Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]Życie Lily Evans

Dodane przez HarryPotter3107 dnia 19-05-2012 14:26
#16

Rozdział IV
W następną niedzielę Evansowie i Snape'owie, którym udało się wyrwać z domu jechali w jednym samochodzie na ulicę Pokątną, gdzie mieli zrobić zakupy do Hogwartu. Matka Severusa - Eileen Snape, wysoka kobieta o niebieskich oczach i długich, brązowych włosach teraz wskazywała ojcu Lily, w którą stronę ma jechać.
W końcu dotarli do obskurnego baru. Jak głosił szyld nad wejściem, miejsce to nazywało się Dziurawy Kocioł. Ludzie zdawali się go nie zauważać, przechodzili obok niego obojętnie, jakby nie istniało. Wysiedli z samochodu, a matka Lily powiedziała:
- To tutaj? Przecież tu nieczego nie ma!
- A no tak - przypomniała sobie ich "przewodniczka" - tutaj znajduje się bar Dziurawy Kocioł, a jednocześnie tajemne przejście na ulicę Pokątną.
- Ach!- powiedziała Emily - Ty to widzisz?! - spytała męża.
- Mugole nie widzą tego baru, jest widoczny tylko dla czarodziejów. - wyjaśnił Severus swojej przyjaciółce.
Weszli do środka, rodzice dziewczynki z lekkim strachem, i zobaczyli mnóstwo ludzi - pijących, jedzących lub po prostu rozmawiających.
- Dzień dobry! - przywitali się wszyscy.
- My na Pokątną. - dodała jeszcze Eileen.
- Zna pani drogę? - spytał barman.
Kiwnęła tylko głową i ruszyła w stronę zaplecza. Otworzyła jakieś drzwi i weszła, a reszta za nią. Zatrzymali się jednak zdziwnieni przed ceglaną ścianą. Pani Snape tylko uśmiechnęła się widząc ich zdziwienie i wyciągnęła różdżkę. W pierwszym momencie Emily roszerzyła oczy z przerażenia widząc ten przedmiot. Na szczęście Eileen była już zajęta wykonywaniem czynności, która sprowokowała kolejną dawkę zdziwnienia u ojca Lily. Otóż dotykała różdżką cegły na ścianie przy której stała, mrucząc coś pod nosem. Po chwili stuknęła mocniej w jedną z nich i przed nimi uformował się wielki łuk, za którym pojawiła się ulica, której końca nie sięgał wzrok. Chodziło po niej wiele ludzi. Słychać było gwar rozmów i hałasujących zwierząt. Przy każdym z wielu straganów stało tłumek zainetesowanych. Ruszyli przed siebie, a Evansowie cały czas kręcili głowami rozglądając się po różnych wystawach.
Doszli do wielkiego, marmurowego budynku. Jak głosiła tablica był to Bank Gringotta. Weszli do środka, a Lily skrzywiła się z obrzydzenia. W całym ogromnym pomieszczeniu stały i chodziły małe, brzydkie stworzenia o dużych wyłupiastych oczach i długich, krzywych nosach.
- To są gobliny. - wyjaśnił jej Sev. - Są okropnie chciwe. Uważajcie co przy nich mówicie. - dodał również do jej rodziców. - Potrafią być bardzo nieprzyjemne.
- Witam. - powiedziała jego matka, gdy podeszli do jednego ze stworzeń. - Chciałabym otworzyć moją skrytkę, a ci państwo wymienić mugolskie pieniądze.
- Merkon! - zawołał okropnym, skrzeczącym głosem - Zaprowadź tych państwa do ich skrytki. - rozkazał temu, który przyszedł. - A państwa proszę za mną - zwrócił się bezpośrednio do nich - za chwilę dokonamy wymiany pieniędzy.
Kilka minut później Evansowie czekali na towarzyszy przed bankiem z sakiewką pełną złotych monet. Chwilę po tym Snape'owie wyszli z banku, ale nie wyglądali na szczęśliwych z tego, że wyjęli swoje pieniądze z banku. Lily domyśliła się, że to z powodu ich biedy.
- No więc ruszajmy na zakupy! - zarządziła ich "przewodniczka", więc ruszyli w głąb Pokątnej, w stronę sklepów.
Pierwszym miejscem do którego się udali była Czarodziejska apteka - wszystko do leczenia i eliksirów. Zanim weszli do środka Lily odwróciła się jeszcze i powiedziała:
- Miotły latające!
- Nie teraz. Po zakupach pójdziemy w każde miejsce, w które będziecie chcieli - obiecała matka Severusa, który również zainteresowany był bardziej sklepem Markowy sprzęt do Qudditcha, niż zakupami w aptece.
- No dooobra... - rzekły zgodnie dzieci i wszyscy ruszyli po zakupy.
Gdy tylko weszli do środka skrzywili się i pozakrywali nosy rękawami. Śmierdziało tak strasznie, że nie dało się w ogóle oddychać.
- Witam. Rzeczy na pierwszy rok do Hogwartu. - powiedziała szybko Eileen, tylko na chwilę odkrywając twarz.
Sprzedawczyni była najwyraźniej przyzwyczajona, albo po prostu nie miała węchu, bo nie zakrywała twarzy i spokojnie szukała rzeczy na półkach. Podała im kociołki, wagi i mnóstwo składników potrzebncyh do uważenia wielu eliksirów. Nadeszła nieprzyjemna chwila płacenia. Nieprzyjemna, bo domysły Lily co do biedy rodziny przyjaciela okazały się słuszne. Podczas, gdy jej rodzice wyciągnęli sakiewkę pełną złotych monet, matka Severusa miała w swojej tylko kilka galeonów, resztą były sykle i knuty. Po minie młodego czarodzieja poznała, że jest zdenerwowany tym, że ona to zobaczyła, mimo, iż starała się udawać, że nie widziała ilości pieniędzy w sakiewce jego mamy. Po dokonanym zakupie wszyscy wyszli z apteki i odetchęli świeżym powietrzem. Szli cały czas w głąb ulicy.
- My musimy coś załatwić, a wy w tym czasie pójdźcie tu - pokazała na sklep z szatami - i tu. - w tym momencie wskazała im Esy i Floresy, czyli księgarnię. - Przy okazji pójdziemy na pocztę, wsyłać listy do Hogwartu z potwierdzieniem waszego przybycia.



__________________________________________________________________________________
Szczególne podziękowania za pomoc Kizzucha http://hogsmeade....ookup=6858

Proszę o więcej komentarzy. Chciałbym wiedzieć, co dokładnie sądzicie o moim opowiadaniu. ;D

Edytowane przez HarryPotter3107 dnia 19-05-2012 16:55