Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Teraz czuję..., czyli rozmowy nocą na kozetce (Dretwota vs Tom_Riddle)

Dodane przez raven dnia 23-09-2015 20:15
#2

Tekst 1

Teraz czuję.. czyli rozmowy nocą na kozetce

Zamknęła drzwi za ostatnim tego dnia pacjentem i powoli wypuściła powietrze z płuc. Godzina 23.30. Kolejny pracowity dzień dobiegł końca. Dzień pełen nerwic, depresji, rozterek egzystencjalnych i zaburzeń dwubiegunowych. Dla niej dzień jak co dzień. Każdy psychoterapeuta w hrabstwie Essex marzyłby o tak zapchanym planie dnia. Jednak Christina zakładając tuż po studiach prywatną praktykę psychoterapeutyczną nie sądziła, że.. kiedyś będzie miała po prostu dość.
Skierowała się do kuchni, żeby odgrzać sobie coś do jedzenia. Odsunęła stos garów i usiadła na blacie obok mikrofali czekając aż ohydne resztki ciasta rabarbarowego sprzed tygodnia będą ciepłe. Kilka lat temu gdy kończyła studia na Oxfordzie, sądziła że oto otwiera się przed nią świetlana przyszłość. Sądziła, że zostanie znanym i rozpoznawanym psychologiem oraz że napisze kilka książek. Problem w tym, że do tego trzeba było kilka naprawdę ciekawych przypadków a przecież książek o nerwicach, depresjach a już tym bardziej o rozterkach egzystencjalnych jest wiele. Ten rchleb powszednir1; zapełniał jej plan dnia od rana do wieczora i to sprawiło, że zaczęła powoli się wypalać. Bo jaka frajda jest w powtarzaniu po raz któryś, że depresja to choroba i trzeba brać leki, że na nerwicę choruje co czwarta osoba a szklanka jest do połowy taka, jaką chcemy żeby była. Prawdę mówiąc miała ochotę dać za wygraną. Christina Jang pragnęła ponad wszystko wyrwać się z tej rutyny. Na razie jednak odór spalenizny wyrwał ją z tych niezbyt miłych przemyśleń. Wyrzuciła spalony placek i postanowiła dać sobie spokój z jedzeniem. Teraz marzyła już tylko o ciepłym łóżku na piętrze jej domu. Jednak przechodząc koło swojego gabinetu zauważyła stróżkę światła pod drzwiami. Była pewna, że kominek już dogasał.. I nagle zobaczyła cień, przecinający poświatę spod drzwi. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Przecież była w domu sama i nie miała już dzisiaj pacjentów! Podeszła ostrożnie nasłu****ąc, gdy drzwi same się otworzyły. Na tle rozpalonego kominka zobaczyła wysoką postać w płaszczu aż do ziemi. W gardle uwiązł jej krzyk.
- Nie ma sensu krzyczeć. I tak nikt nie usłyszy - Zimny, męski głos dobiegł ją jak przez mgłę.
-Kim..?
-Nie znasz mnie, ale ja znam ciebie - odpowiedział równie chłodno nie odwracając się.
-Christina Jang, absolwentka Oxfordu, najlepszy psychoterapeuta w Essex. Córka Xiae i Maichiego Jang. Twoi rodzice to Koreańczycy. Ty urodziłaś się w Anglii, jednak zawsze chciałaś poznać kraj ojczysty.
-Kim.. Jak w ogóle.. Co do cholery robi Pan w moim gabinecie?!
Była w absolutnym szoku. Czy to jakiś psychol czy może seryjny zabójca?
-Psycholem nie jestem aczkolwiek to drugie nie mija się z prawdą. Potrzebuję..- westchnął jakby walczył ze sobą żeby to powiedzieć - Kogoś do rozmowy.
To jej się śni. Na pewno. Przysnęła na kanapie i śni jej się magik-morderca czytający w myślach. Ale jednocześnie.. Bardzo by chciała, żeby to nie był sen. Bo takiej aury nie czuła od żadnego swojego pacjenta. Aury mrocznej tajemnicy, która powodowała dreszcze i gęsią skórkę. Tajemnicy, którą jednocześnie chce i nie chce się poznać. Wiedziała, ze cokolwiek ma do powiedzenia ten tajemniczy mężczyzna, na pewno warte jest książki z najwyższej półki.
- Proszę usiąść - zaprosiła nieznajomego gestem na kozetkę, jednak stojący do niej tyłem mężczyzna wciąż stał przy kominku nie ukazując twarzy.
- Mam.. problem. Z nazwaniem pewnych uczuć - powiedział, nie zważając na jej zaproszenie.
-Może najpierw opowiedziałby mi Pan coś o sobie? Od tego chyba powinniśmy zacząć.
Usiadła za biurkiem spoglądając na niego kątem oka. Miała dziwne przeczucie, że lepiej nie drażnić tego konkretnego mężczyzny.
- To nie będzie konieczne - stwierdził zimno, wręcz z irytacją - Zjawiłem się tu, bo potrzebuję opinii kogoś obiektywnego. Kogoś, kto zna się na ludzkim umyśle i kto powie mi co do cholery dzieje się w mojej głowie.
