Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] To co tygryski lubią najbardziej. Odcinek ósmy.

Dodane przez Red Crayon dnia 01-12-2008 15:46
#27

W poprzednim odcinku:
Bellatriks zastanawia się nad swoim życiem. Przychodzi do Esmeraldy i widzi, że ta spotyka się z Potterem.
Rabastan Lestrange dostaje sowę od Gunthera Grindewalda, które ca to, ze ocalił ich w przeszłości, żąda porwania Ginny Potter.


Odcinek 4:

Bracia Lestrange w ciszy siedzieli w pachnących krzakach bzu przed domem państwa Potterów. Czekali aż Ginewra wyjdzie na codzienną wizytę u kosmetyczki. Zgodnie z ich przypuszczeniami o szesnastej zero osiem na ganku domu przy Voldemort's street 36 pojawiła się rudowłosa istota. Rabastan, który widział ją po raz pierwszy na żywo, nie mógł złapać oddechu. Uczucie uderzyło w niego jak grom z jasnego nieba. Na twarz wstąpił mu ciemny rumieniec, a oddech stał się krótszy. Westchnął ciężko. Chciał coś zrobić, ale nogi jakby przyrosły mu do podłoża.
- Rusz się! - Trącił go łokciem brat. Dopiero na tą zachętę wyskoczył z krzaków wprost na śliczny, żwirowy podjazd i wycelował w panią Potter różdżkę.
- Idziesz z nami! - krzyknął podekscytowanym głosem i wykonał skomplikowany ruch ręką. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Pociągał ją. Mały romans zawsze dobrze na nią działał. Ruszyła sprężystym krokiem w jego stronę. Wsunęła swoją małą dłoń w jego dużą rękę i zaczęli iść szybko asfaltową ulicą w stronę domu Bathildy Bagshot. Było to tylko kilka kroków od domu Potterów, więc po kilku minutach byli na miejscu.
- Witaj, Guntherze! - przywitała się z mężczyzną w mieszkaniu staruszki Ginewra. Rabastan patrzył coraz bardziej zdezorientowany to na jedno, to na drugie.
- Teraz napiszesz w tej swojej marnej gazecie, że porwano żonę Pottera. Oczekuję okupu powiedzmy... Miliona galeonów. To dobra cena?
- Oczywiście! - Uśmiechnęła się pani Potter. Taki przecież był plan. Wyrwać od niego jak najwięcej forsy i zaszyć się gdzieś na prowincji. Podeszła do Grindewalda i wyszeptała mu do ucha:
- Jak dobrze, że McGonnagall poczuła się w obowiązku, żeby przespać się z twoim ojcem wtedy... - Pocałowała go namiętnie.


***



Severus Snape szedł szybko ulicą. Rozglądał się nerwowo na boki, jakby obawiał się, że go śledzą. Zostało mu to z czasów wojny. Tak jak przypuszczał gdy doszedł do zakrętu podszedł do niego mężczyzna ubrany w szatę podróżną. Kaptur zakrywał mu twarz. Nie mógł mieć pewności, że to On gdyby nie te perfumy. Poznałby je na końcu świata.
- Jesteś tego pewien? - spytał cicho, wiedząc, jaka będzie odpowiedź.
- Jak niczego na świecie - Usłyszał. Popchnął swego towarzysza do przodu i już po chwili obaj biegli wąskim chodnikiem, śmiejąc się jak szaleńcy. Obaj uciekali od dotychczasowego życia. Decyzję podjęli już dawno, ale musieli wszystko załatwić. Nie tak łatwo upozorować własną śmierć. Gdy dotarli wreszcie na dworzec kolejowy, każdy z nich miał okropną zadyszkę. W ostatnim momencie wskoczyli na stopień i weszli do przedziału. Byli sami.
- Kocham cię - Chłodny męski głos brzmiał tak znajomo.
- Ja ciebie też, Lucjuszu - odpowiedział Severus Snape. Na jego twarzy błąkał się uśmiech. Wiedział, co za chwilę nastąpi...


***********
Przepraszam, ze tak krótko, ale piszę na kolanie, bo dorwałam się na moment do internetu tylko...
Edit:
Przepraszam, ale usunęłam niechcący posta. To jest ten do komentarza Dimrilli i lewisa. :) Pomyliłam klawisz z edytuj... ^^