Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Zróbmy dowcip Hagridowi! (N vs Faria7)

Dodane przez Fantazja dnia 22-04-2014 00:54
#2

Tekst I

Zróbmy dowcip Hagridowi!

Nadeszła wiosna, pełna słońca, lekkiego wietrzyku oraz kwiatów. Kwiaty były największą zmorą Ryana, alergika, należy wspomnieć. Ryan był niepozornym chłopcem o wyglądzie cherubinka. Jego jasne, dziecięce oblicze okalały blond loki. Lecz to były tylko pozory. Ten Puchon był tak naprawdę jednym z większych rozrabiaków w Hogwarcie. Pił właśnie mocną, gorzką kawę, kiedy ktoś klepnął go w ramię.
- Mam paczkę łajnobomb. Prosto od Zonki. Brat mi przysłał. Może by takr30; podrzucić kilka, na przykład Filchowi? r11; Zapytał wysoki chłopak, który właśnie podszedł do naszego bohatera. Blondyn zmierzył go wzrokiem i prychnął pogardliwie.
- Łajnobomby? Kim my jesteśmy? Jakimiś pierwszymi lepszymi bandziorami? Tutaj potrzeba czegośr30; wyrafinowanegor30; - mruknął chłopak, a na jego młodzieńczej twarzy pojawił się nieco złośliwy uśmiech. Wysoki Tom przeczesał dłonią ciemne włosy i klapnął na siedzenie obok. Oparł czoło o drewniany blat i westchnął ciężko.
- Będzie trudno wymyślić coś na szybkiegor30; A tak bardzo chciałbym wykorzystać swoje łajnobomby... r11; powiedział cichym, nieco zmęczonym głosem. Ryan zerknął na niego kątem oka i wzruszył ramionami. Na razie musieli iść na lekcje zielarstwa, bo właśnie zadzwonił dzwonek.

Zielarstwo, którego uczyła profesor Sprout było dla obydwu szóstoklasistów najgorszą lekcją. Babranie się w ziemi, przesadzanie jakiś morderczych roślin, podlewanie różnokolorowych kwiatówr30; Nuda. Puchoni w pocie czoła próbowali podcinać gałązki jakiemuś zielsku, które co i rusz chwytało ich za palce, owijając wokół nich swoje silne, wstrętne macki. Tom zawył z bólu i odrzucił sekator w bok.
- To chore! Ta roślina zaraz mnie zeżre! r11; wrzasnął, lecz w ogólnym zgiełku, który składał się po części z jęków i przekleństw, nie było go słychać. Ryan z gracją odciął kolejną gałązkę i popatrzył na przyjaciela. Jednak jego wzrok przykuła jakaś postać. Hagrid? Przez szyby szklarni zauważył półolbrzyma, który właśnie maszerował w stronę zamku. Do głowy wpadł mu okropnie zły pomysł. A może by tak zrobić dowcip gajowemu? Filch to już przeżytek. Ileż można dokuczać temu staremu, niedołężnemu charłakowi? Odwrócił wzrok od Hagrida, ponieważ poczuł ból w nadgarstku. Roślina oplotła mu swoje pnącza wokół przegubu. Zaklął pod nosem i odciął kolejną wiecheć. Tom, jak gdyby nigdy nic usiadł na przewróconej doniczce, poddając się kompletnie.

- Stary, musimy coś wymyślićr30; Ale na cel obieramy coś większego. Hagrid, nasz gajowyr30; On jeszcze nie był ofiarą naszych psot. r11; Powiedział Ryan, kiedy wchodzili do zamku, zmęczeni i ubrudzeni błotem.
- Hagridowi? r11; Zapytał ciemnowłosy Tom i zagryzł dolną wargę. Szczerze mówiąc wolałby nie zadzierać z gajowym. Przecież Hagrid był wielkim gościem, który zapewne w gniewie nie wahał się użyć swojej siły półolbrzyma. Ryan uśmiechnął się jednak i puścił oczko do przyjaciela.
- Morderczy bluszcz. To będzie nasza tajna broń. r11; Zaśmiał się złowieszczo i wszedł do dormitorium, żeby się przebrać w czyste ciuchy.

