratową szczękę, wąskie usta i ciemnobrązowe oczy. Nad nimi rysowały się grube, czarne brwi. Włosy koloru czekolady, krótko ścięte, opadały prosto ledwo dotykając ramion. Ubrana była dość służbowo w idealnie skrojoną, atłasową garsonkę koloru oliwkowego. Do tego trzymała czarną teczkę i wyglądała jak z jakiejś firmy windykacyjnej. Miała zacięty wyraz twarzy, co nie świadczyło nic dobrego. Arsena wyczuła, że to nie będą miłe odwiedziny.

- Clair...?

- Witaj Severusie - odpowiedziała poważnym tonem, sztucznie się uśmiechając.

- Dzień dobry - odpowiedziała niepewnie Arsena, chowając się za swoim Opiekunem, niczym tarczą obronną.

- Ooo... A ty, to kto? - kobieta o imieniu Clair pochyliła się nad dziewczynką. - Dzień dobry. Jak ci na imię? - Arsena nie będąc pewna czy obca osoba czegoś podłego nie knuje, cofnęła się krok do tyłu, nic nie odpowiadając.

Clair wyprostowała się i zmierzyła Snape'a pytającym wzrokiem.

- Może tak, z łaski swojej, zaprosisz mnie do środka? - Nie czekając na odpowiedź wparowała bezczelnie do domu. Skierowała się do kuchni.

Severus z kwaśną miną podążył za nią, a za nim Arsena.

- Nie masz co robić, tylko wpadać o 7 rano w odwiedziny? Chciałbym zauważyć, że mam ostatnio napięty grafik i nie mam czasu na goszczenie kogokolwiek. - Warknął niemile na kobietę.

Położyła teczkę na stole i uśmiechnęła się już mniej sztucznie.

- Właśnie widzę, że masz inne zajęcia - spojrzała na Arsenę. - To jakaś twoja nowa misja dobroczynna?

- Tak, Czarny Pan poprosił mnie, żebym złożył ją w ofierze na stosie. Mam całe wakacje na spreparowanie jej ciała.

Clair uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ignorując ironiczne docinki Severusa. Otworzyła szafkę i wyciągnęła kawę. Arsena zaczęła się zastanawiać, skąd ta baba tak doskonale wie co gdzie leży w domu jej Opiekuna.

- Widzę, że oprócz kawy nie żywisz się niczym innym. Jedzenie fusów źle robi na cerę, Sev.

Snape oparł się o kuchenkę i wsadził ręce do kieszeni mierząc kobietę wściekłym wzrokiem. Clair w tym czasie wsypała dwie łyżeczki cukru.

- Jestem dopiero drugo dzień w domu. Właśnie mieliśmy jechać na zakupy, a ty przyjechałaś zawracać mi tyłek. Już mam cię dość. - Zgryźliwy robił się coraz bardziej nieprzyjemny.

Clair zdawała się nie zwracać uwagi na jego złośliwe docinki. Musiała go dobrze znać, skoro każda zgryźliwość Snape'a spływała po niej jak po kaczce. Arsena wyczuła, że muszą się być w dobrej komitywie, chociaż nie dało się nie zauważyć, że Severus nie przepadał za Clair. Arsenę coraz bardziej korciło, żeby dowiedzieć się, kim jest ta babka. Przyszła do Zgryźliwego z rana, mając gdzieś jego złośliwość, a co więcej, była bardzo dobrze rozeznana w rozkładzie całego domu.

- To twoja kobieta, Severusie? - wypaliła w końcu, bez skrępowania.

Clair najwyraźniej rozbawiło to pytania. Zaśmiała się szczerze.

- Na szczęście, NIE! - odrzekł Snape, wbijając nielitościwy wzrok w dziewczynkę.

- To jak się w końcu nazywasz, kochanie? Ja jestem Clair Teenman - zapytała, a Arsenie przewróciło się w brzuchu. Nie cierpiała jak się tak do niej zwracano, uh!

- Arsena Watson - burknęła. - I proszę się do mnie nie zwracać 'kochanie'. - zeszła z krzesła.

- Watson? Hmm...

- Tak, TA Watson - potwierdził Snape.

Clair uniosła brwi i spojrzała pytająco na Severusa.

- Idź posprzątać swój pokój - rzucił do dziewczynki. Podopieczna zrozumiała, że chyba chcą zostać sam na sam. Opuściła grzecznie kuchnię.

- Ale od TYCH Watsonów? - zapytała nieco ściszonym tonem, szukając w lodówce mleka.

Zgryźliwy oderwał się od kuchenki i usiadł ociężale na krześle. Kobieta podniosła czajnik z gazu.

- To córka Elizy.

- CO!? Elizy i Edwarda? - przestała wlewać wrzątek do kubka - Niemożliwe! Nie sądziłam, że doczekali się dziecka... Och Severusie... to niesamowite, że przeżyła... - zszokowana kobieta usiadła na krześle. Po chwili spojrzała się na Snape'a. - Jak ty ją znalazłeś?

