Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: 25 grudnia - i znowu to samo (LilyPotter vs Dretwota) [zakończony]

Dodane przez raven dnia 20-01-2016 17:41
#1

Pojedynkują się: LilyPotter, Dretwota
Forma: kartka z pamiętnika
Tytuł: 25 grudnia - i znowu to samo
Temat: nowy uczeń w Hogwarcie
Długość: minimum jedna strona w Wordzie (Times New Roman, rozmiar czcionki 12)
Elementy obowiązkowe: eliksiry, Albus Dumbledore, Weasley, Hogwart, Veritaserum
Elementy zabronione: Harry Potter, składanie życzeń
Czas oceniania: nie dotyczy


Dretwota nie nadesłała swojego tekstu pojedynkowego, więc walkowerem zwycięża LilyPotter! Dretwota zostaje regulaminowo ukarana, nagroda punktowa trafia na konto LilyPotter, której tekst możecie przeczytać poniżej. Zachęcam do komentowania pracy.

Dodane przez raven dnia 20-01-2016 17:41
#2

Tekst autorstwa LilyPotter:

21.12
Cholera by wzięła tą nieszczęsną lekcję eliksirów - nie dość, że musiałem zostać po zajęciach (bo, oczywiście, prefekt musi być na każde skinięcie opiekuna domu, jasne, jeszcze czego), to to, co mi oznajmił Snape chyba wykracza poza wszystkie wcześniejsze nowinki. Całe szczęście, że nie chodziło o to, że wlałem troszkę za dużo veritaserum do napoju pewnej ślicznotki z Ravenclawu, no ale, do rzeczy.
Co tym razem wymyślił nasz szanowny pan dyrektor, Albus Percival Jakiśtam Dumbledore? Nowego ucznia. W środku semestru. Bo tak, ot co. Nie dość, że jako prefekt prawdopodobnie dostanę to cudowne zadanie oprowadzenia młodziaka, jeżeli się dostanie do naszego domu, to na dodatek mowa nie o jedenastolatku, tylko praktycznie dorosłym facecie, lat szesnaście z kawałkiem, będzie rok niżej niż ja. Cudownie. Po prostu cudownie. Ma przyjechać za cztery dni, do tego czasu Hogwart musi lśnić, ma być wszystko cacy i nie wiem jak jeszcze.
Nie, nie jestem zirytowany, no skąd. Cholerne święta. Znowu muszę tu zostać, więc znowu będzie beznadziejnie. Rok temu byłem sam z dwójką młodych Weasley'ów. Też są rudzi, jak wszyscy oni tam. No, ten chłopaczek ma trochę ciemniejsze włosy, jakby nie patrzeć, ale i tak - Weasley to Weasley, czy jest rudy, czy nie.