Wzdłuż kręgosłupa Christiny przebiegł dreszcz. Ten mężczyzna z całą pewnością był w jakimś stadium choroby psychicznej.
rIntrowertyzm. Egocentryzm. Brak zrozumienia własnych odczućr1; - zanotowała skrzętnie i zwróciła się do niego.
- Zatem niech pan opisze to co Pan przeżywa, a ja spróbuję wywnioskować co do za uczucia.
Mężczyzna zaśmiał się szyderczo i oparł dłoń o gzyms kominka. Milczał a Christina czekała z mieszaniną strachu i podekscytowania. W końcu gdy już była pewna, że mężczyzna się nie odezwie, przemówił ważąc słowa.
- Tydzień temu przed moje oblicze trafiła pewna.. dziewczyna.
- A więc chodzi o kobietę? - zapytała natychmiast Jang, jednak już sekundę później pożałowała swoich słów. Poczuła tak nieziemski ból, jakiego jeszcze w życiu nie czuła. Krzyknęła, jednak tak szybko jak ból powstał, tak znikł. Dysząc ciężko spojrzała na mężczyznę lecz ten nie ruszył się nawet o cal. Usłyszała jednak jego głos przesycony wściekłością
- NIE PRZERYWAJ SZLAMO!
Czuła jak jej serce galopuje po tym niespodziewanym przeżyciu i kolejny raz poczuła strach. Wiedziała, że to on był sprawcą tego bólu ale jak?..
- Ta dziewczyna.. okazała się własnością mojego.. podwładnego. Odkryłem to, gdy była już w zaawansowanej ciąży. Rookwood starał się ją przede mną ukryć, jednak ta gnida Pottera o jeden krok za daleko wyszła poza strefę ochronną. Lovegood była słaba. Poddała się od razu. Żadnej zabawy. Jednak to Rookwood okazał się słabszy. Zawsze taki niezłomny.. Oddany mi od lat, zabijający z dziką pasją.. były niewymowny, a łkał jak małe dziecko. - "Nie zabijaj jej, oszczędź dziecko, zabij mnie ale jej nierób krzywdy"- smarkał u mych stóp. Czułem.. nie wiem jak to nazwać. - zakończył zaskoczony i wyraźnie zirytowany.
-To zawód. Zawiodłeś się na nim - Christina pomimo tylu dziwnych sformułowań i przerażającej prawdy wynikającej z tego stwierdzenia skupiła się na interpretacji przeżycia mężczyzny. Coś odsuwało od niej szok, przerażenie i chęć ucieczki i miała dziwne przeczucie, że to jego wpływ.
- Poczułem.. coś jeszcze. Coś czego nigdy w życiu nie doświadczyłem. Gdy spojrzeli na siebie wiedząc że to koniec gry, ona dotknęła swojego brzucha i.. cholera uśmiechnęła się. A mnie chwyciło w piersiach. Takie.. dziwne uczucie. Jakbym.. Cholera miałem ochotę zostawić ich w spokoju. - wstręt z jakim wyrzucił z siebie to wspomnienie zaskoczył Christinę.
- To litość. Poczułeś nad nimi litość.
Mężczyzna odwrócił szybko głowę w jej stronę a kobieta aż zachłysnęła się powietrzem. Nie była pewna czy to nie tylko gra ognia ale jedyne oko widoczne spoza ramienia płonęło czerwienią nienawiści, skierowaną w jej stronę. Tylko to jedno oko powiedziało jej, że mężczyzna gardzi wszystkim co może być litością.
- Lord Voldemort nie zna słowa litość!
- Ale to właśnie poczuuułeś! - Wystękała przez zaciśnięte zęby bo ból, znów uderzył ją jak rozżarzony pręt.
- Litość jest dla słabych. Potężni nie znają tego słowa. Nie powinni sobie na nie pozwalać. To co czułem to z pewnością nie LITOŚĆ! - powiedział mocnym głosem, za każdym razem z obrzydzeniem wypowiadając to słowo. Zapatrzył się w kominek i na dłuższą chwilę zapadła cisza. Christina po cichu zapisała na kartce tuż pod diagnozą - "Pacjent nazywa sam siebie Lordem Voldemortem. Możliwe rozdwojenie jaźni. Impulsywny. Wybuchowy. Prawdopodobnie jest przywódcą zorganizowanej grupy przestępczej - możliwe, że mafii. Prawdopodobnie dopuścił się morderstwa z zimną krwią. Nazwiska ofiar: Rookwood, Lovegood"
Mężczyzna nazywający się Lordem Voldemortem prychnął szyderczo po czym rzucił jej przelotne spojrzenie znad ramienia opartego o gzyms.
- Jest.. Jeszcze coś. - stwierdził po chwili wahania.
Christina milczała pomna jego ostrzeżenia o nie przerywaniu.
