Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Przymus? (Helltrix13 vs Eamy) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 08-05-2012 20:13
#3

Tekst 2


Przymus?

Siedziała w swojej celi, wpatrując się we własne ręce z niedowierzaniem.
Jak to mogło się stać tak szybko? Jest tu dopiero miesiąc, Avery prawie pół roku, a jeszcze tego nie zrobił...
To musiało oznaczać tylko jedno.
Podniosła głowę, uśmiechając się do swojego bladego odbicia w wielkim lustrze na ścianie.
Jest po prostu najlepsza! Udowodniła to przecież dzisiaj.

***

Upadła na kamienną posadzkę, dysząc ciężko.
- Co?- usłyszała drwiący, lodowaty głos- Masz już dość? Chcesz odpocząć? Czy będziesz błagała o to, abym już z tobą skończył...?
W jej, spowitej przez poplątane czarne włosy, głowie trwała nieustanna gonitwa myśli. Choć same nie wiedziała, nad którą ma się skupić starała się wydobyć na wierzch swojej jaźni tą najważniejszą, tą, która pozwalała jej znosić kolejne crucio rzucane przez Mistrza. Co to było? Co pozwalało jej nie krzyczeć podczas tego morderczego treningu? Co spowodowało, że godziła się na tę męczarnię dniami i nocami, rezygnując z wygodnego, bezpiecznego życia na salonach innych możnych rodzin?
Idee, które zaszczepił w niej Czarny Pan. Ten mądry i potężny czarodziej wiedzący i potrafiący więcej niż ktokolwiek inny.
Wzięła głęboki oddech, opierając ręce o posadzkę.
- Co? Jednak nie kończymy?
Przeniosła ciężar ciała na ręce, powoli dźwigając się do góry. Wiedziała, że robi to pokracznie i nieudanie, niczym jeden z tych nędznych domowych skrzatów po tym, gdy wymierzali im surowe kary. Ale to się w tej chwili nie liczyło.
Musi mu udowodnić, że jest godna zostania jedną z nich. Musi mu pokazać, że w tym zamku nie ma nikogo tak mu oddanego, tak bardzo pragnącego wkraść się w jego łaski... A jednocześnie tak zdolnego.
Stanęła, unosząc głowę. Była tak wycieńczona, że czarna szata zdawała się ważyć o wiele za dużo. Ale odnalazłam w sobie siłę, patrząc na tę kredowobiałą, wężową twarz swego Mistrza.
- Ja...- jej głos w panującej w komnacie ciszy przywodził na myśl dwie części blachy trące o sobie- Ja... Ja chcę spróbować sama...
Roześmiał się złośliwie, wstając z drewnianego krzesła, na którym musiał usiąść, gdy ona w agonii wiła się po posadzce.
- Spróbować?- zadrwił- W takim stanie? Jesteś pewna, droga Bellatrix, że jesteś w tym stanie zdolna skrzywdzić choćby skrzata?
Jego słowa podziałały na nią pobudzająco. Za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że jest warta więcej, niż jakikolwiek inny śmierciożerca. Sięgnęła po jej porzuconą różdżkę czując, jak każdy ruch wywołuje ciągnący ból mięśni. Nie poddała się jednak, tylko wyprostowała się, trzymając swoją różdżkę niczym wygrany król dzierży buławę odebraną przeciwnikowi. Voldemort przyglądał jej się uważnie, cały czas uśmiechając się jakby ironicznie. Nie odzywał się jednak i nie rzucał kolejnego zaklęcia, które musiała by odeprzeć.
- Mam kogoś przyprowadzić, tak?- zapytał, niemal uprzejmie.
Kiwnęła głową, skupiając całą swoją siłę na tym, aby wyglądać na silniejszą, niż czuła się po tej męczącej sesji tortur.
