Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Gra w butelkę, czyli wszyscy jesteśmy mugolami (xowiki vs Tom_Riddle) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 14-04-2012 01:41
#2

Tekst 1

Gra w butelkę, czyli wszyscy jesteśmy mugolami


- Przyjazd tutaj był naprawdę świetnym pomysłem! - wykrzyknął Ron, kiedy z impetem szarżującej sklątki tylnowybuchowej skoczył na materac swojego łóżka. - Nie wiedziałem, że czarodziejki zbierały się na Łysej Górze aby wyłonić zwyciężczynię plebiscytu na Wiedźmiss Roku! Kategoria Wiedźmiss Mokrego Kociołka zrobiła na mnie największe wrażenie! A widzieliście tą Józefinę Abdank? Jejku, myslałem, że wieloryby powinny pływać w oceanie...

Ron zamilkł, kiedy Hermiona posłała mu piorunujące spojrzenie.

- Ron, mówiliśmy o tym konkursie na historii magii, ponieważ profesor Binns chciał, abyśmy mogli się czegoś nauczyć na tej wycieczce! Mówił o pierwszej Wiedźmiss Polski, niejakiej Genowefie Pigwie, która tytuł ów zdobyła dziesięć razy z rzędu, mniejsza z tym, że nie było żadnych kontrkandydatek... Potem konkursy piękności czarodziejek roprzestrzeniły się na cały świat, jednakże w 1690 roku zaniechano dalszej rywalizacji, gdyż zaczęły przystępować do nich wile. Międzynarodowa Organizacja Damskich Aparycji i Unikatowych Ruchów Odmładzania Dla Amatorek, w skrócie MODAiURODA, skupiająca czarodziejki ze wszystkich krajów, rozwiązała wszelkie konkursy w obawie o zdominowanie rywalizacji przez nie w pełni ludzkie istoty. Tylko w Polsce przetrwał ten zwyczaj, corocznie pielęgnowany w noc przesilenia letniego. Czarodziejki zbierały się na Łysej Górze, aby wybrać najpiękniejszą. Oczywiście mugole musieli zauważyć tak wielkie poruszenie w tym jednym dniu w roku, więc wymyślili sobie bajeczkę o sabatach czarownic. Ministerstwo Magii podjęło nawet próbę wprowadzenia zakazu na zlot czarodziejek w obawie o naruszenie Zasady Tajności, jednakże ostatecznie przymknęło oko na przypadki zdemaskowania jednej lub dwóch czarwnic. Jak zwykle nie słuchałeś! I koniec końców nie powinieneś tracić czasu na jakieś konkursy piękności, tylko rozwijać międzynarodowe znajomości, prawda Harry?

Harry Potter, do tej pory milczący i zamyślony, nieobecnym wzrokiem omiótł pokój mugolskiego pensjonatu (Rozkoszna Chata Lukrecji), w którym się zatrzymali, a zawiesiwszy wzrok na dwójce kłócących się przyjaciół, uśmiechnął się blado, wstał i już chciał wyjść na korytarz, kiedy Ron zawołał:

- A propos rozwijania znajomości. Dziś o północy robimy małe "spotkanie" w pokoju Ślizgonów. Nie wiem, czego można się po nich spodziewać, ale przychodzą też Krukoni i Puchoni, więc nie powinno być problemów. Wybieracie się?

***

HARRY
Nie miałem ochoty iść na to "spotkanie" o północy, ale Ron bardzo nalegał, więc w końcu się zgodziłem. Hermiona postanowiła zostać, ponieważ zbulwersował ją fakt zakłócania ciszy nocnej. Odkąd przyjechaliśmy na Łysą Górę i zamieszkaliśmy w mugolskim pensjonacie musieliśmy zachować szczególne środki ostrożności, żadnej magii, psikusów, łażenia w nocy po budynku... Dziś mieliśmy złamać wszelkie zasady, ale przecież w Hogwarcie robiliśmy to nie raz. Na weekend zaplanowaliśmy wypad do Magicznego Kolegium Czarnoksięstwa i Wiedzy Tajemnej w Czarogłazie (przez mugoli nazywanego Skałkami Twardowskiego), zlokalizowanego koło Krakowa, polski odpowiednik Szkoły Magii i Czarodziejstwa, skupiający uczniów z obszaru środkowej i wschodniej Europy, rywalizujący z Durmstrangiem. Zapowiada się ciekawa przygoda, zarówno w weekend, jak i dzisiejszego wieczoru!