- Gdy uczęszczałem jeszcze do Hogwartu, w klasie równoległej do mojej była.. pewna dziewczyna. Ona.. Była inna niż te wszystkie idiotki. Była potężna. Miała moc, która zadziwiała. Prawie równała się mojej. Jako jedna z nielicznych nazywała mnie "Tommy", co doprowadzało mnie do szaleństwa. A ją to bawiło! Nikt nigdy nie mógł się równać ze mną mocą. Minerwa natomiast.. Gdyby zagłębiła się w czarnej magii.. Mogłaby próbować. Wiele razy z nią walczyłem a ona nigdy nie okazała strachu. Choć wiedziała że przegra, bawiły ją potyczki ze mną. Do dziś pamiętam ten śmiech gdy oberwała Sectumsemprą. Jakby bawiło ją, że użyłem czegoś takiego! - zamilkł na chwilę jakby wciąż zastanawiając się nad tym przeżyciem.
- Nasze drogi rozeszły się. Jednak wczoraj znów spotkaliśmy się na polu walki. Ja.. - zamilkł jakby zbierając się w sobie. Jang nie śmiała nawet oddychać - nie umiałem jej zabić.
W jego ustach brzmiało rozgoryczenie i złość. Jakby pierwszy raz nie umiał kogoś zabić. Mówił o tym jak ktoś kto zapomniał swojej profesji.. Jak aktor który zapomniał roli albo jak chirurg nie pamiętający jak się zszywa ranę.
- Przypomniały mi się wszystkie nasze walki. Używała tych samych zaklęć a nawet śmiała mówić do mnie "Tommy!" -warknął w ogień
- Mogłem ją zabić. Mogłem to zrobić. Ale.. nie umiałem. Co to do cholery znaczy?
Znów rzucił jej wściekłe spojrzenie. Milczał a ona bała się wypowiedzieć swoje wnioski na głos.
- ODPOWIADAJ! - krzyknął a ona znów poczuła ten niewyobrażalny ból.
-Tor30; to znaczy że.. JEST DLA CIEBIE KIMŚ WAAAŻNYM! - zawyła i ześlizgnęła się na podłogę, gdyż przy jej ostatnim zdaniu ból stał się niewyobrażalny.
- Lord Voldemort nikogo nie darzy sympatią. Nikt nie jest dla niego WAŻNY. - ból ustąpił tak szybko jak się pojawił. Dysząc ciężko zobaczyła, że przybysz odwraca się w jej stronę.
- Twoi poprzednicy radzili mi, abym odciął się od złych emocji, zgadzasz się z tym?
- Tak.. tak.. - wyjąkała. Nagle cały strach i powaga sytuacji uderzyły w nią z siłą lokomotywy i załkała żałośnie u jego stóp. Poczuła ciężar, który wcześniej zignorowała, a który wisiał nad nią powstrzymywany.. przez niego. On potrzebował jej chłodnego spojrzenia na sprawę i to sobie właśnie zapewnił. Nie wiedziała w jaki sposób ale ten mężczyzna. Lord Voldemort - "Tommy" manipulował jej odczuciami od samego początku ich rozmowy. Całkowicie zapominała o książce i o pragnieniu poznania tego mężczyzny bliżej. Teraz chciała już tylko przeżyć to spotkanie. Bo coś jej mówiło, że ten mężczyzna nie wypuści jej stąd żywej.
- Wiesz, która jesteś? Dziewiętnasta. Czasem potrzebuję, aby ktoś ułatwił mi poukładanie sobie w głowie pewnych spraw. W tedy mogę podjąć pewne kroki, aby wyeliminować swoje błędy. Każdy psycholog radzi mi odciąć się od złych emocji. Od złych wpływów. I wiesz co? Ja to właśnie robię.
Gabinet Christiny rozbrzmiał echem zimnego, szyderczego śmiechu. Śmiechu tak nieludzkiego i tak nierealnego, że nawet nie umiałaby sobie takiego wyobrazić. W sposobie w jaki śmiał się ten mężzyzna nie było nic zabawnego. Nie był to śmiech szczęścia, ulgi czy załamania. To był śmiech szaleńca. Usłyszała szelest szat i otwierając oczy zobaczyła, że jego twarz jest kilka centymetrów od jej twarzy. Coś ciężkiego spoczęło na dnie jej żołądka, bo właśnie zdała sobie sprawę, że to co wcześniej uznała za odbicie ognia, okazało się jego źrenicami. Czerwonymi jak świeża krew. Uśmiechał się szyderczo widząc jej przerażenie. Zbliżył swoje blade usta do jej ucha i wyszeptał:
- Odcinam się. Zabijam. Zabiłem Lovegood. Zabiłem Rookwooda. Zabiję Minerwę. Zabiję i ciebie Christino Jang, tak jak osiemnastu twoich poprzedników. Odetnę się od tych uczuć, bo teraz czuję.. a człowiek bez duszy nie powinien przecież czuć.
Uniósł rękę, w której tkwił kawałek drewna i Christina wiedziała, że to koniec. I jak to czasem bywa u ludzi którzy stoją w obliczu śmierci, w ostatnich chwilach swojego życia myślą o czymś zupełnie nieistotny. A ona pomyślała, że wyszłaby jej cholernie dobra książka.