- Cholera, którędy do tej szklarni? Jaki to był numer? Trzy, cztery? r11; Zapytał Tom, przyświecając sobie drogę różdżką. Ryan pochylił się nieco, truchtając przodem.
- Dwa, głąbie. A teraz przyświeć mi, bo muszę wziąć doniczkę z tym ustrojstwem. r11; Szepnął i otworzył niewielkie okienko szklarni. Wyciągnął rękę i zaczął po omacku szukać tej okropnej rośliny. Nie, to ma płatki, to też nier30; za dużo kolcówr30; Jest! Z tryumfem na twarzy sięgnął po doniczkę i wyciągnął ją przez niewielki otwór. Wystarczyło jedno zaklęcie, a roślina uspokoiła się. Chłopcy popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się łobuzersko.
- Na chatkę, kamracie! Jak się ten przygłup obudzi ranor30; to się zdziwi. r11; Zarechotał Ryan. Obydwaj pomknęli w stronę błoni, gdzie swoją izbę miał Hagrid. Pierwszy Ryan z bluszczem, drugi Tom, z różdżką wyciągniętą przed siebie. Kiedy dotarli na miejsce, pozwolili sobie na chwilę odpoczynku, potem jednak zaczęli wdrażać swój plan w życie. Chcieli postawić morderczą roślinę obok łóżka gajowego, żeby bluszcz oplótł go swoimi mocnymi witkami. Półolbrzym pewnie by się nieźle natrudził, zanim wydostałby się z morderczego uścisku. Tom pchnął drzwi od chatki Hagrida i zgasił różdżkę jednym, prostym zaklęciem. W izbie panowała cisza, słychać było tylko słabe pochrapywanie gajowego. Odważny Ryan zaczął skradać się do łóżka. Powoli, bez pospiechu, uważając, żeby jakaś spróchniała deska w podłodze nie zaskrzypiała. Wstrzymał oddech, widząc w ciemnościach potężną postać, która spała. Przełknął ślinę i w tym samym momencie usłyszał pisk. A raczej skowyt. Spojrzał w dół. O cholera! Psisko Hagrida. Zagryzł boleśnie dolną wargę, nie zważając na to. W końcu Hagrid nie obudził się, tylko zamruczał przez sen. Ryan zrobił kolejny krok i w tym samym momencie wielkie, potężne cielsko Kła podniosło się z podłogi. Chłopak usłyszał warczenie. Co? To ten pies umie warczeć? W mroku błyskały tylko ślipia i biel psich zębów. Nie myśląc wiele zrobił tył zwrot i popędził w stronę drzwi. A Kieł za nim.
- Chodu! Tom, wiej! r11; Krzyknął Blondyn i wypadł przez drzwi, o mało co nie przewracając się na trawie. Zacisnął w dłoniach doniczkę, słysząc w tyle modły Toma oraz dyszenie potężnego psa. Nawet nie chciał się odwracać i widzieć po raz kolejny wściekły pysk Kła. W głowie kotłowało mu się, a pot lał się strumieniem po jego skroniach i plecach. Że też ten okropny psiur musiał tam leżeć. Nagle uderzył w coś. Nieoczekiwana przeszkoda cofnęła się w tył i runęła na ziemię. Ryan również upadł, a doniczka, którą trzymał w dłoniach roztrzaskała się w drobny mak. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, zobaczył Toma, który przebiegł tuż obok niego, stękając z wysiłku, a za nim Kła. Odetchnął z ulgą. Najwyżej przyjaciel zostanie rozszarpany na strzępy, nie on. Kiedy jednak usłyszał cichy, chrapliwy głos, stwierdził, że wolałby znaleźć się w stalowym uścisku psich szczęk, niż tutaj.
- No, nor30; Ryan Whitetailr30; Nocne gonitwyr30; doniczka z bluszczemr30; za mną! Kajdany czekają! r11; Powiedział woźny i chwycił chłopaka za fraki. Puchon bez sprzeciwu dał się poprowadzić do gabinetu woźnego. Łańcuchy, kajdany? To chyba jakiś żart! Dyrektorka nigdy się na to nie zgodzi! Filch jednak zakuł go w stalowe kajdany i powiesił pod sufitem. Ryan jęknął z bólu, ale także ze złości.
- Powisisz sobie tutaj przez noc, dyrektorka się nie dowier30; Pójdę poszukać Twojego kolegi. r11; Zaskrzeczał i wyszedł. Chłopak zaczął się szarpać, wyzywając woźnego od najgorszych. Jednak nic z tego. Stalowe obręcze trzymały go mocno, wbijając się boleśnie w nadgarstki. Po kilku minutach ktoś wetknął głowę pomiędzy szparę w drzwiach. Tom! Ryan wydał z siebie gniewne mruknięcie. Wysoki Puchon zaśmiał się cicho pod nosem.
- Wieszr30; następnym razem radzę się mnie posłuchać i użyć łajnobombr30; - Powiedział ze złośliwym chichotem i wyszedł, udając się po cichu do dormitorium.
- TOM, TYr30; - Ale nie dokończył, bo morderczy bluszcz zatkał szczelnie jego niewinną buzię.