Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Niedoceniony dar.

Dodane przez hermiona_182312 dnia 08-03-2013 15:47
#3

Dziękuję, mam jednego czytelnika :D to piszę dalej.
Rozdział II

Wiejska rezydencja.

Krocząc ścieżką Czarny Pan usatysfakcjonowany uniósł różdżkę w stronę bardzo zachmurzonego, już ciemniejącego nieba, wykrzywiając wargi w przedziwny, a za razem przerażający sposób wykrzyknął jakby coś świętował.
- Festum stella!
Voldemort zasyczał przenikliwie. Na niebie stopniowo znikały chmury ukazując ciemne niebo, na którym pojawiały się powoli gwiazdy. Czarny Pan sam zaczął rozmyślać, czy to on to sprawił, czy natura działa na jego korzyści. Korzyści, bo najlepiej czuł się nocą w mroku. Nagle na otaczających go polach zaczęły się pojawiać uschnięte rośliny. Miejsce wyglądałoby jak pustynia, gdyby nie ślady kół powozu prowadzących do żelaznej bramy. Voldemort krótko machnął ręką, a ta rozleciała się na pył. Co chwila patrzył w stronę wybrzuszenia za płaszczem, gdzie też spoczywała jego ręka trzymająca śpiące dziecko. Zerkał oszukując siebie samego, że to kwestia przyzwyczajenia lub chęć przestrzegania planu, jednak sam sobie nie wierzył. Przekroczył już smugę pyłu pozostałą po bramie. Zza drzew wyłoniło się wiejskie domostwo. Cień uschniętych roślin tworzył okrycie dla domu i szopy, z której wynosił się specyficzny zapach kompostu. Jedynym źródłem światła było oświetlone od środka okno, widniała w nim jakaś postać, wyraźnie przerażona. Voldemort poczuł się jeszcze bardziej pewny siebie z tego powodu. Doszedł do progu domu. Aby zachować resztki godności i satysfakcji z powodu poświęcenia zapukał do drzwi. Usłyszał głośne ujadanie psów.
- Cicho kundle!- doszedł go głos ze środka.
Na te słowa szczekanie ucichło. Drzwi się otworzyły, a stojący w nich mężczyzna podskoczył ze strachu. Perłowo-białe włosy zwisały mu aż do łopatek, za niebieskie oczy sprawiały wrażenie wysoko położonego.
- P-panie...?- wyjąkał, jakby nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- A panie, panie!- przedrzeźniał go wyraźnie zniecierpliwiony Voldemort.- Zdaję mi się, że już coś uzgodniliśmy, Lucjuszu...
- Tak, panie, ale mój syn...- zaczął Malfoy.
- Umowa nastała przed początkiem czerwca. Nie wyobrażam sobie, Lucjuszu, abyś to do końca rozumiał - zadrwił Czarny Pan.- Ale mimo wszystko zgodziłeś się, będziesz mieć na głowie dwójkę dzieci. Podziwiam to, że się zgadzasz i siebie samego, ponieważ to tobie oddaję mój skarb.- ostatnie słowa wypowiedział z lekkim obrzydzeniem.- Pamiętaj ona ma tego...
- Ona?- przerwał mu Lucjusz.
- Tak ONA, chyba jeszcze mój... drogi nie masz problemów ze słuchem!- warknął Voldemort.- Pamiętaj mów jej, że jest twoją osieroconą siostrzenicą, nadaj jej w miarę sensowne i niepospolite nazwisko. Ani mi myśl, aby nazwać ją Riddle! Traktuj ją z szacunkiem, niemal jak rodzinę. W swoim czasie dowie się o swoich korzeniach.
Po tych słowach wyjął spod płaszcza niemowlę, któremu spod czapeczki dziecięcej wychodziły włosy w kolorze słomy. Voldemort już odchodził, jednak Lucjusza nurtowało jedno pytanie.
- Panie... ja... czegoś nie rozumiem...- wydusił z siebie Malfoy.
- Też mi niespodzianka!- machnął ręką Czarny Pan sycząc przeraźliwie.
- To znaczy...- zaczął niezbyt pewnie Lucjusz trzymając dziecko, które wcale, wbrew wcześniejszym oczekiwaniom, nie wydało mu się obrzydliwe.- Czy... matka nie będzie... jej szukać...?
- Duchem nie została. Mogę cię zapewnić.- Voldemort załamywał ręce poważnie pytając samego siebie, czy dobrze postępuje.
- A więc nie żyje.- zrozumiał Malfoy, za którym teraz podsłuchiwał domowy skrzat.- A kim...
- Eh... Lucjuszu, nie znałem jej potrzebowałem po prostu kobiety, by mój plan był wykonalny, tylko czekanie było nie do zniesienia, z resztą sam wiesz, jesteś ojcem. Sądzę, że tyle informacji ci całkowicie wystarczy.- Voldemort westchnął.- Kłam ile wlezie. Wystarczy.
Zanim Malfoy zdążył otworzyć usta jego pana już nie było. Spiorunował wzrokiem skrzata, który od razu odszedł. Niemowlę otworzyło zielone oczy. Lucjusz zamknął za sobą drzwi. Stała przed nim żona, która najpewniej słyszała każde słowo rozmowy. Wymownie kiwnęła głową, po czym bez słowa odeszła, czując, że ten wieczór zmienił życie jej rodziny. Nie wiedziała, czy na gorsze, czy też na lepsze.

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 26-09-2013 15:50