Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Zróbmy dowcip Hagridowi! (N vs Faria7)

Dodane przez Fantazja dnia 22-04-2014 00:54
#3

Tekst II

- Draco, ty skończony idioto!
Głos szesnastoletniej gryfonki Romildy Vane dotarł do uszu Draco Malfoya zbyt późno. Blondwłosy ślizgon uciekał już bowiem gdzie pieprz rośnie, zanosząc się śmiechem i co chwila spoglądając za siebie w stronę Romildy.
Dziewczyna stała na środku korytarza na drugim piętrze, od stóp do głów pokryta obrzydliwą, oślizgłą mazią w kolorze jaskrawozielonym. Nad jej głową unosiło się lewitujące wiadro wyczarowane przez Malfoya. Romilda otarła twarz i rzuciła chłopakowi nienawistne spojrzenie.
- Jeszcze zobaczysz, Malfoy! r11; krzyknęła, ale ślizgon tylko się roześmiał. Wtem usłyszał za sobą jakieś krzyki. Odwrócił się i zobaczył Filcha, wyma****ącego laską i grożącego mu pięścią. Przyśpieszył, przeskoczył kilka schodków, wybiegł przez drzwi na dziedziniec ir30; rozpędzony wpadł prosto na coś dużego, brodatego i groźnie wyglądającego. Uniósł głowę i napotkał karcące spojrzenie potężnego gajowego.
- Panie Filch? r11; zawołał Hagrid, chwytając Draco za kołnierz i unosząc go do góry. r11; Ktoś chyba bardzo chciałby z panem porozmawiać.

***

- A więc czyrakobulwy.
Profesor Dumbledore odchylił się w swoim fotelu, biorąc do ręki filiżankę mocnej, czarnej kawy. Dodał cukru, pociągnął kilka łyków, a następnie przeniósł wzrok na Dracona.
- Wywar z czyrakobulw. Niezawodne lekarstwo na młodzieńczy trądzik, ale jego duża ilość w kontakcie ze skórą może powodować oparzenia. Jednak to nie były same czyrakobulwy, prawda, panie Malfoy?
Draco zesztywniał. Udał, że nagle bardzo interesują go obrazy wiszące na ścianie.
- Nie, nie były r11; powiedział w końcu, nie patrząc dyrektorowi w oczy.
Albus Dumbledore uniósł brew.
- Nie były? Więc słucham, czego dodałeś do wywaru?
Draco zacisnął wargi. Był wściekły na profesora, że zadaje mu tyle pytań.
- Dodałem trochę skrzeloziela, dlatego wywar zabarwił się na zielono r11; powiedział.
Profesor udał zdziwienie.
- Skrzeloziela, powiadasz? Czyżbyś ukradł go profesorowi Snaper17;owi lub zwędził ze szklarni?
- Ekhem, panie profesorze r11; przerwał mu Filch, stojący do tej pory za plecami Malfoyr17;a i z niecierpliwością przysłu****ący się ich rozmowie. r11; Rozumiem, że bardzo pana interesuje niezwykła dziedzina, jaką jest zielarstwo, ale naprawdę, przełóżmy tę rozmowę na później. Chcę już dać temu hultajowi szlaban r11; uśmiechnął się drapieżnie w stronę Dracona. Ślizgon z trudem powstrzymał się, aby pokazać mu język.
Dumbledore odchylił się w fotelu.
- Co więc pan proponuje, panie Filch?
Woźny zatarł ręce, wyraźnie zadowolony.
- Chyba mam pewien pomysł.

