Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Tajemnice Huncwotów (JP/LE)(SB/DM)

Dodane przez emilyanne dnia 09-11-2011 20:05
#67

Rozdział XVI

Ich usta już miały się połączyć, kiedy usłyszeli donośny huk. Odskoczyli od siebie i wstali. Zaskoczeni pobiegli sprawdzić co się stało. W domu wszystko było w porządku. Wydało się to jednak niemożliwe. Kolejny huk. Coś, lub ktoś chodził po kuchni. James sięgnął do spodni piżamy po różdżkę. Już miał podejść sprawdzić co się tam dzieje, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Usłyszeli ochrypły głos.
- Spokojnie... Za chwilę ich znajdziemy...
- Tak, Mistrzu. Nikt nie ma prawa naśmiewać się z Czarnego Pana - odpowiedział męski głos.
- To Voldemort - syknął Potter. - Musimy uciekać!
- Nie... - szepnęła Lily, ale głos się jej załamał.

Nie było odwrotu. Skryli się za wielką szafą i zobaczyli, jak dwójka mężczyzn wchodzi po schodach. Pierwszy raz mieli nie przyjemność zobaczyć Toma Riddler17;a. Jego ciało zakrywała czarna szata, sunąca po ziemi. Dłonie które z niej wystawały były bardzo chude. Twarz miał podłużną, ale nie zwracało się na to uwagi tak, jak na zadarty nos. Wargi miał mocno czerwone, a jego głowę pokrywały brązowe włosy. Niczym nie przypominał młodszego Toma. Ale nie był też podobny, do tego kim miał się dopiero stać. Ogromny wąż wyłonił się z kuchni
- Sss... Nagini asse... Hasse... - syczenie wydobywało się z gardła Czarnego Pana. Gdy tylko ostatni - ogon węża zniknął za rogiem, Lily i James rzucili się ku wyjściu. Pośpiesznie, ale i po cichu ubrali buty i porwali kurtki. Biegli teraz przez las. Nie mieli jednak szans nie usłyszeć donośnego krzyku Voldemorta. Był wściekły. Evans i Potter byli już za daleko, żeby ktoś mógł ich dogonić... Ani się nie obejrzeli, a w ciemną noc wyłonili się na brzeg rzeki. Z małego, drewnianego domku, tak jak poprzednio słychać było śmiechy. Nie zatrzymali się jednak ani na sekundę. Dobiegli do kominka. Na nim rozsypany był proszek. Wzięli więc garstkę i tym razem wchodząc zawołali rdo dyrektora!r1;.
Wszystko zawirowało. Rogacz na chwilę się przestraszył. A co, jeżeli Voldemort zrobił tu pułapkę? Nie miał się czego bać. Znalazł się w kominku leżącym, w tak dobrze znanym mu gabinecie Dumbledora. Staruszek siedział na swym fotelu. Spoglądał na Lily, która znalazła się tu minutę przed Jamesem.
- Co się stało? I dlaczego jesteście w piżamach? - mężczyzna podrapał się po brodzie.
- Sam Wiesz Kto... Śmierciożercy... - wyjąkała dziewczyna.
- C... Co? - zdziwił się.
- Byliśmy u niej w domu, już szliśmy spać. Jej rodzice z siostrą poleciały na Mars... - mówił chłopak.
- Pojechały do ciotki Mars - poprawiła go El.
- W każdym razie usłyszeliśmy huk. Zbiegliśmy na dół i on tam był - teraz przyśpieszył.
- Widzieli was? - zapytał spokojnie Dumbledore.
- Nie, przynajmniej tak mi się wydaje - powiedziała dziewczyna.
- Nie ruszajcie się stąd. Czekajcie.