- Długa historia. W szkole.

- Adoptowałeś?

Przytaknął głową. Clair jeszcze przez moment wpatrywała się tępo w blat stołu próbując poukładać sobie wszystkie świeże wiadomości. Kiedy się otrząsnęła uśmiechnęła się zadowolona. Postawiła kawę na stole i przysiadła się do Zgryźliwego.

- No proszę... Widzisz, Sev, doczekałeś się dziecka - westchnęła rozmarzona.

- To tylko moja siostrzenica - zauważył ponuro.

Westchnęła

- Biedna dziewczynka. Już sobie wyobrażam, jakie spartańskie warunki wprowadziłeś w tym domu...

- Czasem jestem bardziej pobłażliwy i wypuszczam ją z dyb.

Clair uśmiechnęła się pod nosem

- Nie zmieniłeś się ani trochę...

- Po co w ogóle tu przyjeżdżałaś?

Snape nie należał do osób towarzyskich. Druga osoba goszcząca w jego domu robiła już spory tłum i drażniła go coraz bardziej.

- Wpadłam się pożegnać - poprawiła swoją marynarkę. - Wyjeżdżam do Los Angeles. Prawdopodobnie na stałe. Możliwe, że będę tu wpadać tylko w sprawach służbowych.

Severus zamyślił się.

- Będę pewnie tęsknić za rodzinnym krajem, ale to moja szansa na nowe życie. Jestem bardzo zadowolona, że podjęłam taką decyzję. No i też cieszę się, że nie zostawię cię samego. Jak widać, będziesz miał teraz bardzo wesołe towarzystwo.

Snape objął dłońmi kubek gorącej napoju.

- Mówił ci ktoś, że twoja wyolbrzymiona troska jest strasznie denerwująca? Do tej pory mieszkałem sam i jakoś nigdy na to nie narzekałem.

Severus odwrócił głowę w stronę korytarza.

- Dlaczego nie poszłaś na górę i podsłu****esz?

Zza ściany wyłoniła się zawstydzona Arsena oblewając się rumieńcem. Wszechwiedzący Snape nawet to zauważył. Jak?

- Przepraszam - bąknęła, szurając butem podłogę.

- Och, ona jest taka słodka - rozmarzyła się na jej widok Clair.

- Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła - powiedział Opiekun i przeszył dobrze jej znanym zjadliwym wzrokiem. - No dobra, chodź - odsunął krzesło.

Na to pozwolenie dziewczynka usiadła grzecznie przy stole. Clair patrzyła na nią dziwnym maślanym wzrokiem podpierając brodę dłonią ozdobioną srebrnymi pierścionkami. Severus łypał ponuro oczami to na Arsenę, to na swoją znajomą.

- Długo się znacie? - wypaliła w końcu jego siostrzenica.

- Od szkolnych lat. Stare dzieje. Jestem przyjaciółką twojego Opiekuna.

- Nie jesteś - wtrącił Zgryźliwy. - Ja nie mam przyjaciół. Mam znajomych, którzy mnie tolerują, a ja ich po prostu, jako tako znoszę.

Clair skarciła go wzrokiem.

- A mówił ci ktoś, że zgryźliwość jest niezdrowa? - odchrząknęła. - A propos znajomych. Juliusz pytał się o ciebie ostatnio.

Snape obnażył swoje żeby, jakby chciał kogoś pokąsać.

- Przekaż mu, że jak go spotkam z chęcią rzucę na niego Avadę.

- Sam mu to powiedz. Mnie pojutrze już tutaj nie będzie.

Arsena nie wiedziała kim jest Juliusz, ale najwidoczniej jej Opiekun nie znosił jakichkolwiek swoich znajomych. Ba! Totalnym zdziwieniem było już samo to, że Severus takowych posiadał i co więcej niektórzy (jak Clair) mieli na tyle odwagi by go odwiedzać.
Severus pogładził palcem swoje usta.

- Długo u mnie zagościsz?

- Mam cały dzień, ale jak mnie wyganiasz to mogę sobie już iść.

- To dobrze, że cały dzień - w severusowej głowie zaświtał pewien pomysł. - Arseno, przynieś te złote galeony.

Długo się nie zastanawiając, zlazła z krzesła i pobiegła na górę.

- Skoro się zjawiłaś, Clair, to pozwolisz, że cię wykorzystam.

- Hę?

- Zaraz dam ci pieniądze i pójdziesz z małą na zakupy. Sama widziałaś, w jakich łachmanach paraduje.

- Chcesz zrzucić swoje obowiązki na mnie?

- Daj spokój! Skąd mam wiedzieć w co ją ubrać? Ty się na tym lepiej znasz.

Clair uniosła brwi.

- Chcesz się wywinąć? Przyzwyczajaj się, jeszcze nie raz będziesz musiał odwiedzać sklepy odzieżowe. W końcu kiedyś wyrośnie z tego, co kupisz dziś.

