Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Niedoceniony dar.

Dodane przez hermiona_182312 dnia 25-03-2013 19:56
#23

Rozdział X

Marzenie, zimna krew i zdjęcia.

Pierwszy tydzień w Hogwarcie był wspaniały! Włączając w to wagary, które przyniosły wiele radości. Hope dostała podczas tego tygodnia PO z zielarstwa, ku swemu zdziwieniu PO z eliksirów, myślała, że dostanie za tą breję T, ale wisienką na torcie było W z transmutacji. Hope była zafascynowana tym przedmiotem. Aż zapragnęła być animagiem! Tak, teraz to było jej aspiracją. Niestety, kiedy zapytała się McGonagall czy mogłaby zacząć już teraz naukę, odrzekła, iż nie ma wystarczająco doświadczenia. I co, pomyślała, zacznę, chociażby teraz, nauczę się wszystkiego, począwszy od transformacji całkowitej po częściową włosów i pazurów. Poszła tego dnia do biblioteki. Wypożyczyła "Jak zostać animagiem najwyższego stopnia" Joanny Roberts. Była tam wtedy profesorka transmutacji. Oznajmiła, że dziewczyna jest bardzo uparta i może jej pomóc w spełnieniu marzenia. Zaproponowała jej prywatne lekcje co miesiąc. Gdyby Hope mogła uściskałaby nauczycielkę, ale było to niestosowne. W sobotę rano siedziała przy oknie, na jej szafce nocnej była karteczka, podobnie jak u innych dziewczyn. Głosił:

Piękne dziewczęta muszą zostać w naszych sercach!

W sobotę w samo południe odbędą się zdjęcia dziewcząt klas pierwszych w Wielkiej Sali, na trzeciej lekcji. Oczywiście uczestniczące w tych lekcjach dziewczęta są z nich zwolnienie. Ze względu na niepozwolenie na to rodziców chłopców nie będą oni pozować do zdjęć.

Okazja: Za każde zdjęcie indywidualne pięć sykli!

Hope teraz nie myślała, co włoży ani nic w tym rodzaju. Przez chwilę zastanawiała się jaki kolor będą miały dzisiaj liście we włosach Elaine. Parsknęła pod nosem. Jej najlepszy przyjaciel śpi na dachu wielkiego zamku, jej przyjaciółka trzyma w kufrze drzewko kasztanowca, a ona? Ona ma na ręce bliznę, o którą nie raz pytała wuja czy ciotkę. Zawsze mówili, że to tylko normalne znamię. Tak, tylko normalne znamię, które od czasu do czasu dla przyjemności boli tak, że dziewczyna zwija się z bólu. Tak... nic niezwykłego, nic! Dzień wcześniej Reed zapraszał ją na dach, tak w odwiedziny, na luzie i w ogóle. Hope nic nie odpowiedziała, tylko gapiła się na niego jak na wariata, który właśnie zaproponował jej kupno biegunki w proszku. Może przyjdzie, kiedyś... tam... Lavender głośno zachrapała przez sen. Elaine się obudziła, wyglądała dziwacznie bez kasztanów we włosach. Dziwne, kiedyś wyróżniała się z nimi.
- Dzień doberek, słoneczko!- zaśmiała się.
- Cześć.- uśmiechnęła Hope.
- Mogę o coś zapytać?- parsknęła pod nosem Elaine.
- Pewnie.- odpowiedziała zmieszana Hope, zawsze, gdy Elaine mówiła wprost, że chce o coś zapytać, pytała o coś dziwacznego, tak jak wtedy, gdy zapytała czy kiedyś się całowała.
- Wyjdziesz kiedyś na mojego brata? Chcę cię mieć w rodzinie!- jęknęła, w jej głosie nie było ani grama powagi.
- Yyyy... jasne, od razu załatwiaj księdza.- prychnęła Hope.
Elaine się uśmiechnęła, wzięła karteczkę ze swojej szafki i przeczytała treść.
- Raz... Dwa... Trzy...- odliczała Hope.
- Jakie ja liście założę?!- jęknęła Elaine, tak, że obudziła Lavender.
Hope zaczął boleć brzuch od śmiechu. Spadła z krzesła. Kiedy wstawała usłyszała pisk Lavender.
- Aaaa! Czy ona nie żyje?!- wskazywała na Parvati.
- Czemu tak myślisz?- zapytały naraz Elaine i Hope.
- Bo ona...- Lav przełknęła głośno ślinę, teraz wstała i Hermiona.- Ona nie oddycha!
Rzeczywiście, dziewczyna się nie poruszała. Hope chwyciła szatę i puściła się pędem w stronę wyjścia. Elaine pokazała jej ostatnio skrót do skrzydła szpitalnego. Ale to nie tam Hope się udawała. Biegła, mijając wszystkie kolumny. Dotarła do wielkiego obrazu, tak dużego jak portret Grubej Damy, to było wejście do pokoju nauczycieli. Przedstawiał starego mężczyznę z czapką z wiewiórki.
- Musze pomówić z jakimś nauczycielem! Jakimkolwiek!- wydyszała ocierając pot z czoła, na szczęście na korytarzach nie było nikogo.
- Z jakiej to okazji? Hasło!- mruknął starzec.
- Z takiej okazji, że w moim dormitorium może leżeć trup! Potrzebuję pomocy! No? Rusz się!- warknęła.
- Jakie to maniery...
- Mam teraz gdzieś maniery stary durniu! Otwieraj się! Och, proszę!- poprawiła nerwowo włosy.- Pyszałek z ciebie jakich niewiele!
- Dobrze.- kiwnął głową sędziwy facet.
Obraz się odsunął. Podała hasło. Była tam profesor Sprout i profesor McGonagall.
- Drogie panie, Parvati się nie rusza, nie oddycha! Proszę tam pójść, ja pobiegnę po panią Pomfrey!- wysapała.
- Spokojnie!- uciszyła ją ręką McGonagall.- Pani Pomfrey jeszcze nie ma w szkole, zaprowadź nas.
Kilka minut później były już w dormitorium dziewczyn. Lav siedziała skulona w kącie, zakrywała twarz rękami. Hermiona podawała jej chusteczkę, a Elaine siedziała przy Parvati, która nadal wyglądała, jakby wyzionęła ducha. Profesorki zajęły się panną Patil i zabrały ją do skrzydła szpitalnego.
Hope nie poszła śniadanie. Czekała razem z siostrą Parvati- Padmą przy drzwiach. Okazało się, że przez pół nocy była nieprzytomna. Powód był prosty. Hope była dumna, że zachowała zimną krew, a jednocześnie wiedziała, iż mogła zrobić o wiele więcej. Parvati wyszła już godzinę później, dziwne zważywszy na przedwczesny ciężki stan, ale jak zwymiotowała okazało się, że się zadławiła i to było zatrucie. Według szkolnej lekarki nic niezwykłego. Hope odetchnęła z ulgą, Parvati jej z całego serca podziękowała.
***