***

Parę minut przed północą Ron i Harry mknęli schodami na górę - pokój Ślizgonów znajdował się na trzecim piętrze. Co trochę słychać było trzaski i skrobanie korników w drewnianych podłogach, co czasem brzmiało, jakby ktoś skradał się za nimi i deptał im po piętach. W ciemności łatwo było nabić guza, a tym bardziej wpaść na kogoś, toteż chłopcy za każdym razem pięć razy sprawdzali, czy za rogiem nie czai się czasem jakiś opiekun (Snape, McGonagall, Sprout, Flitwick), wypatrujący uczniów udających się na nocne eskapady.

- Dobra, to tutaj, wchodzimy. - Ron przekręcił gałkę w drzwiach z numerem 178 i uchylił drzwi. Na ciemny korytarz wylał się snop jasnego światła rzucanego przez wiszącą u sufitu żarówkę. W środku był już spory tłum. Ściany przyozdobione były różnokolorowymi skrawkami materiałów, w powietrzu, parę stóp nad podłogą, unosiły się srebrne i zielone iskry (Mała sztuczka, nie zostanie wykryta przez Ministerstwo). Na stołach ustawione były przeróżne przekąski i trunki, wśród których prym wiodło oczywiście piwo kremowe. Dla żądnych mocniejszych wrażeń znalazła się i Ognista Whisky, choć oczywiście w mniejszej ilości.

- No to od czego zaczynamy? - zapytał jakiś wysoki Krukon w kraciastej koszuli.
- Może zagramy w butelkę? - zaproponowała niska, czarnowłosa dziewczyna z Hufflepuffu.
- A co to takiego? - prychnął z mocno wyczuwalną pogardą siedzący w kącie pokoju Draco.
- To mugolska gra, w której chodzi głównie o losowanie osoby, z którą potem trzeba się pocałować.
- Straszne! A skąd ty wiesz o takich zabawach? - spytał z lekkim obrzydzeniem Ron.
- Jestem czarownicą półkrwi. Parę razy grałam w butelkę i migdaliłam się z kolegami podczas wakacyjnych wojaży. Najważniejsze to się nie zawstydzić, a potem to już jakoś idzie.

"Podoba mi się ten pomysł" słychać było coraz częściej wśród rozochoconych studentów Hogwartu. Tylko Draco ociągał się z przyłączeniem do zabawy. "Nie będę bawił się w jakieś głupie gry dla pomylonych mugolskich nastolatków!" grzmiał, gdy inni Ślizgoni próbowali namówić go, aby spróbował choć jeden raz. W końcu po paru kieliszkach Ognistej Whisky dał za wygraną i przyłączył się do zabawy.

Jedna z zakurzonych flaszek po piwie kremowym posłużyła za przyrząd do losowania. Ron, który również nabrał ochoty do gry po bliższym zapoznaniu się z ową czarnowłosą Puchonką, zakręcił butelką, skrupulatnie poinstruowany przez nową znajomą, po czym cofnął rękę i oczy wszystkich skupiły się na wprawionej przez niego w ruch flaszce. Koniec wskazał na puszystą Ślizgonkę. Ron jęknął, ale zmuszony wiwatami i głośnymi namowami obecnych lekko musnął wargi dziewczyny swoimi. Siedzący obok niego Harry zauważył błagalną minę przyjaciela pod tytułem: "Wystrzel mi w usta Expelliarmusem!". Harry zaśmiał się, a chwilę potem przyłączył się do niego Ron.

Parę kolejek później przyszła kolej na Harry'ego. Szczęśliwym trafem jeszcze ani razu nie musiał całować się z kimkolwiek, a czas pomiędzy kolejnymi parami wypełniał Ognistą Whisky, która piekła go w gardle, ale dzięki niej stał sie bardziej rozmowny i pewny siebie. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że ktoś na niego patrzy. Był to Draco. Harry z zakłopotaniem przełknął ślinę; młody Malfoy nie spuszczał z niego oka. "Harry, Harry"...

