Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: The 100.

Dodane przez Ginny Evans dnia 12-08-2015 12:57
#3

***Poniżej nieznaczne spojlery***


The 100 to moja druga największa miłość serialowa. Zaczęłam oglądać jak były jakieś 3 odcinki wyemitowane w USA i oczywiście zachęciły mnie do tego gify na tumblrze. Na chwilę obecną moją ulubioną postacią jest Bellamy. Aczkolwiek The 100 jest takim serialem, w którym na początku kocha się jakieś postacie, żeby później je znienawidzić oraz na początku się jakieś postacie nienawidzi, żeby później je pokochać. Tak było u mnie z Bellamym. Na początku irytował mnie niemiłosiernie, ale już w pierwszym sezonie miał momenty, dzięki którym powoli wkupił się w moje łaski. W drugim sezonie uległam już kompletnie. Można powiedzieć, że Bellamy z pierwszego sezonu a Bellamy z drugiego to dwie zupełnie różne postacie, ale logicznie połączone. Postacią, którą wielbiłam od jej pierwszej sceny była Lexa. Wprowadzenie miała genialne, niby taka niewinna dziewczynka, a tu niespodzianka! Lubiłam ją jak była taka chłodna, bez uczuć typu love is the weakness i jeden z moich ulubionych cytatów we are what we are. Sprawiała wrażenie takiej wyrafinowanej (?), jakby wiedziała bardzo dużo o świecie mimo swojego młodego wieku i muszę przyznać, że to mi w niej imponowało. Ale potem scenarzyści mi ją zniszczyli. Dali Clexę, której nie cierpię, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Potem Lexa zrobiła się taka "bardziej się martwisz o Bellamy'ego niż o mnie, foch forever!" i mnie to zaczęło irytować. W ogóle scena ich pocałunku była strasznie out of character jak dla mnie, ale pomińmy to. Potem finał drugiego sezonu, to co zrobiła było tak bez sensu... :dash: Przecież oni mieli tam przewagę liczebną, mieli Mount Weather w garści...
Co do postaci to na podziw zasługuje na pewno Octavia. To jest chyba największa serialowa metamorfoza wszech czasów. Zresztą Raven też, co ta dziewczyna musiała wycierpieć! Co prawda nie popieram jej sposobu na rozwiązywanie wszelkich problemów, ale sama aktorka, Lindsey Morgan napisała na twitterze, że "szkoda że Raven nie może sobie po prostu pobiegać", także nie oceniam. Wielki plus dla Jaspera za drugi sezon, sprawdził się w roli przywódcy. Mam nadzieję, że się jakoś pogodzą z Montym, bo ich przyjaźń była świetna. Co do Murphy'ego to jak dla mnie za szybko dostał wątek odkupienia win, zakryty wątkiem komicznym. No i na koniec Finn. Chyba najbardziej kontrowersyjna postać w serialu. Raczej jestem w mniejszości, ale lubiłam go. W końcu zawsze chciał dobrze postępować, wszystko załatwić pokojowo. Nie podobał mi się ten trójkącik Clarke-Finn-Raven, mogli sobie darować. W ogóle scena Finna i Clarke w bunkrze chyba w 4 odcinku pierwszego sezonu - nie, nie, nie. No i potem w drugim sezonie scenarzyści bardzo chcieli, żeby widzowie znienawidzili Finna. Jego postępowanie można sobie tłumaczyć zespołem stresu pourazowego, albo po prostu złym poprowadzeniem wątku postaci. Osobiście jestem zdania, że scenarzyści to schrzanili.

Co do shipów to oczywiście Bellarke <3. Bellarke zalicza się do moich otp, jest nawe jednym z moich the otp (poważna sprawa). Zaczęłam ich shippować chyba jakoś od hugu w drugim sezonie. Potem było i can't lose you, too i he would do anything for her, to protect her, rozmowa przez telefon (no dobra, nie telefon, ale nie wiem co to było), razem przesunęli tę dźwignię, no i finał drugiego sezon. Świetnie razem współpracują i uzupełniają się jako liderzy. Co prawda do wątku typowo romantycznego jeszcze trochę im brakuje i byłby bardzo trudny do napisania, ale jak dla mnie powinni być endgame. Według mnie Bellarke ma więcej chemii jak Bellamy patrzy się na Clarke (nie wiem jak Bob Morley to robi, ale powinni mu dać za to jakąś nagrodę) niż taki pocałunek Clexy <#sorrynotsorry>.
Jeszcze Linctavia jest urocza. Może nie shippuję ich tak bardzo jak Bellarke, ale zdecydowanie mają coś w sobie.

