Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [M] Śmiertelna sprzeczka

Dodane przez Matthew Lucas dnia 07-02-2012 17:34
#1

- Ron! Jest szósta czterdzieści pięć! Spiesz się, bo nie zdążysz! - Hermiona była już na skraju załamania nerwowego. Chodziła podenerwowana i zbulwersowana, a krew, choć już wrząca, gotowała się jeszcze bardziej na widok męża usilnie próbującego wkładać swój specjalny kombinezon.
- Już dobrze! Nie warcz na mnie! - Ron rzucił jej piorunujące spojrzenie, które świadczyło tylko o tym, jak bardzo był zdenerwowany. Nienawidził, gdy żona karciła go za byle co i warczała, kiedy tylko chciała. Postanowił przejąć pałeczkę i zacząć dominować, być panem domu. Musiał kiedyś w końcu nadejść kres feminizmu.
- Wiesz co? Jesteś idiotą! Pięćdziesiąt minut zakładasz jednego buta, ponad dwie godziny skarpetkę, a sekundę zajmuje ci wskoczenie do łóżka! - Hermiona zaczęła się drzeć jak papier.
- Przestań ględzić i daj mi uporządkować myśli! - Ronald był już wkurzony paplaniną partnerki. W głowie kotłowały mu się tylko te niemiłe wspomnienia.
Chwilę później po tym incydencie szybkim krokiem wyszedł z mieszkania, uprzednio trzaskając drzwiami, by zrobić na złość swej lubej. Nie chciał już myśleć, co będzie po powrocie z Ministerstwa - "Żałuję, że za ciebie wyszłam! Tak, w łóżku to ty jesteś odważny, ale boisz się wyjść nawet wynieść śmieci! Jesteś po prostu żałosny! Ja ciągle się krzątam, gotuję oraz sprzątam, a ty nawet nie raczysz ruszyć swego tyłka sprzed telewizora, bo akurat leci mecz Quidditcha!". I co ona ma do tego? Nie jego wina, że akurat tego popołudnia jest mecz Armat z Chudley, ulubionej drużyny rudzielca! Prócz tego "pomarańczowi", jak zwykł mawiać, walczyli z Goblinami z Grodziska! Był tak roztargniony tymi wszystkimi sprawami, że nawet nie zauważył nadjeżdżającego z lewej strony samochodu. Ronald zdołał tylko wydusić z siebie dziwny okrzyk, po czym padł z niewiarygodną lekkością na jezdnię. Wokół niego pojawiła się rubinowa ciecz.
Wtem z domu wybiegła jego małżonka, która w ręku trzymała torebkę śniadaniową z tostami. Pomyślała, że zdoła go jeszcze dogonić, ponieważ Ron miał słabą kondycję. Dobiegła do miejsca z przejściem dla pieszych. Nagle zrobiło jej się słabo. Przed oczami przeleciało jej całe życie. Ciągle myślała o chwilach spędzonych z małżonkiem. nigdy już go nie zobaczy w salonie siedzącego w swoim ulubionym fotelu, trzymającego grzane piwo z korzeniami i koglem-moglem. Żal jej się zrobiło na sercu, gdy wyobrażała go sobie trzymającego za ogromne sadło i uważnie śledzącego mecze Quidditcha. Zaczęła płakać. Tak bardzo żałowała każdej kłótni, którą wszczynała. A najbardziej tej dzisiejszej, bo gdyby go tak nie popędzała, pewnie Ron by jeszcze żył. Nagle z samochodu wyszedł jakiś blondyn ubrany w strój Maggiego, w ręce trzymał mahoniową różdżkę. Pewnym, donośnym głosem wypowiedział zaklęcie uśmiercające, pozbawiając ukochaną Ronalda życia. Po rzuconym uroku czym prędzej czmychnął do niedaleko położonego domu i z nikim już się nie zadawał - nie chciał być oskarżany o morderstwo pary.

I jak, podobało wam się? Jeśli nie zauważycie żadnego błędu, pogratulujcie mojej becie, Lence Granger. Chciałbym dodać, że to moja pierwsza miniaturka - zawsze się brałem za drabble bądź fan ficki.

Edytowane przez Matthew Lucas dnia 07-02-2012 18:46