Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wiecznie żywi

Dodane przez Enchantte dnia 30-09-2013 15:42
#7

No okej, wróciłam, cała, żywa, i biorę się za nową część przygód Hunców, z racji iż wczoraj nie miałam na to za dużo czasu. Z góry chciałam uprzedzić, że wprowadziłam małe zmiany. Lucjusza, Narcyzę oraz jej siostry (Andromedę i Bellatrix) umieściłam w tym samym roczniku, co Huncwotów. W sumie to chyba tyle. Zapraszam do lektury ;).

ROZDZIAŁ 4

Szlamy i księżyce


Już pierwszego dnia w szkole zapanował zgiełk. Uczniowie biegali gorączkowo po korytarzu, szukając klas, w których odbywały się lekcje. Syriusz i James stali oparci o ścianę, porównując swoje plany zajęć. Peter próbował dopchać się do nich przez tłum innych uczniów.
- Zaczynamy od obrony przed czarną magią, co? - westchnął Syriusz. - Nie mogę się doczekać.
- Ze Ślizgonami. Ciekawe, czy zobaczymy Smarkerusa - zachichotał James.
- Chłopaki! Zaczekajcie!

Syriusz odwrócił się i dostrzegł między głowami pulchną dłoń, machającą w ich stronę.
- Co jest z tym chłopakiem? Zaoferowaliśmy mu miejsce w łodzi, a teraz on normalnie nas czci - wymamrotał do Jamesa, kiedy Peter się do nich zbliżył. Wciąż ściskał szczura w jednej ręce.
- Co to w ogóle jest? - zapytał James, wskazując na niego.
- Och, to prezent od mamy. Nazwałem go Glizdogon, bo jeśli przyjrzeć się jego ogonowi, to...
- Ciekawe - mruknął Syriusz. - Zastanawiam się, gdzie znajduje się nasza klasa.
- Przepraszam - rudowłosa dziewczyna wpadła na Syriusza, i kontynuowała drogę w kierunku klasy. To była Lily. Dziś miała na nadgarstku kilkanaście plastikowych bransoletek (mugolskich). Dzwoniły z każdym jej krokiem. Syriusz uśmiechnął się do siebie, widząc burze jej włosów podskakujących w rytm jej kroków. Nigdy w życiu nie widział takiej dziewczyny.

James widocznie tak samo. Jego buzia była do połowy otwarta, a oczy rozmarzone podążały za Lily. Syriusz zaśmiał się i uderzył go w bok. - James, nie masz szczęścia. To szlama.
Pettigrew i Potter spojrzeli na niego przerażeni. Nagle wyraz ich twarzy zmienił się w niechęć. Black uniósł brew i zrobił krok w tył. Dlaczego patrzeli na niego w ten sposób?
- Co powiedziałeś? - wyszeptał James.
- Powiedziałem...
- Nie mów tego ponownie - przerwał mu okularnik, uderzając go lekko w bok i rozglądając się nerwowo na boki. - Syriusz, stary... No, nie mów tak... Nie wypada nazywać kogoś... Szlamą.
- Tak - potwierdził Peter.
- Co? Mój ojciec cały czas...
- Cóż, twój ojciec również nie powinien - odparł James, i zarzuciwszy torbę na lewe ramię zaczął szukać Lily w tłumie. - Chodźcie. Ona na pewno wie, gdzie mamy lekcje.

Syriusz pobiegł za Peterem, który z kolei dreptał za Jamesem. Co był takiego złego w słowie szlama? W domu każdy używał go, kiedy zechciał.
No właśnie, w domu pomyślał Syriusz, po czym potrząsnął głową i zrównał krok z Potterem.

Klasa była ciemna. Na suficie zawieszony był szkielet smoka, dookoła stały klatki wypełnione innymi kośćmi. Trzy rzędy ławek, po dwie osoby na jedną. Syriusz i James oczywiście usiedli razem, za to Peter dosiadł się do chłopaka o niemalże białych włosach, którego widział już wcześniej ze Snapem przy jeziorze. Jego głowa była zadarta wysoko do góry. Peter nie pachnie aż tak źle pomyślał Syriusz.
Tuż za nimi siedział Smarkerus Snape, oczywiście obok cichej Lily Evans. Każdy szeptał coś między ławkami, a Lily wydawała się być zdenerwowana z jakiegoś powodu. Wreszcie, za nimi, na samym końcu - siedział R.J. Lupin. Wertował strony książki Quidditch przez wieki.