Czarny Pan odwrócił się i wyszedł z kamiennej komnaty, choć jeszcze przez chwilę słyszała odgłos jego kroków milknący w ciemnym podziemiu korytarzy. Skupiła się na oddychaniu, aby dostarczyć jak najwięcej tlenu umęczonym komórkom organizmu. Wiedziała, a przynajmniej chciała w to wierzyć, że poczuje się dzięki temu lepiej.
Nie wiedziała jak długo stała tak, pośrodku komnaty regenerując siły. W każdym razie nim usłyszała, że ktoś się zbliża zrozumiała, że zimne powietrze już nie rozrywa jej płuc, jakby wyłoniła się z lodowatej kąpieli. Potem usłyszała, jak ktoś skrada się do komnaty i niemal natychmiast zrozumiała, co to oznacza. Zmusiła swoje ciało do gwałtownego obrotu, dzięki któremu udało jej się skryć za filarem podtrzymujący ciężki sufit na ułamek sekundy przed tym, jak do komnaty wpadł zielony grot zaklęcia.
- Tchórzysz, Bellatrix?
Rozpoznała ten głos natychmiast- należał do owego blondowłosego śmierciożercy, który drwił z niej za każdym razem, gdy tylko zobaczył ją na horyzoncie.
- Chyba kpisz...
Poczuła, jak narastająca irytacja ułatwia jej skupienie się. Skoro wchodząc do komnaty nie bawił się w uprzejmości, tylko rzucił śmiertelne zaklęcie... To mogło oznaczać tylko jedno- dostała to, na co czekała. To było jej być albo nie być.
- Pamiętasz zasady, Bello? Zasady pojedynku?
Usłyszała jak przemieszcza się, wchodząc w głąb komnaty. Zbliżał się do niej, choć sam zapewne nie wiedział, gdzie dokładnie znajduje się dziewczyna.
- Zasada pierwsza- przemyślane decyzje.- wyrecytowała, przywierając plecami do zimnego muru.
- Zapomniałaś, że...
- Szybkie i jak najbardziej szkodliwe dla przeciwnika.- dodała.
- Dobrze...- pochwalił.- W takim razie...
Zdążyła przebiec za drugi filar nim ten, za którym stała rozsypał się w drobny mak.
- Długo będziesz uciekać?- zakpił znowu.
- Zasada druga- jak najszybciej zmęczyć przeciwnika, nie osłabiając samego siebie.
- Obawiam się, że nie trzymasz się tej zasady.- zganił ją, nagle pojawiając się kilka cali od niej.
Trzasnęło, a Bellatrix zniknęła sprzed jego oblicza. Aportowała się w kącie komnaty, poza zasięgiem jego wzroku.
- Zasada trzecia- nie okazywać litości.- krzyknęła, celując w jego plecy- CRUCIO!
Chłopak upadł na kolana, a jego krzyk wypełnił komnatę. Sama była zaskoczona, jak mocne zaklęcie udało jej się rzucić, biorąc pod uwagę jej zmęczenie. Nie zamierzała spocząć na laurach a wiedziała, że gra toczy się o najwyższą stawkę- jej życie. Skoro on chciał ją zabić...
Nie zwróciła uwagi, że nadal rzucał się na podłodze, ale coraz lepiej panuje nad swoim ciałem. Wycelował w nią różdżkę, ale nie był w stanie dobrze wycelować. Wymamrotał coś, ale zaklęcie śmignęło obok niej, w ścianie pozostawiając wielką dziurę. Nie zastanawiała się długo. Zerwała zaklęcie tortury, nadal w niego mierząc.
- Avada kedavra!
Oślepiło ją zielone światło jej własnego zaklęcia. Blondyn nadal leżał na posadzkę, ale ręka z różdżką opadła na podłogę, a ciało przestało dygotać.

***

Nadal wpatrywała się w lustro wiszące na ścianie, wspominając jak Czarny Pan pochwalił ją, każąc zająć się zlikwidowaniem ciała tamtego partacza. Jak nakazał podwinąć jej rękaw szaty, który i teraz podwinęła. Spojrzała na to, co różdżka Lorda Voldemorta pozostawiła na jej skórze.
Wiedziała, że z niczego nie będzie tak dumna, jak z Mrocznego Znaku, który teraz świadczył o jej oddaniu największemu czarnoksiężnikowi świata.

Edytowane przez Tom_Riddle dnia 08-05-2012 20:13