- Mam dziś inne sprawy do załatwienia, a ty nie masz co robić, więc z łaski swojej pokaż mi, że twoja wizyta chociaż dziś przydała się na cokolwiek!

Arsena wróciła z aksamitna sakiewką. Snape odebrał od niej woreczek i wręczył Clair.

- Masz. W środku jest bodajże 60 galeonów. Wykorzystajcie wszystko.

- Idziemy na zakupy? - uradowała się Arsena.

- Tak, ubieraj się. Wychodzimy.

Clair schowała do kieszeni pieniądze. Nie była zadowolona, że jej znajomy ucieka od swoich obowiązków. Z drugiej strony nie przeszkadzało jej w niczym, żeby kupić dziewczynce ładne wdzianko. Jak to kobieta, lubiła chodzić po sklepach, w przeciwieństwie do Severusa, którego mdliły wręcz wszelkie sklepowe wystawy.

* * *


Tajemnym teleportem cała trójka znalazła się na Pokątnej. Ruszyli zatłoczoną ulicą. Niektórzy oglądali się za nimi podziwiając ten dziwny karawan. Przodem prowadziła kobieta-służbistka (Arsenie postawa Clair kojarzyła się z klawiszem więziennym) trzymająca za rękę małą dziewczynkę, która w poszarpanych ciuchach wyglądała jakby dopiero co opuściła śmietnisko. Pełen korowód zamykał wysoki facet o morderczym spojrzeniu i twarzy recydywisty. Severus zatrzymał towarzystwo przed kawiarnią "Słodki raj".

- Ja idę w tamtą stronę, a wy macie do dyspozycji resztę sklepów. Spotykamy się tu - wskazał brodą kawiarnię.

- To do później - odrzekła Clair i pociągnęła Arsenę za sobą.

Mała próbowała dorównać jej kroku.

- Widzę, że bardzo dobrze się znacie. Dlaczego się pani nie ożeniła z Severusem?

Clair aż stanęła na ulicy głośno się śmiejąc.

- Och Arseno, wybacz, ale twój opiekun nie nadaje się na materiał na męża i szczerze mówiąc nigdy tego nie brałam pod uwagę. Poza tym ja mogę jedynie wyjść za mąż, a nie żenić się - poprawiła dziewczynkę.

- Sever ma serce, ja to wiem. Chyba mnie pokochał. Nie wiem... ale chciałbym żeby tak było.

Clair współczuła w myślach siostrzenicy Zgryźliwego. Wątpiła w to czy Snape kiedykolwiek obdarzy ją takim uczuciem. Dobre było przynajmniej to, że lubił swoją podopieczną.
Weszły do pierwszego sklepu. Po Clair widać było, że zna się na rzeczy. Wyszukała dla niej kilka ładnych, dziewczęcych wdzianek. Arsena potulnie przymierzała kolejne fatałaszki. Faktem było, że nigdy nie nosiła na sobie czegoś nowego, więc podobało jej się wszystko. Zaciągnęła na siebie beżową koszulę zdobioną wyszywanymi kwiatkami.

- Popraw kołnierzyk - Clair pochyliła się nad małą układając materiał. Arsena zobaczyła przed oczami dyndający, masywny, srebrny wisior. Był to pięknie zdobiony srebrny wąż zwinięty na kształt litery 'S'. W miejscu oka miał umieszczone szafirowe oczko.

- Była pani w Slytherinie?

- Tak.

- Stąd zna pani Severusa?

- Dokładnie.

Arsena dotknęła stylowej biżuterii. Obróciła w rączce węża. Na wewnętrznej stronie wygrawerowane były inicjały S.S. Dziewczynce zbiegły się brwi.

- Ten wisiorek to prezent od kogoś?

Clair wyprostowała się, chowając srebrnego węża pod bluzkę.

- Można tak powiedzieć... No dobrze, to jak? Bierzemy wszystko? Masz taką ładną buzię, że we wszystkim ci ładnie.

Arsena przytaknęła. Zastanawiały ją inicjały. Tak idealnie pasowały do Severusa Snape'a. Po drodze zaszły jeszcze do obuwniczego.

- A pani kiedykolwiek kochała Severusa?

Clair spojrzała zniecierpliwiona.

- Co się tak uparłaś na mnie i Seva? Nic nas nigdy nie łączyło. Poza tym jestem mężatką od 6 lat i jestem szczęśliwa w związku.

Dziewczynka wyczuła, że jej odpowiedź nie była do końca szczera. O nic więcej już się nie zapytała. Miała mieszane uczucie, co do znajomej Zgryźliwego. Wydawała się w porządku, ale zachowywała się czasem zbyt zasadniczo. Poza tym za srebrnym wężem kryła się pewnie intrygująca historia, na pewno powiązana z jej Opiekunem.

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 25-10-2011 22:43