Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [M] Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać

Dodane przez emilyanne dnia 13-05-2012 11:52
#1

Miniaturka pisana pod wpływem niezwykłego natchnienia. Moją Weną w tym wypadku jest przyjaciółka, która opowiedziała mi nękający ją koszmar. Myślę, że każdy, kto odwiedza kardiologa częściej, niż na zwykłe badania profilaktyczne, bądź jest blisko z taką osobą, doskonale zrozumie jej przekaz :)

Podkład muzyczny (bądź raczej tykający): http://www.youtub...re=related

"Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać" - Kurt Cobain

Tyk, tyk, tyk...
Jestem sama. Sama i jest ciemno. Wiem, że to jakiś mechanizm. Biegnę, szukam wyjścia. Boję się, to niepewność mnie przeraża. Nic nie mogę na to poradzić, więc pędzę, chce uciec. Co jeśli się nie uda? Nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Niewiedza jest wygodniejsza i bezpieczniejsza. Och, nie... Nie bezpieczniejsza, to tylko złudzenie. Nogi same mnie niosą.
Tyk, tyk, tyk...
Widzę światło, biegnę w stronę wyjścia. Tak, mój ratunek... Mogę się wydostać, mogę żyć! Ale wtedy mechanizm przestawia się, wskazówka zmienia swoje położenie, zamykając przede mną drogę ucieczki. A byłam już tak blisko...
Tyk, tyk, tyk...
Wiem, że jeśli zegar przestanie tykać, zatrzyma się choć na chwilkę... to już nie ruszy dalej. I wiem, że stanie się wtedy coś złego. Coś strasznego, coś czego się boje... Lecz nadal nie mam pojęcia co. To mnie przerasta. I choć niewiedza jest wygodniejsza, to jednak przerażająca. Nie ma czasu by się przygotować, więc gnam przed siebie, nie czując się zmęczoną. Uparcie szukam wyjścia, w nadziei, że je znajdę.
Tyk, tyk, tyk...
Mijają sekundy, minuty, godziny, a ja wciąż tu jestem. Niepewność, złuda... Dalej pędzę. Znowu widzę wyjście. Przyśpieszam, biegnę w stronę światła. I wtedy mechanizm ponownie przestawia wskazówkę. Powoli wpadam w obłęd, chce upaść na kolana i po prostu płakać. Jest jednak coś, co mi na to nie pozwala. Świadomość, której nie jestem świadoma. Coś każe mi biec, choć nie wiem jaki to ma sens.
Tyk, tyk, tyk...
Co czuje? Jeszcze więcej strachu - mechanizm przyśpieszył. Nie wiem co robić, chociaż całą sobą czuje, że zegar nie powinien tak gnać. Chcę zwolnić jego pracę, lecz nie wiem jak. W półmroku zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że już za późno, by cokolwiek zmienić. I padam na kolana. I płaczę. I trzęsę się.
Tyk, tyk, tyk...
Coś we mnie umiera, lecz nie wiem co to takiego. Im szybciej maszyna pracuje, tym ja słabsza się staje. Och, słabość! Nienawidzę słabości! Zawsze powtarzam sobie, że nie jestem słaba, że to jedynie natura mi czegoś nie dała. I nie chcę się przed sobą przyznać do tego, że nie jestem wystarczająco silna. Nie chcę, ale robię to. A robię to, bo muszę.
Tyk, tyk, tyk...
Zegar pędzi. Mogłam to powstrzymać i, jakimś dziwnym trafem, zdaje sobie z tego sprawę. Wciąż nie wiem jak, ale mam tę świadomość, że mogłam wiele zrobić.
Tyk, tyk, tyk...
Mechanizm pracuje już na najwyższych obrotach, a ja nie mam siły by wstać. By pędzić. Dociera do mnie, że już nigdy nie zobaczę słońca. Nie zobaczę tych, dla których biegłam. Próżno próbuje przypomnieć sobie ich twarze. Pluje sobie w brodę, że tak szybko zapomniałam nawet, jak oni się nazywali. .
Tyk, tyk, tyk...
Zegar przestaje tykać, a moje mięśnie pracować. I widzę światło, lecz inne niż to, które prowadziło mnie do wyjścia. Ktoś tam wyciąga ręce w moją stronę, a ja powstaje, pełna sił i idę tam. Tam, w stronę światła. I nim w nie wkraczam, uświadamiam sobie nagle nieistotną już teraz rzecz, którą przeoczyłam... Zegar - zegar jest moim sercem...

I budzę się. Budzę się w środku nocy. Zalana potem, przerażona. Rozglądam się dookoła. W półmroku rozpoznaje mój pokój. Jestem we własnym łóżku. I kieruję wzrok na biurko, na budzik. A zegar nadal tyka...

Edytowane przez emilyanne dnia 13-05-2012 11:57