Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Ostra jazda pod jemiołą! (biedronowate vs Helltrix13) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 24-06-2012 20:38
#2

Tekst 1


Ostra jazda pod jemiołą!

W Hogwarcie na dobre zapanowała już atmosfera świąt. Jak co roku z każdej strony dało się ujrzeć zwieszające się z sufitów ozdoby, magiczne sople i różnokolorowe bombki. Jednak największą furorę wśród uczniów wzbudził Irytek, który w jedynie sobie znany sposób, zdołał przetransportować jedną z choinek znajdujących się w Wielkiej Sali do gabinetu Filcha. Wszyscy podejrzewali, że któryś z uczniów musiał również maczać w tym swoje palce. Podobnie zresztą jak sam woźny, który postanowił wykryć osoby biorące udział w tym, jak uważał, spisku.

Szkolne zmartwienia i zimowe uroki Zamku nie miały jednak znaczenia dla Cormaca, gdyż on sam zaprzątał swój umysł czymś zgoła innym. Właśnie zaliczył kolejną kłótnię z Hermioną. Dziewczyna ciągle zarzucała mu zbytnie zainteresowanie własną osobą, a co za tym idzie kompletne ignorowanie osób wokół - a co najistotniejsze - jej samej. Jednak ich ostatnia "rozmowa" zakończyła się zdecydowanie mniej fortunnie, niż dotychczasowe potyczki słowne. Hermiona uderzyła go w twarz, po czym uciekła z zaśnieżonego dziedzińca z płaczem. Tymczasem on stał sam pośrodku placu, znosząc dzielnie, zgorszone spojrzenia Gryfonek, które przyglądały się im przez cały czas. Teraz musiał znaleźć sposób na przeproszenie dziewczyny i wyjaśnienia tej całej głupiej sprawy. Problem w tym, że zupełnie nie wiedział jak się za to zabrać. Dodatkową przeszkodę stanowił fakt, iż jego najlepszy kolega wyjechał na przerwę świąteczną do domu i nie miał u kogo zasięgnąć rady. Przechadzał się więc kolejno korytarzami, licząc na to, że w końcu jakiś plan zrodzi się w jego głowie.

Cormac zamierzał właśnie skręcić w kierunku Wieży Gryffindoru, kiedy ujrzał Pottera przechodzącego obok klasy Transmutacji. Nagle do głowy wpadł mu szalony pomysł.

- Ej, Potter! - krzyknął - biegnąc w jego stronę.

Harry rozejrzał się po korytarzu. Kiedy z daleka zobaczył zmierzającego w jego stronę McLaggena, postanowił ratować się ucieczką. Niestety, jego plan udaremniła profesor McGonagall, która właśnie wychodziła ze swojej klasy.

- Potter, jak świetnie, że tu jesteś! - powiedziała nauczycielka - O, i pan McLaggen - dodała, kiedy podbiegł do nich Cormac. - Mam dla Was obu pewne zajęcie. Czy możecie zabrać te dwie klatki z sowami z mojej pracowni i przenieść je do Sowiarni? - zapytała unosząc brwi.

- Eee, oczywiście pani profesor - powiedział Harry.

- Żaden problem, proszę pani - dodał Cormac.

- Na miejscu oczywiście wypuśćcie je z klatek. Bardzo Wam dziękuję. Szczerze mówiąc taka pogoda źle działa na moje zdrowie. Dziesięć punktów dla Gryffindoru - Uśmiechnęła się lekko do obu, po czym zniknęła za rogiem korytarza.

- Słuchaj, Potter. Mam do Ciebie pewną sprawę - zaczął Cormac, kiedy weszli do klasy po ptaki. - Wiesz, ostatnio pokłóciliśmy się z Hermioną i...

- Tak, wiem. Słyszałem o tym. Opowieść o Twoim wyczynie zdążyła dojść do mnie, zanim zdołała poinformować mnie o tym Hermiona - przerwał mu szybko Harry.

- Ale to wcale nie było tak, jak opowiadają te dziewczyny. Romilda Vane naprawdę zmyśliła tę całą historię o pocałunku i tym, co miało zajść później. Owszem, od dłuższego czasu przymilała się do mnie, ale ja zawsze ją po prostu spławiałem. Ostatnim razem powiedziałem jej to nawet bardzo dosadnie. Pewnie dlatego wymyśliła tę historię o jeździe pod jemiołą - chciała mi zrobić na złość - zakończył McLaggen wchodząc po schodach ze spuszczoną głową. Harry przez cały czas wpatrywał się w niego, słuchając uważnie.

- I ja mam w to tak po prostu uwierzyć? - zapytał z niedowierzaniem Potter.