Podróży do Miasta Światła raczej bym nie przetrwała. Znając moje szczęście pewnie nadepnęłabym na minę, albo Jaha wyrzuciłby mnie do morza na pożarcie potworowi. Ale tak jak Monciakund, też bym się raczej tam nie wybrała.

Co jest jeszcze fajne w The 100, to to że ma super reprezentację kobiet, czego często brakuje w serialach. No i poza tym jest wyczerpujące emocjonalnie. Zaciera się tutaj granica między dobrem i złem. Fajnie jest ukazane, że życie nie jest czarno białe i czasami nie ma dobrych decyzji.

PS. Fajnie się ułożyło, bo cała nasza trójka ma w podpisie gify z The 100 ;)



EDIT. 19.02.2016

Cześć, przyszłam, żeby się wyżalić. Trzeci sezon się zaczął dość spokojnie, ale to co się dzieje teraz to jakaś masakra. Jason Rothenberg nie żartował, gdy mówił, że nie dotrwamy do finału.

Poniżej spojlery do 3x05 i z trailera sezonu.


Bellamy, moje słoneczko najdroższe, co ty wyprawiasz? Ja wiem, że cierpisz, ale weź no się opamiętaj. Downgrade do pierwszego sezonu (a może jeszcze niżej?)? Serio? Niech mi ktoś wytłumaczy, bo ja nie potrafię zrozumieć, jaki sens ma zabijanie ludzi, którzy są po to, żeby nam pomóc? Jestem pewna, że to podpada po którąś z logical fallacies (taa, uczyło się do testu). Ja rozumiem, że scenarzyści chcieli sprowadzić Bellamiego na złą stronę mocy, ale żeby to się jeszcze kupy trzymało. Jak na razie to ja widzę wielką dziurę w logicznym rozumowaniu. W sumie podobnie było z Finnem.

Pike, to taki przysłowiowy Joffrey the 100. Wiem, że napisany specjalnie, żeby irytować widzów, ale najgorsze jest to, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Lexa i "Your people voted for this?", właśnie ja też nie mogę się nadziwić, kto przy zdrowych zmysłach na niego głosował. Gość był jakieś dwa dni w Arkadii, polityki i stosunków z groundersami nie ogarniał w ogóle, a oni go wybrali. Ale znowu rozglądam się po świecie i patrzę na sondaże, no tak, to wcale nie takie surrealistyczne...

Ale wróćmy do mojego kwiatuszka Bellamiego. Nie mogę się doczekać, kiedy Octavia przyłoży mu w tą piękną buźkę i powie słynne r0;You're dead to mer1;. Mam nadzieję, że wtedy się choć trochę opamięta, ociupinkę przynajmniej. Bo na finał sezonu liczę na pełne nawrócenie (ehe, już to widzę...). Problem z Bellem jest taki, że cierpi. Problem z Clarke też jest taki, że też cierpi. Oby dwoje cierpią po Mount Weather. Tylko każde z nich zdecydowało się sobie inaczej poradzić z tą traumą. Clarke odeszła, zostawiła Bellamiego. Bell żył przez 3 miesiące, jakby nic się nie stało, znalazł sobie dziewczynę, wszystko fajnie. Tylko wydaje mi się, że po takim przeżyciu nie można tak po prostu zignorować tego, co się zdarzyło. W przypadku Clarke mamy sceny typu: "I'm no one", czy scena z bliznami. A Bell? W sumie nie kojarzę nic. Kolejny kontrast to morderstwa. Clarke nie może zabić Lexy, gdy ma do tego okazję, chociaż ich relacja jest dość skomplikowana, co też może mieć na to wpływ (aczkolwiek scena z opluciem - mistrzostwo <3). Bellamy bez problemu zabija ziemian w próbie przeszkodzenia w zamachu, nawet Octavia zwraca na to uwagę. Po zamachu na Mount Weather, Bellamy chyba stracił wiarę w Ziemian. Oszukała go dawna "znajoma", której ufał i stracił Ginę.

Właśnie, Gina - kolejna dygresja. Zasługiwała na wiele więcej. Miała potencjał jako postać, a tak to skończyła tylko jako obiekt westchnień Bellamiego, żeby mu było smutno jak zginie. Przyznaję, po pierwszym odcinku i ich pocałunku, to było takie wtf?, co ona tu robi? Jako zwolenniczka Bellarke nie shippowałabym ich jako pary, ale szkoda dziewczyny. Tym bardziej, że wydawały się dogadywać z Raven, a Raven ostatnio wydaje się strasznie samotna.