- Harry! Twoja kolej - ktoś krzyknął mu do ucha. Nie zapominając tego spojrzenia, Harry położył rękę na chłodnym szkle i zakręcił mocno butelką. Wirowała dłuższy czas aż w końcu zatrzymała się z końcem skierowanym w Dracona. Zapadło milczenie. Po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Czekamy, panowie! - krzyknął dryblasowaty Krukon.
- Nie no, dość tego! - zawołał z oburzeniem Ron. - Chyba to już przesada! Harry!
Ale Harry nie słuchał. Wstał i podszedł bliżej Dracona.
- Ja dotrzymuję reguł gry, a ty? - powiedział i uśmiechnął się tak, by tylko on mógł go zobaczyć.
Gdzieś w okolicach kącików ust Dracona czaił się mimowolny uśmiech, a na jego blade i zimne policzki wystąpiły czerwone rumieńce. Przymrużone oczy błyszczały, a tętnica na szyi skakała jak szalona. Harry podświadomie zwilżył wargi koniuszkiem języka.
- Nie będę gorszy od jakiegoś Gryfona - powiedział i zdrowo łyknął Ognistej Whisky, po czym przekazał butelkę Harry'emu aby i on się napił. Wtedy zebrani w pokoju uczniowie rozpoczęli odliczanie, po którym miał nastąpić pocałunek.

Dziesięć.

Dziewięć.

Osiem.

Siedem.

Sześć.

Harry'ego ogarniało coraz większe podniecenie. Jak to jest zasmakować chłopaka?

Pięć.

Cztery.

Trzy.

Draco zaczął z napięciem wpatrywać się w usta młodego Pottera. Jeszcze tylko chwila.

Dwa.

Draco ujął w dłonie twarz Harry'ego i nie czekając na "Jeden" dotknął swoimi wargami jego ust.

***

HARRY
Malfoy naparł całym sobą, ale pocałunek, jaki zostawił swoimi gorącymi wargami był subtelny i zniewalający. Poczułem na twarzy jego lekko drżące ręce. Zamknąłem oczy i starałem się zebrać wszystkie galopujące w mojej głowie myśli. Wtem jego wargi odsunęły się od moich. Przez chwilę czułem jego ciepły oddech na moich ustach, jakby na coś czekał... Ja nie chciałem czekać, delikatnie przysunąłem twarz do jego twarzy i miękko złapałem zębami jego wargę. Uśmiechnął się, a jego ręka spoczywająca dotąd na mojej twarzy zatoczyła koło, gładząc pierś, żebra i plecy. Delikatnym ruchem wsunął dłoń pod moją koszulkę i przyciągnął do siebie, wywołując dreszcz na całym ciele. Coraz łapczywiej pragnął moich ust zwiększając intensywność ruchów. Smakował wspaniale, zbyt dobrze! Zrobiło mi się gorąco. Czy jestem gejem? Draco oderwał się na chwilę ode mnie.
- Masz coś słodkiego na ustach...
- To szminka mojej dziewczyny... - odpowiedziałem półprzytomny próbując złapać oddech.
Draco uśmiechnął się zniewalająco.
Tego Ron już nie wytrzymał. Zaczęła się awantura, chrzanił coś o przelizaniu jego siostry, a potem namiętnym gejowskim pocałunku ze Ślizgonem... Puszczałem wszystko mimo uszu.

DRACO
Wyciągnąłem nieśmiało swoją prawą dłoń w jego kierunku. Złapałem go w przegubie - poczułem delikatne pulsowanie jego żył, tuż pod skórą. Jego ręka drgnęła, ale nie wyszarpnął jej - a więc podobało mu się! Nigdy nie reagowałem tak na innego chłopaka. Co się ze mną stało? Przyciągnąłem Harry'ego do siebie i spojrzałem w jego zielone oczy. Głęboko w nich ujrzałem swoje odbicie. Wplotłem swoje palce w jego kruczoczarne włosy - nasze usta znów się spotkały, ale w pocałunku nie było już nic czułego. Chłonęliśmy siebie, z niemą agresją każdy z nas próbował skraść duszę tego drugiego. Wtem poczułem gorące wargi Harry'ego na szyi, jego ciepły oddech... Jego język delikatnie masował cal po calu skórę tuż pod moją żuchwą. Próbowałem uspokoić oddech, ale mimo to wciągałem łapczywie kolejne porcje powietrza jak tonący. Nie, już dość! Chciałem krzyczeć, ale zajęte wydawaniem cichych pomruków usta odmówiły posłuszeństwa...

