Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] To co tygryski lubią najbardziej. Odcinek ósmy.

Dodane przez Vampirzyca dnia 03-01-2009 11:50
#31

(irytująca melodyjka)


W poprzednim odcinku

Rabastan wdaje się w burzliwy romans z Ginewrą.
Potter zgadza się desperacko na warunki porywaczy.
Bellatriks i Esmeralda w dalszym ciągu knują spisek.
Lucjusz i Severus brutalnie zmuszają Hermionę do milczenia.



( kolejna irytująca melodyjka)


Odcinek siódmy


- Zginął w wypadku.
- Słucham?!
- W wypadku. Zginął.
- Och.
- Dokładnie. A wiesz, co jest najgorsze?
- Już się obawiam.
- Wszystkie oszczędności zapisał firmie K&L Lovegood, zajmującej się ochroną niedawno odkrytych chrapaków krętorogich.
- Jak... jak on śmiał?!
- Nie wiem. Mnie też to zszokowało.



Hermiona Granger była na wakacjach. Na cudownych wakacjach, w słonecznej Brazylii. W bardzo słonecznej Brazylii. Było tyle słońca, że... dużo, w każdym razie.
Poprzedniego dnia zaliczyła plażę, jeszcze wcześniej sklepy z ubraniami, z książkami, magiczną część miasta, co ciekawsze zabytki... A dzisiaj postanowiła poszlajać się po barach.
Zapadał zmrok, gdy wyszła z domu, ubrana w najbardziej kusą spódniczkę, jaką miała w szafie. Właściwie, nie tyle kusą, co za małą, ale kto by tam się tym przejmował. Bluzeczka kończyła się gdzieś wysoko nad pępkiem, odsłaniając opalony na czekoladkę brzuch. Włosy miała związane w niedbały kok, oczy muśnięte błękitnym cieniem do powiek rzucały zalotne spojrzenia. Była - no, cóż - ładna. Nie dało się zaprzeczyć.
Wstąpiła do pierwszego baru. Przeszła przez pomieszczenie i zasiadła na obrotowym krześle. Zaśmiała się w duchu. Takie stołki były świetnym wynalazkiem. Pokręciła się trochę, starając się jednocześnie wyglądać wyniośle i seksownie.
Po jej prawicy ktoś warknął coś pod nosem.
- Słucham? - zapytała, wkładając nogę pomiędzy zdobienia krzesła, w celu zatrzymania go.
- Przestań zachowywać się jak idiotka. Dopijesz tego drinka? - zmienił ton mężczyzna, wpatrując się łakomie w szklaneczkę.
- Nie... - zaczęła.
Ręka faceta wystrzeliła w stronę kieliszka. Wypił wszystko za pierwszym razem.
- Profesor Snape?
- Nie, króliczek wielkanocny - skrzywił się Severus. - Oczywiście, że ja.
- Ostatnim razem nie wyglądał pan na takiego, co to chce się zapić - zauważyła uprzejmie.
Snape zawył na cały lokal.
- Zabiło go - oznajmił ponuro.
- Co?
- Samochód. Idiotyczny wynalazek mugoli. Ukatrupiło go.
- Jak?
- Na śmierć.



Draco Malfoy wparował do siedziby fundacji K&L Lovegood z chęcią mordu wypisaną na twarzy.
Współwłaścicielka uśmiechnęła się do niego zza wielkiego, wściekle różowego biurka. Zdjęła kolorowe okulary z piegowatego nosa i odłożyła je starannie po swojej lewej stronie.
- Dzień dobry, nazywam się Luna Lovegood, w czym... - zaczęła.
- Nie wiem, co zrobiłaś, ale te pieniądze nie są dla was! - wrzasnął Malfoy, nie dając jej dokończyć.
Luna mrugnęła pary razy.
- Mógłbyś nie krzyczeć? Plujesz wtedy, a umalowałam sobie rzęsy tuszem nieodpornym na wilgoć - oświadczyła, wyciągając zza ucha chusteczkę.
Draco wydał z siebie parę nieartykułowanych dźwięków.



Ron Weasley beknął donośnie. Z najbliższego śmietnika poderwało się do lotu kilka ptaków.
- Stare śmieci... - wyszczerzył się, naciągając sobie na oczy czapkę-uszatkę.

_____


No, i jak? ;d


Ach, i zgłaszam się na następny termin. Napiszę jeszcze jeden rozdział.

Edytowane przez Vampirzyca dnia 03-01-2009 11:57