Nie może być taki zły, skoro lubi Quidditcha przemknęło przez głowę Jamesowi.
Drzwi na szczycie schodów zatrzasnęła się, a cała klasa zamilkła gwałtownie i odwróciła głowy w stronę, z której dobiegł hałas. Łysy mężczyzna zamrugał. Jego oczy były zimne i nieczułe.
- Dzień dobry klaso - powiedział niskim głosem.
- Dzień dobry, profesorze - odpowiedziała chórem klasa.
Skinął głową i ruszył schodami w stronę biurka.
- Dobrze, dobrze. Jestem profesor Klein i będę was nauczał obrony przed czarną magią. Mieliście szczęście, że nie natrafiliście na tego idiotę z zeszłego roku, bo to była zwyczajna strata czasu. Panie Lupin, proszę odłożyć tę książkę, póki jej jeszcze nie skonfiskowałem. Dziękuję. Mam tu listę uczniów, proszę wstać, gdy wyczytam wasze imię. Nar... Narkissay?
- Narcyza - syknęła dziewczyna siedząca po lewej stronie Snape'a.
- Och, racja - powiedział profesor, zakładając swoje okulary. - Narcyza Black to ty? Dobrze, teraz... Syriusz Black?
- Tutaj - powiedział Syriusz, podnosząc rękę do góry.
Narcyza odchrząknęła głośno, na co Syriusz uśmiechnął się do siebie. Już go nienawidziła. Dobrze.

Lista leciała dalej i dalej, aż w końcu Klein zwinął z powrotem pergamin i odłożył go na biurko.
- Cóż, dziś pierwszy dzień, więc nie chciałbym nawalić wam pracy domowej - zaczął, na co klasa zareagowała głośnym dopingiem. - Co oznacza, że będziemy musieli to zrekompensować jutro.
Tym razem przez salę przeszedł głośny jęk.
- Ten rok będzie pełen niebezpiecznych stworzeń. Radzę wam uważać na lekcjach. Omówimy druzgotki, zwodniki, czerwone kapturki, a semestr zakończymy wilkołakami.
Krzesło odsunęło się lekko do tyłu. Klein uśmiechnął się do siebie, wstał i kontynuował.
- Są to najmroczniejsze demony, które snują się na tej ziemi, o których warto wiedzieć. Musicie mieć świadomość zniszczenia, jakie one powodują. Drugi semestr poświęcę na uroki, pojedynki czarodziejów, a może nawet na temat zawodu aurora. Ja sam jestem emerytowanym aurorem i chciałbym wam przekazać moją wiedzę na ten temat. Widzę wasze gorliwe twarze, które aż ciągną do tego, żeby zacząć. Otwórzcie więc swoje podręczniki na pierwszym rozdziale.

Każdy wykonał polecenie, z wyjątkiem Syriusza. Słyszał już wcześniej o wilkołakach. Pewien mężczyzna z Grimmauld Place został przez jednego ugryziony i rano przewieziony do Św. Munga. Jego ojciec przez bite trzy godziny opowiadał o katastrofie.
Spis treści... Wilkołaki i gdzie je znaleźć.
Rozdział czternasty.
Syriusz powoli przewertował kartki, dysząc ciężko.
Jego oczy rozszerzyły się. Szturchnął Jamesa, który obrócił się w jego stronę.
- O co chodzi?
Syriusz wskazał na kreaturę na stronie 394. - Spójrz na to!
Był to duży potwór, przykucający blisko przy ziemi. Jego ogon przecinał powietrze. Rzucał głową, wyjąc w milczeniu. Wysoko nad nim świecił jasno księżyc, a tuż pod nim, coś czerwonego...
Krew, pomyślał Black.
- Patrz jakie on ma łapy! - szepnął James, uderzając palcem w ilustrację.
- Cholera - mruknął Syriusz, starając się oderwać wzrok od wilkołaka. Pod spodem widniał podpis: Wilkołak, czekający na swoją ofiarę. Ilustracja Jacques Walter.

- Rozdział 1 - ciągnął dalej Klein. - Czerwone kapturki. Severusie, mógłbyś czytać?
Smarkerus odchrząknął i wykonał polecenie nauczyciela.
Dwie ławki dalej, mały chłopak również wpatrywał się w stronę 394, z oczami rozwartymi szerzej, niż Syriusz.