Jeszcze tego południa odbyły się zdjęcia i Parvati na nich była. Hope wyszła czerwona i z potarganymi włosami, ale cieszyła się z tego, bo mogła pamiętać ten zwariowany ranek. Hope uznała, iż po prostu za szybko zadziałała, wyolbrzymiała, to było tylko zatrucie, aczkolwiek cieszyła się, że pomogła, jak to powiedziała Parvati. Swoją drogą dzięki niej Gryfoni zyskali dziesięc punktów. Fotograf uznał, że wszystkie dziewczyny z Gryffindoru powinny iść do branży modelek, bo są piękne, zmysłowe i on sam raczy wiedzieć co jeszcze tam powiedział. Elaine uznała, że mogła ubrać złote liżcie zamiast niebieskich, przez co Hope odzyskała humor. Znamię na ręce znowu zapiekło, ale tym razem na moment. Opowiedziała wszystko Reedowi. Gryfonki zwolniono ze wszystkich lekcji przez ten wypadek z zatruciem. Kiedy Hope odpisywała notatki od Hermiony podszedł do niej chłopak z czarnymi włosami i zielonymi oczyma, nosił okulary i miał na czole bliznę w kształcie błyskawicy. Hope wiedziała kto to, ale nie miała ochoty zachwycać się nad nim, tak jak to robili inni. Uśmiechnął się na to.
- Ty wiesz kim jestem prawda?- zapytał niepewnie.
- Oczywiście, Panie "Sława", musisz się upewniać, że wszyscy cie znają i się rozpływają nad tobą?- prychnęła pogardliwie.
- Nie! Źle mnie zrozumiałaś, ja za tym nie przepadam. Skoro mnie o nic nie wypytujesz, uznałem, że o mnie nie słyszałaś, ale skoro tak i mnie nie pytasz to...- język mu się plątał.
- Rozumiem.- uśmiechnęła się Hope.- Nie chciałam być niemiła, tylko mam dosyć zachowywania się ludzi wobec ciebie. Przepraszam.
- Nie szkodzi, ja wręcz dziękuje ci!- wyjaśnił Harry, Hope nie do końca rozumiała.
- Za co...?
- Za to, że mnie nie wychwalasz pod niebiosa, mam tego dość! Właściwie, tak gadam, chciałem zapytać jak masz na imię i czy wszystko w porządku, strasznie syczałaś.
- Oh, jestem Hope Filians.- podała mu rękę.- I powiedzmy, że mam podobną do ciebie przypadłość.- mrugnęła do niego wskazując na bliznę.- Wiesz co? Jesteś inny, niż myślałam, nie jesteś snobem.
- Dzięki.- mruknął sarkastycznie Potter.
- Nie, teraz ty nie rozumiesz.- zaśmiała się Hope.- Jesteś miły, to komplement.- wybrnęła z tego.
- Dzięki.- uśmiechnął się Harry.
- Dobra, muszę iść spać, do jutra.- mrugnęła do chłopaka.
- Cześć, miło było pogadać. Może jutro pogawędzimy nie o mnie?- parsknął.
- Dobry pomysł.
Dziewczyna popędziła do dormitorium i wrzasnęła z całej siły głosu. Podczas rozmowy z Potterem blizna bolała jak jeszcze nigdy. Chwilę potem usłyszała podobny wrzask dobiegający z dormitorium chłopców. Czy Harry'ego też bolała jego blizna? Hope poszła spać. Jutro powiem Elaine, pomyślała, co to mogło być? On?

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:25