Ani się nie obejrzeli, a dyrektor już zniknął w kominku. Potter i Evans usiedli na kanapie. Milczeli. Jamesowi mignął przed oczami zielony błysk światła. Nie zdążył się jednak zatrzymać nad tym wspomnieniem, bo do gabinetu wszedł Rubeus Hagrid. Usiadł na fotelu. Spoglądał na wystraszonych, pełny współczucia. Nie odezwał się jednak. Minęła godzina, ale staruszka wciąż nie było. Bardzo zmęczony Rogacz spojrzał na Lel. Spała. Zamknął oczy i sam również odpłynął w niebyt.
Śniło mu się że lata na miotle. Był to przyjemny sen. Akcja przewinęła się jednak. Zobaczył Smarkerusa. Nie przypominał jednak tego, którego znał. W śnie Ślizgon był już dorosły. Ku swojemu przerażeniu spostrzegł leżącą na podłodze - również dorosłą - Lily. Severus płakał i przytulał ją do siebie. Ona nie oddychała. Scena znowu się zmieniła. Wszystko ponownie się rozmyło, kiedy zobaczył Syriusza Blacka. Jego twarz była zapadła. Uśmiechał się jednak szeroko. Z jego różdżki wydobył się promień światła. Pognał w stronę dobrze znanej mu ślizgonki, Bellatrix Lestrange. Ona odwdzięczyła się tym samym. Z twarzy Łapy spełzł uśmiech. Odrzuciło go za podejrzaną zasłonę. Rogacza przeszył ból. Scena rozmyła się. Teraz widział Petera. Celował w kogoś różdżką. Zawahał się, a jego stalowa dłoń - którą teraz dostrzegł - popełzła do własnej szyi. Spoglądał przerażony na niedoszłą ofiarę. Pettigrew poczuł jak jego palce zacieśniają się. Zaczął się dusić. Za wszelką cenę, próbując złapać oddech posiniał na twarzy. Padł na ziemię. Ręka odczepiła się od jego gardła, ale było już za późno. Jego serce przestało bić. Potter poczuł żal. Bał się tego, co nadejdzie następne. Miał do tego prawo. Zobaczył ostatniego ze swoich przyjaciół. Był to Remus. Rzucał zaklęcia na oślep. Stał w dobrze znanej mu wierzy Hogwartu. Obok niego znalazła się kobieta z różowymi włosami. Ta także celowała różdżką przed siebie. Zbliżyli się do siebie, by uchwycić swe ręce. Wypowiedzieli swoje ostatnie słowa "Kocham Cię", a zielony błysk rozdzielił ich na zawsze.
Gdyby James tylko wiedział, że jego sny mogą być prorocze... Jawa wydawała się trwać wiecznie. Nie spodziewał się też, zapewne, że jego przyjaciel dopuści się zdrady, a sam Potter wraz z Lily zginął jako pierwsi. Zobaczył koniec wszystkich swoich bliskich. Jedyne co miało po nich zostać, to Tajemnice Huncwotów. Jednocześnie mieli stać się sławni dla całego Świata Magii. Tymczasem sen, który mu się przyśnił, był jednym z tych o których pomyśli, gdy nadejdzie jego czas.
Obudził go głos Dumbledora.
- Mogą wracać Rubeusie. Jest już bezpiecznie. Voldemort nie odważy się tam wrócić - Hagrid wzdrygnął się.
- Jest pan pewny? - spytał przejęty.
- Tak, niech w spokoju spędzą święta - odpowiedział.
- Co... Dlaczego on tam był? - Lily też się już obudziła.
- Voldemort - gajowy ponownie się wzdrygnął, gdy dyrektor to powiedział - ma nie urażoną dumę. A ty chłopcze nie bałeś się wypowiedzieć jego imienia - zwrócił się do Jamesa. - Nie mówię że to źle. Bo to bardzo dobrze, jednakże nie zdziwiłbym się, gdyby chciał nawiedzić także Remusa Lupina. Teraz jednak nie odważy się na to. W każdym razie, dziwi mnie że Lord jest na tyle nierozważny.
- Nierozważny, czy głupi? - zapytał chłopak.
- No głupi pewnie też - zaśmiał się starzec. - Ale wracajcie już. Mamy 21 grudzień. Święta coraz bliżej.

Oboje udali się do swoich dormitoriów w których zostały jakieś ubrania. Następnie za pomocą Sieci Fiuu znaleźli się w lesie skąd niedaleko już było do domu Lily. Podreptali śpiesznie w milczeniu. Nadal nie mogli uwierzyć w wydarzenia poprzedniej nocy.

Kiedy przybyli do Evansów, wszyscy już wrócili, zaalarmowani przez Dumbledora. Zaczęły sypać się pytania. W momencie, gdy rodzice El dowiedzieli się już wszystkiego, dali sobie spokój. Za to dwójka czarodziejów miała dziś ubrać choinkę.

Ciąg Dalszy Nastąpi...


Jak wam się podoba? :)

Edytowane przez emilyanne dnia 11-11-2011 17:59