- Cześć chłopaki!
Peter położył torbę obok nóg Jamesa przy stole. Syriusz kiwnął lekko głową, nie odrywając wzroku od Proroka Codziennego. Nic ważnego się nie stało. Zero grabieży, zero napaści. Nic.
- Ciekawy poranek, co? - zapytał Peter, rozkładając plan zajęć. - Profesor McGonagall wydaje się być dosyć surowa, nie?
- Tak - mruknął James, posyłając spojrzenie w stronę Syriusza. Black zignorował ich obu. Myślami był ciągle przy zdjęciu wilkołaka. Tak realnym...
- Hej, Syriusz, patrz - James wskazał na dziewczynę w czerwonej, puchowej kamizelce. To była Lily Evans. Black poczuł, jak różowieją mu policzki.
- Tak, co z nią?
- Myślisz, że mam u niej szanse?
- Co? - zapytał głupio Syriusz.
- Cóż- James zaczął kręcić młynka kciukami. - Rano mówiłeś, że nie. A teraz co o tym sądzisz? Mam czy nie?
Syriusz zacisnął wargi. James zakochał się w rudzielcu. Nie zauroczył. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Uśmiech wpełznął na jego twarz. - Na prawdę nie rozumiem, co w niej takiego wyjątkowego.
- No tylko spójrz na nią!
- Patrzę i nic nie widzę - skłamał Syriusz, i wrócił do czytania Proroka.
- Hej, Evans!

Syriusz jęknął widząc jak jego przyjaciel podnosi się z miejsca i rusza w stronę skupiska rozchichotanych dziewczyn, pośród których widniała ruda głowa. Dobrze dla niego, że Smarkerusa nie było w zasięgu wzroku.
- Evans! - zawołał znów James, na co dziewczyna w końcu obróciła się w jego stronę.
- Mówisz do mnie? - zapytała. Jej przyjaciółki chichotały głupio za nią.
- Tak - powiedział szybko chłopak, na co Syriusz jęknął po raz kolejny. - Bo wiesz... Ja tylko zastanawiam się... No, nie bardzo mi idzie z zielarstwem...
- Może dlatego, że zamiast słuchać byłeś zajęty czarowaniem doniczek - odparła chłodno dziewczyna, rzucając spojrzenie w stronę Syriusza.
- Cóż, nigdy nie byłem dobry w ogrodnictwie - James jakby odzyskał głos i przeczesał ręką włosy. - I... I zastanawiałem się, czy może... Może nie mogłabyś kiedyś usiąść ze mną i... No wiesz. Nauczyć mnie trochę?
- Sądzę, że tylko straciłabym na tym czas - powiedziała Lily i wróciła do swojego obiadu.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Jeśli nie umiesz zachować dyscypliny i nie słuchasz na lekcji, to mnie również nie będziesz słuchał - odparła, nie odrywając wzroku od jedzenia. - A teraz wybacz, ale chciałabym się nacieszyć resztą przerwy.

James wyglądał na zaskoczonego. Nikt nigdy wcześniej go tak nie spławił. Otworzył i zamknął kilkakrotnie usta, próbując wydusić z siebie choćby jedno słowo. W końcu pokręcił głową i powiedział: - Dobrze, Evans, dobrze. Niech ci będzie.
Potter poszedł z powrotem na swoje miejsce i cupnął obok Syriusza, mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak kobiety, po czym wrócił do jedzenia.

Edan Rossins urodziła trójgłowe dziecko brzmiał kolejny nagłówek w Proroku Codziennym, jednak po głowie Blacka wciąż chodziła ilustracja ze strony 394. Wilkołak wył niemo w zakamarkach jego głowy.
- Coś nie tak? - zapytał cicho Peter.
- Nie, nic mi nie jest - mruknął Syriusz, próbując znaleźć coś co zajęło by jego uwagę w gazecie.


- Zapraszam na eliksiry - powiedział mężczyzna stojący w lochach. - Jestem profesor Slughorn. Proszę otworzyć swoje książki. Może to być dla niektórych z was trochę nudne na początku, ale myślę, że damy sobie radę, prawda?
Wszyscy otwarli Eliksiry dla początkujących. Remus znów siedział sam na tyle. Patrzał uważnie na profesora Slughorna. Jeszcze 28 dni, zanim zejdzie na dół tunelu, tak, jak mówił o tym Dumbledore. Wiedział, dlaczego dyrektor wybrał do pomocy profesora Snorksa. Był wielki i silny, więc w razie czego mógł przytrzymać Remusa w razie potrzeby.

Remus drgnął. Slughorn dostrzegł go i zastygł na chwilę w bezruchu. On również wiedział!
Nie, nie patrz na mnie pomyślał Remus. Nie patrz. Nauczaj klasę i pozwól mi stąd wyjść!
Lily odwróciła się do tyłu i również na niego spojrzała. Czy ona wiedziała? Czy coś podejrzewała? Cóż, po lekcji z profesorem Kleinem pewnie każdy już coś podejrzewa...
Nie, Remusie. To paranoja. Wyobraźnia. Nikt przecież o tym nie wie. Nikt się nie domyśla.
Remus przełknął głośno ślinę i opuścił głowę.