Wracając do Bellamiego, w sumie ma on też trochę racji, że to nie oni zaczęli tę wojnę. Odkąd wylądowali na Ziemi, atakowali ich groundersi, zabili mnóstwo ludzi z oryginalnej setki, a potem z reszty arki. Ale on ma chyba przede wszystkim żal do Clarke, za to, że go zostawiła, i to nie raz, ale dwa razy. Po Mount Weather mógł jej jeszcze wybaczyć. Ba, nawet ryzykował swoje życie, idąc przez armię Azgedy, a potem kiedy Roan go zranił w nogę, Bellamy nie zwracał na to uwagi, chciał tylko odzyskać Clarke. Tak, cały drugi odcinek jest tak bardzo pełny Bellarke, że aż się wzruszyłam. "We can't lose Clarke" <3 Jednak kiedy spotykają się po raz drugi i Clarke postanowiła zostać z Lexą i tym samym znowu wypięła się na niego, coś w nim pękło. Btw, aktorstwo Boba - mistrzostwo <3 W ostatnim odcinku, kiedy razem rozmawiali, muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że tak się sprawy potoczą. Domyślałam się, że Bellamy powie coś niemiłego, ale nie aż takie radykalne środki. Zresztą co ta Clarke myślała? Że wreszcie łaskawie zjawi się w Arkadii (btw, co za ironiczna nazwa) i wszystko się bez problemu ułoży? Nie ma tak łatwo, kochana! Bellamy jest zdecydowanie zagubiony. Poparł Pike'a, bo wydawało się to, no nie wiem, łatwe? Oni są źli, chociaż są tutaj, żeby nas chronić, ale to my jesteśmy ci dobrzy, więc musimy ich zabić. Nie rozumiem jak Bellamy mógł stwierdzić, że to dobry pomysł. Problem zaczyna się robić zawsze przy generalizacji. Zawsze byłam przeciwniczką generalizacji i wrzucania wszystkich do jednego worka, bo nawet w takim serialu jak the 100 widzimy jak to się kończy. Stwierdzenie, że wszyscy Ziemianie są źli. Jasne, są źli, wrogo nastawieni do Skaikru, ale są też dobrzy, większości tak naprawdę nie znamy. Ale skoro Lexa ryzykowała swoim życiem, żeby włączyć Skaikru do koalicji, to chyba nie w porę ten bunt? Wiadomo, Bellamy zawiódł się już tyle razy na nich, szczególnie przez zdradę Lexy, no ale mimo wszystko morderstwo 300 niewinnych osób, które chcą ci pomóc, jeszcze podejście ich nocą, to już naprawdę brak honoru. Szczególnie, że zamachu na Mount Weather dokonała Azgeda, czyli ich wspólny wróg.

W ogóle wszystkie złe sytuacje w tym serialu biorą się z powodu braku logiki bohaterów (czyt. scenarzystów). O ile Finna można jeszcze zrozumieć, ptsd i te sprawy (chociaż jego "wielkiej miłości" do Clarke do dzisiaj nie rozumiem), to zdrada Lexy i to, co teraz robi Bellamy jest naprawdę bez sensu. Pod Mount Weather mieli znaczącą przewagę i bez problemu by wygrali, bez konieczności poświęcania tak wielu osób. Rozumiem, że Bellamy zawiódł się na groundersach, ale przecież przemocą i zabijaniem każdego na swojej drodze nic się nie osiągnie. Jason twierdzi, że Bellamy w niczym nie przypomina Finna i nie jest to ptsd, bo jest od niego silniejszy. No ale w takim razie tu dopiero pokazuje się słabość jego charakteru...

A właśnie Lexa i jej lizo***stwo... Serio? "Blood must not have blood"? Teraz? Chiba trochę rychło w czas. Trzeba było dojść do takich wniosków przy Finnie. Właśnie teraz powinna wziąć sprawy w swoje ręce, bo z Pikiem raczej sobie nie ponegocjują przy herbatce. Lubię postać Lexy, ale jak dla mnie jest bardzo chaotycznie pisana, raz przechyla się w jedną stronę, raz w drugą. Miała kilka dobrych scen w tym sezonie, wyrzucenie koleżki przez okno, Lexa z dziećmi <3, walka z Roanem, ale jej słabość do Clarke mnie nie przekonuje. Udają teraz takie bff jakby nic się nie stało, i nie, przysięgi na kolanach do mnie nie przemawiają.

A, jeszcze chciałam dodać, że mama Monty'ego mnie irytuje.
I co to za lsd rozdaje Jaha? W sumie w porę wrócił, ale mam nadzieję, że zrobi coś więcej niż udawanie wędrownego filozofa.

Podsumowując, Bellamy, słoneczko moje, opamiętaj się! Czekam na hero!Bellamy, zgodnie z zapowiedziami Jasona.

Edytowane przez Ginny Evans dnia 19-02-2016 18:36