Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Tajemnice Huncwotów (JP/LE)(SB/DM)

Dodane przez emilyanne dnia 06-11-2011 17:07
#47

Rozdział XIII

Siedzieli tak w siebie wpatrzeni. Nie mówili nic, a nic. Po raz kolejny czas stanął w miejscu. Mogliby być w bez ruchu całe życie, byle, by tylko nikt im nie przerywał. Z daleka jednak dało się słyszeć dwójkę głosów. Były to dwie dziewczyny, które najwyraźniej się kłóciły.
- Odwal się! - Krzyczała Alicja biegnąc w stronę Lily.
- Psychopatka z ciebie! - Usłyszeli Dorcas.
- Nie jestem psychopatką!
- A właśnie, że jesteś! - Dziewczyna była wyraźnie wściekła.
- Lily, czy ja jestem psychopatką? - Spytała.
- Ale, o co chodzi? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Powiedz jej, że nią jest! - Meadowes wtrąciła.
- Uspokójcie się! - James się wkurzył. - Co wam się stało?
- Czy ja jestem psychopatką?! - Alicja uniosła głos.
- No jasne, że tak! Morderczynią przecież też jesteś! Wszyscy wiemy, że znęcasz się tylko i wyłącznie nad różowymi jednorożcami, a zabijasz tylko te niebieskie. Zielone, żółte i czerwone uczysz jeździć konno, o czarne i białe bardzo dbasz, a resztę masz gdzieś! - Potter odetchnął z ulgą, kiedy tylko wszystkie zaczęły głośno się śmiać.
- Skąd Ci to przyszło do głowy? - Spytała Lily.
- Jak zadają głupie pytania, to dostają głupie odpowiedzi - powiedział z zawadiackim uśmiechem.
- Ups... A my wam chyba w rozmowie przeszkodziłyśmy. To może my się już zwiniemy - powiedziała Dorcas, ale za nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, tuż obok nich znalazł się Syriusz i Remus.
- Cześć wszystkim - przywitał się Remus. - Widział ktoś może Petera? Bo zniknęła nam jedna flaszka Szamponu Łysola i mam wrażenie, że ten idiota, pomylił sobie płyny.
- W takim razie ja wolałbym go teraz nie widzieć - zza ich pleców rozległ się znajomy głos. - A tak w ogóle... To miło was znowu widzieć
- Frank! - Krzyknęła Alicja i rzuciła się chłopakowi na szyję. - Myślałam, że już nie wrócisz...
- Oszalałaś? On miałby nie wracać? - Nie wiadomo skąd pojawił się Artur Weasley.
- No... To tyle z naszego spokoju - szepnął James do Lily, po czym ta zaśmiała się, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
- Co wy tam szeptacie? - Syriusz uśmiechnął się łobuzersko. - Ale zaraz, zaraz. Frank, co ty tu robisz? Przecież lada moment święta. Uczniowie już wyjeżdżają.
- Wróciłem tak tylko. Żebyście wiedzieli, że żyję - Longbottom uśmiechnął się. - Ej, patrzcie, tam jakiś Marsjanin idzie - wskazał ręką coś, co rzeczywiście było czerwone, ale odziane w szatę roboczą.
- Glizdogon! Ty... Glizdogonie! - Zawołał Potter.

Chłopak miał całą czerwoną głowę. Na szyi zawinięty szkarłatny szalik, który zlewał się z kolorem skóry, ponieważ, jak po chwili wszyscy zauważyli, chłopak także dłonie miał czerwone. Musiał użyć Szamponu Łysola. Na jego widok wszyscy parsknęli śmiechem. Byli niemalże zdziwieni jak ktoś taki mógł dostać się do Gryffindoru. James, Syriusz i Remus, jednak nigdy nie rozważali jak to się mogło stać. Peter był ich przyjacielem. Gdyby wpadł w tarapaty pomogliby mu. A gdyby ktoś nabijał się z tego, że się z nim przyjaźnią, zapewne opracowaliby bezbłędny pomysł, jak zemścić się za obrazę ich kolegi. Pettigrew był dla nich bardzo ważny, a Rogacz już nie raz stawiał się w jego obronie.
- Hahaha - zaśmiał się Weasley.- Czytać nie umiesz, że Ci się pomieszało?
- Ta butelka niczym się nie różniła od prawdziwego szamponu - żachnął się Peter.
- Chłopie, dobrze, że się tu pokazałeś. Chodź, idziemy cofnąć ten efekt zanim Smark cię zobaczy - uśmiechnął się James. - Przecież on do tej pory w niektórych miejscach czerwony jest. Pielęgniarka zdołała go tylko trochę umyć i zwrócić mu włosy.
- Jasne? - Spytał Frank. - No nieźle, sporo mnie ominęło.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak dużo - szepnęła Alicja.