Po lekcji z profesorem Slughornem przyszła ta, na którą James czekał od początku - latanie z madame Darsing. Była już starą kobietą, z czarnymi włosami spiętymi w luźny kok. Po szkole chodziły plotki, że była ona jedyną kobietą w drużynie Armat z Chudley, przez co każdy uczeń chciał poznać legendę osobiście. Żaden z nich jednak nie ekscytował się tak, jak James Potter.
Odkąd wkroczyła na boisko do Quidditcha, chłopak wsłuchiwał się dokładnie w każde słowo, jakie padło z jej ust. Mówiła grubym, nierozpoznawalnym akcentem, więc połowa uczniów nie miała pojęcia, o co jej chodzi, jednak każdy był bardzo zainteresowany. Nawet Peter był czujny, kiedy mówiła o budowie miotły.
- Dobhrah, kedyj pohwiem trzych, lekokoh odepnijchcie shie hod ziemih ai khrążcie poh boisku.
- Co? - zapytała jakaś Puchonka.
- Liczech dho trzych, jasnech? - zapytała Darsing, ignorując pytanie dziewczyny. Zarzuciła jedną nogę przez miotłę, i wszyscy natychmiast zrozumieli o co chodzi.
- Razch, dwach, trzych!
Wszyscy odepchnęli się lekko nogami i poczuli się fantastycznie, unosząc się nad ziemią i krążąc po boisku. Co prawda, znajdowali się tylko 3 metry nad ziemią, jednak i tak było to niesamowite uczucie. Najwyżej znajdował się James, który szybował 2 metry wyżej od pozostałych i uśmiechał się chytrze w stronę Lily. Ta również na niego zerknęła.

- Trochę lepiej niż z zielarstwem, co? - zapytał, po czym w mgnieniu oka wzleciał wyżej, na dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści metrów...
- Pahnieh Pottherh! Wspahnialeh! - zagwizdała Darsing z ziemi. - Jahk długchoh pahn latach? Możeh panh wyżchej?
James był zbyt wysoko, aby dosłyszeć jej pytanie, jednak odpowiedź sama nasunęła się na myśl madame Darsing, kiedy chłopak uniósł się na sto metrów, i przeszybował wzdłuż trybuny stadionu.
Lily, która już dotykała stopami ziemi, przeszła obok Syriusza mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak popisówa i zarzuciła burzę rudych włosów za siebie. Black zaśmiał się i również wylądował.

James spędził całą lekcję w powietrzu, robiąc kółka wokół stadionu Quidditcha. Darsing zapomniała o tym, że ma prowadzić zajęcia, a zamiast tego stanęła na środku boiska i pouczała Jamesa, jednocześnie dając mu wskazówki odnośnie różnych sztuczek na miotle. Po pierwszych dwudziestu minutach pozostali uczniowie postanowili usiąść na trybunach i zajęli się odrabianiem prac domowych, lub spaniem. Syriusz i Peter siedzieli w pierwszym rzędzie i obserwowali, jak James robi setne kółko, zdzierając sobie równocześnie gardła.
- Ach, pahnieh Potterh! - zawyła Darsing, kiedy okularnik w końcu wylądował na ziemi. - Dziehsięć punkhtów dlah Gryffihndorchu!
Odwróciła się w stronę uczniów drzemiących na trybunach. - Mihnus pięchć punkhtów dlah każdegoh z wash!
Nikt nie miał pojęcia, jak ukarała ich Darsing, jednak wszyscy wstali i z takimi samymi, smutnymi minami wrócili do Wielkiej Sali na obiad.

- To było niesamowite! - zawołał radośnie Peter, klaszcząc Jamesowi. - Nigdy w życiu czegoś lepszego nie widziałem!
- Och, dziękuję - powiedział James, przeczesując ręką włosy. - Miałem dużo praktyk. Byłem w mini drużynie Quidditcha. Zawsze grałem jako pałkarz, ale to nie moja bajka. Zawsze marzyłem o obrońcy.
- I możesz być cholernie dobry i w tym - odparł Syriusz, gdy szli do szkoły. - Zgadzam się z Peterem. Powinieneś startować do drużyny Quidditcha.
- Nie mogę - mruknął James. - Pierwszoroczni nie mogą. Ale madame Darsing powiedziała, że mam spróbować kiedy będę trochę starszy. Będą musieli umieścić mnie w zespole! - powiedział, a jego oczy błyszczały z podniecenia. - Czy myślisz, że wtedy Evans mnie dostrzeże?
Tuż za nimi Ślizgon o kwaśnym wyrazie twarzy zmierzał w stronę Wielkiej Sali. Severus Snape gryzł wargi, trzymając miotłę i wpatrując się wrogo w plecy Jamesa Pottera.