- Mógłbyś podać mi Veritaserum i wiedziałbyś, że mówię prawdę! No Potter, daj spokój, jestem jaki jestem, ale nie zrobiłbym czegoś tak okropnego Hermionie - powiedział unosząc głowę do góry i patrząc Potterowi prosto w oczy. - Pomóż mi dowieść, że jej nie zdradziłem. Proszę.

- Hmm... Wiesz co McLaggen? Chyba masz jakiś dar przekonywania. Daj mi chwilę na zastanowienie - odpowiedział Harry pogrążając się w milczeniu.

W dalszej drodze do Sowiarni, kiedy już opuścili Zamek, nie zamienili między sobą ani słowa. Po wypuszczeniu sów, Harry w końcu przerwał tę ciszę.

- Dobrze, mam pewien plan. Tylko nie gwarantuję, że wszystko się uda. Jeśli złapią nas nauczyciele...

- Nieważne! - przerwał mu Cormac. - Chcę zaryzykować. I dziękuję Harry, że mi uwierzyłeś. Naprawdę przekonam Was, że cała ta historia to jedno wielkie kłamstwo. Opowiadaj jaki to plan.

- Nie ciesz się przedwcześnie, no ale dobra. Plan jest taki...




Cormac czekał na nią w Izbie Pamięci. Oglądał właśnie malutki prezent, który wręczył mu Harry. Powiedział przy tym, że ma go dać jej dopiero kiedy poczuje jak paczuszka porusza się w jego kieszeni. Kiedy usłyszał kroki na korytarzu, włożył ją właśnie tam i wstrzymał oddech, modląc się w duchu, by wszystko poszło jak zaplanowali. Drzwi do Izby uchyliły się lekko i wślizgnęła się do niej dziewczyna o czarnych włosach. Jej twarz widać było wyraźnie w smudze księżycowej poświaty, która przesączała się przez okno. Podeszła do Cormaca i powiedziała zalotnym tonem:

- Cormac, nie wierzyłam kiedy otrzymałam Twoją wiadomość. Chcesz się spotkać, po tym co zaszło...?

- Między nami przecież nic nie zaszło! - odparł lekko poddenerwowany.

- Oh, po co od razu te nerwy? Miałam na myśli właśnie tę brzydką plotkę, która krąży po szkole. Przecież oboje doskonale wiemy, że do niczego między nami nie doszło. - Westchnęła ze smutkiem. - Zapewniam Cię też, że nie mam z nią nic wspólnego...- W tej chwili Cormac poczuł, jak paczuszka w jego kieszeni zaczęła się mocno trząść. - Jestem tylko ciekawa, po co ściągnąłeś mnie tu dzisiaj w nocy? Czyżbyś zmienił jednak zdanie? - dodała trzepocząc rzęsami.

- Hermiona mi nie wierzy, więc pomyślałem sobie - po co marnować taką okazję? Możemy zobaczyć czy nam się uda - odparł McLaggen.

- Naprawdę?! - jęknęła z zadowoleniem Romilda. - To wspaniale, bo wiesz, ja myślę, że ona nie była dla Ciebie. Przecież wcale nie ma żadnego wyglądu i siedzi wiecznie z nosem w książce... - Nagle usłyszeli jakiś dźwięk zza drugich drzwi. - Co to było?! Słyszałeś? - zapytała Romilda.

- Pewnie zrywa się wiatr i będzie zamieć - zmyślił na poczekaniu. Po czym stwierdził, że pora przekonać się, co znajduje się w paczce. - Mniejsza o to. Mam tu coś dla Ciebie - powiedział, wyjmując wciąż poruszające się pudełeczko z kieszeni i wręczając dziewczynie.

- Ojejku, co to takiego?! Nie musiałeś! - pisnęła, ale on dostrzegł w jej oczach wyraźne pożądanie.

- Otwórz - odparł, wpatrując się w szamocące się pudełko.

Kiedy Romilda pociągnęła za sznurek, w ciągu paru chwil wydarzyło się kilka rzeczy. Izbę wypełnił naglę donośny wizgot, po czym drzwi do sali otworzyły się z donośnym trzaskiem i z tej samej strony naraz śmignęło zaklęcie, które trafiło prosto w Romildę zwalając ją z nóg. Cormac wpatrywał się w drzwi zaskoczony - stały w nich bowiem dwie postacie, a nie jak się spodziewał jedna. Hermiona powoli opuściła różdżkę i patrzyła teraz na McLaggena, który rozłożył tylko bezradnie ręce i czekał na jej reakcję.

- Ja, ja to wszystko słyszałam - powiedziała chwiejącym się głosem. - Harry przyciągnął mnie tutaj, mówiąc coś o rozwiązaniu jakiejś tajemnicy Filcha, a tymczasem wyjaśniło się coś innego.

W tym momencie z podłogi zaczęła się podnosić Romilda. Sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała gdzie jest.