***

- Serio? Karna praca w szklarni? r11; Draco z obrzydzeniem uniósł do góry zielone, wijące się pnącza jakiejś rośliny, która usiłowała ostrymi kolcami wydrapać mu oczy. Rzucił ją na ziemię i odwrócił się w stronę stojących obok Crabber17;a i Goyler17;a.
- Jeszcze pokażę temu Filchowi r11; zacisnął pięści. r11; Dwa tygodnie pracy w szklarni, z jadowitymi roślinkami, które przy okazji mogą ci odciąć głowę. Cudownie, naprawdę cudownie. A wszystko przez tego Hagrida. Gdyby mnie wtedy nie zatrzymał, Filchowi nie udałoby się mnie złapać. Och, Nie ujdzie mu to na sucho. r11; Nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech. r11; Mam pewien pomysł. Zrobimy dowcip Hagridowi.
Zapadła cisza.
- Dowcip? r11; powtórzył dopiero po chwili Goyle.
- Tak, dowcip. Zaskoczymy go. Dziś w nocy pójdziemy do Zakazanego Lasu i nieźle go nastraszymy.
Crabbe przełknął ślinę.
- Draco, a jak zamierzasz to zrobisz?
- Nie ja. My.
- My?!!! r11; krzyknęli równocześnie Crabbe i Goyle.
- Tak, my. Pójdziemy do Zakazanego Lasu, narobimy trochę zamieszania i po sprawie. Haguś zapamięta, że nie wolno wtrącać się w sprawy Draco Malfoyr17;a.
Crabbe i Goyle niechętnie zgodzili się pomóc blondynowi. Oboje wiedzieli, że i tak nie mają zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie.

***

Jeszcze tego samego dnia wieczorem Draco zaczął wprowadzać swój plan w życie. Razem z Crabber17;em i Goyler17;em zaczaili się w krzakach na skraju Zakazanego Lasu. Draco przyglądał się gasnącym światłom w chatce Hagrida, podczas gdy Crabbe i Goyle głośno narzekali.
- Draco, naprawdę musimy to robić? r11; jęknął Crabbe. r11; A co, jeśli nas zobaczą? Dostaniesz kolejny szlaban!
Ślizgon zignorował ich protesty.
- Siedźcie cicho. Goyle, trzymaj latarkę. Pamiętajcie: robicie zamieszanie i od razu zwiewacie. Zrozumiano? Na trzy. Raz, dwa, trzy! r11; krzyknął i ruszył pędem w stronę chatki Hagrida. Crabbe i Goyle wymienili szybkie spojrzenia; potem równocześnie wyciągnęli różdżki.
- Incendio!
Drzewo obok nich momentalnie stanęło w płomieniach. Ogień lizał gałęzie i strzelał do góry. Po chwili dało się słyszeć głośny okrzyk r11; to Hagrid wybiegł ze swojej chatki i ruszył pędem, aby ugasić ogień. Crabbe i Goyle nie zwlekali r11; odwrócili się i pognali w las.
Tymczasem Draco zaczaił się za domem i uważnie obserwował przebieg wydarzeń. Rozchylił kurtkę i wyjął coś ze środka r11; szklany pojemnik z ponad tuzinem małych, błękitnych stworzonek.
- Chochliki kornwalijskie r11; wyszeptał chłopak z satysfakcją. r11; Po powrocie Hagrid będzie miał niemiłą niespodziankę w domu.
Już miał przekroczyć próg otwartych drzwi, gdy usłyszał za sobą cichy warkot. Obrócił się i prawie zemdlał z przestrachu.
Tuż za nim, jeżąc sierść i szczerząc kły, czaił się ogromny, wściekły pies. Draco momentalnie poczuł, że oblewa go pot przerażenia. Zaczął się cofać, nawołując Crabber17;a i Goyler17;a, jednak na próżno r11; chłopcy już dawno uciekli i byli teraz daleko stąd. Pies Hagrida zawarczał ponownie i rzucił się na Draco, ujadając.
Chłopak przewrócił się upadł na ziemię. Upuścił pojemnik z chochlikami, które zdołały się uwolnić i teraz latały wokół, pokrzykując i ciągnąc ślizgona za włosy. Draco usiłował je od siebie odpędzić, gdy wtem usłyszał czyjś tubalny śmiech. Uniósł głowę i zobaczył Hagrida, który już zdołał poradzić sobie z ugaszeniem pożaru drzewa. Teraz półolbrzym pochylił się i uważnie przyjrzał upokorzonemu blondynowi.
- Oj, Draco r11; powiedział, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. r11; Ten dowcip ci się nie udał.