Rogacz nie słuchał już dalej, co inni mają do powiedzenia. Poszedł razem z Glizdogonem do dormitorium. Przeszukał cały kufer, aż w końcu znalazł Morfin i wręczył go koledze. Po chwili jednak zorientował się, co leżało na podłodze. Były to książki z pokoju wspólnego Krukonów. Chłopak spoglądał przez chwilę na nie, ale jego przemyślenia przerwał Syriusz. Wpadł do dormitorium, żeby przekazać wiadomość od Lily, o dzisiejszym wyjeździe. Ledwo to powiedział, wybiegł. Najwyraźniej Dorcas też dziś wyjeżdżała. Potter nie zastanawiał się długo. Zaczął się pakować. Całe święta miał spędzić z Evans. Wydawało się to spełnieniem jego marzeń. Zerknął jeszcze raz na książki, po czym postanowił je zabrać. Minęło pół godziny, a do dormitorium znowu ktoś przybiegł. Rogacz właśnie zamykał kufer.
- James... - Powiedziała rudowłosa dziewczyna. - Chyba czas już lecieć.
- A, jasne - chłopak uśmiechnął się łobuzersko. - No to szykuje się smaczne ciasto.
- Skoro Ty będziesz w kuchni, to szykuje się smaczny zakalec - zaśmiała się.
- Jeszcze się przekonamy.

Wyszli. James ostatni raz obejrzał się za siebie. Nie potrafił uwierzyć, że naprawdę spędzi te święta z rodziną dziewczyny, którą kochał. Szedł razem z Lily, nie odzywając się za wiele. Oboje byli zbyt zafascynowani, żeby cokolwiek teraz powiedzieć. Pomachali jeszcze do swoich przyjaciół i stali już przy ulubionym fotelu Rogacza. Dziewczyna wzięła odrobinę proszku Fiuu i weszła wraz z kufrem do kominka i powiedziała "Na Spinners End!". Potter powtórzył jej czyn i już po chwili znalazł za jakimś drzewem w kominku. Kiedy wyszedł zobaczył długą rzekę. Po drugiej stronie stał mały drewniany domek. Dochodziły z niego dziwne śmiechy. Rogaczowi przyszło na myśl, jak kiedyś w Dziurawym Kotle, pewien mężczyzna wypił za dużo Ognistej Whisky.
- Czy to twój dom? - Spytał.
- Nie, to dom Snape'a, ale to jedyny kominek podłączony do sieci Fiuu w okolicy. Mieszkam niedaleko. Chodźmy. - Powiedziała Lily.
- Poczekaj, pomogę Ci z kufrem - chłopak podniósł go z ziemi i teraz w obu rękach trzymał ciężkie bagaże.
- Ale ja sobie poradzę - zaprotestowała dziewczyna.
- Nie musisz - odpowiedział uśmiechając się szelmowsko - A gdzie Alicja?
- Ma przyjechać za dwa dni. Rodzice ją odwiozą.

Szli teraz przez las. Nie było to łatwe, bo tej ścieżki nikt nigdy nie odśnieżał. Śnieg sięgał im do kolan. Nie minęło dwadzieścia minut i stanęli przed wielkim domem. Był koloru zielonego. Rzucał się w oczy, bo był to jedyny budynek w tej ulicy. Kilkadziesiąt metrów dalej zaczynały się prawdziwe zabudowania. Lily podeszła do drzwi frontowych i otworzyła je. Weszła do środka i zabrała Jamesowi obciążenie. Położyła je na drewnianej podłodze i zdjęła buty. Chłopak zaś zaczął się rozglądać. Dookoła było niezwykle. Na brązowej ścianie były wieszaki, a na nich kurtki. Rogacz zdjął swoją i zawiesił. Ściągnął buty i poszedł dalej za Lily.
- Już jesteśmy! - Krzyknęła.


Ciąg Dalszy Nastąpi...

Dzięki Anabelli Rossi za zbetowanie :)