- Co ja tu robię? Czemu wy tu jesteście? - zapytała oszołomiona.

- A tak spacerując sobie nocą po Zamku natknęliśmy się na ciebie i muszę ci powiedzieć, że nie było to ani miłe, ani chciane spotkanie. Lepiej idź stąd, zanim potraktuję cię jakimś urokiem, a uwierz mi, że ledwo się powstrzymuję - wydyszała w odpowiedzi Hermiona, podnosząc różdżkę.

- Ale dlaczego? O co ci chodzi?

- O co mi chodzi?! Zaraz przywrócę ci pamięć, ty mała, paskudna wywłoko! Chciałaś, żebym rozstała się z Cormackiem tylko dlatego że on dał ci kosza! Niedobrze mi się robi na twój widok. Powiedziałam: zjeżdżaj stąd! - Znowu huknęło z różdżki, ale tym razem zaklęcie odbiło się od niewidzialnej tarczy. Teraz to Hermiona wyglądała na zaskoczoną.

- Hermiono, to nie pora i miejsce - powiedział Harry, który wyszedł z cienia i trzymał swoją różdżkę w pogotowiu. To najwyraźniej on rzucił zaklęcie. - Filch może zjawić się w każdej chwili. Narobiliśmy już niezłego hałasu. - Nagle Romilda zerwała się z podłogi i pobiegła w kierunku otwartych wciąż drzwi. - O, widzisz, a do niej w końcu dotarło to, co chciałaś jej przekazać - powiedział Potter śmiejąc się pod nosem na widok uciekającej dziewczyny. - Możecie zostać tu jeszcze przez chwilę, ale Wam również polecam przeniesienie się do naszej Wieży. Tymczasem ja znikam - dodał, po czym wyszedł drugimi drzwiami.

- Dziękuję! - krzyknął za nim Cormac. Spojrzał na Hermionę, która teraz uśmiechała się niepewnie i podszedł do niej.

- Przepraszam, kochanie - szepnął całując ją w policzek. Uśmiechnęła się.

- Nie, to ja przepraszam, że ci nie wierzyłam - powiedziała patrząc mu w oczy. On tymczasem zbliżył swoje usta do jej ust i znowu szepnął cicho - Przepraszam...

Ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku, a nad głowami wykwitł bukiet jemioły.

- Popatrz, chyba nawet Hogwart uważa, że udana z nas para - zaśmiała się Hermiona przerywając pocałunek. - Tylko nie licz na żadną ostrą jazdę pod jemiołą! - Teraz już oboje śmiali się do rozpuku, gdy nagle ich radość przerwały dźwięki zbliżających się kroków.

- Ups! To chyba Filch w końcu nas usłyszał. Zwiewajmy, bo jeszcze powiąże nas z tym jego spiskiem - szepnął McLaggen. Jednak nim zdążyli opuścić salę, zobaczyli jak przez drugie drzwi wpada do niej Harry. Zdyszany wychrypiał:

- Filch... mnie... goni... To ta jego kocica zobaczyła mnie na schodach - powiedział, kiedy odzyskał dech w piersiach. - Zapomnielibyście o fałszoskopie - dodał podchodząc do pudełka leżącego na podłodze, obok którego, jak zauważył teraz Cormac, spoczywał mały bączek.

- Zabieraj go i spadamy - wyrzuciła z siebie poddenerwowana Hermiona, gdy Potter pochylił się po urządzenie. Kiedy tylko znowu usłyszeli śpieszne kroki, we trójkę umknęli w kierunku przeciwnym do tego, z którego nadchodził woźny.

***

Nazajutrz przy śniadaniu Cormac spojrzał właśnie na drugi kraniec stołu Gryffindoru, przy którym siedziała Romilda. Chłopak wybuchnął nagle śmiechem na widok dziewczyny, która tak pochyliła się nad swoją miską z płatkami, że połowa jej włosów, wylądowała w mleku.

- Hermiono, chyba wczorajsza akcja naprawdę do reszty przybiła tę biedaczkę - zwrócił się do siedzącej obok niego dziewczyny z uśmiechem.

- Mylisz się, mój drogi! - odparła, a w jej oczach dostrzegł błysk triumfu - Nie zastanawiałeś się jakim zaklęciem ją wczoraj potraktowałam i skąd ta jej nagła utrata pamięci?

- W sumie to nie myślałem o tym, ale teraz, kiedy o tym powiedziałaś, jej zachowanie wydaje mi się dziwne. No i słyszałem, że Filch złapał ją w nocy błąkającą się po Zamku. Podobno przyznała mu się do tej akcji z choinką! Wyobrażasz to sobie?! - powiedział zamyślony.

- Bardziej niż ci się wydaje - zaśmiała się. - Zaklęcie Confundus, stało się chyba moją specjalnością...