***

Harry nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Ruszył w kierunku głównego wyjścia, co trochę potykając się o fałdy dywanu, ponadpalanego na rogach papierosami i poplamionego niezidentyfikowaną substancją. Pod ścianami stały ustawione w równych rzędach donice z oleandrami, rzucające coraz dłuższe cienie na wysłużony dywan. Jeszcze chwila i słońce zniknie za horyzontem.

Chłopak wyszedł na świeże powietrze, napełnił płuca wonią sosnowej żywicy i usiadłszy na ławce przysłuchiwał się delikatnemu pluskaniu wody w pobliskim strumyku. Wtem spostrzegł sylwetki trzech osób, powoli powiększające się, a chwilę potem stali nad nim Draco Malfoy i jego goryle, Crabbe i Goyle.

- Zostawcie mnie! - powiedział arystokratycznym tonem młody Malfoy, po czym odprowadził wzrokiem oddalających się towarzyszy.
- Słuchaj! - Chłopak złapał gwałtownie Harry'ego za koszulkę, tuż pod szyją i mocnym ruchem przyciągnął go do siebie tak, że prawie stykali się nosami. Mimo to mówił nienaturalnie głośno, jakby chciał, aby Crabbe i Goyle usłyszeli jego słowa. - Przestań już o tym myśleć! Mówiłem ci, to się nigdy nie wydarzyło i masz o tym zapomnieć! To była tylko chwila słabości. Jeśli jeszcze raz uznam, że o tym myślisz, pożałujesz!

Harry myślał, że nastepny dzień przyniesie wyjaśnienie wszystkich spraw z poprzedniego. Nie mylił się. Po krótkiej rozmowie z młodym Malfoyem nie miał już złudzeń; to, co miało miejsce wczoraj było tylko szczeniackim wybrykiem.

Draco wstał powoli, spojrzał na Harry'ego wzrokiem pełnym pogardy i odwróciwszy się na pięcie, dostojnym krokiem pomaszerował w kierunku głównego wejścia do hotelu.

Harry spojrzał w jego kierunku, zobaczył jak za rogiem znikają jego goryle, a potem westchnął i zamknął oczy. "Gdybym tylko mógł z nim porozmawiać!", mówił do siebie w duchu. Wspominał wydarzenia ostatniego dnia, ale w swoim obolałym umyśle potrafił znaleźć tylko niektóre urywki i strzępy rozmów. Wstał, ale kątem oka zobaczył, jak mignęło coś białego. Spojrzał w tamtym kierunku, a jego oczom ukazała się mała karteczka, pomięta i lekko wilgotna (zapewne zbyt długo trzymana przez kogoś w dłoni). Leżała na ziemi pośród zielonych listków starannie przyciętego trawnika. Harry schylił się i sięgnął ręką po kawałek papieru. Rozwinął go i wygładziwszy wszelkie nierówności przeczytał treść wiadomości. Uśmiechnął się pod nosem, poczuł przypływ nowej energii i powoli ogarniającą go euforię. Pobiegł do pokoju, gdzie zastał Hermionę pogrążoną w lekturze Polska kultura i jej wpływ na kształtowanie się wiedzy tajemnej w okresie Złotego Wieku Rzeczypospolitej autorstwa znanego historyka magii Alberta Crosslinga.

- Wychodzę. - Harry zdobył się tylko na taki komunikat.
- Aha, dobrze. Wiesz, że pan Twardowski, nadworny magik polskiego króla, sam wymyślił bajkę o tym, że przebywał na księżycu? No, po pijaku, ale zadziałało...

Harry upuścił karteczkę na stolik i wybiegł spiesznie z pokoju, zabierając ze sobą tylko ciepły sweter. Zaintrygowana Hermiona wstała z miejsca i spojrzała na rozwiniętą karteczkę. Słowa układały się zgrabnie w treść:

Dziś wieczór, skraj lasu. Będę czekał.
D.

Edytowane przez Tom_Riddle dnia 15-04-2012 06:33