25.12, godzina bliżej nieokreślona, nie mam zamiaru się stąd ruszać do końca ferii świątecznych.
No i, cholera, nie Slytherin. Ale mimo wszystko nie zapowiadało się na to, że będzie aż tak beznadziejnie. Rok temu to przy tym pikuś, chociaż ta słodziutka Puchonka nadal na mój widok przeklina.
Dziesiąta-zero-dwie, szanowny dyrektor wbija do pokoju przy Wielkiej Sali, gdzie z resztą prefektów naczelnych dyskutowaliśmy o nowym. Dyskutowaliśmy, tia. Byłem zajęty wyzywaniem tych idiotów z Gryffindoru - uważali, że skoro to oni pierwsi się dowiedzieli, nowy powinien trafić bezpośrednio do nich. Nie wiem na jakiej zasadzie to sobie uroili, szczególnie że szanowny dyrektor raczył nas już oświecić o szybkim wykorzystaniu Tiary. Wracając, ja się wesoło z nimi wyzywałem, dziewczyna ode mnie miała to wszystko serdecznie gdzieś i oglądała paznokcie - a ja, głupi, kiedyś myślałem, że z niej coś będzie! Dumbi upadł na głowę, że jej takie stanowisko wręczył - Krukoni nagle rozwiązywali jakiś dylemat, Puchoni jak zwykle gruchali sobie spokojnie nikomu nie przeszkadzając... A tu wpada pan D. z wesołą nowiną, że jest.
I go wprowadza. Ją wprowadza. Ślicznotka z Ravenclawu sprzed kilku dni odpadała w przedbiegach (inną kwestią jest, że nadal nie wyszła ze skrzydła szpitalnego, ups?). Wysoka, niewiele niższa ode mnie. Długie, rudawe włosy, ale takie pięknie rude, nie weasley'owo rude. Szczupła, ale tam gdzie trzeba odpowiednio ładnie, no. W ciuszkach szkoły wyglądała absurdalnie dobrze, chociaż przyznam, paru elementów chętnie bym się pozbył, najlepiej od zaraz. A jak się odezwała, to po prostu, no moja jest i tyle, biorę, panowie, biorę, nawet jak półkrwi to biorę, ba, nawet miejsce w pokoju zaoferuję.
Ale nie. Dumbi wyciąga tą swoją Tiarę, sadza pannę śliczną na krzesełku, ja tu mentalnie umieram i modlę się o nasz dom, obiecując wszystkim bóstwom dożywotnie ofiary, Tiara milczy, nagle zaczyna się śmiać, my konsternacja, o co chodzi.
I tylko cicho słychać, jak dziewczyna mruczy coś o tym, że nie chce do Gryffindoru. Cudnie, nawet jak nie będzie u mnie, to i tak ją jakoś ogarnę, tak czy nie, kto jest największym ciachem na roku i tak dalej. Tiara w zaparte milczy, atmosfera gęstnieje, Dumbek od kwadransa wyciera te swoje okularki, szew się otwiera...
No i, do jasnej cholery, Gryffindor.
Ja nie wiem, co ta Tiara ma we łbie. Serio, nie wiem. Mówi dziewoja, że tam nie chce, a ta na siłę, widziałem jej skwaszoną minę, pewnie nawet Huffelpuff by wolała. Żeby nie było, do Puchonów nic nie mam, przyjaźni, mili, da się z nimi normalnie żyć bez większych niesnasek, ale się przyjęło, że to dom całej reszty. No, ale skoro panna śliczna w Gryffindorze, to mogę co najwyżej sobie popatrzeć. Dobre i to, niby, ale, no w mordę, to musiało być celowe. Gryfoni już zaczęli świętować, aktualnie tez pewnie bawią się w tym swoim pokoiku, kiedy ja leżę i to bazgrolę.
Jakby tego nie było mało, Gryfoni oczywiście wykręcili się z oprowadzania tejże piękności po szkole, kij wie dlaczego, ale nikt ich nie ogarnia. Krukoni zwolnieni, bo próba chóru przed poobiednim koncertem (a jednak w tym roku zostało nas więcej, głównie przez nowego), Puchoni chętnie by ją przyjęli, ale profesor Sprout miała jakieś pilne zadanie, w szklarni, i tak jakoś padło na mnie, a ja, idiota życia, się zgodziłem. Czemu by nie, czy coś, Snape pewnie by mnie zamordował, gdyby mnie wtedy z nią zobaczył. Bogu dzięki, ominęliśmy skrzętnie lochy, taka delikatna istotka nie powinna błądzić po ciemnych, wilgotnych lochach, nawet z tak mężnym kompanem u boku. Jak już Dumbi się zwinął, pokazałem tym idiotom, co o nich myślę, oferując ślicznotce ramię. Dopóki nie miała domowych ciuszków, nie było tak źle.
No dobra, ja-dzielny-rycerz, pokazałem wszystko to tu, to tam, sale, gdzie mają pokój wspólny, nakreśliłem wszystko co nakreślone powinno zostać, podsunąłem historię Hogwartu (dla wytrwałych), gdyby jeszcze miała jakieś pytania, ba, nawet z Irytkiem pogawędziłem co mu zrobię, jak chociaż przypadkiem jej dotknie. A może nie tyle ja, co Krwawy Baron, jak dobrze mieć kumpli też wśród duchów.
Odprowadzam ją do Wielkiej Sali, na obiad, pokazuję jej stół, ale że była jeszcze chwila, to idę z nią do holu, pogapić się w okno, to takie romantyczne. Trudno, nawet jeżeli to Gryfonka, takiej okazji nie można przepuścić. No i proponuję, może jakaś kawa, dzisiaj, wieczorem, w Hogsmeade, mam przepustkę, z resztą są święta, dyrektor pozwoli, będzie cacy, a tam jest bardzo ładnie, to taka kawiarenka dla par i w ogóle...
Spojrzała na mnie, zachichotała. Ja w zonk, o co się rozchodzi, powiedziałem cos źle? Każda na to leci.
No, każda, tylko każda z tych, co gustują w męskim gronie, cholera. I jeszcze miała czelność zapytać, czy nie mam znajomych jakichś ładnych dziewczyn, bo ona chętnie by się na tą kawę przeszła, tylko że towarzystwo też musi być odpowiednie.
Wspominałem już, że nienawidzę świąt?

Dodane przez wiechlina roczna dnia 20-01-2016 18:48
#3

Styl porywający do tego stopnia, że obawiałem się uronić nawet jednego słowa. Tematyka forma idealnie odpowiada założeniom. Jest kilka perełek np. "Albus Percival Jakiśtam Dumbledore", idealny zwrot jak na Ślizgona. Wcześniej ten incydent z Veritaserum :D. Najbardziej intrygujący moment to jednak dyskusja z Tiarą Przydziału. Osoba z takiej rodziny, jeśli nawet jakiejś dalszej jej gałęzi i nie chce do Gryffidoru.Niesłychane. Przypuszczam iż wcześniej chyba uczyła się, w Durmstrangu. To zapowiadało jakąś mroczną tajemnicę. Miałem nadzieję, że pod koniec coś się wyjaśni. Pozostaje jednak wieloznaczna domyślność. Tymczasowo interpretuję to jako "kobiecy instynkt stadny". Ale bez obrazy, bo chodzi mi o osoby które tymczasowo nie szukają "drugiej połówki". Uważając, że jeszcze na to nie pora, bo OWTM-y trzeba jak najlepiej zdać. Odpowiednie towarzystwo ma, w tym pomagać.
Znakomicie napisane, chyba gdzieś mignęła mi tylko jedna literówka. Gratulacje.

Dodane przez LilyPotter dnia 22-01-2016 06:16
#4

No nic, szkoda, chyba drugi pojedynek z walkowerem, następnym razem będę się znęcać to znaczy nie, wróć, ładnie prosić o jednak wysłanie tekstu na skrzynkę, trudno.
Jak już pisałam na maila, w tej chwili znalazłam kilka błędów które mnie okropnie rażą, ale powodzenia w szukaniu, ta łatwo nie będzie, nie mam zamiaru ich wytykać :P Chociaż z formą męską, o którą się tak obawiałam, chyba wszystko w porządku.

Tymczasowo interpretuję to jako "kobiecy instynkt stadny". Ale bez obrazy, bo chodzi mi o osoby które tymczasowo nie szukają "drugiej połówki". Uważając, że jeszcze na to nie pora, bo OWTM-y trzeba jak najlepiej zdać. Odpowiednie towarzystwo ma, w tym pomagać.
A tu własnie nie do końca. Chciałam zrobić tylko delikatną sugestię, że 'panna śliczna', jak to mój bohater twierdzi szuka kobiety, ale do związku (bo czemu by nie zrobić lekkiego wątku homo). Ale to dobrze, że nie jest tak na wierzchu, bo to miała być jednak czysta rozpacz bohatera który wyrywa jak leci, ale nie może sobie znaleźć istotki na dłużej :P I dziękuję za komentarz ^^